~ 11 ~

- Nie ma takiej opcji! Nie ma takiej siły na świecie aby zmusiła mnie do wykonanie tego polecenia! – skrzyżowałam ręce na piersiach i odwróciłam wzrok od nachalnej i upartej nauczycielki – Nie będę z nimi pracować w grupie.

- Myślałam że ten etap zamknęliśmy już w gimnazjum Cristal... - westchnęła blondynka i pokręciła głową – Proszę cię nie stwarzaj niepotrzebnych problemów.

- Już coś powiedziałam na ten temat. – nie dałam sobie wmówić bzdur.
No tak... zapomniałam powiedzieć że moja wspaniała nauczycielka angielskiego wymyśliła projekt na potrzeby którego połączyła nas w czteroosobowe grupy...
Jak wszyscy się pewnie domyślają moja grupa składa się z trzech wampirów, Ayato, Laito i Kanato.
Nauczycielka pochyliła się tak aby reszta klasy jej nie usłyszała i wyszeptała

- Proszę cię Cristal, zauważyłam że ty jako jedyna potrafisz dogadać się z tą trójką, po za tym masz wspaniałe oceny z angielskiego a Ayato nie za bardzo sobie z tym radzi, więc proszę pomóż im... I mnie... bo nic do nich nie dociera... - zielonooka nauczycielka zrobiła smutną minę na wyraz mojej nieugiętości. Nie miałam najmniejszej ochoty współpracować z tym wampirzym trio. Wystarczy że z nimi mieszkam i to już jest dość duży problem.

Ale gdyby się tak zastanowić Yochimara (bo tak się nazywa nauczycielka angielskiego) jest siostrą belfra z historii który mnie niecierpki... Może coś z tego będzie...

- Dobrze... - powiedziałam spokojnie, blondynka podskoczyła i zaklaskała w dłonie ze szczęścia – Ale zrobię to pod dwoma warunkami. – jej zapał ostygł ale nadal się uśmiechała. Kiwnęła głową abym kontynuowała – Po pierwsze, powie pani panu od historii że jestem miłą osobą która dobrze się uczy, ponieważ niezbyt mnie lubi... A po drugie... wypuści mnie pani do łazienki, teraz. – blondynka uśmiechnęła się szeroko.

- Da się załatwić Cristal, a teraz idź do tej łazienki. – pomachała wesoło mi na pożegnanie. Boże, aż trudno uwierzyć że ona jest siostrą tak zgorzkniałego człowieka jak ten koleś od historii.

Nie zwlekając wyszłam z klasy. Oparłam się o drzwi i westchnęłam z ulgą. Nareszcie wydostałam się z tego całego zgiełku. Powolnym krokiem zbliżałam się do pierwszego zakrętu. Wpatrywanie się w czubki własnych butów przerwał mi dziewczęcy głos

- Cristal... - zatrzymałam się automatycznie. Powoli i ostrożnie podniosłam wzrok wyżej. Przede mną stała Spiriti. Gdy nasze spojrzenia się spotkały zauważyłam że ma zaczerwienione oczy. Wpatrywałam się w nią z zapartym tchem. Nie wiedziałam co mam zrobić.
Czy mam jej coś odpowiedzieć?
Wygląda na zmartwioną...
Czy powinnam ją pocieszyć?
Gdy wpatrywałam się w nią zawładnęło mną dziwne uczucie. Chciałam do niej podejść, przytulić i pocieszyć.
Tylko dlaczego?
Przecież to nie w moim stylu... Co to za uczucie? Co to za potrzeba pocieszenia drugiej istoty?

Kiedy zaczęła płakać jeszcze bardziej mnie to przeraziło. Dzieliło nas parę metrów. Niespodziewanie wyciągnęłam ku niej rękę. Nim jednak cokolwiek zdążyłam zrobić

- Dlaczego...? – wyszeptała szlochając -Dlaczego nas opuściłaś!? – wrzasnęła podnosząc na mnie swój zapłakany wzrok. Powoli zaczęła się do mnie zbliżać – Dlaczego nam to zrobiłaś? Co my ci zrobiłyśmy że nas tak nienawidzisz?! – słuchałam jaj szlochu wymieszanego ze złością i powoli cofałam się coraz bardziej. W końcu dotarło do niej że nie pozwolę aby nasz dystans się zmniejszył. Spuściłam głowę w dół aby uniknąć jej spojrzenia. Stałyśmy chwilę w napiętej ciszy. Aż w końcu uciekłam.
Zatrzymałam się przed drzwiami klasy gdy ponownie usłyszałam swoje imię.

