~ 17 ~

Od incydentu z wilkami minęło parę dni. Jeśli mam być szczera to ich nie liczyłam, ponieważ cieszyłam się chwilową wolnością. Tak... Po tym jak Echiii podał mi antidotum nie wróciłam do rezydencji twierdząc, że przyda mi się mały urlop. Miałam serdecznie dosyć ciągłych awantur i pretensji, niespodziewanych wizyt zjaw i wilków, które na każdym kroku próbują mnie zabić.
Obawiałam się również, że po przedwczesnym powrocie do rezydencji mogłabym pozabijać braci. Z pewnością pierwszego udusiłabym Ayato, za to, że molestował mnie kiedy byłam ranna. Zaś następnym w kolejce byłby Reji, za to, że potraktował mnie jak śmiecia, gdy mówił mi, że niejestem ofiarną narzeczoną.
Teraz siedziałam na dachu jednego z center handlowych i wpatrywałam się w zachód słońca. Był na nim mały ogród do którego przychodzili tylko pracownicy w przerwie na papierosa.
W rękach trzymałam umowę podpisaną przez księży. Nie mogłam uwierzyć, że zostałam prawnie przekazana w ręce tych nieokrzesanych istot. Dark nie wspominał mi nic o tym - Może powinnam z nim porozmawiać? – powiedziałam do siebie mocno wzdychając. Oparłam się na rekach i pozwoliłam wiatru owiewać moją twarz. Chciałam sobie wszystko poważnie przemyśleć.
Miałam poważny mętlik w głowie. Wszystko zaczęło na siebie nachodzić... Zamaskowany mężczyzna, zamieszany w morderstwo mojej siostry i chcący porwać Sakamakich, wilki które chcą mnie uśmiercić, Echii który twierdzi, że jest moim kuzynem, a zachowuje się jak zboczony świr, przyjaciółki które traktują mnie jak najgorsze ścierwo... no i jeszcze Blue, który dziwnie się zachował.
Westchnęłam głośno. Żeby się trochę odstresować i zaczęłam cicho śpiewać moją ulubioną piosenkę, która mnie uspokajała.

Help, I lost myself again,
But I remember you,
Don't come back, at home and well,
But I wish you told me to...

Chciałam zaśpiewać refren, ale ktoś zrobił to za mnie.

Our love is six feet under,
A can't help but wonder
If our grave was water, by the rain,
would roses bloom, could roses bloom,
Again.

Odwróciłam się powoli w stronę dobrze znajomego mi męskiego głosu. Nie mogłam uwierzyć, że akurat ja mam takiego pecha w życiu.

- Mogę wiedzieć jak mnie znalazłeś? – spytałam ze złością Laito, który stał i przyglądał mi się z rumieńcem na twarzy.

- Twój głos przywiódł mnie aż tutaj. – zaczął wywijać ręką jak pijany aktorzyna - Jesteś niczym nimfa, kusząca żeglarzy na wielkim oceanie. Jesteś niczym kusicielka błagająca o to abym pozostał z tobą aż po kres tego świata...- westchnął głośno jeszcze bardziej się rumieniąc.
Byłam zła i to nie do opisania. Nie zamierzałam wracać przez co najmniej tydzień. Tak na poważnie, to wolałabym w ogóle nie wracać, ale po dłuższej nieobecności Dark zacząłby się czepiać, że opuszczam swoją prace. A ten głupi wampir od tak po trzech dniach znajduje mnie na najwyższym wieżowcu w okolicy. Przypadek? Nie sądzę... Cóż za ironia losu!

- Od jak dawna tu jesteś? – zapytałam spokojnie. Laito podszedł bliżej i zajął miejsce koło mnie.

- Od jak dawana cię obserwuje, czy po prostu ja długo jestem w tym budynku? – spojrzałam na niego lekko przerażona. On uśmiechnął się do mnie na swój sposób.

- Jesteś świrem! – prychnęłam kręcąc głową z zażenowania – Po co w ogóle zadawałeś sobie tyle trudu aby mnie śledzić?

- Bałem się, że nie wrócisz, Aniołku... - zrobił smutną minę. Chwilę w ciszy wpatrywał się ze mną w zachód słońca. Nasze nogi swobodnie zwisały z dachu altanki. Miałam cichą nadzieję, że zaraz mu się znudzi moje towarzystwo i sobie pójdzie, ale cóż... to Laito.

