Serial „The 100" ~ Recenzja vMnote_
Grafika przedstawia baner reklamujący serial "The 100".
Witajcie! Dziś przychodzę do Was z recenzją amerykańskiego serialu, o tytule "The 100". To nietypowa produkcja o tematyce postapokaliptycznej.
The 100 – amerykański serial telewizyjny, dramat, sci-fi wyprodukowany przez Alloy Entertainment, CBS Television Studios oraz Warner Bros. Television. Serial jest adaptacją książki "Misja 100" autorstwa Kass Morgan, która napisała także scenariusz serialu wspólnie z Jasonem Rothenbergiem. Składa się z siedmiu sezonów, emitowanych od 19 marca 2014 roku do 30 września 2020 roku.
"The 100" jest pod wieloma względami serialem doskonałym. Jest niezwykle wciągający, a odcinki skonstruowane i zakończone są w takich momentach, że bez zawahania i pełni ekscytacji włączamy ich kontynuację.
HISTORIA SERIALU
"The 100" to serial postapokaliptyczny. Nie wchodzę często w takie klimaty. Nie dlatego, że nie lubię wizji świata po apokalipsie, ale dlatego, że mało która produkcja przyciąga moją uwagę. Fabuła "The 100" jest prosta: po prawie stu latach od skażenia Ziemi, ze stacji kosmicznej "Arka" zostaje zesłana na ziemię setka niepełnoletnich przestępców. Ich celem jest sprawdzenie, czy Ziemia nadaje się już do użytku. Jako, że nastolatkowie po osiągnięciu pełnoletności zostaliby skazani na śmierć, jest to dla nich pewnego rodzaju akt łaski. Jeżeli Ziemia będzie nadawała się do zamieszkania, przeżyją. Jeżeli nie... no cóż przecież i tak mieli zginąć.
Grafika przedstawia stację kosmiczną o nazwie "Arka" - stuletni dom kolebki ludzkości.
Dla młodych osób, które nigdy nie były nigdzie poza stacją kosmiczną, a Ziemię widziały tylko z kosmosu, jest to niczym raj utracony. Dziki, niebezpieczny, ale równocześnie piękny i cudowny. W końcu czują świeże powietrze, wiatr, deszcz i co najważniejsze, nikt nie sprawuje nad nimi kontroli. Do głosu szybko dochodzą więc urodzeni liderzy, Clarke i Bellamy, którzy zupełnie inaczej wyobrażają sobie zagospodarowanie nowego miejsca do życia. Próba utrzymania ładu i równoczesne wzniecanie anarchii ścierają się między sobą regularnie. A Ziemia potrafi zaskoczyć.
Równocześnie obserwujemy poczynania mieszkańców Arki. Stacja kosmiczna ma już swoje lata i zaczyna powoli zawodzić, a frakcje polityczne wcale nie współpracują ze sobą tak dobrze, jakby wszyscy tego chcieli. W dodatku setka zrzucona na Ziemię wcale nie ma ochoty współpracować z tymi, którzy ot tak wysłali ich na śmierć.
A to tylko mały zarys fabularny, bo w każdym 40-sto minutowym odcinku dzieje się tyle, ile w niektórych serialach zajmuje cały sezon. I mogłoby się wydawać, że co w takiej historii jest porywającego, gdyby nie rzecz najważniejsza:
BOHATEROWIE
To co scenarzyści robią z postaciami sprawia, że odzyskuję wiarę w ludzkość i naprawdę wybitne tworzenie bohaterów. Nie ważne czy jest to pierwszoplanowa osoba, czy drugo, czy trzecio, zawsze jest charakterystyczna, zawsze coś wnosi. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie mnogość postaci, jaka przewija się w serialu. Bo nigdy nie możemy być pewni, kto na sto procent przeżyje, a kogo postanowią zabić. A na jego miejsce zawsze wskakuje ktoś nowy, świeży, nadający fabule rozpędu.
Grafika przestawia wszystkich ważniejszych (istotnych) bohaterów serialu "The 100" z sezonu pierwszego.