- Cristal? – Evili przypatrywała mi się ze zadziwieniem, ale po chwili zmieniło się ono w gniew. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć ja wślizgnęłam się do klasy.

- O! Wróciłaś już. Wspaniale teraz możemy zaczynać. – nauczycielka chwyciła mnie za bark - Zajmij swoje miejsce z chłopcami – wskazała ręką na ławkę pod oknem obleganą przez trzy pijawki.
Jeszcze parę minut temu ruszałby mnie fakt że mam z nimi współpracować, ale teraz już mi wszystko jedno.

- Siadaj Aniołku. – uśmiechnął się do mnie Laito. Dotarło do mnie że stoję przed ich zgrają wpatrując się jak idiotka w podłogę. Potrząsnęłam głową aby się ocucić – Oj, chyba dzisiaj masz problemy ze słuchem... - pokręcił głową i wstał. Odsunął jedno, wolne krzesło i chwycił mnie za rękę, pomógł usiąść i zajął z powrotem swoje miejsce.

Cała nasza czwórka jako jedyna grupa siedziała w kompletnej ciszy. Czułam jak wampiry patrzą na mnie z lekkim zdziwieniem. Jednak mało mnie to teraz obchodziło. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w stół. Czułam jak moje oczy wysuszają się od braku mrugania. A przed nimi miałam obraz moich dwóch przyjaciółek.
Dlaczego...?
Dlaczego bliskie mi osoby muszą cierpieć?
Dlaczego znowu zostałam sama?
Dlaczego on mi to robi...?
Dlaczego świat jest taki okrutny?!
Niekontrolowanie trzasnęłam pięścią w stół. Zwróciłam tym uwagę całej klasy. Koło mnie pojawiła się nauczycielka.

- Coś się stało kochanie? – zapytała zaniepokojonym, słodkim głosikiem.

- Pająk. Był. Na. Ławce. – powiedziałam obojętnie zabierając pięść z ławki i zostawiając w niej wgniecenie. Usłyszałam jak nauczycielka mówi ciche „tak" i wycofuje się. Po chwili zawołała do siebie Kanato.

Cisza...
Piękna, wieczna cisza...
Jest tak samo trwała jak wspaniała ciemność, śmierć i samotność...

Po głowie chodziły mi mroczne myśli ale po chwili zostały rozwiane inną podświadomością.

Śmiech...
Cisze można rozwiać radosnym śmiechem...
Potrafi ciemność przemienić w światło nadziei, uchronić przed śmiercią i nadać życiu nowy sens...

Ta świadomość wytworzyła się trzynaście lat po śmierci mojej siostry. Przed stratą mojego jedynego źródła szczęścia towarzyszył mi śmiech, radość i nadzieja. Dzieliłam je razem z Gloom.
Lecz te błahe i głupie rzeczy znikają gdy zacznie brakować bliskiej ci osoby. A zwłaszcza w tedy gdy widzisz jej śmierć.

Radosny śmiech przemienia się gorzki szloch.
Światło przepełnione szczęściem i nadzieją gaśnie a zastępuje je bezkresny mrok.
A odgłosy zadowolonych i szczęśliwych ludzi przemienia się w krzyki i błagania.
To nie świat jest okrutny tylko istoty jakie po nim kroczą...
Nie ma nikogo szczerego, są tylko ci którzy patrzą na swoje korzyści. Wszyscy stawiają swoje dobro na pierwszym miejscu.

- Hej, Chichinaschi! Ocknij się! – krzyknął na mnie Ayato. Podniosłam głowę wyżej. Poczułam jak moje oczy robią się wilgotne.
Co to?
Co się ze mną dzieje?
Poczułam jak coś mokrego spływa po moim policzku. Drżącą ręką sprawdziłam co to jest.

- Ł-łza...? – wydusiłam z siebie – Dlaczego...? – mamrotałam cicho – Dlaczego wszyscy ci na których mi zależy przeze mnie cierpią? – druga łza ściekła po policzku – Dlaczego ci których... - przerwałam patrząc z szeroko otwartymi oczami w ścianę – Których kocham są nieszczęśliwi...?

Jedna łza...
Podwójnie silniejszy ból...
Jedna strata...
Podwójnie silny cios...

