~ 8 ~

- Nienawidzę cię. – rzuciłam oschle w wampirzą osobę Laito. Ten szedł za mną cały uradowany – Niszczysz mi perspektywy na życie tak samo jak reszta twoich rąbniętych braci!

- Uważaj na słowa Chichinaschi! – trącił mnie w bark Ayato. Spojrzała na niego z wrogością w oczach.

- Nienawidzę tej roboty! Za jakie grzech Bóg mnie tak karze, co? – myślałam na głos.

- Kolejna ofiarna narzeczona, która jest zagorzałą katoliczką! Będzie ciekawie!- rozpromienił się Laito, klaszcząc w ręce. Jęknęłam głośno z niezadowolenia i równo z dzwonkiem weszłam do klasy po torebkę. Chwyciłam ją z rozmachem przypadkowo trącając niejednego przechodnia. W towarzystwie dwóch wampirów szłam przez zaludniony korytarz z ewidentnym niezadowoleniem i zdegustowaniem na twarzy. Myślałam że gorzej już być nie może ale dostrzegłam naprzeciwko siebie Evili i Spiriti. Stały koło okna bacznie obserwując przewijający się koło nich tłum.
Stanęłam jak wryta i jednym ruchem chwyciłam Ayato i Laito za marynarki i pociągnęłam w przeciwną stronę. O mało co nie wywalając się na posadzkę westchnęłam z ulgą.

- Odbiło ci Chichinaschi? Co ty sobie wyobrażasz?

- Wyrządź mi taką przysługę i się zamknij na jakieś pięć minut, nie nazywając mnie chichinaschi! – rzuciłam wściekle poprawiając mundurek. Spojrzałam Ayato prosto w oczy przybliżając do niego wrogo twarz.

- Oooo! Aniołku jesteś naprawdę wygadana! – pokręcił głową Laito jakby na znak niedowierzania. Poczułam jak chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w tył. Po chwili wisiał nade mną opierając się jedną ręką o ścianę – Żadna narzeczona nam jeszcze tak nie pyskowała!

- Nie jestem żadną ofiarną narzeczoną! – wrzasnęłam zabierając jego rękę którą trzymał tuż przy mojej głowie.

- A tak w ogóle to dlaczego nas tu zaciągnęłaś? – spytał się Laito ukrywając swój ból.

- Wspominałam że nie chcę mieć kontaktu z niektórymi osobami. – westchnęłam chwytając się za głowę.

- Aaa! Chodzi ci pewnie o te twoje kumple z łazienki. Może zagadam do niej i zaproponuję jakiś trójkąt... No czworokąt. – uśmiechnął się znacząco. W ułamku sekundy podleciałam do niego chwytając za kołnierz od koszuli i przygważdżając do ściany.

- Spróbuj się tylko do nich zbliżyć a cię zabiję! – poczułam jak moje oczy zaczynają płonąć ze złości. Modliłam się tylko aby tego nie dostrzegł. Szybko opanowałam emocję i poprawiłam włosy jakby na znak że nic się nie stało.