Dodajmy do tego jeszcze jedną rzecz: nie mamy tu dobrych i złych postaci. Tych, których kochamy w pierwszym odcinku, zaczynamy nienawidzić w trzecim za wszystko co robią. A tych, których nienawidziliśmy, zaczynamy kochać. Tak naprawdę, moje uczucia nie zmieniły się tylko do rodzeństwa Blake: Bellamy'ego i Octavii. Choć Bellamy w początkowych odcinkach jest zdecydowanie tym złym i kreowany na bohatera, którego nie powinniśmy lubić, z niewyjaśnionych przyczyn staje się naszym ulubieńcem. Octavia z kolei zdecydowanie różni się od brata, ze swoimi własnymi poglądami, a na przestrzeni czasu rozwija się w tak daleki do przewidzenia sposób, że nie sposób się w niej wcześniej, czy później nie zakochać. Moim zdaniem jej postać jest najmądrzejsza, najciekawsza i najlepiej przemyślana fabularnie.
Z całą resztą, od Clarke począwszy, poprzez Finna, czy Abigail, a. nawet kanclerza Jahę, moje odczucia zmieniały się z odcinka na odcinek. Aż w końcu doszły do poziomu, w którym jednym postaciom jestem w stanie wybaczyć każdą, nawet najgorszą rzecz, a innym nie wierzę, nie lubię i nie ufam, niezależnie od tego jakie decyzje podejmują.
Dobro i zło szybko się zaciera, bo scenarzyści bardzo dobrze rozumieją, że walcząc o przetrwanie, potrafimy się posunąć do rzeczy najokropniejszych, a z drugiej strony, ciągle gdzieś głęboko staramy się pozostać dobrymi ludźmi. I to jest zresztą hasło przewodnie serialu:
"Who we are, and who we need to be to survive, are two very different things."
("Kim jesteśmy i kim musimy być, aby przetrwać, to dwie bardzo różne rzeczy.")
Bo działania wszystkich postaci opierają się o jedno proste założenie: zrobić wszystko, by przeżyć. W końcu trafiłem na serial, w którym wątki miłosne owszem występują, ale są odłożone na drugi, albo i trzeci plan, w oparciu o przyszłe, lepsze czasy. Bohaterowie szukają się wzrokiem, czasem się ze sobą prześpią pod wpływem chwili, chronią jednych bardziej od drugich, ale tak naprawdę nic z tego więcej nie wynika. To nie jest miejsce i czas na związki.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że działanie każdego z bohaterów jest uzasadnione. Rozumiemy, dlaczego Clarke postępuje tak, a nie inaczej, rozumiemy dlaczego Bellamy podejmuje takie decyzje, co napędza motywacje Octavii, dlaczego Abby nie może pogodzić się z tym, co dzieje się dookoła i uparcie się temu przeciwstawia. Znamy powody zachowania Murphy'ego, rozumiemy Finna, czy Jaspera. Możemy się z nimi nie zgadzać. Możemy myśleć, że trzeba było zrobić to inaczej. Ale równocześnie zostajemy z przeświadczeniem, że gdybym był(a) na ich miejscu to... pewnie zrobił(a)bym to samo. Serial pokazuje brutalną prawdę. Gdy na szali stawia się nasze życie, nie ma czasu na podniosłe i mądre decyzje. To co jest najcięższe, to to, że musimy się nauczyć żyć ze świadomością tego, co zrobiliśmy. Sami sobie wybaczyć. I niejednokrotnie szukać wybaczenia u innych.
W dodatku mamy tu zarówno silne postacie kobiece, jak i męskie. Dowodzenie na misjach przechodzi z rak do rąk, niezależnie od płci, czy wieku bohaterów. Serial pokazuje, że dojrzałość nie zależy od wieku, ani płci, ale od doświadczeń i silnej psychiki. Na zmianę mężczyźni ratują kobiety, a kobiety mężczyzn idąc przeciwko wrogowi ramię w ramię. Bez sztucznych podziałów. Wszystko jest kwestią silnego charakteru i uporu w dążeniu do celu.
NIC NIE JEST IDEALNE
Historia, bohaterowie i prowadzenie narracji jest naprawdę bez szwanku. Ba, przy pierwszym sezonie nie ma najmniejszego wątku, do którego mógłbym się przyczepić. Przy drugim już się kilka znalazło, ale nie chcę psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie mieli okazji obejrzeć serialu (z chęcią się zamienię i przeżyję to wszystko jeszcze raz).
