Rozdział 4

Życie z Harrym stało się tak normalne w tak krótkim czasie, że czasami Louis zapominał jak to było bez niego. Zanim zaczęli razem gotować tyle razy w tygodniu, ile byli w stanie, albo zanim Louis zaczął znajdować w swoim pokoju jakieś koszulki i bluzy, które nie były jego, ale i tak je sobie przywłaszczał na dni i noce, kiedy Harry'ego nie było. Wciąż był w trasie, pracując ciężej, niż Louis kiedykolwiek pomyślałby, że jakaś osoba była w stanie, ale od razu po każdym koncercie wracał prosto do nich, wybierając ich małe mieszkanie, a nie swoje, które było ogromne.

Zabawną rzeczą było to, że nic nie miało sensu, jeśli chodziło o ich dwójkę. Ani muzyczna kariera Harry'ego i praca Louisa jako osobistego asystenta szatana we własnej osobie, ani prestiżowe życie Harry'ego jako celebryty i Louisa, który często czuł jakby nie radził sobie z dorosłym życiem i byciem ojcem, nie ważne, że inni mówili, że odwalał dobrą robotę. Dlaczego Harry uwielbiał być częścią jego i Olivii codziennego życia, albo jaką moc miał żeby sprawić, że Louis uśmiechał się od ucha do ucha nawet w okropne dni, ale tak było. I w jakiś sposób po prostu do siebie pasowali. Lepiej, niż z kimkolwiek, z kim Louis kiedykolwiek czuł się w ten sposób.

Był to po prostu typowy, piątkowy wieczór, kiedy Louis przestał zaznaczać kwestie w Olivii skrypcie do jej nowego tylko-weekendowego projektu, kiedy przymrużył oczy na nią i Harry'ego, którzy używali ich salonu jako osobistego salonu do malowania swoich paznokci.

- Obserwuję waszą dwójkę i widziałem to - ostrzegł Louis, kiedy Harry użył swojego kciuka, by dyskretnie zetrzeć odrobinę Lśniącej Śliwki ze stolika.

- Widziałeś co? - Harry zmarszczył brwi. - Nie mam pojęcia o czym mówisz.

Louis posłał swojemu chłopakowi spojrzenie, zanim czule przewrócił oczami.

- Na jaki kolor chcesz mieć pomalowane paznokcie u stóp? - spytała Olivia, kiedy jej paznokcie pomalowane przez Harry'ego wyschły wystarczająco żeby mogła się poruszyć. Harry przez chwilę zastanawiał się nad wyborem, zanim wybrał wszystkie kolory, żeby była tęcza. Louis parsknął śmiechem, kiedy Olivia przewróciła oczami bo najwyraźniej wybrał to samo także ostatnim razem.

- Z pewnością bardzo lubisz tęcze - skomentowała, wybierając buteleczkę lakieru dla każdego palca Harry'ego, podczas gdy on się tylko uśmiechnął.

- Są piękne. Czego w tym można nie lubić? - powiedział i starał się nie ruszać palcami, by Olivia mogła je pomalować.

- Nawet miałeś je na swoim koncercie. Wszyscy mieli flagi.

- Cóż, reprezentują one coś, co jest bardzo ważne dla mnie i wielu innych ludzi. To, że wszyscy jesteśmy wolni, by zakochać się w kimkolwiek, kogo wybierzemy.

- Jak ty i tatuś? - spytała, sprawiając, że Louis poczuł trzepotanie w brzuchu, gdy spojrzał na Harry'ego uśmiechając się do niego.

- Tak, Liv. Ludzie, którzy kochają się tak jak ja i twój tata.

