back kisses

            Zapach jajecznicy roznosił się po całym mieszkaniu, docierając nawet do nozdrzy zaspanej Jennyfer. Kierowana zmysłem węchu dotarła do kuchni i ujrzała Hooda w samych bokserkach, nucącego pod nosem nieznaną jej melodię, przy okazji przewracając jajka. Kiwał biodrami w takt muzyki, wydobywającej się z radia. Był to całkiem przyjemny widok dla oczu szatynki. Nie mogąc dłużej stać w framudze kuchennych drzwi podeszła do chłopaka i drobnymi rękoma objęła go w talii, na odsłoniętej skórze pleców składając krótkie pocałunki dokładnie wzdłuż linii kręgosłupa. Z gardła Caluma wydobył się cichy pomruk, oznaczający jedynie, że sprawiało mu to cholerną przyjemność. Tak, jak każdego ranka.

            - Cześć, Jenny – wyświergotał, dosypując przypraw do bliżej nieokreślonej papki na patelni. To pewnie musiała być jajecznica.

            Hood i jego zdolności kucharskie zaskakiwały ją samą – trzeba było być niezłym talentem, żeby zepsuć coś tak prostego.

            Odłożył drewnianą łyżkę i odwrócił się w stronę dziewczyny z szerokim uśmiechem. W porannym słońcu jego oczy nabierały odcieniu płynnej czekolady, w której skrzyły się iskierki czystego złota. Była oczarowana ich barwą za każdym razem tak samo, a czasami nawet mocniej.

            -  Dobrze się spało? – spytał, przytykając usta do czoła dziewczyny.

            - Wyśmienicie, chociaż ktoś nieustannie chrapał mi nad uchem – odparła, marszcząc zabawnie nos.

            Calum wydął usta w obrażonym geście, na co Jennyfer jedynie parsknęła głośnym śmiechem. W takich momentach Hood przypominał jej uroczego szczeniaka, którym w gruncie rzeczy był. W pewnym sensie lubiła ich poranki, stały się pewną rutyną, której nie chcieli naruszać. Nowozelandczyk oferował się jako ten, który będzie robił śniadania, a ona schodziła do kuchni odziana jedynie w jego koszulkę i włochatych skarpetkach, w których się lubowała, a które były najcieplejsze na świecie.

            - Nie chrapię! – bronił się chłopak, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej.

            - Oczywiście, Calum – odparła beztrosko, opierając się o blat. – Oczywiście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top