- Cristal? – spojrzałam zapłakanymi oczami na Ayato. Jego wyraz twarzy był inny. Laito miała takie samo zszokowanie na twarzy co młodszy brat. Nie widzieli dziewczyny która płacze?

- Cristal czy wszystko w porządku? – przy stoliku koło mnie stanął Kanato. Przypatrywał mi się z zaciekawieniem. Po chwili zajął miejsce, skierowany w moją stronę.

- D-dlaczego? – powiedziałam załamanym głosem – Nienawidzę was a wy się pytacie czy wszystko w porządku?

- Oj zaraz tam nas nienawidzisz... - westchnął Laito.

- Nauczycielka kazała ci się spytać. – odpowiedział cicho Kanato, tuląc misia – Teddy mówi że przypominasz mu kogoś. – gdy na niego spojrzałam obraz był lekko rozmyty przez łzy – Tylko kolor włosów się nie zgadza. – moje oczy zrobiły się jeszcze szersze na słowa fioletowo-włosego wampira – Gdybyś miała włosy koloru...

- Czarnego...? – wtrąciłam patrząc na niego w szoku. Kanato chwilę mi się przyglądał. Odpowiedz na którą z nie wiadomo jakiego powodu czekałam z niecierpliwością przerwała mu nauczycielka.

- Pan dyrektor cię wzywa. – odwróciłam się w stronę nauczycielki gdy chwyciła mnie za bark. Zdziwiła się na widok moich zapłakanych oczu.
Bez chwili zwlekania wstałam i powolnym krokiem zaczęłam kierować się w stroną wyjścia. Gdy wyszłam na korytarz spuściłam głowę w dół, zakrywając twarz włosami.

Kiedy ostatnio uroniłam łzę?
Kiedy ostatnio płakałam z jakiegoś powodu?
Jej śmierć wszystko zmieniła...
Rozpoczęła wiele rzeczy a jeszcze więcej zakończyła...
Cóż za upokorzenie...
Pozwolić widzieć ludziom jak Anioł płaczę!
Anioł od siedmiu boleści!

Bez pukania weszłam do gabinetu dyrektora. Stanęłam przed biurkiem nie podnosząc głowy.

- Jesteś żałosna, wiesz? – to tak jakby mężczyzna znajdujący się przede mną czytał mi w myślach. Gdy zaśmiał się złowieszczym śmiechem dopiero w tedy podniosłam wzrok – Co się tak patrzysz? Przełożonego dawno nie widziałaś?

- Dark? – zatkało mnie na widok Anioła.

- Jak widać! – zabrał nogi ze stołu i zeskoczył z krzesła. Podszedł do mnie i chwycił za podbródek – Oj, czyżby mój Aniołek płakał? – przybrał zawiedziony wyraz twarzy. Natychmiastowo wyszarpnęłam jednym ruchem swoją głowę – Wybacz. Powinienem zwracać się do ciebie „Moja tajna broń".

- Dlaczego „Tajna broń"? – popatrzyłam na niego zdziwiona – I dlaczego nazwałeś się moim przełożonym?

- Na wszystkie pytania dostaniesz odpowiedz, ale w swoim czasie. – uśmiechnął się znacząco - Co się tyczy twojego przełożonego... - podrapał się po głowie - Zaczął za dużo węszyć i jakby to powiedzieć... Musiałem go wyeliminować.- wyszczerzył zęby.
Nie wiem czy mi się tylko wydawało czy jego kły były zaostrzone?
Pewnie wydawało mi się... Za dużo przebywam w towarzystwie wampirów. Zaczynam powoli świrować.

- Ty draniu! – wycedziłam przez zęby. Wycelowałam w niego pięścią ale on jednym ruchem chwycił ją. Staliśmy tak przez chwilę. Na jego miejscu cieszyłabym się że wzrok nie potrafi zabijać, bo w przeciwnym razie byłby już dawno trupem.
Bardzo polubiłam Blue. Cała historia z naszym spotkaniem jest zakręcona, ale dopiero od niedawana rozmawiałam z nim jak z kimś normalnym. Nie znam podwładnego i przełożonego którzy mieliby ze sobą aż tak dobry kontakt jak my.
Dark zapłaci mi za to!

- Przecież napisałem ci w liście abyś z nikim nie rozmawiała na temat twojego zadania.- wzruszył obojętnie ramionami i uwolnił moją pięść z uścisku.