Pomimo to, produkcja nie uciekła od kilku wad. Po pierwsze, bohaterki są zawsze dobrze wymalowane. Co prawda, makijaże są bardzo delikatne, ale jednak występują sceny, w których to aż boli. O ile na przykład u Lindsey Morgan (Raven), czy Marie Avgeropoulos (Octavia) aż tak nie rzuca się to w oczy, bo ich typ urody jest taki, że makijaż gdzieś ginie, to jednak przy jasnej cerze Elizy Taylor (Clarke) naprawdę wyraźnie widać czarny tusz do rzęs. Ja rozumiem, że to serial i aktorki muszą ładnie wyglądać, ale naprawdę, występują tam same piękne kobiety. Wystarczyłby minimalny makijaż, by cera się im nie świeciła do kamery. Nic więcej nie jest im potrzebne.
Grafika przestawia Clarke Griffin (blondynka) z rodzeństwem Blake (Bellamy i Octavia).
Zdarza się też, że ktoś za szybko zdrowieje, albo niespodziewanie ciężka rana nie okazuje się być tak ciężka, jak sugerowano na początku. Jednak dobrze równoważy to śmiertelność bohaterów, więc jestem w stanie wybaczyć ten zabieg fabularny.
Zadziwiająca jest także zaradność techniczna naszych bohaterów. Znaczy, żeby nie było, nie mają wygód, mieszkają w lesie, a jedzenie trzeba sobie upolować, ale... no cóż, jeżeli od początku problem jest ze zrobieniem jakiegoś sprzętu, to potem trochę rzuca się w oczy, że nagle znikąd pojawia się lepszy, bo fabularnie jest potrzebny do jakiejś sceny. Są to detale, które nie przeszkadzają w odbiorze i nie odrzucają się podczas oglądania, a wyłapuje się je, po zakończonym seansie. Zbyt wiele rzeczy, zbyt szybko się dzieje, by zajmować się takimi detalami na bieżąco.
Drobne wady nie zmieniają jednak faktu, że historia, a szczególnie sezon pierwszy, napisana jest z rozmysłem. Każda postać ma jakiś cel, motywacje i wpływ na to, co dzieje się dookoła. Relacje między bohaterami są przyjemnie złożone i opierają się na czymś więcej, niż tylko ewentualnym wątku romansowym. Bo w walce o przeżycie ważne jest zaufanie. Wiara w to, że druga osoba będzie osłaniać twoje plecy przed wrogiem i nie ucieknie. Albo co gorsza, stanie się jednym z nich. A zaufanie buduje się długo, mozolnie. Do zaufania trzeba dojrzeć. I trochę razem przeżyć.
CIEKAWOSTKA
Dwie główne postacie serialu Clarke Griffin i Bellamy Blake zawsze były sobie bliskie. Pomimo pierwszego wrażenia i nadziei fanów, ich związek nie miał miejsca w serialu. Jednakże fani pary "Bellarke" mogą cieszyć się prawdziwym związkiem tych bohaterów. Uczucie pomiędzy Elizą Taylor (Clarke Griffin) i Bobem Morley'em (Bellamy Blake) narodziło się jeszcze na planie zdjęciowym ekranizacji "The 100". Grali w nim swoich najlepszych przyjaciół, a przez iskry miłości ich emocje wywoływane wydarzeniami w serialu były prawdziwe. Dlatego Clarke tak dobrze grała, gdy martwiła się o Bellamy'ego i na odwrót. Aktorzy wzięli ślub 5 maja 2019 roku i od tamtej pory są szczęśliwą parą współmałżonków.
Grafika przedstawia szczęśliwe małżeństwo Elizę (Taylor) oraz Boba Morley'ów.
Jeżeli zastanawiacie się, czy warto rzucić okiem na "The 100", to uwierzcie mi, że jak najbardziej. Nawet, jeżeli uważacie klimat postapokaliptyczny jako coś, co nie jest dla Was.
Serial jest dostępny na platformie Netflix i doczekał się siedmiu sezonów. Według niektórych został niepotrzebnie przedłużony, co można wyraźnie zaobserwować, oglądając dwa ostatnie sezony. Jednakże sposób przedstawienia całej historii został zachowany na jak najwyższym poziomie do samego końca.
Autor polecajki: vMnote_
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top