rozdział trzydziesty piąty; Jestem jego chłopakiem, mam na imię Louis.

Nawet nie wiedziałem, że jestem śpiący, kiedy wróciłem do domu, ale stało się tak, że zasnąłem, gdy tylko znalazłem się w swoim pokoju, w dodatku lądując na łóżku w momencie, którego nie pamiętam, ale biorąc pod uwagę moją nagość musiałem być w trakcie przebierania się.

Z drzemki wybudziły mnie drobne pocałunki rozmieszczane między moimi łopatkami i ciężar napierający delikatnie na dolne części mojego ciała. Jowialny szept rozprzestrzeniał się na powierzchni mojej skóry wprawiając w dreszcze odczuwane na tylnej części moich ud.

– Wstawaj kochanie. Moja mama będzie niedługo, zapomniałeś? – teraz słyszałem słowa Harry'ego już całkiem wyraźnie.

– Jaki mamy dzień? – wychrypiałem, leżąc na brzuchu z dłońmi nad moją głową i twarzą między nimi.

– Sobotę, słońce – odparł, całując mnie po praktycznie po całych ramionach. – Poza tym, co cię to obchodzi skoro mamy wakacje i każdy dzień jest wolny dla nas obu?

Jęknąłem, przecierając oczy, a następnie ziewnąłem, wtulając się mocniej w pierś swojego wspaniałego chłopaka. – Jeszcze pięć minut, tatusiu – ostatnie słowo wyszeptałem z chichotem

– Skarbie, jesteś nagi i nawet nie zamknąłeś swoich drzwi, były uchylone, gdy tu wszedłem – wydawał się ze mnie drwić, na rozbudzenie szczypiąc mnie w pośladek, za co wgniotłem swoje kolano w jego podbrzusze. – Twój tyłek dosłownie odstaje nad łóżkiem i każdy domownik mógł to zobaczyć, mój bezwstydny chłopczyku.

– Jest lato. Dziwne, żebym spał we własnym łóżku w ciuchach tylko po to, by ludzie nie widzieli mojej boskiej dupy – mruknąłem, podnosząc się ociężale do siadu. – Niech się wstydzi ten, co widzi.

Harry parsknął nieposkromionym śmiechem, czochrając moją grzywkę.

– Nie jesteś ciekawy, jak mi poszło na terapii? – to, w jaki dumny sposób się uśmiechał, mogło świadczyć tylko o tym, że było naprawdę dobrze. Spojrzałem na jego pierś, obserwując ptaki poruszające się wraz z oddechem mężczyzny. Widziałem wszystkie tatuaże bardzo dobrze dzięki temu, że kędzierzawy miał na sobie tylko biały tank top w stylu Shawna Mendesa. Ziewnąłem przy jego srebrnym wisiorku, przecierając oczy.

– Opowiadaj więc, może uda mi się rozbudzić nim zdobędę jakiekolwiek chęci do podniesienia się z łóżka – mruknąłem z uśmiechem, wplatając palce w gęste loki swojego skarba.

– Była naprawdę bardzo zaskoczona tym, że przyszedłem sam z własnej woli, aczkolwiek nie kryła też przy tym zadowolenia – powiedział. – Uważa, że robię ogromne postępy i to jest tego dowodem.

– Na pewno ma rację, to duży krok Hazz. Mało tego, nam wrażenie, że już w ogóle się nie cofasz tylko idziesz w przód – mrugałem ciężko, żeby odpędzić sen z powiek. Harry pocałował moje czoło i postanowiłem zejść z łóżka w poszukiwaniu jakiś ubrań. – Najchętniej zostałbym nago cały dzień, ale ludzie z zewnątrz mogą nie przyjąć tego za dobrze.

– Przede wszystkim to ja byłbym zazdrosny i obawiam się, że widzenie cię tak długi czas nago nie służyłoby mi – uśmiechnął się jednoznacznie, szczypiąc mnie w pośladek na co pisnąłem, śmiejąc się. – Zakładaj coś zwiewnego i chodźmy. Troszkę się denerwuję...

