~ 1 ~
- Cristal, mogłabyś mnie chociaż RAZ w życiu posłuchać!? – powiedziała pretensjonalnym tonem do mnie przyjaciółka, Evili. Spojrzałam na nią znudzonym wzrokiem podpierając swoją ociężałą głowę ręką – Musisz znaleźć sobie chłopaka! – podskoczyła w miejscu i pisnęła z radości.
- Już ci coś na ten temat mówiłam. Facet to kolejny problem... - westchnęłam odpychając się z ławki szkolnej wstając. Podeszłam powoli do drzwi.
- A ty gdzie znowu uciekasz? – wrzasnęła za mną – Jeszcze nie skończyłam! – przewróciłam tylko oczami.
- Idę poszukać Spiriti... pewnie znowu siedzi w łazience i ryczy. – wzruszyłam obojętnie ramionami – Poczekaj tu na nas. - Evili kiwnęła głową i wkurzona zajęła moje miejsce koło okna mrucząc coś do siebie.
Przepraszam gdzie moje maniery! Powinnam na samym początku się przedstawić. Musicie mi wybaczyć, ale mam usprawiedliwienie na swoje zachowanie... przynajmniej tak uważam.
Nazywam się Cristal Shine (w sumie już to mówiłam) Chodzę do normalnej szkoły z internatem. Dzisiaj minie drugi tydzień odkąd mnie przeniesiono. Moje życie nie jest usiane kwiatkami, mimo że mam przyjaciółki, które skoczą za mną w największe bagno. Jesteśmy w tym samym wieku i mimo wielu różnic dogadujemy się dość dobrze. Jedna z nich brązowooka brunetka ma na imię Evili, druga niebieskooka blondynka wcześniej wspomniana to Spiriti. Jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami...
Już mówię dlaczego...
Ja Claris Shine, jestem aniołem. Aniołem śmierci. Mówią na mnie "Żniwiarz". Zaliczam się do najwyższej rangi. Sieje postrach i śmierć. Każdy drży ze strachu gdy zobaczy moją prawdziwą postać, a w szczególności moje czarnopióre, potężne skrzydła. Nie myślcie sobie że zmieniam się w bestię czy jakąś szkaradę, jestem sobą tylko odziana w czarną, zdobioną suknie i wyposażona w kosę śmierci. Mam te same długie, proste, białe włosy i ponętne czerwone oczy. Wszyscy uważają mnie za słodką i miłą dziewczynę, potrafiącą złamać nie jedno chłopięce serce przez swój wygląd.
Moją pierwszą przyjaciółką i jednocześnie ofiarą była Evili Fiend. Było to pięćset lat temu. Jako początkująca dostałam od archaniołów pierwsze zlecenie. Miałam zabić demona. Tak, Evili jest demonem i jednocześnie córką jednego z władców piekła, ale mniejsza z tym. Obserwowałam ją przez dość długi czas. Była nieszkodliwa, tylko wredna, impulsywna, nieokrzesana i nieogarnięta. Kiedy zapadła noc zapędziłam ją w czarną uliczkę bez wyjścia. Miałam zadać ostateczny cios ale w tamtym momencie powiedziała coś co zupełnie zbiło mnie z tropu.
- Wreszcie raczyłaś się zjawić. – lekko się do mnie uśmiechnęła – Czułam że mnie obserwujesz od dłuższego czasu, więc skończmy już tą całą szopkę. Zabij, tylko szybko. – ja niewzruszona niczym kamień i niedoświadczona (w tamtych czasach) w zabijaniu demonów podniosłam bez wahania kosę i już miałam wymierzyć ostateczny cios gdy nagle jej słowa zbiły mnie całkowicie z tropu – I tak nie ma osoby która by za mną tęskniła, czy zapłakała. – podła na kolana i wydała z siebie rozpaczliwy szloch. Zatkało mnie na jej reakcje i sama zrobiłam coś co mnie zszokowało. Zaczęłam ją pocieszać.
I tak to właśnie się zaczęło... Powoli zaczęłyśmy łapać wspólny język i dostrzegałyśmy coraz więcej podobieństw. Mimo że dzieliło nas na prawdę dużo.
