~ 15 ~
Wybiegłam z pokoju mocno trzymając się za bolący brzuch. Nadal nie mogłam uwierzyć że tak słaba istota mogła mnie aż tak zranić. Echii zapłaci mi za to.
W rezydencji było stanowczo za cicho jak na jakiekolwiek zebranie. Przystanęłam przy zamkniętych drzwiach prowadzących do salonu. Nasłuchiwałam jakiegokolwiek dziwnego dźwięku, ale zamiast tego usłyszałam śmiech.
Znowu ona...
- Czego ode mnie chcesz wredna demonico? – syknęłam odwracając się wrogo za siebie. Miałam serdecznie dość tego jak się pojawia i tego co po sobie zostawia. Nie cierpię niewiedzy. To jest najgorsze co może istnieć. A ta istota tylko to po sobie zostawiała. Jak przypuszczałam nie było jej za mną.
- Już niedługo! – zachichotała. Kątem oka spostrzegłam jak ginie w świetle księżyca.
Ponowie usłyszałam wycie wilków. Nie zwlekając otworzyłam drzwi. Prawie wszystkie wampiry były w pomieszczeniu. Rozejrzałam się ze spokojem. Ayato stał przy oknie i przyglądał mi się ze złością, ale także z czymś czego nie mogłam rozpoznać. Cała reszta siedziała przy stoliku w grobowej atmosferze.
- Można wiedzieć dlaczego nie jesteś u siebie w pokoju? – zapytał podirytowany Reji – Chyba jasno wyraziłem się, że miałaś zostać tam dopóki nie przyjdę. – poprawił okulary i rękawiczki na dłoniach.
- Nie przypominam sobie że miałam zostać w pokoju. – odpowiedziałam oschle.
Wilki wybrały sobie niewłaściwą porę. Byłam wściekła. Nie tylko z powody tego skretyniałego wampira Ayato, ale głównie na Echiiego. Nie rozumiałam powodu jego przybycia, a jeszcze bardziej tego czemu ugodził mnie zatrutym sztyletem. Przez to wszystko czułam jak złość rozpala mnie od środka. Moja anielska dusza żądała krwi i to zaraz.
Echii chce poznać moją anielską stronę?
Czas aby odezwał się we mnie Anioł Destrukcji.
- To niesamowite że spadłaś z trzeciego piętra i nic ci się nie stało Aniołku. – uśmiechnął się do mnie Laito.
- Czuję w powietrzu słodką woń krwi. – wymamrotał cicho Kanato biorąc głęboki wdech. Odruchowo spojrzałam na swoją ranę na brzuchu.
- Zgadza się. Nęcąca woń... - odezwał się Ayato przyglądając mi się z lekkim pożądaniem.
- Gdzie Subaru? – zapytałam stanowczo. Jeśli jest jeszcze na zewnątrz to wilki mogły go zaatakować.
- Miał za chwilę przyjść. – poinformował mnie Reji – A masz do niego jakąś sprawę? – wytężyłam słuch i zamknęłam oczy, abym mogła bardziej skupić się na swojej ofierze. Poczułam jak moja wewnętrzna energia wchłania się w każdą żyjącą istotę na zewnątrz. Miałam widok na całą rezydencję. Dzięki tej umiejętności żadna ofiara nie może się przede mną schować. Ona nawet nie zdaje sobie sprawy że jest przeze mnie obserwowana.
- Ayato, odsuń się od okna. – rozkazałam wampirowi. Ten podniósł pytająco brew.
- Nie będziesz mi rozkazywać Paskudo! – prychnął zaciskając pięści.
Właśnie w tym momencie wyczułam wilka który zmierza w kierunku okna. Krzyknęłam z całych sił
- Shi no Kama!* – w mojej dłoni pojawiła się kosa. Była dwa razy większa ode mnie. Miała ostry, srebrno-czarny sierp. Od góry aż do połowy rękojeści była zdobiona czarnymi czaszkami i piszczelami. Aby dodać jej kobiecego akcentu miałam przywiązaną tam czarną wstążkę. Tej kosy zawsze używałam gdy miałam zlecenie śmierci. Gdy spotykałam istoty czy zjawy którym miałam zagrozić lub po prostu je odstraszyć pokazywałam mniejszą, uproszczoną kosę. Tym razem nie miałam ochoty na babranie się w delikatność czy powściągliwość. Niech ten dzień nauczy wszystkich, że z kimś takim jak ja się nie zadziera.