Na początku Louisowi było ciężko zrozumieć dlaczego czuł się jakby cały świat wirował, kiedy oczywiście on i Harry zakochiwali się w sobie przez cały czas. Być może dlatego, że był to pierwszy raz, kiedy jeden z nich powiedział to na głos.

~~~

- Liv? Jesteś gotowa do wyjścia? - zawołał Harry, biorąc swoje klucze z wieszaka na ścianie.

Była gotowa zaledwie minutę temu, zanim nagle przypomniała sobie, że zapomniała swojego lunchboxa z kuchni i wróciła się po niego. Harry poszedł w tamtą stronę i spojrzał zza progu, poczuł ciepło w klatce piersiowej, kiedy zobaczył ją z lunchboxem w dłoniach. Zaczęła iść jak tylko go wzięła, ale jej ojciec złapał ją w kolejny, ciasny uścisk.

- Wiesz jak bardzo cię kocham, prawda? - spytał, nie pozwalając jej się poruszyć ani na chwilę, kiedy przycisnął pocałunek do jej skroni.

Tak, wiem - zachichotała, czochrając jego włosy, więc były tak samo rozczochrane jak i jej.

- I Harry cię kocha - powiedział rzeczowo, posyłając mu dyskretne mrugnięcie. - I również Liam, który również przyjdzie na twoją urodzinową kolację, więc wiesz co to oznacza.

Więcej prezentów - odpowiedziała Olivia z uśmiechem, jakby nie było pół tuzina innych w salonie od ludzi takich jak Lou i Niall.

- W porządku, ty - Louis westchnął, kiedy Harry wskazał głową na zegar wiszący na ścianie. - Musisz iść. Idź być dziewięciolatką. Zobaczymy się po południu.

Czule przewróciła oczami na swojego ojca, który przez cały tydzień wypytywał na jaki uniwersytet chce iść. - Pa, tatusiu. Kocham cię.

- Też cię kocham - powiedział Louis, zanim jeszcze raz ją przytulił i pozwolił wyjść z kuchni. - I wszystkiego najlepszego! - zawołał.

Technicznie Harry wiedział, że powinien podążyć za Olivią i już pocałował Louisa na do widzenia raz lub dwa razy tego ranka, ale nie mógł oprzeć się i wszedł głębiej do kuchni, by zrobić to jeszcze raz, serce mocno mu waliło i usta mrowiły, kiedy Louis uśmiechnął się naprzeciw nich.

- Zobaczymy się za chwilę.

- Okej. Pośpiesz się - wyszeptał Louis, zanim jeszcze raz go pocałował. - Mimo wszystko ktoś musi mi pomóc z tymi cholernymi babeczkami.

Harry na chwilę odsunął się, rozglądając się po kuchni, która już wyglądała jakby przeszło przez nią tornado po śniadaniu. Powoli, lecz niewątpliwie zdolności kulinarne Louisa się poprawiały. Oczywiście pomagał to, że w końcu rzucił pracę dla swojej szalonej, starej szefowej i teraz ma milszą, o wiele bardziej rozsądną, która ani trochę nie jest tak wymagająca, więc ma czas dla rzeczy takich jak śniadanie i pieczenie i dawanie swojej córce najlepszego prezentu urodzinowego przez wzięcie wolnego dnia.

- Och Boże. Ty robisz babeczki? - droczył się Harry. - W takim razie lepiej, żebym biegł z powrotem - skończył swoje zdanie krzykiem, kiedy został uszczypnięty w tyłek z czułym 'spierdalaj', bo czym nastąpiło jeszcze bardziej czułe i delikatne 'kocham cię'.

~~~

Piętnasto-minutowy spacer do szkoły Olivii może być okrutną rzeczą z rana, szczególnie kiedy Harry był świeżo po występie noc wcześniej, albo miał okropny jetlag, jednakże dzięki jego bardzo potrzebnej przerwie podczas trasy nie musiał się o to martwić przez najbliższe kilka tygodni, które był w domu. Harry czuł się dobrze i był wypoczęty i ostatnio cieszył się prostymi przyjemnościami w życiu jak np. budzenie się przy boku Louisa każdego ranka i potem pomaganiem mu w nie spaleniu mieszkania, kiedy próbował zrobić gofry. Nawet ćwiczyć robienie warkoczy i według Olivii był prawie tak dobry, jak jej tata. Ale nawet kiedy jej włosy nie były idealne, wciąż dziękowała mu niedźwiedzim uściskiem i prosiła go o odprowadzenie do szkoły w większość dni w tygodniu.

Spacer ręka w rękę z Olivią, która szczęśliwie śpiewała i rozmawiała u jego boku zawsze będzie sprawiał u niego uśmiech, tak jak ci wszyscy ludzie, którzy ich mijali i nie rozpoznawali go i przypuszczali, że on i Olivia byli jak każdy inny ojciec/córka, którzy szli rano do szkoły. Oczywiście nie byli, ale czasami było czuć jakby byli prawdziwą rodziną. Kiedy miał na ekranie blokady zdjęcie ich trójki i był daleko, tęskniąc za nimi i kiedy tak bardzo kochał ich dwójkę, ciężko było nie myśleć o nich jako o rodzinie, albo nie wyobrażać sobie, żeby sprawić pewnego dnia, by to było oficjalne.

- Och, no dalej Harry. Możesz mi dać chociaż malutką najmniejszą wskazówkę? Proszę? - spytała Olivia, kiedy dotarli do schodów, które prowadziły do podwójnych drzwi od jej szkoły.

Harry powstrzymywał uśmiech pod presją, ale nie złamał się nawet przez jej wielkie, brązowe oczy, które go praktycznie błagały.

- Nope! Nie mogę ci pomóc. Nie mam żadnych sekretnych wiadomości na temat urodzinowych prezentów do przekazania.

Co nie do końca było kłamstwem, odkąd Louis wciąż musiał iść na zakupy, bo nie mógł się zdecydować co jej kupić.

