II

Betsy Ann Bingley była rozkoszną dziewczynką. Odkąd zaczęła stawiać pierwsze kroki, oczywistym stało się, że została obdarzona wyjątkowo żywym usposobieniem. Rodzice wprost nie mogli się nią nacieszyć. Uważali ją za prawdziwy dar od Boga. Wielokrotnie dziękowali w modlitwach za to, że wbrew opinii medyka, urodziła się cała i zdrowa.

Kitty także pokochała ją całym sercem. Siedziała wraz z Jane w bawialni dziewczynki. Betsy podbiegała co chwila do cioci, łapała ją za włosy, po czym uciekała. Nie umiała jeszcze zbyt dobrze chodzić, więc jej krok był chybotliwy i często upadała na podłogę. Nie przeszkadzało jej to jednak zbytnio, bo od razu podnosiła się i wracała do zabawy z nową energią.

W pokoju stał piękny domek dla lalek kupiony przez pana Bingleya w Londynie na pierwsze urodziny Betsy. Jane wielokrotnie mówiła mu, że zbytnio rozpieszcza córkę, a na ubranka dla niej wydaje więcej pieniędzy niż na swoją odzież, ale do jej małżonka zdawało się to w ogóle nie docierać. Trudno z resztą było jej robić wyrzuty mężowi, gdyż sama w dużym stopniu przyczyniała się do rozpieszczania Betsy.

Patrzyła teraz na córeczkę, czując przyjemne ciepło na sercu. Złote loczki na głowie dziewczynki podskakiwały wraz z nią. Był to tak cudowny widok, że pani Bingley była bliska łez. Nie mogła sobie nawet wyobrazić jak jej życie wyglądałoby bez kochanej Betsy.

Państwo Darcy wyjechali w drogę powrotną do Pemberley w poniedziałek z samego rana. Nie dali namówić się na pozostanie dłużej, gdyż pan Darcy musiał zająć się interesami w swojej posiadłości. Otrzymawszy takie właśnie wytłumaczenie, pan domu ze zbolałą miną przestał nalegać na przedłużenie pobytu przyjaciół. Pani Darcy zapewniła go jednak, że z pewnością odwiedzą ich jeszcze przed świętami. Słysząc to, pan Bingley wyraźnie się rozpogodził. 

Pan Darcy zaprosił do Pemberley Bingleyów i Kitty, dodając, że jako tak bliska rodzina, nie muszą nawet kłopotać się uprzednim zapowiadaniem przyjazdu. Jane i Catherine pożegnały Elizabeth czule. Lizzie przypomniała starszej siostrze, by bacznie pilnowała Kitty i nie pozwalała jej przypadkiem samej opuszczać posiadłości (w końcu mogłaby wtedy kogoś poznać). Jane zapewniła siostrę z lekkim rozbawieniem, że na pewno spełni ten obowiązek.

***

Kochani rodzice i Mary!

Jestem nadzwyczaj szczęśliwa, że goszczę u naszej kochanej Jane. Jej córeczka, mała Betsy, jest najpiękniejszym dzieckiem, jakie widziałam. Niedawno zaczęła chodzić. 

Choć zbliża się zima, jest tutaj nadal przepięknie. Lubię przechadzać się po ogrodzie. Poza tym, ogromnie spodobało mi się czytanie książek. Lizzie poleciła mi parę lektur i muszę przyznać, że jedna z nich szczerze mnie zachwyciła...

— Widzisz? — przerwał czytanie pan Bennet. — Jane i Lizzie mają na nią wprost zbawienny wpływ.

Pani Bennet nie wyglądała jednak na uszczęśliwioną.

— Ale po cóż jej te książki? — jęknęła. — Już dawno powinna pomyśleć o małżeństwie. Niedługo będzie zbyt stara na ślub.

Pan Bennet zgromił ją spojrzeniem.

— Wolę by została starą panną niż poszła w ślady Lydii. Jestem niezmiernie rad, że nasza córka kształci się i nabiera ogłady. Może nigdy nie będzie tak rozumna jak Lizzie, ale nareszcie przestanie przynosić rodzinie wstyd swoim nieokiełznaniem. Wszystko zmierza w dobrą stronę.

Mary siedziała w ogrodzie, pochłaniając kolejną lekturę. Była niezwykle zadowolona, że Kitty wyprowadziła się na jakiś czas do Bingleyów. Miała dosyć bycia z nią porównywaną. Wiedziała, że w tym zestawieniu zawsze wypadała gorzej. Szczególnie teraz, gdy Kitty stała się bardziej zrównoważona i w dodatku zaczęła rozwijać się intelektualnie, nie było już chyba żadnego pola, w którym Mary byłaby lepsza od siostry. Jeszcze bardziej jednak bolało ją to, iż rodzice zdawali się zupełnie akceptować fakt, że zostanie panną do grobowej deski. To prawda, Mary nigdy nie wykazywała zbytniego zainteresowania płcią przeciwną, ale Lizzie przecież też kiedyś taka była, a pani Bennet niestrudzenie szukała jej wtedy męża.