Podbiegłam do Ayato i chwyciłam go za rękę mocno pociągając w swoją stronę. Gdy stanął za mną i miałam pewność, że jest bezpieczny wleciał do salonu wilk. Gdy był w powietrzu zadałam mu jeden, prosty ale śmiertelny cios. Chwilę stałam w pozycji bojowej gotowa do ataku. Gdy upewniłam się, że nie ma w pobliżu wilka odwróciłam się w stronę wampirów.
Ayato jak i cała reszta mieli na twarzach mieszane uczucia co do mojej osoby. Zresztą niepierwszy raz. Nagle poczułam silny ból brzucha i klatki piersiowej. Przez długi moment nie mogłam oddychać. Zasłoniłam ręką twarz, bo zaczęłam mocno kaszleć i się dusić. Kiedy atak ustał spostrzegłam na swojej dłoni krew.
- Niedobrze... - wyszeptałam do siebie – Gdzie jest Subaru? – spytałam jakby nic się nie stało. Na szczęście w tej samej chwili wszedł do pokoju. A raczej wleciał, ponieważ otworzył z impetem drzwi i z lekką paniką na twarzy krzykną...
- Wilki są w lesie! – jego wzrok przeniósł się teraz na moją marną, klęczącą osobę.
- Jesteś doprawdy spostrzegawczy. – prychnęłam wycierając kącik ust z krwi – Dobrze że zdążyłeś je zauważyć kiedy byłeś w ogrodzie. – powstrzymałam się od kolejnego kaszlnięcia.
- Widziałaś je już wcześniej? – wyczułam znikome zdziwienie w wypowiedzi Shu.
- Gdybym ich nie widziała to by mnie tu nie było. – stwierdziłam powoli podnosząc się z podłogi. Postanowiłam ukryć jeszcze bardziej swój ból, który nie pozwalał mi swobodnie się poruszać. Oparłam swój cały ciężar na kosie.
- Co to jest za kosa w twoich rękach? – zapytał Reji.
- Raczej się spodziewasz jaka będzie moja odpowiedz, wampirze.
- Można chociaż wiedzieć dlaczego nam niczego nie chcesz powiedzieć? – krzyknął Subaru.
Może powinnam im zdradzić chociaż część tej całej tajemnicy?
- Robię to, aby ważne dla mnie osoby nie ucierpiały. – powiedziałam pełna spokoju i melancholii – Może powinnam wam również powiedzieć, że nie jestem tu z własnej woli. Wszystko co robię dla was jest tylko częścią tego co mi kazano zrobić. Cała ta szopka jest tylko przykrywką dla sprawy o której nawet ja nie mam najmniejszego pojęcia. Nienawidzę takich istot jak wy. Gardzę nimi tak jak wy gardzicie ludźmi i mną. I chyba to jest jedna rzecz, która nas łączy... Nienawiść do życia które wiedziemy na tym chory, małym świecie. – popatrzyłam po braciach którzy byli skupieni tylko na moich słowach – Mogę wam teraz wszystkim oświadczyć, że jestem tu po to aby was chronić. Jestem waszym cieniem i już będę nim do końca waszych dni. – zacisnęłam pieści w tym stwierdzeniu.
Nie mogłam sobie teraz tego wybaczyć.
Obiecałam zupełnie obcym istotom ochronę. Zapewniłam je w przekonaniu, że będą ze mną bezpieczne i że nie mają się czego obawiać.
A sama nie potrafiłam ochronić ważnych dla mnie istnień.
Przyjaciele cierpią...
Rodzina umarła...
Nie mogłam sobie wybaczyć, że powiedziałam to zupełnie obcym mi istotom...
Nigdy tego nie powiedziałam do siostry... Może dlatego nie mogę sobie tego wybaczyć?
Może dlatego za każdym razem kiedy słyszę jej głos to tak mocno boli?
Może dlatego, że jestem zdrajcą?
- Nie pozwolę aby ktoś jeszcze umarł z mojej winy... -wyszeptałam spuszczając wzrok na czerwony dywan. Próbowałam powstrzymać łzy i wbiłam paznokcie w rękę.
- To znaczy, że przybyłaś tu z zamiarem ochrony naszej rodziny. – stwierdził Reji. Czułam jak ich cała zgraja wlepia we mnie swój wampirzy wzrok.
- Jak taki anioł stróż, co nie Aniołku? – uśmiechnął się do mnie Laito – To bardzo miło usłyszeć z ust kobiety, że zrobi wszystko abyśmy byli bezpieczni i zadowoleni. – zachichotał znacząco. Otworzyłam szeroko oczy na ostatnie słowa wampira – To takie nie codzienne... -westchnął.