- Wiesz. Tylko po prostu nie powiesz - wymamrotała Olivia sprawiając, że zaczął się śmiać i przyciągnął uwagę innych dzieciaków i rodziców stojących przez szkołą. - Możesz przynajmniej powiedzieć mi czy to jest to, o czym myślę. Wiesz, ta rzecz, o której obiecałeś porozmawiać z moim tatą? - miała na myśli psa, którego Harry próbował mimochodem wtrącić do rozmowy od ostatniego miesiąca bez żadnych skutków.

- Er- Mogłem o tym wspomnieć raz, lub dwa razy...

Sapnęła na to, biorąc obie dłonie Harry'ego w swoje, kiedy podskakiwała w górę i w dół. - Zrobiłeś to?! I?! Co powiedział?

Louis wciąż nie połknął haczyka. Harry raz nawet próbował podczas ostatnich etapów obciągania i nic.

- I... Wciąż nie mam żadnych informacji, więc zgaduję, że będziesz musiała dowiedzieć się tego po południu, kiedy cię odbierzemy! Okej, pa! Dobrego dnia! - uśmiechnął się, kiedy jej twarz stała się bez emocji w ten sam sposób jak u jej ojca podczas gry słów. Albo kiedy wspomina o przyjemnościach z posiadania zwierzaka podczas seksu.

Dooobra - jęknęła pokonana, odwracając się i wchodząc do szkoły. - Pa - wymamrotała pożegnanie pod nosem, chociaż nie mogła nic poradzić i złamała się, kiedy Harry przyciągnął ją siłą do miażdżącego uścisku.

- Wciąż przyjaciele? - droczył się, kiedy próbowała wyrwać się z jego uścisku.

- Chyba tak - westchnęła z upartym uśmiechem, kiedy zadzwonił dzwonek. - Pa Harry! Kocham cię! - krzyknęła, kiedy wbiegła po schodach, co nie było do końca dla nich nową rzeczą, ale wciąż rozgrzewało serce Harry'ego jak za pierwszym razem, kiedy to powiedziała.

- Też cię kocham! Dobrego dnia! - odpowiedział Harry, machając jej, gdy przeszła przez drzwi.

~~~

- Kochanie, wróciłem! - zawołał Harry kiedy wrócił, zdejmując swoje buty i wieszając klucze na ścianie obok tych Louisa. Zmarszczył brwi, kiedy nie uzyskał odpowiedzi, zastanawiając się dlaczego nie mógł poczuć zapachu świeżo upieczonego ciasta unoszącego się z kuchni. Albo, w najbardziej prawdopodobnym wypadku dotyczącym jego chłopaka i przyrządów kuchennych, niefortunnego smrodu spalonego masła.

- Lou? Czy wszystko w porządku? - przynajmniej wszystko było w porządku, kiedy Harry zostawił tu Louisa pół godziny temu ze wszystkimi przyrządami i składnikami niezbędnymi do zrobienia babeczek. Uzgodnili, że od razu wszystko upieką, więc będą mieli całe popołudnie na zakupy, ale Harry musiał coś przegapić.

Cicho poszedł w stronę kuchni, by upewnić się, że jego chłopak wciąż żył i nie ubił się trzepaczką do jajek na śmierć i potem od razu zamarł na jego widok, stojącego w salonie, opartego o próg i nie miał na sobie nic, oprócz nikczemnego uśmieszku.

Była cała lista rzeczy, którą planował zrobić Harry, zaczynając od tego, że miał w końcu zapakować gitarę, którą ukrywał przed Olivią przez cały tydzień, kończąc na nakłanianiu Louisa na uwierzenie, że wczesne spacery z psem nie są aż takie złe. Jednakże, żadna z tych rzeczy nie miała w tym momencie znaczenia. Nie kiedy promienie słoneczne padały na umięśnioną klatkę piersiową Louisa i kiedy jego uda delikatnie ucierały się o siebie, kiedy odwrócił się by wejść do sypialni.

Harry rozebrał się tam, gdzie stał, bez kłótni, kiedy Louis wskazał mu, żeby podążył za nim. Domowe babeczki mogą poczekać i jeśli czas zacznie się kurczyć to kupią tuzin i będą do kurwy udawać.

~~~

Nie było mowy, żeby wiedzieli ile czasu całkowicie zmarnowali, ale ciężko było na to spojrzeć w ten sposób, kiedy Harry czuł się taki szczęśliwy i zadowolony, gdy Louis przeczesywał palcami jego spocone włosy, gdy wciąż na nim leżał, zbyt leniwy żeby się poruszyć.

- Nie mogę uwierzyć, że ma dziewięć lat. To szalone, myśleć o tym - powiedział Louis po dłuższej chwili, gdy tylko wdychali się siebie nawzajem i Harry słuchał bicia serca Louisa.

Harry mógł jedynie wyobrazić sobie zdumienie Louisa na to, jak szybko jego córka dorastała, kiedy Olivia była częścią życia Harry'ego od jedynie kilku miesięcy i nawet jemu było w to ciężko uwierzyć. - Staje się coraz starsza, ale nadal jest twoją małą dziewczynką, kochanie. To nigdy się nie zmieni - przycisnął pocałunek do dłoni Louisa, kiedy ten westchnął.