Dwieście lat później na mojej doradzę pojawiła się Spiriti Vision. Tym razem nie dostałam zlecenia zabicia swojej przyszłej przyjaciółki. W sumie stało się to za pośrednictwem osób które zabiłam w tamtym czasie. Dostałam polecenie zabicia grupy morderców. Było ich pięciu, z tego co pamiętam byli naprawdę niebezpieczni. Siali panikę nawet wśród istot nie będących ludźmi. Spotkałam ich pewnej letniej nocy na opuszczonym moście. Kiedy ich obserwowałam usłyszałam długi lament. Spostrzegłam że u ich stup klęczy blondynka z porozdzieranym ubraniem.
- Ej! – krzyknęłam – Odsuńcie się od dziewczyny, albo nie będę delikatna. – warknęłam wściekle, powoli się do nich zbliżając.
- O! Jaka piękna sztuka! Może się do nas przyłączysz ślicznotko?- jeden z nich chwycił mnie swoją brudną, śmierdzącą śmiercią łapą. Oszczędziłam mu jej mycia i ukróciłam jej marną egzystencje u władzy tak bezmyślnego zwierzaka jak on.
- Nie będę się powtarzać, macie ją zostawić. – w tamtym momencie nasze oczy się spotkały. Jej zapłakane spojrzenie było czymś czego dawno nie doświadczyłam. Poczułam jakbym cofnęła się w czasie i zobaczyła Evili. Nie zwlekając zabiłam pozostałych rzezimieszków. Uklękłam koło blondynki i pomogłam jej się pozbierać.
- Znowu się spóźniłam, niech cię szlag Cristal! Nie mogłaś poczekać, pomogłabym ci ich pozabijać! – w tamtej chwili pojawiła się Evili.
- Archaniołowie namierzyliby cię i było by kiepsko. – stwierdziłam. Brunetka spojrzała na półprzytomną dziewczynę wiszącą na moim ramieniu.
- Kto to?
- Z tego co się dowiedziałam, to jest banshee. Nazywa się Spiriti.
Nauczyły mnie czuć, jeśli mogę to tak określić. Jako istota wykonująca tak brutalny zawód byłam wręcz bezuczuciowa. Nie potrafiłam zachowywać się w towarzystwie osób które się śmiały, cieszą czy płaczą. Znałam tylko krzyk, który był ostatnim tchem moich ofiar.
Teraz to się zmieniło. Potrafię znaleźć się w towarzystwie ludzi. Dzielę z nimi szczęście, smutki i radości. Czuję się jak jedna z nich. Czuję się jak człowiek... No powiedzmy.
I tak to wszystko się zaczęło. Razem mieszkamy, razem chodzimy do klasy, razem gotujemy, sprzątamy... W sumie większość rzeczy robimy razem. Zdarzają się miedzy nami drobne kłótnie, jak w każdych przyjaźniach, ale można powiedzieć że łączy nas wyjątkowa więź...
Dlaczego zapytacie?
Nasza przyjaźń jest wbrew odwiecznemu prawu, dzięki któremu ten cały świat funkcjonuje. Kontakty między aniołami, demonami i zjawami są surowo zakazane. Oczywiście są też liczne rozgałęzienia tych wyżej wymienionych klas. Dlatego też udajemy zwyczajne siedemnastoletnie dziewczyny, uczęszczające do zwyczajnej szkoły, zajmujące się zwyczajnymi przyziemnymi rzeczami.
A teraz idę do damskiej łazienki gdyż ludzie zaczynają się koło niej zbierać, ponieważ coś w niej niemiłosiernie jęczy!
No cóż... banshee już tak mają...
Pojęczą, polamentują, wyryczą się i im (chwilowa) depresja przejdzie.
- Cofnąć się! –wrzasnęłam na co część ludzie ustąpiła mi drogi. Żeby udać że jestem nie w temacie spytałam pierwszoklasisty – Co się dzieje? – ten lekko zarumieniony spojrzał na mnie jakby nie dowierzając że się do niego odezwałam.
- Jakaś dziewczyna tam weszła i grozi że jeśli ktoś wejdzie do środka, to się zabije. – taaaak... to z pewnością Spiriti.
- Jak długo tam jest?
- Jęczy jakąś godzinę, może półtorej... - westchnęłam i zaczęłam się przepychać dalej przez tłum. Dobiegł mnie jeszcze krzyk chłopaka – Jestem twoim wielbicielem! – pokiwałam tylko głową. Chwyciłam za klamkę ale przerwała mi czyjaś ręka chwytająca za mój bark. Odwróciłam się wkurzona w stronę osoby która weszła mi w drogę. Moim oczom ukazała się zielonooki chłopak z czerwono rudawymi włosami, uważany za drugiego najprzystojniejszego w szkole. Tacy są najgorsi, bo puści i uważający że mogą mieć każdą, naiwną dziewczynę. Nie mówię że mi się nie podobał, ale...