Co to za uczucie w środku?
Nagle w moim brzuchu zaczęło coś ciepłego łaskotać...
Dziwne uczucie...
Czy to jest właśnie szczęście? Zdumiewające, że mogą wywołać to zwyczajne słowa...
Ale dlaczego tak zareagowałam?
- Niestety mam dla ciebie przykrą wiadomość. – odezwał się Reji – To niedobrze, że bierzesz się za taką wyjątkową istotę.
- To znaczy? – zapytałam lekko pretensjonalnie.
- Dostałem właśnie oświadczenie, że jesteś nam ofiarowana przez kościół jako Ofiarna Narzeczona. – wyciągnął kopertę z kieszeni garnituru i ją otworzył. Wyciągnął list i położył go na stół lekko popychając go w moją stronę – Jednak nie powinniśmy darzyć cię tak wielkim szacunkiem. – z wybitego okna wleciał chłodny wiatr, który uniósł kartkę. Wylądowała tuż przy moich stopach.
Wampir miał rację. To był certyfikat potwierdzający zawarty pakt. W dolnym rogu listu był również umieszczony podpis biskupa i pieczęć kościoła do którego rzekomo należałam.
- Trudno jest darzyć kogoś szacunkiem skoro ta osoba sama się nim nie darzy. – mówiąc to przekroczyłam obojętnie kartkę. Przez tą całą sytuację czułam się dziwnie. Może też dlatego na mojej twarzy pojawił się mieszany uśmiech.
To dziwne, właśnie przed chwilą powiedziałam im coś co u niejednego człowieka wywołałoby uśmiech i łzy szczęścia, a oni tak po prostu to zignorowali.
- Czyli tak jak przypuszczałam.
- Co przypuszczałaś Aniołku? – zapytał Laito.
- Cokolwiek by się nie stało ja i tak będę was cholernie nienawidzić. – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej słysząc wycie nadciągających wilków – Zabawa się dopiero zaczyna! – zachichotałam przerażająco i podeszłam do okna. Chwilę obserwowałam okolicę i naskoczyłam na parapet. Moje mieszane uczucia i mętlik w głowie rozwiał świeży wiatr który wplątał w moje włosy parę liści. Poczułam w sobie siłę, energię i zapał którego mi brakowało odkąd tu przyjechałam. Wreszcie mogłam spełnić pokładane we mnie nadzieję i przypomnieć sobie dawne życie.
Wystawiłam jedną nogę za parapet a drugą się zaparłam gotowa do wyskoku. Poczułam nagły przypływ energii od której moje oczy zaskrzyły się rubinowym blaskiem i wypowiedziałam...
- Shi no Teshi Ga kite!* - odepchnęłam się z całej sił od parapetu. Na te słowa mój poprzedni ubiór zmienił się w czarno-białą, falbaniastą suknie. Była rodem niczym z XVII wieku ale nowoczesności dodawało jej skrócenie przed kolano. Z pleców wyrosły mi wielkie, potężne, czarne skrzydła.
Tak! Teraz unosiłam się w powietrzu i czułam, że nic nie jest w stanie mnie pokonać. Reji miał rację, że pod wpływem adrenaliny znika ból, ponieważ teraz czułam tylko chęć mordu i nieokiełznaną żądze krwi.
Teraz w mojej głowie rozbrzmiewały echem słowa Gloom „- Idź do lasu...-"
Rozprawię się z tymi cholernymi wilkami i znajdę tego głupka Echiiego któremu poderżnę gardło!
- Nie przypuszczałem, że spotkamy się tak szybko... - usłyszałam męski głos. Od razu przystanęłam i rozejrzałam się dookoła – Widzę, że teraz dałaś się ponieść... Niegrzeczna dziewczyna.
- Jeśli masz odrobinę charyzmy to pokaż mi się i nie zgrywaj cwaniaka! – wrzasnęłam pewna siebie.
- Teraz nie będzie miejsca na taryfę ulgowa. – zaśmiał się chytrze. Nie było go tutaj, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zamiast niego gdy się odwróciłam zobaczyłam dziką i wściekłą zgraję wilków pędzącą w moim kierunku. Nie zwlekając poleciałam przed siebie zwinnie omijając drzewa. Postanowiłam wyprowadzić wilki na otwartą przestrzeń a następnie je tam zabić.
Gdy już tak zrobiłam zatrzymałam się i poczekałam jak cała zgraja na mnie naskoczy.