- Tak, wiem. I wciąż nie mam pojęcia do jej dać - lamentował sprawiając, że uszy Harry'ego ożywiły się. Niezdecydowanie było dobre. Było fantastyczne, naprawdę, bo niezdecydowanie oznaczało otwarty umysł na propozycje; jedna z tych propozycji będzie śliniąca się, szczekająca kulka szczęścia.

- Och? Wciąż? - spytał Harry, podnosząc się trochę, by zobaczyć mimikę Louisa. - Więc żadnego laptopa?

- Cóż, to rzecz, której jeszcze nie wiem. Wciąż nie mogę zdecydować, czy kupno jej własnego laptopa byłoby dobrym pomysłem, czy nie - przyznał. - Mam na myśli, mój ma kilka lat i wiem, że nie możemy dzielić go przez wieczność. Będzie potrzebowała jednego do szkoły coraz bardziej i bardziej i mój ma zapisane wszystkie rzeczy do pracy - wszystko było prawdą, przez co Harry nie był temu przeciwny, szczególnie jeśli to miało być do szkoły. Pokochałaby to, ale nawet z innymi, wspaniałymi prezentami, które dzisiaj otrzyma nic nie będzie tym, czego naprawdę chciała.

- Cóż, ona jest bardzo odpowiedzialnym dzieciakiem, wiesz? - zaczął Harry, kiedy poczuł, że to mogła być jego ostatnia okazja. - Po prostu- poziom dojrzałości u niej jest nieprawdopodobny. I szczerości - dodał. - Solidności i jest zdolna do tylu rzeczy, wiesz? Mam na myśli, pomyśl o tym jak dobrze godzi ze sobą szkołę i aktorstwo i to jak teraz nawet zainteresowała się muzyką? Nie znam innych dziewięciolatek, ale myślę, że taki dzieciak z takimi cechami może poradzić sobie z powiedzmy, czymkolwiek.

- Wow. Czymkolwiek, huh? - uśmiechnął się Louis.

- Tak. Jakby, posiadaniem laptopa, dla przykładu. Albo wiesz... pieska.

Harry mógł poczuć jak jego najbardziej czarujący uśmiech stawał się obłąkany, kiedy nagle Louis wybuchł śmiechem na jego próbę namowy. - Namówiła cię po drodze do szkoły tego ranka, prawda? - parsknął.

Co? Nie - drwił Harry. - Może. Okej, zrobiła to, ale Lou, wyglądała tak uroczo i była taka podekscytowana mając jedynie nadzieje, że może dostanie psa. No dalej, kochanie. Liczy na mnie - wydął wargi. - Powiedz tak? No dalej.

W tym momencie zaczął błagać, ale niech tak będzie. Szczególnie, jeśli to podziała i wyglądało na to, że działa sądząc po tym, jak mały uśmiech powoli rozciągał się na twarzy Louisa.

- Nie myśl, że nie wiedziałem co kombinowaliście przez ten cały czas. Zostawiała otwartą stronę adopcyjną na moim komputerze przez cały miesiąc - zaśmiał się, czule dźgając wskazującym palcem lewy dołeczek Harry'ego.

Harry nie podważał starań jego i Olivii w koordynacji i pracy zespołowej, pozwalając, żeby ten pomysł osiadł w głowie Louisa przez jeszcze kilka sekund.

- ...Więc? - dokuczał mu Harry. - Wyobrażasz sobie ten wielki obraz odpowiedzialności, który wcześniej namalowałem?

- Mmm, bardziej jak, wyobrażam sobie szóstą rano i wielkie psie gówno na mojej podłodze.

- Er- Więc, małe wypadki jak to mogą się zdarzyć...

- Zdarzą się.

- Prawdopodobnie, ale twoja bardzo dojrzała i bardzo odpowiedzialna córka zajmie się tym tak szybko, jak to możliwe- powiedział żwawo Harry, szybko powtarzając swoje stwierdzenie po tym, jak Louis posłał mu pełne wątpliwości spojrzenie, bo obaj wiedzieli, że wszystko co robi Olivia wczesnym rankiem to spanie. - Okej. Albo ja się tym zajmę tak szybko, jak to możliwe.

Odkąd pomagał Olivii dostać tego psa, chociaż mógłby pomagać jej się nim zajmować.

- No dalej. Co ty na to? Laptop czy słodki i uroczy psiak?

- Laptop - odpowiedział niezaprzeczalnie Louis. - ....I słodki i uroczy psiak - uśmiechnął się. - Mamy spotkanie o trzeciej. Ustaliłem je w ubiegłym tygodniu.

