~ 9 ~

Biegłam przez ciemny las podążając za wilkami. Cały czas po głowie chodziło mi jedno pytanie - Co to za mężczyzna? - Doszłam do wniosku że musi być to co najmniej czysto krwisty osobnik który posiada ogromną władzę. Przeciętny wampir nie posiada władzy nad posłańcami. Nawet nie potrafi zmieniać postaci. Szanowany szlachcic powinien mieć jakieś kwalifikacje... Ale jakoś nie mogłam dopuścić do siebie myśli że może to być Stwórca. W końcu bracia Sakamaki są potomkami jednego z nich, więc jaki sens byłby gdyby ojciec napuścił posłańców na własne dzieci?
Nie zmieniało to jednak faktu że słyszałam ten głos po raz pierwszy w życiu. Ale coś mi przypominał... Nie ważne co bym zrobiła między mną a wilkami pozostawał taki sam dystans.
Co się dzieję?
Przecież jestem szybka... nie ma Żniwiarza który dorównuje mi sprytem i siłą ...
Dlaczego nie mogę poradzić sobie z takimi stworzeniami jak posłańcy?

W końcu przystanęłam gdy straciłam wilki z horyzontu. Rozejrzałam się po ciemnym, mrocznym lesie.
Doszłam do wniosku że lekkomyślnie postąpiłam rzucając się w stronę wilków. Prawda była taka że nigdy nie zagłębiałam się w wampirze życie. Jedynym żywym przykładem i księgą wiedzy była dla mnie Evili. Od niej dowiedziała się ciekawych rzeczy o wampirach, ale niewystarczająco tyle, abym mogła ganiać po lesie ich posłańców.

- Trudno jest się ciebie pozbyć... - odwróciłam się za siebie i ponownie ukazał mi się zakapturzony mężczyzna, ale tym razem inny – Każdy normalny Żniwiarz nie poleciałby za zgrają posłańców i za ich panem.

- Czego chcecie od tych wampirów? – rzuciłam podirytowana mierząc w niego kosą. Zauważyłam że gestami dłoni wydaje wilkom rozkazy – Jeszcze jeden ruch a zabije wszystkich twoich posłańców!

- No proszę! Jednak nie kłamią! – czułam że na mnie patrzy mimo że nie widziałem jego oczu.

- O czym ty mówisz?- zmierzyłam go od stóp do głowy. Wilki przystanęły gotowe do ataku przy tym warcząc. Spojrzałam jeszcze na księżyc którego przysłoniły chmury. Teraz w lesie zrobiło się jeszcze ciemniej niż wcześniej.

- Jesteś z charakteru jak twój kochany tatuś! Z matki chyba masz tylko kolor włosów. – czułam jak moje oczy jarzą się czerwono-szkarłatnym blaskiem. Nienawidziłam jak jakakolwiek istota wspominała coś na temat moich rodziców. Nie wspominając już o porównywaniu mnie do nich.

- Jeszcze jedno słowo na temat moich rodziców a cię zabiję! – z niewyjaśnionych mi powodów gdy wzięłam zamach kosą przede mną pojawiła się smuga ognia. Nie dałam po sobie poznać zakłopotania.

- Jesteś zbyt pewna tego co robisz. Nigdy nie mierz za wysoko. Nie doceniasz swojego przeciwnika.

- Skoro tak twierdzisz to dlaczego mnie nie zabijesz? Tylko prawisz mi lekcje na temat siły. – ten mężczyzna z każdym wymawianym przez siebie zdaniem zdawał się być mi znajomy.

- Bo własna siła odwraca się przeciwko sobie. Idź dalej tą samą ścieżką którą podążasz a zabije cię własna potęga a nie przeciwnik. – ponownie ogarnęło mnie przeczucie że posuwam się za daleko, ale moja natura była silniejsza. W końcu mój umysł przestał racjonalnie myśleć

- Zamilcz! Za długo żyjesz na tym świecie! – warknęłam biorąc zamach kosą. Już miałam zadać cios mężczyźnie ale ten zniknął.

- Znienawidziłaś mnie już od pierwszego spotkania. To dziwne ale mam ochotę zdradzić ci więcej. – odwróciłam się za siebie.

- Utnę ci język wężu! – ponownie wymierzyłam w niego kosą.

- Uwielbiam tak silną nienawiść! – klasnął w dłonie i potarł je parokrotnie. W jednej chwili na jego dłoniach pojawiła się szara mgła. Mężczyzna zdawał się nią manipulować. Wydało mi się to jeszcze dziwniejsze niż wcześniej. To zdarzenie kompletnie zbiło mnie z tropu. Teraz już kompletnie nie wiedziałam kim jest - Nienawiść jest pięknem które piętrzy się w sercu i wypełnia twoje ciało w powolnym i efektywnym tempie. Jest niczym choroba...