Pierwsze pięć wilków zabiłam jednym uderzeniem. Po paru minutach zaciętej walki, stwierdziłam, że ich wcale nie ubywa... Ale mnie za to ubywa siły. Rana zaczęła mocno mi doskwierać co spowodowało, że wilki od czasu do czasu zostawiły na moim ciele parę ugryzień i drapnięć.
- Opadasz z sił Aniele... - powiedział pewnie męski głos – Masz ostrą ranę zadaną w brzuch... Idzie wyczuć twój ból i zapach na kilometry! – zaśmiał się – Poddaj się, a oszczędzę twoje życie.
- Nigdy! – wrzasnęłam jeszcze mocnej machając kosą. W złości zabijałam parę wilków na raz – Jesteś sługą potwora który zabił moją siostrę! – krzyczałam najmocniej jak tylko mogłam – Najpierw zabiję ciebie a później jego!
Wtedy niespodziewanie od tyłu wyskoczył na mnie wilk i ugryzł w kark. Chwila nieuwagi i barku precyzji sprawiła, że drugi ugryzł mnie w nogę. Wytrzymałabym ten ból gdyby nie kolejny cios zadany pazurami w ranę na brzuchu.
Gdy już leżałam na ziemi czując jak ból rozrywa moje kości i mięśnie wilki zatrzymały się. Zaczęły ustępować miejsca zamaskowanemu mężczyźnie.
- Nigdy nie można być zbyt zuchwałym, zapamiętaj. – pouczył mnie jakby był moim opiekunem. Gdy dzielił nas metr zatrzymał się – Proponuję ci układ. – chwilę milczał – Mój pan stwierdził, że doskonale by było mieć kogoś tak silnego po swojej stronie, więc składa ci pewną propozycję. W zamian za wstąpienie do jego armii daruję ci wszelką niesubordynacje i ofiaruję ci coś co powinno zmienić nie tylko twój żywot. W zamian ty... musisz zrezygnować z bycia stróżem i ofiarować mu sześć wampirów. Chyba nie muszę dopowiadać jakich. – patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę w milczeniu. Czułam jak ból rozrywa mi mięsnie a krew swobodnie wypływa z ran.
Co to właściwie jest za układ? Ten potwór ma czelność mówić mi jeszcze że daruje mi winy w zamian za to że coś dla niego zrobię... - A więc jaka jest twoja odpowiedz? – podniosłam wzrok na zamaskowanego posłańca. Uśmiechnęłam się szyderczo
- Powiedz swojemu zidiociałemu panu, że mam gdzieś jego propozycję. A jeśli ma problem ze złapaniem sześciu tak mało rozgarniętych wampirów jak bracia Sakamaki, to niech lepiej wynajmie sobie jakiegoś łowcę. Nie mam szacunku dla takich śmieci jak wy. I niech twój pan wie, że kiedyś po niego przyjdę, odetnę mu łeb i nadzieję na pal jako przestrogę dla wszystkich którzy są tak egoistyczni jak on.
- Ty mała, niewdzięcznico! – wrzasnął a wilki wokół nas zaczęły wrogo warczeć.
- Racja... To by było mało estetyczne. Kiedy już odetnę jego łeb obedrę go ze skóry i przykleję do swojej kosy. W ten sposób zawsze jeśli będę chciała kogoś zabić przypomnę sobie jak błagał mnie o litość, abym darowała mu życie, niech zna łaskę pani... - zaśmiałam się.
- Ty głupia dziewko! – cóż za stare słownictwo – Błagaj o wybaczenie! – podszedł do mnie i chwycił mocno za włosy unosząc do góry. Na te słowa naplułam mu na buty – Zdechnij w pieklę! – wrzasnął i wbił mi miecz w brzuch.
Cóż za ironia...
Jestem Aniołem odbierającym życie, a przed chwilą ktoś mi je odebrał.
*koso przybądź
*Aniele śmierci przybądź
''''''''''''''''''''''''''''''''''
Nareszcie! Wszyscy się doczekali tego rozdziału! Bardzo was przepraszam za baaaaardzo długą nieobecność, ale wystąpiły drobne komplikacje... Ale rozdział jest!
Mam jednak nadzieję, że zrekompensowałam się tym iż jest on troszkę dłuższy :) Chcę od razu przeprosić za urwanie w takim momencie... heh, ale spokojnie, wkrótce pojawi się next!
Chyba że nie chcecie?
13 gwiazdek + 20 wyświetleń = next
Jak myślicie, czy ktoś uratuje Anioła Śmierci przed zatraceniem w czeluściach piekła?
Dajcie odpowiedz w komentarzach!
Do zobaczenia wampirki *3* ~ BlackMargo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top