- Czekaj. Co? - Harry zmarszczył brwi, kiedy miał właśnie wiwatować na zwycięstwo. - Masz na myśli, że już zdecydowałeś się na psa? Dlaczego nic nie powiedziałeś po tym, jak tak błagałem? - zażądał, obserwując jak Louis zachichotał, kiedy przyznał się, że miał nadzieje na więcej obciągania w ramach przekupstwa.

~~~

Czekali na to cały dzień i reakcja Olivii na jej nowego laptopa i gitarę była bardziej, niż tego warta. Widzenie jej podekscytowanej było wystarczające, by zasilić uśmiech Harry'ego na następne stulecie, ale potem Louis wyjawił, że muszą iść do tajemniczego miejsca, by 'zaadoptować' jej ostatni prezent i pisnęła tak głośno, że teraz prawdopodobnie całe państwo wiedziało, że dostanie psa.

W centrum adopcji czekano na nich, tak jak powiedział to Louis i to było to samo centrum, z którego Harry i jego zespół wzięli psiaki do jego teledysku. Wszystkie, które w nim wystąpiły znalazły dom. Harry przypomniał sobie, że kilka z nich przygarnęli ludzie z jego zespołu. Pucołowaty labrador, w którym zakochała się Olivia nie był takim szczęściarzem, ale to zmieni się na lepsze, bo wciąż to był, kilka miesięcy starszy, ale wciąż uroczo gruby i wciąż był jedynym psem, którego upatrzyła sobie Olivia, kiedy zadeklarowała, że Kiwi wraca z nimi do domu.

- Co? - Harry zaśmiał się, kiedy wyłapał jak Louis po cichu westchnął na psiaka, którego Olivia postawiła u jego stóp, by wybrać psu obrożę i posłanie.

- On zje nasz dom - wymamrotał pod nosem sprawiając, że Harry musiał powstrzymać swój śmiech.

- Nie zje. On jest tylko dzieckiem.

- Tak, teraz - żartował Louis. - Co będzie za rok? Za pół roku? Po prostu wyobraź sobie te wielkie gówna, które ta rzecz będzie zostawiać na naszej podłodze, kiedy dorośnie - narzekał, posyłając Olivii wielki uśmiech, kiedy trzymała błyszczącą, zieloną obrożę, która jej się spodobała.

Naszej podłodze. Harry nie mógł udawać, że nie uśmiechnął się przez to do siebie, zanim rozwiał zmartwienia swojego chłopaka.

- Aww, ale kochanie, jest taki uroczy. Spójrz na jego mały pyszczek.

Nie można było zaprzeczyć, że Kiwi urośnie do rozmiarów konia, ale również nie można było zaprzeczyć, że kamienna postawa Louisa zaczęła się rozpadać w momencie, gdy piesek ziewnął przez to całe podekscytowanie i oparł swoją głowę o łydkę Louisa. - No dalej. Lubisz go. Wiesz, że jest uroczy - droczył się Harry, patrząc jak Louis przewraca oczami i zawiódł w ukryciu swojej czułości.

- Mam na myśli... Nie nienawidzę go - powiedział, pochylając się, żeby go podnieść. Kiwi delikatnie polizał jego podbródek na znak wdzięczności i potem przytulił się do jego klatki piersiowej ze zmęczonym westchnieniem, wyglądając na zadowolonego w ramionach Louisa. To najprawdopodobniej najsłodsza rzecz, którą Harry kiedykolwiek widział. - Mam na myśli, zgaduję, że jest w porządku - przyznał Louis, trzymając psa odrobinę ciaśniej.

Był bardziej, niż 'w porządku', domyślił się Harry, odkąd Louis go wciąż nie odłożył na ziemię.

Wieczorem Kiwi wciąż był śpiący, ale odpoczywał w innej parze rąk. Olivia wsunęła się pod swoją kołdrę z Kiwi, ciasno go trzymając, kiedy Harry układał ich do snu.

- Czy twój tata nie powiedział, że Kiwi powinien spać w swoim łóżku? - powiedział Harry, chociaż wiedział, że za cholerę nie było szansy, żeby to się wydarzyło. Przynajmniej nie dzisiaj.

- Jest w nowym miejscu. Nie chcę, żeby się wystraszył, albo było mu zimno - wyjaśniła sprawiając, że Harry zaśmiał się, bo nie było szansy, żeby któreś z nich zamarzło na śmierć przez to jak ciasno go trzymała.

- Masz absolutną rację. Kiwi powinien z tobą spać, dopóki nie poczuje się bardziej jak w domu - albo będzie tam spał na zawsze, jeśli Olivia miała coś do powiedzenia w tej sprawie. - Dobranoc. Zobaczymy się rano - obiecał Harry, zanim przycisnął pocałunek do jej skroni. Wstał żeby wyjść i prawie wyszedł z pokoju, kiedy głos Olivii go zatrzymał.

- Harry?

- Tak, kochanie? - cofnął się o kilka kroków, czując coś w swoim brzuchu, jakby podłoga pod nim zupełnie się zapadła, kiedy znów się odezwała.

- Czy ty i mój tata pewnego dnia weźmiecie ślub?

Myśl o poślubieniu Louisa nie była nowa. Harry wiedział, że może spędzić resztę swojego życia z Louisem od samego początku. Usłyszenie takiego poważnego pytania od Olivii, ze wszystkich osób sprawiło, że rozważał tą myśl odrobinę inaczej.

- Um, nie wiem, Liv. Może - w końcu odpowiedział, ponownie siadając na brzegu łóżka. - Dlaczego pytasz? Co sprawiło, że pomyślałaś o czymś takim?

- Nic - powiedziała wyglądając na odrobinę winną, więc Harry wiedział, że to nie była całkowita prawda. - ... Słyszałam jak tata i Liam dzisiaj rozmawiali - przyznała.

- Och, tak? - Harry przełknął, czując jak zdenerwowanie osadza się w jego brzuchu. - O czym?

- Liam się z nim droczył i powiedział, że mógłby nosić pierścionek, bo obaj zachowujecie się jak para po ślubie i tatuś się tylko uśmiechnął. Powiedział, że nie powiedziałby nie.

- Er- Wow, Liv. To jest- najlepsza rzecz, którą kiedykolwiek usłyszał Harry. - Dobrze wiedzieć - to było trochę wcześnie zważając na to, że nie byli ze sobą nawet sześciu miesięcy, ale nie widział, żeby jego uczucia co do Louisa miałyby się zmienić. Jeśli już, z każdym dniem stawały się silniejsze. - Um i jakbyś się z tym czuła? Jakbyśmy może pewnego dnia wzięli ślub?

Olivia głaskała Kiwi i unikała jego wzroku. - Czy to znaczyłoby, że także byłbyś moim tatą?

Harry nie chciał uśmiechać się jak idiota, ale nie mógł temu zaradzić. Myśl o byciu mężem Louisa już była niesamowita. Również to, że byłby prawdziwym ojcem dla Olivii, było to niemal dla niego zbyt wiele, żeby to rozważać.

- Myślę, że mógłbym - powiedział, ponownie całując ją w skroń, kiedy ona uśmiechnęła się w ramach odpowiedzi.

Kiedy Harry wyszedł z jej pokoju czuł, jakby pofrunął do drugiego pokoju, zamiast tam iść. Nie powiedział Louisowi, że Olivia podsłuchała jego rozmowę z Liamem, albo że Kiwi obecnie leżał z nią w jednym łóżku i tak będzie przez resztę wieczności. Harry po prostu pocałował go, splatając ich palce ze sobą, będąc pewnym, że kiedy nadejdzie dzień, gdy wsunie pierścionek na czwarty palec Louisa, on nie powie nie.