- Dobrze, już dobrze! Tylko żartowałem. Musisz przestać brać wszystko na poważnie z mojej strony. – stwierdził lekko się śmiejąc. Przewróciłam tylko oczami. Wychyliłam się zza rogu i zbadałam bacznie okolicę. Nie było ich.
Pewnie czują do mnie urazę że nawet się z nimi nie pożegnałam. Ba, że w ogóle im nie wytłumaczyłam zaistniałej sytuacji. Ale tak moim zdaniem będzie dla wszystkich lepiej. I dla Spiriti i Evili. Jaki i dla tych wampirów. Nawet bracia nie wiedzą kim naprawdę jestem. I dobrze! Im mniej o mnie wiedzą tym lepiej dla nich. Nie wyglądają na takich którzy cenią sobie uczucia i przywiązanie, więc sądzę że powinnam po jakimś czasie się z nimi dogadać... Co ja gadam? Po co się okłamywać?
Nawet nie zauważyłam jak Laito i Ayato zdążyli wyjść z ukrycia. Westchnęłam trochę podirytowana niesubordynacją pijawek, ale za nimi poszłam. Bo nie miałam wyjścia...
W końcu muszę ich pilnować...
Nim się obejrzałam byliśmy już w limuzynie. Grobowa atmosfera pasuje do wampirów, ale myślałam że jako bracia będą mieli ze sobą lepsze kontakty. A przynajmniej będą ze sobą rozmawiać nie zaczynając zdania od – Ej, kretynie! – tym czasem jest inaczej. Nienawidzą się i to widać aż za dobrze.
A z resztą co mnie to obchodzi? Mam tylko pilnować żeby coś ich nie zabiło i przy okazji żeby oni nawzajem się nie zabili!
Właśnie dlatego nie nadaję się na Stróża. Nie wiem jakie są granice opieki nad jakąkolwiek istotą i nie mam zielonego pojęcia o kontroli i dystansie. Nie lubię mężczyzny, bo zawsze łamią serce i są lekkomyślni. Na każdym kroku starałam się unikać bliskiego spotkania i doskonale mi to wychodziło. Ale jednego dnia jestem zobowiązana opiekować się szóstką napaleńców! No, zostałam do tego zmuszona.

- Laito, możesz mi wytłumaczyć dlaczego przeniosłeś się do innej klasy? – spytał z pogniewanym tonem Reji, przy okazji zamykając książkę.

- Bo mi się w tamtej znudziło. Powiedzmy że atmosfera mi nie odpowiadała... - poprawił kapelusz i wzruszył obojętnie ramionami.

- Czy to ma związek z Cristal? – spojrzałam na Laito morderczym wzrokiem. Po chwili nasze oczy się spotkały.

- Nienawidzę cię. – powtórzyłam to dzisiaj chyba już setny raz.

- Z nienawiści do miłości jest tylko jeden krok, Aniołku. – wyśpiewał i uśmiechnął się mrugając do mnie porozumiewawczo.

- Raczej odwrotnie. – prychnęłam zażenowana, patrząc w okno.

- Och, przestałabyś się nam stawiać! Wiem że nie możesz mi się oprzeć.

- Zamknij się. Mam już dość twojego dzisiejszego pieprzenia! – z wypowiedzą uprzedził mnie Ayato. Spojrzałam na niego zdziwiona. Odwzajemnił moje spojrzenie – To się ciebie też tyczy! – ponownie mnie szturchnął w bark.
Nie umiałam opisać jak się czułam w tym momencie. Nie wiem czy w ogóle powinnam coś w takich chwilach czuć. Ale zdawało się mieć to jakiś wyraz psoty, żartu lub zaczepki ze strony Ayato.
Przed oczami ukazał mi się obraz, gdy bawiłam się razem z moją siostrą Gloom. W tedy jeszcze się śmiałam. W tedy wszystko było inne, mimo że nie znałyśmy swoich rodziców, byłyśmy razem szczęśliwe. Razem zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. Dzień jej śmierci był także moją śmiercią. W ten dzień przestałam cokolwiek czuć. Straciłam w tedy wszystko.
I tego też samego dnia podpisałam kontrakt na bycie Aniołem Śmierci. Miałam w tym jeden cel, którego nie zna nikt. Nawet moje przyjaciółki nie wiedzą iż kiedyś miałam siostrę. Uznałam że będzie dla nas lepiej jak zakopię starą przeszłość i skupię się na teraźniejszości. Niektóre informacje powinny zostać tajemnicą aż po sam koniec.

- Słuchasz mnie marny człowieku? – z wiru wspomnień wyrwał mnie Reji.

- Co? – spytałam wkurzona ponieważ w tym zdaniu obraził mnie dwukrotnie. Nazwał mnie marną istotą oraz człowiekiem.
Spojrzał na mnie lekko podirytowany.

- Byłaś u dyrektora nie tylko z powodu karygodnego zachowania. – powiedział pewnie.