- Takie podejście do tak bezwartościowej żądzy jak nienawiść jest ohydne! To nawet nie zasługuje na miano uczucia! – warknęłam powstrzymując się od krzyku złości - Nadzieję cię na pal i postawię jako przestrogę tuż przy branie Piekła! – okręciłam kosę parokrotnie w rękach i przybrałam formację do ataku. Uśmiechnęłam się szyderczo i rzuciłam się w stronę tajemniczej istoty.

- Dziwne że taki ktoś jak ty ma do nienawiści takie podejście. W końcu to trzyma cię przy życiu. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka jesteś podobna do istot które zabijasz. – mój uśmiech zszedł z twarzy całkowicie. Mężczyzna przez moment przyglądał się mgle na swoich rękach po chwili dodał z bardziej szyderczym tonem - Twoja nienawiść jest cudowna! Nim jednak skończymy tą śmieszną potyczkę słowną to zdradzę ci coś jeszcze.

- Masz coś jeszcze do powiedzenia gadzie?

- Jesteś taką inteligentną istotą... - westchnął – Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem jak się do ciebie zwracać ze względu na twoje geny i pochodzenie... - zauważyłam jak jego kaptur lekko się unosi, ale to nadal mi nie wystarczało żeby rozpoznać twarz – Nie wiem jak nadal możesz tego nie widzieć...

- Czego?

- Prawdziwych intencji. – zauważyłam jak z pod kaptura wyłania się złoty blask oczu. Widziałam gdzieś takie tęczówki... tylko nie wiem gdzie – Ale to teraz nie ważne, za bardzo się rozgadałem.

- Mógłbyś skończyć już zabawę z tą dziewczyną? – zza drzewa wyłonił się kolejny zamaskowany mężczyzna. Tym razem ten którego spotkałam wcześniej. Przedmówca tylko kiwnął ręką.

- Jestem prawą ręką demona który zabił twoją siostrę. – moje ciało zesztywniało a umysł wypełniało tylko to zdanie. W głowie słowa rozchodziły się echem i wracały z podwojoną siłą. Poczułam jak wzbiera we mnie nienawiść o której tak namiętnie mi opowiadał.

- Ty... Ty... Zabiję cię!!! – nim zdążyłam cokolwiek zrobić przede mną z mgły którą trzymał w rękach mężczyzna zaczęło coś się tworzyć. Po chwili zaczęło przypominać to zarys kobiecej sylwetki. Stała odwrócona tyłem a jej długie włosy powiewały na wietrze, którego tu nie było. Jej zwiewna sukienka wirowała na wszystkie możliwe strony. Po chwili dziewczyna powoli odwróciła się w moją stronę. Miała spuszczoną głowę w dół a gdy się przyjrzałam trzymała coś w rękach. Nagle podniosła to do góry na wysokość klatki piersiowej. Teraz widziałam że to sztylet. Z pod cienia na twarzy rzucającego przez grzywkę dostrzegłam ciemne łzy. Nim zdążyłam cokolwiek złączyć w całość dziewczyna ugodziła się sztyletem w serce. I zniknęła, tak samo jak dwóch tajemniczych mężczyzn i wilki. W tym samym momencie gdy zjawa to zrobiła poczułam ból właśnie w tej okolicy... i upadałam.


Znowu byłam w ciemnym pomieszczeniu, lecz tym razem wiedziałam że moja siostra się nie zjawi. Nie tak się z nią kontaktowałam. Nie tak wyglądały nasze spotkania i wezwania.
Wyczekiwałam jakiegokolwiek znaku lub dźwięku. Cisza była napięta, ale nie takie rzeczy budziły we mnie niepokój. Odwróciłam się za siebie. Na czarnej jak smoła posadce leżały dwie róże. Biała i czarna. Obie w jednym czasie zaczęły usychać. Pozostał z nich tylko pył który zdawał się unosić w powietrzu. Z każdą chwilą było go coraz więcej aż w końcu przede mną pojawiły się dwie dziecięce sylwetki. Tak samo jak poprzednia zjawa były ubrane w sukienki, miały w miarę długie włosy i były utworzone przez mgłę.
Dwie dziewczynki beztrosko się bawiły. Gdy na nie patrzyłam przez dłuższy czas stwierdziłam że rosną. W końcu gdy przybrały postać sześciolatków jedna z nich została porwana przez mężczyznę odzianego w pelerynę. Wbił w jej serce duży miecz. Nagle morderca zniknął i przy nieżyjącej już dziewczynce została druga. Z leżącego, dziecięcego ciała wydobyła się mgła która następnie została wchłonięta przez płaczącą dziewczynkę. Po chwili została tylko ona. Ponownie urosła. Teraz stała i zdawała się na mnie patrzeć. Chwilę później podeszła ostrożnie w moją stronę i wyciągnęła do mnie dłoń. Ja również odruchowo zrobiłam to samo. Podeszła jeszcze bliżej i dotknęła ręką miejsce w którym mam serce... i zniknęła.
Chwilę stałam zastanawiając się o co w tym wszystkim mogło chodzić, a raczej o kogo... Ta cała scena niebezpiecznie przypominała mi śmierć siostry, tylko bardzo uproszczoną.
Nie wiem czemu miało służyć to przypomnienie tragicznego wspomnienia...
Pewnie jest to spowodowane tą mgłą, przez tego zamaskowanego mężczyznę.
Właśnie!
To on... To on jest winien śmierci mojej siostry... A nawet jeśli nie jest, to właśnie on wie najwięcej na ten temat.
Musze go znaleźć...
Musze znaleźć...