~~~

**Trzy lata później**

- Haz! Przyjdziesz tutaj? - krzyknął Louis, kiedy wrócił do domu ze sklepu spożywczego, zamykając za sobą drzwi od garażu. Louis stanął, wytężając swój słuch by wyłapać bardzo cichy dźwięk akustycznej gitary, który przedostawał się przez sufit.

Nie ważne jak głośno krzyczał Louis, Harry nie mógł usłyszeć nic, co działo się tutaj na dole i na odwrót. Jego studio było dźwiękoszczelne i to często było dla nich całkiem przydatne, ale na tę chwilę to nie było dobre.

Louis poszedł do kuchni, ciasno trzymając dwie małe reklamówki, których zgromadzenie zawartości zajęło mu dwadzieścia minut i również otrzymał dziwne spojrzenie od nastoletniego chłopaka za kasą, który wypełniał jego dziwaczną prośbę.

Kiwi uniósł swój pyszczek, gdy leżał na kanapie, na której nie powinien spać, kiedy Louis przeszedł obok i podrapał go za uchem. Louis dzisiaj go nie ukarał, to nie tak, że to by i tak pomogło, albo coś zmieniło, jeśli by to zrobił. Ten pies myślał, że jest właścicielem tego cholernego domu i w zasadzie dziękował swojej córce i mężowi o miękkim sercu, który zawsze czuł się źle z tym, że miał mu powiedzieć nie.

Usłyszał jak dwie pary niezdarnych nóg podążały za nim po schodach. Dźwięk ucichł, kiedy doszli do pierwszego pokoju po lewej na korytarzu, który urządzony był w różnorodne odcienie fioletu, motyle i przypadkowe plamy brokatu, który był wszędzie.

- Nie mam jej tu, Ki. Jest z Liamem - Louis przypomniał psu, który jakby nie pojmował myśli, że jego ulubiona osoba na świecie robiła coś innego, niż rozpieszczanie go i drapanie po brzuszku. - Och, no dalej. Wróci wieczorem - powiedział Louis, zachęcając Kiwi, żeby dalej za nim szedł, zamiast patrzeć się z wytęsknieniem na pusty pokój, ale nie poruszył się. - Dobra. Niech tak będzie - Louis przewrócił oczami, zmuszony przez wielkie, okrągłe oczy Kiwi żeby go przytulić i pocałować w czubek jego gigantycznej głowy, bo czasami był tak cholernie uroczy, że Louis nie mógł tego znieść.

