nose kisses
Jenny nienawidziła być chorą. Calum wtedy wciskał w nią hektolitry znienawidzonego rosołu i biegał przy niej niczym wykwalifikowana pielęgniarka. Nienawidziła, kiedy Calum udawał wykwalifikowaną pielęgniarkę, bo daleko było mu do miłych kobiet w szpitalach. A nadskakiwanie nad nią i pytanie co pięć minut, czy aby na pewno niczego nie potrzebuje było przynajmniej irytujące. Dlatego wtedy rzucała w niego poduszką i kazała nie pojawiać się na oczy przez kolejne dwa ćwierćwiecza. Ewentualnie nieco dłużej.
Ale oczywiście wtedy Hood robił minę słodkiego szczeniaczka, za którą z jednej strony go nienawidziła, bo jej serce roztapiało się niczym masło, a z drugiej kochała, bo wiedziała, co może oznaczać.
Zazwyczaj ignorując jej głośne protesty, że jak to tak, że przecież się zarazi, że przecież umrze od jej zarazków, kładł się obok i przyciągał osłabioną szatynkę do siebie, gładząc dłonią jej plecy. Szeptał do ucha jak bardzo kochał ją całą. Kochał nawet jej zarazki i to jak go wyzywała, kiedy próbował być po prostu miły i umilić czas choroby. Bo doskonale wiedział, że szatynka zrobiłaby dla niego dokładnie to samo.
- Kocham cię, Calum – wymamrotała, starając się oczyścić gardło. Czuła się, jakby utknęła w nim wielka landrynka.
Wspięła się na łokcie i pocałowała w czubek nosa. Jego mina wyrażała rozczarowanie i lekkie zaskoczenie. Chciał więcej, ale Jennyfer powstrzymała go ruchem ręki.
- Jestem chora. Nie masz na co liczyć, Hood. Nie tym razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top