Ty się denerwujesz? – zmarszczyłem brwi, szukając w szafie mojego kompletu składającego się z rozkloszowanej spódniczki w kratkę i topu w tym samym kolorze, który właściwie wyglądał jak stanik. Przez to mogłem eksponować swój zgrabny brzuszek. Zgarnąłem ubrania, sięgając również po parę majtek. – Ja nawet nie wiem, jak ona zareaguję... na mnie i moje... fanaberie, jak to nazywają ludzie w wieku twojej mamy – przewróciłem oczami i nagle podskoczyłem w miejscu, kiedy coś wpadło przez moje okno i był to... banan. Spojrzałem w kierunku okna i zobaczyłem, że w swoim pokoju naprzeciw stoi Zayn, obserwujący mnie.

– Przestań pokazywać swojego fiutka, mały pedale! – wrzasnął do mnie ze swojego balkonu, paląc papierosa. Pokazałem mu środkowy palec, zasuwając rolety.

– Jakim cudem on dorzucił ten jebany owoc aż tutaj? – mruknąłem, powracając wzrokiem do chłopaka. – Jebany koszykarz – wysyczałem.

– W ogóle niczym się nie przejmuj – odpowiedział Styles, pomijając to, co właśnie się wydarzyło. – To tylko i wyłącznie jej problem, jeśli coś się jej w tobie nie spodoba. A w tym wypadku nie chcę mieć z nią nic do czynienia.

Chowałem swojego penisa w bokserkach, kiedy widziałem na Harrym charakterystyczny wyraz twarzy, który nie spodobał mi się kontrastując z tym, jaki wesoły był jeszcze chwilę temu.

– Hazz... to cały czas twoja matka i chciałbym żebyście byli w dobrych relacjach. Może akurat ona naprawdę wszystko zrozumiała. Nie myślałeś, żeby jej przebaczyć?

– Chcę jej przebaczyć, Louis – odparł szczerze. – Ale ty jesteś jedną z najważniejszą częścią mojego życia i jeśli ona nie zaakceptuje osoby dzięki której jestem lepszy, ta relacja nie będzie miała dla mnie już prawa bytu.

– Bądźmy dobrej myśli – kiedy już się ubrałem, sięgnąłem po butelkę wody leżącą na szafce nocnej i upiłem duży łyk, a następnie wziąłem owocową gumę do żucia, przyłapując Harry'ego na tym, że obserwował moje ciało przy najmniejszym ruchu.

Pokręciłem karcąco głową, wyciągając go z łóżka.

***

– Kurwa, słyszę jej auto – siedzieliśmy w salonie, kiedy Harry nastawił uszu i rzeczywiście, gdy skoncentrowałem się na nasłuchiwaniu, usłyszałem wjeżdżający na podjazd samochód.

– Uspokój się – poradziłem mu, głaszcząc jego plecy z ogromem czułości. – Nie okazuj przy niej dużego stresu. Niech wie, że traktujesz to spotkanie poważnie i nie chcesz, by było między wami zbyt niekomfortowo.

– To chyba powinienem zrobić lemoniady również dla niej – wstał, odkładając własną szklankę na blat stołu. Zanim zdążyłem się odezwać popędził do kuchni po dodatkową szklankę i kładąc naczynie na stole sięgnął po dzban z orzeźwiającym napojem, napełniając ją do pełna. Przymknął oczy, słysząc charakterystyczny dzwonek do drzwi. Widząc, że nie jest zbyt gotowy na to, by je otworzyć, to ja postanowiłem powędrować do wyjścia.

– Usiądź – poleciłem mu, zrywając się do korytarza.

On jedynie w odpowiedzi pokiwał głową, siadając następnie na sofie, kiedy skierowałem się na korytarz,po paru głębokich wdechach i wydechach otwierając na oścież drzwi frontowe.