- Skąd znasz tą piosenkę? – zapytałam przerywając ciszę, za co się skarciłam. Kątem oka spostrzegłam, że na mnie patrzy.

- Często słyszałem jak nucisz ją pod nosem i byłem ciekawy jaki jest jej tekst. Spodobała mi się i słowa jakoś same wpadły mi do głowy... - uśmiechnął się szeroko.

- Nie mogę uwierzyć że tu jesteś... - stwierdziłam jęcząc i nie mogąc pogodzić się z faktem, że wampir siedzi koło mnie. Chciałam pobyć sama. I właśnie to jest minus posiadania znajomych, zawsze przypałętają się w najmniej odpowiednim momencie.

- To uwierz. – wyszeptał mi do ucha. Aż przeszły mnie ciarki od tego jak jego szept łaskotał mnie w ucho – O, czyżby był to dreszcz podniecenia? Tak łatwo cię zadowolić Aniołku... – zachichotał. Chciałam go uderzyć w twarz ale zablokował moje obie dłonie z tyłu pleców, a na ustach położył palec – Nareszcie możemy być sami, czyż to nie wspaniałe? – jęknął oblewając się rumieńcem. Odsłonił moją szyję i zaczął ją delikatnie lizać. Kiedy chciałam krzyknąć całkowicie zasłonił mi usta rękom – Proszę cię, daj mi się tobą nacieszyć... Mamy czas tylko dla siebie, nikt tutaj nie przychodzi... Niech nasze ciała złączą się w jedno dzisiejszej nocy... - wyszeptał na co tym razem na mojej twarzy pojawił się rumieniec. Zaczęłam się szarpać i dzięki Bogu zdołałam się wyzwolić z jego sideł.

- Zboczeniec! – krzyknęłam oddalając się od niego jak oparzona. On na to się zaśmiał.

- Przepraszam cię Aniołku... - zachichotał poprawiając kapelusz – Może powinienem zaprosić się najpierw na lody? – zaniemówiłam.

- Wiesz, że to co powiedziałeś jest dwuznaczne? – walnęłam się w czoło leżąc na ziemi. Nagle ktoś przesłonił mi słońce, więc otworzyłam oczy. Nade mną stał Laito uśmiechając się znacząco – Czego? – jęknęłam.

- Zabieram cię ze sobą, bo mam ochotę na małe co nieco... - spojrzał na mnie, mrużąc oczy i podniósł z betonu.

- Co ty robisz? Postaw mnie na ziemie! – zaczęłam mu się wyrywać, ale bez skutku. Weszliśmy do środka gdzie było pełno ludzi. Wiara patrzyła się na nas lekko skrępowana, zresztą nie dziwię im się. Wykorzystałam chwile nieuwagi wampira i zeskoczyłam z jego rąk. Zadowolona wydałam z siebie okrzyk radości. Kątem oka dostrzegłam grono dziewczyn z naszej szkoły. Wlepiały w nas wzrok, szepcząc coś do siebie nawzajem.

- No to nie mam już po co wracać do tej szkoły. Dzięki Laito... - westchnęłam z podirytowaniem, zerkając na skupisko nastolatek i pijawkę. On ze zdziwienia podniósł brew. Chciałam już pójść w przeciwnym kierunku ale on chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąc do zbiorowiska szalonych dziewczyn – Co ty robisz, pogięło cię czy co?

- Cześć dziewczynki! – przywitał się radośnie Laito z napalonymi nastolatkami – Co u was słychać? – to niesamowite jaki on potrafi być przekonujący a one głupie i naiwne... Aż mózg mi się marszczy.
Jedna przez drugą zaczęły się przekrzykiwać i stękać do wampira jaki to on przystojny, niesamowity i przystojny...
Powiedziałam dwa razy przystojny?
- Laito co tutaj robisz? Nie masz lepszych zajęć? – zaczęły go wypytywać – Przychodzisz w takie miejsca zupełnie sam... - powiedziała jedna przybliżając się do niego coraz to śmielej. Trochę mnie podirytowało, że olała mnie, ale cóż żeby mi to robiło różnice. Postanowiłam wykorzystać sytuację, że napalone lale wypchnęły mnie z kółka adoracji i uciec – Potrzebna ci dziewczyna...