Dość!!!
- Chcesz żeby twoja przyjaciółka zakończyła swoje krótkie życie? – szepnął mi do ucha.
- Skąd wiesz że ona jest moją przyjaciółką? – zdziwiłam się.
- Wiem o tobie wszystko... - wyszeptał cicho i delikatnie musnął moje ucho wargami. Usłyszałam tylko „Kya! Kya! Kya!" za swoimi plecami. Jego faneczkom zaczęła ciec krew z nosa. Wkurzona wzięłam zamach i dałam mu z otwartej dłoni w twarz. Jego wyraz twarzy w tamtym momencie, bezcenny.
- Zboczeniec!
- Mów mi Laito kochanie... - powiedział lekko się śmiejąc. Zatrzasnęłam ze złością drzwi od damskiej toalety. Koło umywalki siedziała skulona Spiriti. Cała uryczana wyła w niebogłosy. Podeszłam do niej wzdychając i przyklękłam obok. Byłam przyzwyczajona do jej zmiennego humorku.
- Co się tym razem stało? – uśmiechnęłam się lekko – Chłopak który ci się podobał przefarbował włosy, wykupili wszystkie lody czekoladowe w sklepiku, czy może musisz zostać za karę dłużej na zajęciach, bo oglądałaś męskiego playboya? – ta spojrzała na mnie zapłakanymi oczami i również się uśmiechnęła ocierając łzy. Już się cieszyłam że jej przechodzi ale powiedziała ledwo zrozumianym bełkotem
- Mój ulubiony serial... - zachlipała pociągając nosem – ZDJĘTO Z ANTENY! – wrzasnęła i znowu zaczęła płakać, tym razem głośniej i bardziej rozpaczliwie. Poklepałam ją po ramieniu na pocieszenie. Nie była to najgłupsza rzecz przez którą zaczynała jęczeć.
Jeśli mam być szczera, zawsze byłam ciekawa reakcji ludzi w szkole na wieść że wszystkie te jęki, krzyki i bólwersy są sprawką banshee. Według legend jeśli człowiek usłyszy lament banshee to ktoś z jego rodziny umrze. Nawet jeśli to prawda, mnie to nie grozi. Odkąd pamiętam byłam sama. Nigdy nie poznałam swoich rodziców i szczerze powiedziawszy, nie zależy mi na tym.
- Spiriti ale wiesz, że my nie mamy w pokoju kablówki? – przystanęła z rykiem gdy jej to powiedziałam, lecz jeszcze raz głośniej zawyła. Głowa mi już pękała. Nie dość że wkręcono mnie do jakiś dodatkowych zajęć plastycznych, że mam multum zadań domowych, na głowie prace i jeszcze ten zielonooki chłopak podniósł mi ciśnienie, to jeszcze muszę wysłuchiwać czegoś takiego! – Zamilcz! – wrzasnęłam ukazując swoje czarne skrzydła. Momentalnie przestała i otarła łzy. Poczułam jak w złości moje oczy się zaświeciły. Wstała z podłogi i otrzepała czarny mundurek.
- W sumie to i tak nie lubiłam tego serialu. – uśmiechnęła się i wyszła z łazienki dając mi przy tym całusa w policzek. Stałam chwilę jak słup i poczłapałam zmęczona do drzwi. Wszyscy zebrani pod łazienką ludzie spojrzeli na mnie zdziwieni. Nie dziwie im się, pół minuty temu słyszeli ryk, a chwilę po tym ujrzeli uradowaną blondynkę. Jak gdyby nigdy nic.
- Cz-czy to była ta...
- Tak. - dziewczyna nie dokończyła pytania bo wiedziałam kogo się tyczy
- Dlaczego tak nagle przestała...
- Myślała że ją chłopak zdradził, a okazało się że to nieprawda. – wzruszyłam ramionami, poprawiłam mundurek i spokojnym krokiem ruszyłam w stronę sali lekcyjnej. Czułam na sobie przez chwilę zszokowany wzrok uczniów, ale nie przejmowałam się tym. Zdążyłam przywyknąć.