- Kapusie! – prychnęłam w stronę Ayato i Laito. Tylko Kapelusznik zrobił zdziwioną minę.

- Ja nic nie mówiłem. – Laito pokręcił głową. W sumie gdyby się tak zastanowić to byli ze mną cały czas, więc nawet nie mieli jak powiedzieć tego Reji'emu. Chyba że przed wejściem do gabinetu... ale to niemożliwe.

- Dowiedziałem się również że mężczyzna który był w ten sam czas w gabinecie podał się za twojego ojca. Z informacji które dostaliśmy o tobie nie wywnioskowałem nic o twoich obecnych rodzicach. Więc zapytuje, co to był za mężczyzna? – pierwszy raz zabrakło mi słów. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć ponieważ Dark zakazał mi cokolwiek zdradzać dopóki nie otrzymam dalszych rozkazów. Nie miałam pewności co mogę powiedzieć braciom, żeby nie zdradzić tego kim jestem.

- Nie mogę tego zdradzić. – powiedziałam cicho spuszczając głowę w dół.

- Można wiedzieć dlaczego? – brnął dalej czarnowłosy wampir.

- Nie.

- Chcę żebyś wiedziała pewną rzecz. Jeśli będziesz ukrywała przed nami swoją tożsamość, przeszłość i teraźniejsze życie to będziemy zmuszeni powziąć odpowiednie kroki. – chciałam przerwać mu w tym momencie ale on ciągnął dalej – Nie myśl sobie że życie ofiarnej narzeczonej jest bajką. One przyjeżdżają do naszej rezydencji w jednym celu... aby zaspokoić nasze pragnienie krwi. I ty też jesteś tu z tego powodu. Więc nie myśl że będziesz traktowana w specjalny sposób ze względu na swoją postawę, charakter oraz zachowywany do nas dystans. – na te słowa zaczęła mi się gotować krew. Czułam jak wrę ze złości.

- Nawet tak nie myślę, ponieważ nie jestem ofiarną narzeczoną. Wyglądałeś na najbardziej kompetentnego ze wszystkich wampirów, ale widzę że tak nie jest. Mówiłam nie raz że nie jestem za tą za którą mnie bierzecie, ale nie dotarło. Mówiłam również że wszystko w swoim czasie stanie się jaśniejsze. Najwyraźniej nie jesteście tak przebiegli i groźni za jakich się bierzecie. – powiedziałam tak poważnie i opanowanie jak Reji - Chce żebyście wiedzieli jedną, ważną rzecz, ale tym razem wpójcie sobie ją do głów. Nie jesteście w stanie mnie złamać, nie ważne co byście zrobili mnie i tak nie zniszczycie. Nawet mnie nie tkniecie, ponieważ jestem bardziej niebezpieczna niż wy. Osobą której powinniście się wystrzegać przez całe swoje życie jestem ja.

- Twoja zuchwałość jest naprawdę godna pożałowanie. Nie spotkałem nigdy osoby tak bezmyślnej i ignoranckiej. Mówiąc takie słowa piszesz na siebie wyrok śmierci. Może nie zdajesz sobie sprawy ale... - od tego momentu przestałem go słuchać ponieważ przeszkodziło mi coś przelatujące tuż koło limuzyny. Odruchowo zaczęłam nasłuchiwać. Najbardziej zaniepokoiła mnie nagła cisza. Nagle auto zaczęło ostro hamować tym samym kończąc wywód Okularnika. Intensywnie wpatrując się w okno czekałam na jakikolwiek ruch. W pojeździe również nastała cisza. Nagle usłyszałam głośnie warknięcie i parę świecących się wrogo oczu zza szyby.

- To pewnie wilk. – stwierdził obojętnie Subaru.

- Nie musisz udawać takiej twardej Aniołku. – westchnął Laito – Podejrzewam że jesteś w środku przerażona.