- I przylazłeś aż tutaj żeby zatruwać mi życie? – krzyknęłam w złości. Ku mojemu i jego zdziwieniu gdy zaczęłam wrzeszczeć światło delikatnie przygasało.
Pewnie głupi zbieg okoliczności.

- W zasadzie miałem trochę wolnego czasu i stwierdziłem że muszę się trochę lepiej poznać z moją „Tajną bronią"- usiadł z powrotem na krześle - A w zasadzie chodzi mi o raport, jestem teraz wolny bo wszystko toczy się według planu.

- Daj mi spokój. – odwróciłam się z zamiarem wyjścia.

- Taka była nasza umowa skarbie! Pytałaś się czy możesz składać raport ustnie więc taka okazja może się już nie zdarzyć – zatarł ręce – Rzadko spełniam czyjeś prośby więc czuj się wyróżniona. – już chwyciłam za klamkę ale zatrzymał mnie jego wrogi ton - Po za tym chyba nie chcesz aby coś stało się twoim przyjaciółkom? – spuściłam głowę niżej, tym samym dając mu świadomą przewagę – Zuch dziewczynka!

Nie byłam pewna czy chcę mu wszystko wyjawiać. Mimo że nienawidzę pijawek to i tak wolę ich niż tego bezskrzydłego kretyna. Po za tym nadal nie widzę sensu opieki nad nimi. Przecież sami sobie doskonale radzą. Jestem tam zbędną istotą.
On ma w tym jakiś cel, a ja się dowiem jaki.

- Nie wiem za wiele. – wzruszyłam ramionami obracając się w jego stronę.

- Mów co tam robiłaś, jak cię traktowali ogółem wszystko.- paplał kręcą przy tym dłonią.

- Nie są zbyt przyjaźni i otwarci na rozmowy. Odkąd przyjechałam żaden nie napił się mojej krwi... - podrapałam się po głowie, bo w sumie to było wszystko co mogłam mu wyjawić.

- A widziałaś kogoś jeszcze w rezydencji. – podniosłam pytająco brew.

- Był jeszcze trupowaty lokaj.

- Chodzi mi o jakieś zjawy. – westchnął na moją głupią odpowiedz.
Momentalnie przed moimi oczami ukazał się obraz fioletowo-włosej kobiety.
Nie, nie powiem mu o niej. Nie chcę o niej wspominać. Przyrzekłam sobie że nigdy nie będę jej wspominać, że o niej zapomnę. I tak też zrobię!

- Czułam czyjąś obecność, ale nikogo nie widziałam.

- Poznałaś kogoś oprócz nich? – brnął dalej czarnowłosy.

- Nie. Dzisiaj odbywa się kolacja rodzinna więc może będzie ktoś jeszcze oprócz nich. – westchnęłam, dając mu delikatnie do zrozumienia że mam dość pytań.

- A czy widziałaś jego? – jego ton zszedł niżej a aura otoczyła się jeszcze większą dawką nienawiści. Spojrzał w ciemne niebo rozpościerające się zza okna.

- Jego? – zdziwiłam się na pytanie na poziomie pięciolatka.

- Ich ojca. Karlaheinza.

- Nie. – powiedziałam beznamiętnie, ale w głębi duszy byłam ciekawa. Zastanawiałam się dlaczego aż tak wypytuje o ich ojca.
Coś musiało się stać.

- Dobrze. To koniec na dzisiaj, możesz już iść. – machnął na mnie ręką i pokazał drzwi.

- Miałeś mi wyjawić więcej szczegółów. – powstrzymałam go od zniknięcia i kolejnego wymigania się od odpowiedzi.

- To znaczy?

- Miałeś mi powiedzieć dlaczego muszę się nimi opiekować. Dlaczego akurat ja dostałem takie zadanie a nie Anioł Stróżujący.- popatrzył mi prosto w oczy z bezuczuciowym wyrazem.

- Nic takiego nie obiecywałem, a nawet jeśli już mówiłem że wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. – po raz setny wzruszył ramionami i powtórzył te słowa. Na skinienie jego dłoni drzwi otworzył się – Do zobaczenia, moja Tajna broni.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak obiecałam rozdział pojawił się wcześniej niż zazwyczaj ^^ (a przynajmniej o jeden dzień)
20wyświetleń+10gwiazdek=next

Miłego czytania wampirki i do następnego rozdziału *3*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top