Siedziałam właśnie na lekcji historii. Nie słuchałam nauczyciela, bo miał takie pojęcie o historii jak stolarz o balecie. Znudzona wpatrywałam się w widok za oknem. Co z tego że widziałam tylko fontannę, pole zieleni i drugą część szkoły, wszystko było lepsze od słuchania tych głupich bajek. Mój wzrok niespodziewanie natrafiła na okno w klasie 213. Mam sokoli wzrok więc od razu rozpoznałam kto siedzi w ławce koło okna.
To ten chłopak który mnie zaczepił przed toaletą. Jak mu tam było... Laito? Tak, Laito!
W jednej chwili jego głowa odwróciła się w moją stronę. Spojrzał mi prosto w oczy i pomachał ręką z wielkim uśmiechem na twarzy. Momentalnie odwróciłam od niego wzrok.
Cholera, czy ja się rumienię?
Niespodziewanie nudny wywód nauczyciela przerwał dyrektor. Mężczyzna siedzący za biurkiem od razu ożył, wstał na równe nogi i witając się z dyrektorem. Lizus...
Widziałam już nie jednokrotnie dyrektora... ale teraz coś mi w nim nie pasowało. Jego aura jest taka... nieludzka.
- Czy mogę prosić Cristal Shine? – oczy wszystkich skierowały się na mnie. Nic sobie z tego nie robiąc wstałam z miejsca i powoli zaczęłam kierować się w stronę mężczyzny.
- Panie dyrektorze, mam nadzieję że mój potencjalny szkolny projekt marketingowy przypadł panu do gustu... - zaczął zamulać nauczyciel swoim nadmiar podekscytowanym i ożywionym tonem. Dyrektor nie słuchał go i obojętnie otworzył drzwi, poszłam za nim.
I po chwili dowiedziałam się dlaczego jego aura była inna niż ta którą spowija przeciętnego śmiertelnika.
Otaczała mnie biel. Biel nie mająca końca, czysta i nieskazitelna. Wiedziałam co to oznacza.
Kolejne zlecenie...
Ze światła zaczął się wyłaniać zarys męskiej sylwetki. Po chwili przede mną stał Archanioł.
- Sprytnie przebranie. Jednak to nie przechwałki... - prychnęłam aby ukryć podziw.
- Co masz na myśli? – spytał lekko zaskoczony blondyn.
- Mówią że potrafisz przemienić się w każdą istotę i tym razem nawet mnie zaskoczyłeś. – dostrzegłam lekki rumieniec na jego anielskim licu. – Ale nie dopracowane. – widziałam jak zastygł, bo go zgasiłam. – Nie umiesz ukryć swojej anielskiej aury.
Żniwiarze nienawidzą Archaniołów ze względu na ich pozycję. Od wieków trwały między nimi spory o władzę. Żniwiarze uważali że powinni wykonywać godniejszy zawód wymagający ich pozycji a Archanioły uważały iż istoty zmieszane z niedoskonałą krwią nie mogą władać niebiosami, więc nadają się do przyziemnych spraw i usuwania zła ze świata stworzonego przez Boga (czytaj inaczej - Do usuwania brudu z rynsztoka)
- Trudno jest ukryć taki ideał jakim jestem ja. – grunt to samoakceptacja, ale nadmierny samo podziw prowadzi do zguby. Jego słowa. Widząc moją z lekka zdegustowaną minę ciągnął dalej – Mam ci przekazać kolejne zlecenie. – zaczął grzebać w kieszeniach spodni.
- Ostatnie zlecenie miałam trzy dni temu... w końcu się jakoś rozerwę! – westchnęłam z ulgą. Zadowolona zaczęłam się przeciągać.
- Nie cieszyłbym się tak na twoim miejscu... - jego słowa od razu ostudził mój entuzjazm. Przeczuwałam że to musi być coś poważniejszego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie w kolejnym Fanfiction o naszych kochanych, wampirzych braciach Sakamaki!
Jak już zauważyliście, Cristal jest szczerą osóbką i nie ma zamiaru być popychadłem.
Jak myślicie, jakie to będzie zlecenie?
Rzecz oczywista że dotyczy ono Sakamakich... ale spowite jest groza i tajemnicą...
Życzę miłego czytania i pokornej wytrwałości do kolejnego rozdziału!
Ponownie Wasz BlackMargo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top