Mary żałowała czasem, że nie urodziła się katoliczką. Mogłaby wtedy zamknąć się w klasztorze i być postrzegana jako dziewczyna, która poświęciła miłości do Boga wszystko co miała, a nie stara panna, której nikt nie zechciał.

Jej rozmyślania przerwał deszcz, który właśnie zaczął padać. Westchnęła ciężko i zatrzasnęła książkę. Słyszała kłótnię rodziców dochodzącą z pokoju dziennego. Wstała z ławki, po czym skierowała się w stronę domu. Deszcz padał coraz obficiej.

Z kolei na zachodzie kraju, pogoda była tego dnia wyśmienita. Jane spędzała czas w towarzystwie siostry. 

Siedziała za dziewczyną, rozczesując jej loki grzebieniem. W pewnym momencie spojrzała na siostrę i uśmiechnęła się lekko.

— Kitty... — powiedziała melodyjnym głosem. — Ja i pan Bingley dostaliśmy jakiś czas temu zaproszenie na bal zimowy u lady Catherine de Bourgh. Znasz ją, prawda? — Jane popatrzyła w stronę okna. Pogoda zdawała się być idealna na spacer. — W każdym razie, napisałam do niej zaraz, że dziękuję stokrotnie, ale goszczę w domu młodszą siostrę i nie mogę wyjechać. Lady Catherine, najwyraźniej bardzo miła kobieta, zaprosiła więc na bal także ciebie. Chciałabyś jechać, Kitty?

— Och, Jane! — uściskała siostrę dziewczyna. — Oczywiście, że bym chciała. O niczym innym nie marzę. Pomyśl tylko: bal zimowy w Rosings. Co za szczęście! Będziemy tańczyć całą noc, prawda?

— Nie, ja raczej nie będę tańczyć — westchnęła Jane, umyślnie kierując rozmowę w stronę tematu, który pragnęła poruszyć. Czujnie obserwowała reakcję Kitty.

— Ale... Dlaczego? — młodsza z sióstr nie kryła zdziwienia. 

— Kitty... To chyba dobry moment żebym ci powiedziała. Spodziewam się dziecka. 

Kitty trwała chwilę w otępieniu, analizując słowa siostry.

— Oczywiście! — wykrzyknęła w końcu, podrywając się z krzesła. — To dlatego tyle jesz! A ja już się bałam, że... Aj, nieważne. Ale to dobrze, Jane. To bardzo, bardzo dobrze, prawda?

— Owszem — przytaknęła pani Bingley z charakterystycznym dla siebie opanowaniem. Szybko wróciła do poprzedniego tematu rozmowy — Na bal zaproszona jest też Lizzie i jej szwagierka Georgiana. Pamiętasz ją, prawda? Poznałyście się rok temu w Pemberley.

Kitty uspokoiła nieco swą ekscytację i usiadła z powrotem na krześle, pozwalając by Jane kontynuowała czesanie jej włosów.

— Szczerze powiedziawszy, nie miałam okazji z nią porozmawiać — powiedziała. — Może uda mi się poznać ją lepiej na balu. 

Trwały chwilę w milczeniu, dryfując swobodnie pośród własnych myśli. Jane rozmyślała o tematach bardziej przyziemnych, a jej siostra odleciała daleko w krainy niepohamowanej fantazji. Widziała siebie na środku olbrzymiej sali balowej... Może nawet większej niż ta wiedeńska, o której czytała w książce. 

Po chwili jednak wyraźnie sposępniała. Wbiła wzrok w komodę.

— Co z tobą, Kitty? — zaniepokoiła się siostra.

Kitty otworzyła w odpowiedzi usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego zaszlochała żałośnie.

— Kitty? — Jane położyła rękę na jej ramieniu.

— Och, Jane... — wychlipała dziewczyna. — Ja nie mam sukni balowej...

Jane roześmiała się, wyraźnie uspokojona. 

— Kitty. Spodziewałam się, że nie będziesz miała w co się ubrać na taką okazję. Rozmawiałam już o tym z mężem. Pan Bingley z wielką chęcią sfinansuje ci nową suknię. Jutro możemy pojechać do krawcowej.

— Naprawdę? — Kitty otarła twarz z łez.

— Tak. A teraz już się uspokój, proszę. Nie można tyle płakać z powodu ubrań. Spójrz tylko, jaki piękny dzień. Chodź, pójdziemy z Betsy do ogrodu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top