- Przeszedłem dzisiaj z jedną, co nie Aniołku? – poczułam jak na mnie spojrzał kiedy stałam tyłem. Sparaliżowana piorunującymi spojrzeniami jego fanek odwróciłam się i głupio uśmiechnęłam. Laito pociągnął mnie za dłoń i mocno przytulił – Jest dla mnie całym światem! – zaczął się rumienić a ja wyrywać - Te wyjątkowe, śnieżnobiałe włosy... - chwycił ich kosmyk i powąchał - Pachną jaśminem zmieszanym z wonią najpiękniejszych róż... - spojrzałam mu w oczy z narastającym gniewem. Poczułam jak mój wzrok wręcz wrze od złości - Nie wspominając już o tych nadnaturalnie krwistoczerwonych oczach... - podniósł mój podbródek i wpatrywał się w nie z widocznym pożądaniem. Jego fankom robiło się aż gorąco ze złości.

- Puszczaj mnie kretynie! – wrzasnęłam, naparzając w niego pięściami – Nie mogę oddychać! – jęknęłam. Nadepnęłam go z całej siły, co spowodowało że mnie puścił.

- Ah, jaka ty jesteś dzika! – zachichotał i mrugnął do mnie. Zrobiłam jeszcze bardziej przestraszoną minę. Musiało wyglądać to straszne z perspektywy przechodnia. Przestraszona dziewczyna, odpychająca od siebie zboczeńca, zupełnie odcięta od ucieczki przez napalone i wściekłe blondynki.

- Jesteś głupim zboczeńcem! –wrzasnęłam rumieniąc się ze złości. Na moje słowa usłyszałam jednakowe okrzyki szoku dziewczyn – Idę stąd! I zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam przedzierając się przez tłum nastolatek – I nie idź za mną! – powiedziałam na odchodne.

- Ale co z lodami kochanie?

- Żadne kochanie, idź z jakąś twoją faneczką, a nawet ze wszystkimi! Krzyżyk na drogę! – odwróciłam się i żeby dodać ironii sytuacji złośliwie zasalutowałam – Panie zboczeńcu!

- Nie masz litości dla kolegów Aniołku.

- Nazwij mnie tak jeszcze raz, a nie będziesz miał z czym iść na te lody z tymi lalami! – chwyciłam go mocno za krawat od mundurka. Chwilę zabijałam go wzrokiem, ale w końcu odpuściłam. Odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie.
Kiedy wyszłam z centrum handlowego było już ciemno. Chodziłam bez celu po zaludnionych alejkach i ulicach Tokio. Przyglądałam się wszystkim światłom, sklepom i bilbordom które, rozświetlały miasto magicznym blaskiem. Po drodze spotykałam tysiące ludzi, którzy wydawali mi się tacy inni, a jednocześnie tacy sami. To były główne rozterki Anioła Śmierci. Czasem słyszałam brudne myśli ludzi i zastanawiałam się, czy rzeczywiście byliby w stanie zrobić, to o czym tak marzą. Prawda była taka, że każdemu z nich brakowało odwagi, żeby coś zmienić w swoim życiu.
Rozmyślanie przerwała mi osoba, która uderzyła mnie w bark. Nim jednak zdążyłam się odwrócić, jej już nie było. Postanowiłam to zignorować i poszłam dalej. Po drugiej stronie ulicy wydawało mi się, że widziałam kogoś znajomego, ale w tym samym momencie kiedy odwróciła wzrok przejechał tamtędy autobus i ponownie osoba zniknęła - Dobra Cristal... Powoli zaczynasz świrować! - powiedziałam do siebie w myślach. Gdy szłam przez alejkę nie opuszczało mnie uczucie, że ktoś za mną idzie i w kółko obserwuje.
W końcu nie wytrzymałam. Stwierdziłam, że nie dam tej osobie satysfakcji i się nie odwrócę. Przystanęłam w budce telefonicznej z zamiarem zadzwonienia do fryzjera. Wybrałam odpowiedni numer na wizytówce i go wykręciłam. Odczekałam chwilę słuchając sygnału, aż w końcu ktoś odebrał słuchawkę.

- Dobry wieczór, chciałam się zapisać na przycięcie włosów, moje nazwisko to Shine. – chwile czekałam na odpowiedz osoby po drugiej stronie.

