Rozdział XVIII. Misja z wrogiem. Strzeż się sharingana.

Po skończonym treningu wszyscy znów znaleźli się w kuchni. Pein zaczął przeglądać swoje papiery w oczekiwaniu na jeszcze jednego członka Akatsuki. Po chwili do środka wpadła Kat.

-Już jestem! – zawołała, siadając na swoim miejscu. – Sprzątałam salę.

Pein spojrzał na nią, ale dziewczyna szybko odwróciła wzrok i Lider nie mógł nic zyskać z jej myśli.

-Misje na ten tydzień… – zaczął rudy. – Deidara i Sasori. Śledzicie ruchy w Wiosce Dźwięku. Zwłaszcza nowej Czwórki Dźwięku.

Rzucił lalkarzowi kilka dokumentów.

-Dalej… Kat, Kisame – zamruczał Pein. – Szpieg z Kiri chce nas wydać. Macie się go pozbyć.

Podał rybce papiery.

-I ostatnia… Itachi i Kiyo – powiedział. – Szczegóły misji w dokumentach. Ruszacie jutro o świcie.

Wstał od stołu, podawszy wcześniej Uchice teczkę. Kiyo przełknęła ślinę. Szczerze powiedziawszy bardziej bała się iść na misję z Itachi’m niż kiedyś z Hidanem. Wciąż miała w pamięci słowa Kat: „Itachi potrzebuje potomka…”.

-Hej, Kiyo-chan – usłyszała głos Sasori’ego. – Musisz się wyspać.

Niebieskooka pokiwała głową. Wyszła z kuchni i skierowała się do swojego pokoju. Umyła się i ubrała w krótką koszulkę nocną. Ledwo wyszła z łazienki, a już zauważyła, siedzącego na jej łóżku Uchihę. Itachi wstał i podszedł do dziewczyny.

-Chciałem ci tylko powiedzieć, że na tej misji Kat ci już nie pomoże – szepnął. – Więc będziemy mogli dokończyć to, co zaczęliśmy.

Wyszedł z pokoju, nim Kiyo pomyślała nawet o wzywaniu pomocy. Osunęła się po ścianie.

Dlaczego? Dlaczego akurat misja z nim? Z trudem powstrzymywała cieknące jej do oczu łzy. Co ma zrobić? Wstała z podłogi i zarzuciła na ramiona płaszcz. Wyszła z pokoju i stanęła przed gabinetem Lidera. Zapukała i po standardowym: „Wejść!”, weszła do środka.

-O co chodzi, Kiyo? – zapytał Pein.

-Nie chcę misji z Uchihą – wyżaliła się.

Spojrzał na nią zaskoczony.

-Nie mam czasu na następne roszady – powiedział. – Musisz iść z Itachi’m.

-Ale on… – wyjęczała. – Ja nie…

Osunęła się na krzesło w geście totalnego rozżalenia.

-Eee… Kiyo…? – zaczął Pein. – Daj spokój. To tylko misja.

-Wiesz, czego on ode mnie chce?! – wrzasnęła niebieskooka. – On chce potomka! Dzieci z powietrza się nie biorą!

Pein rzucił jej zaskoczone spojrzenie. Po chwili westchnął ciężko.

-Wiem – odparł. – To samo chciał od Konan, ale bał się mnie. Do Kat też się przystawiał, ale z nią to nikt nie wygra. Wybacz mi Kiyo, ale już nic nie poradzę.

-Ale… – zaczęła.

-Możesz wziąć kogoś ze sobą – przerwał jej. – Byle nie kogoś z misją.

-Czyli… – zaczęła Kiyo.

Nie miała dużego wyboru. Kat, Sasori, Deidara i Kisame idą na misje. Na Tobi’ego nie ma co liczyć. Zetsu jest zbyt przerażający. Kakuzu szybciej by ją sprzedał, niźli bronił. Zostaje więc…

-Hidan – powiedziała.

-Zgoda. Idź powiedz o tym Hidanowi, a ja w tym czasie uświadomię Itachi’ego – powiedział Pein, wracając do swoich papierów.