Pies olał go, ale to nie odstraszyło Louisa od jego misji. Stłumiony dźwięk gitary stawał się coraz głośniejszy, kiedy dochodził do pokoju na końcu korytarza. Był wypełniony głębokim głosem Harry'ego, który śpiewał do melodii, nad którą pracował cały tydzień. Louis zapukał cicho trzy razy, kiedy dźwięk momentalnie ustał, prawdopodobnie po to, żeby Harry zapisał jakieś poprawki w tekście, albo kompozycji, które dla Louisa już i tak były idealne. Każda piosenka, którą napisał na swój nowy album była niesamowita.

- Kochanie? Wchodzę - ostrzegł, odkąd znak nagrywania nie był włączony i nie było szansy, żeby Louis coś zjebał.

Kiedy pchnął drzwi od studia, jego mąż był tam, gdzie przypuszczał Louis, otoczony całym swoim sprzętem, z ulubioną gitarą w dłoni. Miał na sobie te same dresy i ciemnozieloną bluzę, którą narzucił na siebie rano sprawiając, że jego oczy lśnił jak szmaragdy, kiedy uśmiechnął się, porzucając swoją gitarę i wskazał Louisowi, żeby do niego podszedł.

Został delikatnie przyciągnięty na kolana Harry'ego i przywitamy pocałunkiem w momencie, kiedy był wystarczająco blisko. Kiedy się oddzielili, Harry wydał z siebie zmęczone westchnienie, prawdopodobnie przez to, że był zamknięty w studiu przez tak długi czas.

- Czy ta niesamowita piosenka, którą usłyszałem była tą o mnie?

- One wszystkie są o tobie, więc tak - Harry czule przewrócił oczami, przyciskając kolejny pocałunek do jego ust. I tak. Louis i wszyscy fani Harry'ego byli tego świadomi. Po prostu lubił słyszeć potwierdzenie tego. - Właśnie wróciłeś? - wymamrotał w ramię Louisa, objął Louisa wokół talii jak jakąś poduszkę.

- Tak. Kilka minut temu. Właściwie to dlatego przyszedłem, żeby ci przeszkodzić - powiedział mu Louis z najlepszym uśmiechem który sprawiał, że zawsze dostawał to, czego chciał. - Czy mógłbyś zejść na dół do samochodu i rozpakować zakupy?

To była dziwna prośba i Harry lekko zmarszczył brwi. Nic nie powiedział, ani nie nakrzyczał na Louisa przez fakt, że sam mógł to zrobić. Ale dlatego, że jego mąż był cudowną i najbardziej uprzejmą osobą na świecie szybko zgodził się, marszcząc brwi na małe torby, które trzymał Louis i których wcześniej nie widział.

- Co to jest? - zapytał prychając, kiedy Louis ukrył torby za plecami.

- Och, nic.

- Mmm.... to, że powiedziałeś że to jest nic sprawia, że myślę, że może to być coś - zaśmiał się Harry.

- Wszystko w swoim czasie, mój kochany - Louis uśmiechnął się, otrzymując kolejne przewrócenie oczami i szczypnięcie w tyłek za to, że brzmiał jak ciasteczko z wróżbą.

Harry zostawił go, żeby zejść na dół, tak jak został o to poproszony i Louis natychmiast rzucił się przez korytarz do ich sypialni, kiedy jego kroki zaczęły cichnąć. Musiał poruszać się szybko, żeby to zadziałało, zdejmując koszulkę, którą obecnie miał na sobie i zastępując ją tą, która została zrobiona w specjalnym sklepie razem z płaszczem, by zakryć wiadomość. I wiedział, że to prawdopodobnie była najgorsza, najbardziej kiepska, tandetna koszulka, która istnieje, ale Louis nigdy nie był bardziej podekscytowany w swoim życiu, żeby coś na siebie założyć.

Do tej pory jego mąż prawdopodobnie zdał sobie sprawę, że Louis był nawet bardziej pełny kłamstwa, niż myślał i właściwie nie poszedł po spożywcze zakupy, jak powiedział. Prawdopodobnie właśnie otworzył samochód i znalazł małe, papierowe torby, które Louis postawił dla niego na tylnim siedzeniu. W tym momencie prawdopodobnie zastanawiał się dlaczego ze wszystkich rzeczy na świecie Louis kupił więcej kiwi, kiedy znajdował je strategiczne rozrzucone po całym domu przez cały tydzień, ale nigdy nie połączył ze sobą faktów. I w tym konkretnym momencie Louis wziął głęboki wdech, by jego brzuch przestał trzepotać jak szalony na dźwięk tego, że Harry wracał na górę by dowiedzieć się o co do cholery chodziło.