- ...Znaleźć mordercę... rodzinę... i przebudzić nowego Króla... - w komnacie rozległ się cichy szept. Próbowałam znaleźć jego źródło ale na próżno – A teraz się obudź... Obudź się Cristal Shine i chroń przyszłego Króla...



- Hej! Hej, obudź się... - otworzyłam leniwie oczy. Ujrzałam nad sobą twarz Ayato. Chwilę wpatrywałam się w jego zielone tęczówki. Kiedy już w pełni odzyskałam świadomość odruchowo odskoczyłam. Ale nie spodziewałam się że będzie to aż tak bolesne. Miałam pewne podejrzenia dotyczące tej mgły. Na pewno miała silne skutki halucynogenne.
No i wszystko jasne! Ten cały głupi bełkot to była halucynacja. Tak halucynacja! Pewne ten ból też jest z tym powiązany!
Momentalnie zebrała się we mnie ogromna złość i politowanie do zamaskowanego napastnika –Był tak słaby że nie potrafił bronić się jak prawdziwy facet, tylko rozpyla jakieś narkotyki w powietrzu! – przeklinałam w myślach.
- Można wiedzieć co tu robisz? – spytał czerwonowłosy z lekko pretensjonalnym tonem. Co dziwne gdy spojrzałam mu prosto w oczy nie dostrzegłam ani krztyny podirytowania czy frustracji, ale... troskę, zmartwienie?
Czy wampiry w ogóle mogą patrzeć na kogoś w taki sposób?

- Nie ważne... - westchnęłam powstrzymując się od jęknięcia bólu.
Co się z tobą do cholery dzieję Cristal?!
Próbowałam wstać ale mi to nie wychodziło. Czułam tylko ból, nienawiści i zażenowany wzrok Sakamakich.
W końcu gdy udało mi się wstać na równe nogi, nieudolnie runęłam na Subaru. On bez chwili zawahania złapał mnie i pomógł złapać równowagę. Otrząsnęłam się. Dziękowałam w duchu za to że nie zadawał zbędnych pytań i pomógł bez głupich docinek.

- Jesteś pewna że nic ci się nie stało Aniołku? – zapytał Laito krzyżując ręce na torsie przyglądając mi się z rozbawianiem.
Pewnie żałował że to on nie był na miejscu Subaru...

- Nic mi nie jest do cholery! Tylko się przewróciłam i uderzyłam w głowę... - powiedziałam masując skronie – Jedzmy już lepiej do rezydencji... bo jeszcze tu wrócą. – drugą część zdania powiedziałam do siebie.
Niestety ruszyłam zbyt pewnie do przodu i ponownie się przewaliłam tym razem na Ayato, tylko los sprawił iż padłam na kolana tuż przy jego nogach – Boże co za upokorzenie! – przemknęło mi przez myśli.

- Jesteś beznadziejna, wiesz? – westchnął Ayato. Kucnął przy mnie i nawet nie zdążyłam zaprotestować gdy wziął mnie na ręce. Zesztywniała jak prawdziwa „chichinaschi" próbując połapać się o co w tym wszystkim chodzi. Już miałam zacząć szarpać się i krzyczeć że podchodzi to pod molestowanie seksualne... ale niestety zemdlałam.

Brawo Shine, nie dość że masz zwidy to jeszcze zemdlałaś!
Kretynka!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam was serdecznie czytelnicy! *3*
Chcę wam tylko podziękować za bardzoooo, bardzoooo, bardzoooo miłe komentarze. Aż normalnie czasem mam ochotę piszczeć z radości ^^
18wyświetleń + 9 gwiazdek = next

Powodzenia i do kolejnego wampirki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top