Dziewczyna skinęła głową i wyszła z gabinetu. Po drodze spotkała Uchihę. Itachi posłał jej beznamiętne spojrzenie i skierował się do gabinetu Lidera. Kiyo szybko przeszła przez korytarz, stając przed drzwiami do pokoju Hidana. Zapukała do nich niepewnie.

-Wejść! – usłyszała.

Otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka. Jashinista pracował nad jakimś zwojem. Na biurku walały się stosy kartek i szkiców. Kiyo rozpoznała równe i kształtne pismo Kat, a rysunki wyszły zapewne spod jej ręki.

-Kiyo, to ty? – zapytał, podnosząc wzrok znad zwoi. – Coś się stało?

-Idziesz ze mną na misję – powiadomiła.

-Myślałem, że idziesz z Itachi’m – stwierdził.

-Też – odparła. – Ale… Pein cię przydzielił.

Hidan wzruszył ramionami.

-Nie ma sprawy – odpowiedział.

Szli już od dobrych kilku godzin. Pomijając fakt, że Uchiha był wściekły z powodu obecności Hidana na misji, Kiyo czuła się całkiem znośnie. Dziewczyna szła obok Jashinisty, metr, albo dwa za Itachi’m. Białowłosy był dziwnie milczący, nie odpowiadał na pytania niebieskookiej, albo zbywał ją półsłówkami. Kiyo czuła się przez to podle.

Wykorzystała Hidana. Samo brzmienie tego zdania w jej myślach wydawało się jej bardziej poronione niż napady Kat. Ale to była prawda. Hidan służył jej jedynie za ochronę przed Uchihą.

Gdy zaczęło się ściemniać Itachi zatrzymał się na jakiejś polance. Hidan nie sprzeciwiał się.

-Idę po drewno – rzucił Jashinista.

-Pójdę z tobą! – zawołała Kiyo.

Hidan przyjął to bez jakichkolwiek emocji. Niebieskooka rzuciła za siebie spojrzenie – Itachi grzebał w swoim plecaku. Kiyo patrzyła w tył tak długo, aż drzewa przysłoniły jej Uchihę. Wtedy nagle wpadła na coś. A raczej na kogoś.

-Uważaj! – usłyszała syk Hidana.

-P-przepraszam… – wyjąkała.

Spojrzała na białowłosego – chłopak zebrał już pełne naręcze drewna. Kiyo nie miała nic, ale jakoś nie bardzo się tym przejęła. Po chwili Hidan wrócił do obozowiska, a za nim jak cień podążyła Kiyo. Rozpalili ognisko i szybko zjedli naprędce przygotowany posiłek. Itachi położył się spać. Kiyo przysunęła się bliżej Hidana, który szczelniej okrywszy się płaszczem, wpatrywał się w tańczące płomienie ogniska. Dziewczyna upewniła się, że Uchiha już śpi.

-Hidan… – zaczęła. Chłopak w ogóle nie zareagował. – Hidan…

Szturchnęła go lekko. Jashinista spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem.

-Hidan… Porozmawiaj ze mną, no – wyszeptała.

-Czego ty ode mnie chcesz? – rzucił. – Nie dość ci, że tu siedzę i cię chronię przed tym kretynem? Po to tu przecież jestem, nieprawdaż?

Skuliła się, słysząc pełne wyrzutu i pogardy słowa. Teraz wiedziała doskonale, jak bardzo go zraniła.

-Przepraszam – wyszeptała. – Bałam się. Nie wiedziałam, co mam robić…

Westchnął ciężko.

-Dlaczego ja? – zapytał. – Czemu mnie w to mieszasz?

-Hidan, ja… – zaczęła. – Nie było nikogo innego.

Zaśmiał się gorzko, słysząc jej słowa.

-Przynajmniej jesteś szczera… – rzucił.

Odwrócił się do niej plecami. Kiyo wiedziała, że dalsza rozmowa nie ma już sensu. Zwinęła się w kłębek i zasnęła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top