- Lou? - Harry wystawił głowę do ich sypialni z zakłopotanym wyrazem twarzy, co w normalnych okolicznościach byłoby prześmieszne, ale w tym momencie Louis o mało co nie wyszedł ze swojej skóry, chcąc, żeby to załapał. - Kochanie, nie potrzebujemy więcej kiwi. Wsadziłem jakiś tuzin z powrotem do lodówki, zaledwie w tym tygodniu. Ktoś je ciągle zostawia.

Louis zaśmiał się do siebie, potrząsając głową na swojego idiotycznego męża, który miał właśnie zostać drugą najszczęśliwszą osobą na świecie, kiedy w końcu poskłada do siebie kawałki. Powoli Louis rozpiął swój płaszcz, by odkryć skrywaną pod nim koszulkę, obserwując jak Harry skanował słowa 'mam twoje dziecko' kilka razy, zanim Louis całkowicie zdjął płaszcz i odwrócił się, żeby zobaczył tył jego koszulki, który głosił '... i to poniekąd twój interes'.

Spojrzał przez swoje ramię i zobaczył jak Harry zakrył dłonią swój łzawy uśmiech.

- M- mówisz poważnie? - spytał, patrząc na Louisa jakby kiedykolwiek skłamał lub zażartował o czymś takim.

- Mówię poważnie - Louis przytaknął, parskając śmiechem, kiedy Harry wciąż zadawał to samo pytanie, wciąż stał niedowierzając, gdy Louis podszedł do niego by go przytulić. - Kochanie, nigdy nie mówiłem bardziej poważnie - zapewnił go Louis, ciasno ściskając. - Będziesz tatą. Znowu - zażartował, bo chociaż nawet kochał Olivię jak swoją własną przegapił wiele wielkich kroków, bo jeszcze wtedy się z Louisem nie odnaleźli. Tym razem będzie tu każdej późnej nocy, wczesnego poranka i chwiejnych kroków, które będzie stawiać ich dziecko.

Nigdy nie widział żeby jego mąż był tak podekscytowany, kiedy przycisnął obie dłonie do jego brzucha, zanim pocałował go mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. - O mój Boże. O mój Boże! - Harry rozpromienił się, w końcu wierząc w to, co się działo. - Kto jeszcze wie?!

- Nikt- Cóż, Liam, ale musiałem mu powiedzieć, żeby zabrał Olivię. Pomyślałem, że możemy jej powiedzieć razem wieczorem? - będzie zachwycona. Jedyną rzeczą, którą chciała bardziej od psa, albo Harry'ego jako jej ojca było rodzeństwo.

- Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje - powiedział, ponownie przyciskając swoje dłonie do brzucha Louisa, jakby wyglądał inaczej niż tego ranka, kiedy Harry nieświadomie ułożył swoją głowę na ich przyszłym synie lub córce.

- Cóż, próbowałem powiedzieć ci przez cały cholerny tydzień - Louis zaśmiał się, przebiegając palcami po jego włosach, by żartobliwie za nie pociągnąć. Stawał się szalony przez to, że widział jako jedyny. Wciąż czuł się odrobinę szalony, ale był całkiem pewny, że to po prostu podekscytowanie dawało o sobie znać.

- Kochanie, włożyłeś kiwi do mojego buta - zaśmiał się Harry. - Jak miałem na to popatrzeć i załapać dziecko? - prawdopodobnie w ten sam sposób, kiedy Louis budzi się, patrzy na minę zrzędliwego kociaka Harry'ego po długiej nocy i myśli kawa, albo sposób, w jaki Olivia przeszywa go swoim wzrokiem, kiedy jest w humorzasta i sprzeciwił się temu, żeby podnieść ją do góry nogami i zacząć łaskotać.

- To twoja piosenka. Napisałeś ją - on, ze wszystkich ludzi powinien załapać te mniej-niż-subtelne insynuacje.

- Tak, to moja piosenka, która właściwie nic nie znaczy - jego mąż w końcu przyznał to po tak długim czasie. Kurwa, wiedział to.

- Jesteś takim idiotą - Louis zaśmiał się w jego usta w ten sam sposób, jak przez ostatnie cztery lata, kiedy tylko Harry był w chuj uroczo niezorientowany.

To były najlepsze lata w jego całym życiu i ta nowa podróż, w którą mieli właśnie wyruszyć zdawała się być nawet jeszcze lepsza. Prawda, prawdopodobnie mógł wybrać odrobinę mniej skomplikowany sposób, by powierzyć również Harry'emu ten sekret, ale Louis by tego nie zmienił. Za nic.

- Cóż, tak - Harry na luzie wzruszył ramionami. - Ale byłem wystarczająco mądry, żeby się w tobie zakochać, prawda? - uśmiechnął się. - Najlepsza decyzja w moim życiu.

Louis nie mógł się z nim bardziej zgodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top