- Nie prowadzę takiej działalności, ale jeśli mnie ładnie poprosisz to wybaczę ci tamtą scenę w centrum i zabawimy się. – usłyszałam głos Laito, co mnie z lekka przeraziło. Odwróciłam głowę powoli na drugą stronę ulicy. Przy ścianie opierał się wampir, który uśmiechał się do mnie znacząco. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały jego tęczówki zaświecił się dzikim blaskiem.
Trzasnęłam słuchawką i wyszłam z budki, o mało nie wybijając w niej szyby. Nie miałam chwili spokoju, cały czas czułam jak wampir idzie za mną i obserwuje.

- Zostawisz ty mnie wreszcie w świętym spokoju!? – odwróciłam się z furią o mało co nie wlatując na Laito – Irytujesz mnie!

- I kto tu kogo irytuje co? – zrobił zdziwioną minę. Westchnęłam głośno – Wiesz czym grozi takie traktowanie przez narzeczoną? – te słowa jeszcze bardziej wyprowadziły mnie z równowagi – Należysz do nas! – wyszeptał chwytając mnie za łokieć a następnie objął mocno drugą ręką. Ponownie zaczął lizać moją szyję, ale go odepchnęłam z wrogością w oczach.

- Nie byłam, nie jestem, i nigdy nie będę ofiarną narzeczoną! – wrzasnęłam głośno w złości zaciskając pięści.

- Nie będziesz Aniołku? – przybrałam podejrzany wyraz twarzy – Ten papierek mówi inaczej. – w jego dłoni pojawił się certyfikat kościoła. Odruchowo chwyciłam się za tylną kieszeń od spodni, w której powinien się znajdować.

- Ty... - wyszeptałam. Uśmiechnął się do mnie zadowolony z tego co zrobił – A idź do diabła. – machnęłam ręką i poszłam.

- Schlebiasz mi... - wyszeptał mi do ucha na co zaczęłam biec.
Nie patrzyłam za siebie. Miałam cichą nadzieję, że odpuści, ale obawiałam się, że to tylko marzenie. Zatrzymałam się naprzeciwko kościoła, po krótkim namyśle stwierdziłam, że dawno w nim nie byłam. Weszłam do środka, gdzie panował idealna cisza. Zajęłam miejsce w pierwszej ławce wpatrując się w obraz i witraże za ołtarzem. Złożyłam ręce do modlitwy i powiedziałam cicho...

- Panie, proszę Cię daj mi cierpliwość dla takich istot, jakimi muszę się opiekować. Ześlij na mnie siłę, która pomoże mi rozwikłać zagadki dotyczące mojego... przyjaciela – zastanowiło mnie dlaczego zawahałam się tak powiedzieć o Blue – Proszę Cię, zaopiekuj się moimi przyjaciółkami kiedy nie ma mnie przy nich. Wiem, że źle postąpiłam nie mówiąc im o tej całej sprawie, również wiem, że niekiedy nie masz wpływu na takie istoty jak one, ale proszę Cię, z całego mojego zepsutego serca, chroń je. – skończyłam mocno zaciskając powieki. Przez ostatni czas wylałam więcej łez niż przez całe swoje życie... Coś się ze mną dzieję...

- Po co modlisz się do Boga? Przecież on cię nie wysłucha, nawet gdybyś tego bardzo chciała. – Laito stanął przed ołtarzem i wpatrywał się w krzyż. Nie przestraszyłam się go, ponieważ czułam, że od samego początku jest ze mną w kościele.

- Gdyby mnie nie wysłuchał to dawno byś nie żył... - westchnęłam zachowując stoicki spokój – Nie sądzisz, że to zbyt zuchwałe sądzić że On nie istnieje?

- Nie. – wzruszył ramionami – Nigdy nie wysłuchuję próśb swoich wiernych, więc po co w ogóle w niego wierzyć. Ludzie potrzebują kogoś do kogo mogliby się zwrócić o pomoc i wymyślili wyimaginowanego Boga, który ich zawsze wysłucha.

- Może dlatego że potrzebują wsparcia? Po za tym on istnieje, skoro wierzysz w zło musi także istnieć dobro.

- Zagorzała wierna się znalazła...

- Ja wierzę, że on tam jest i mi pomaga w wielu sprawach. A ty w niego nie wierzysz, bo jesteś wampirem, który wyznaje tylko ciemne moce. – wstałam z ławki i powoli zaczęłam kierować się do wyjścia. Wampir w ostatniej chwili chwycił mnie za łokieć. W tym samym czasie, gdy mnie do siebie przyciągnął w kościele pojawił się ksiądz.

- Państwo na praktyki małżeńskie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top