W trakcie jego beznadziejnych podejrzeń ja zdążyłam wywnioskować iż widziane przeze mnie stworzenie wcale nie jest zwykłym wilkiem. Nagle limuzyna zatrzęsła się od silnego uderzenia. Z drugiej strony pojawił się jeszcze jedne wilk.

- Szlak! – wycedziłam przez zęby – Jest ich dwóch.

- Raczej są dwa. – stwierdził Reji – Masz problem z językiem?

- Naprawdę musicie być upośledzeni że ich nie czujecie. – pokręciłam głową lekko się uśmiechając z głupoty wampirów.

- Co za zuchwa... - nie pozwoliłam mu dokończyć.

-„ ...Zuchwałość ze strony tak marnego człowieka jak ty!" Powtarzasz się Reji Sakamaki. – zdziwił się lekko - Teraz już wiem że nigdy do was nie dotrze kim naprawdę jestem. Wierzcie sobie dalej że jestem ofiarną narzeczoną. Któregoś dnia wam to udowodnię.

- Niby jak? – spytał cicho Kanato.

- Jak którykolwiek z was spróbuje napić się mojej krwi, zabiję.- wstałam z miejsca pasażera i szybko wyszłam przez drzwi. Zmusiłam także szofera aby zamknął wszystkie drzwi żeby bracia nie wyszli. Nim się spostrzegłam otoczyły mnie trzy wilki. A raczej trzech posłańców.

- Kto jest waszym panem? – spytałam zachowując dystans oraz kamienny wyraz twarzy. Wilki jednak tylko zawarczały a jeden z nich zawył. Przypuszczałam że mógł być to alarm i wezwanie pozostałych. Nie myliłam się. Po chwili dołączyły do nich jeszcze dwa wilki. Niepokoiła mnie ich aura. Niebezpiecznie przypominała mi wampira, ale nie wiedziałam do końca dlaczego. Nagle z ciemnego lasu wyłoniła się zakapturzona postać. W jednej ręce trzymała laskę. Zauważyłam że kuleje na jedną nogę.

- Zejdź mi z drogi człowieku! – po pustym lesie rozniosło się echo donośnego, męskiego głosu. Coraz bardziej irytowało mnie to że każdy z moich przeciwników brał mnie za człowieka. Może rzeczywiście za bardzo się do niech upodobniłam?

- Odsuń się od limuzyny i zabierz te ohydne psy a nic ci nie zrobię. – zapewniłam mężczyznę kątem oka obserwując każdy ruch wilków.

- Kim jesteś że postępujesz tak odważnie i bronisz te bękarty?

- Śmiercią. – wiedziałam że zakapturzony mężczyzna nie pójdzie na kompromis więc nie zwlekając przywołałam do siebie swoją kosę. Piękne srebrno-czarne ostrze mieniło się w sierpowatym świetle księżyca. Jeden wilki rzucił się w moją stronę.
Jednym ruchem zabiłam go gdy był w locie. Pozostał po nim tylko szaro-czarny pył i mgła – Dlaczego swój chce zabić swego? – zapytałam.

- Nie twój interes Żniwiarzu! – wrzasnął i wydał rozkaz wilkom. Jeszcze dwoje z nich musiało zginąć aby dotarło żeby nie zbliżał się do limuzyny.

- Co ty sobie wyobrażasz? Żeby zamykać nas w limuzynie? – wycedził Ayato rozciągając ramię. Odwróciłam się za siebie. Stali tam wszyscy bracia.

- Co wy tu robicie? Mieliście zostać w limuzynie! – wrzasnęłam nerwowo patrząc na wilki i na mężczyznę. Bracia spojrzeli na mnie. Zdziwiło ich że trzymam Kosę Śmierci w ręce i jestem umorusana w zwierzęcej krwi.

- To jeszcze nie koniec... - usłyszałam szept rozchodzący się głucho po lesie. Wilki wycofały się i pobiegły w głąb boru. Bez zastanowienia pobiegła za nimi przy okazji krzycząc do pijawek

- Uważajcie na siebie i jedźcie do rezydencji! – a ja zajmę się resztą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top