Na progu ujrzałem kobietę o niezbyt wysokim wzroście, o ciemnych, lekko falowanych włosach. Dopiero jej oczy jak i delikatny, aczkolwiek zdezorientowany uśmiech przypomniały mi, iż stała właśnie przede mną mama mojego chłopaka.

– Dzień dobry – postanowił przywitać się pierwszy. – Harry jest w salonie.

– Och... dzień dobry – kiwnęła głową i widziałem, że również się denerwowała wyłupiając delikatnie oczy tak jak Harry, gdy był czymś przejęty. Dopiero teraz zauważyłem, jak bardzo ci dwoje są do siebie podobni. Te same oczy, bardzo podobny układ twarzy i uśmiech. Harry był męską wersją swojej mamy, tak, jak ja swojej.

Pomyślałem, że pewnie chce spytać, kim jestem, ale krępowała się, więc po zamknięciu za nią drzwi przedstawiłem swój status.

– Jestem jego chłopakiem, mam na imię Louis.

– Mhm – tylko tyle była w stanie mi odpowiedzieć. Wydawała się naprawdę zaskoczona faktem, że jej syn z kimś się związał, zwłaszcza, że ona cały czas miała w głowie to, jak zachowywał się kiedyś. – Miło mi cię poznać. To wielka przyjemność.

Zdziwiłem się, nie słysząc w jej głosie fałszywości. Fakt, była wciąż skrępowana, ale nie sądziłem, aby kłamała i wymuszała z siebie komplementy. Posłałem jej pocieszający uśmiech, zachęcając dłonią do wejścia wgłąb domu.

– Mieszkacie razem? – prawie szepnęła, brzmiąc bardzo nostalgicznie i wydawało mi się, że po prostu chciała uniknąć niezręcznej ciszy.

– Nie – od razu pokręciłem głową. – Chciałbym, ale został mi jeszcze jeden rok liceum zanim zamieszkamy razem – wyjaśniłem, w ten sposób też informując kobietę, ile mam lat.

Po wejściu razem z nią do salonu, Harry niemalże poderwał się z kanapy, prędko podchodząc do naszej dwójki.

Chciałem dać im przestrzeń, więc odszedłem na parę kroków, opierając się o stół i widziałem dobrze obie twarze. Mama Harry'ego właściwie od razu się rozkleiła, krzywiąc twarz i przysłaniając usta dłonią, przy czym widząc jedynie jej oczy, a w nich gęstniące łzy. To wyglądało tak, jakby bardzo chciała zrobić ruch w przód, ale nie wiedziała, czy może.

Harry wyglądał na skołowanego, jak i również wzruszonego, ale z doświadczenia wiem, że w takich sytuacjach budował mur przed swoimi emocjami, żeby tylko nie ujawniły się na zewnątrz.

Splotłem swoje palce, którymi zacząłem się bawić, obserwując w tej niesłychanie niezręcznej ciszy jak ich dwójka przez chwilę jedynie na siebie patrzyła, dopóki Harry nie odezwał się jako pierwszy.

– Cześć, mamo – i wtedy też kobieta rozpłakała się bez reszty.

Harry przez ułamek sekundy bił się z sobą, ale w efekcie finalnym zbliżył się do matki i niepewnie owinął ramiona wokół jej ciała, gdy ta zupełnie impulsywnie machinalnie przytuliła go bardzo mocno, kładąc jedną z dłoni na tyle głowy syna. Spuściłem wzrok na czubki swoich trampków, wbijając jedynki w dolną część moich ust.

Postanowiłem na parę minut zostawić ich całkowicie samych i na ten czas udałem się do kuchni po dzbanek  lemoniady oraz wcześniej przygotowane przez Stylesa ciastka. Gdy wróciłem do salonu, oni nadal byli w siebie wtuleni. Uśmiechnąłem się na to subtelnie, bardzo powoli i cicho podchodząc, aby położyć te dwie rzeczy na stoliku do kawy.

– Tak bardzo się cieszę, że mnie zaprosiłeś... – niewyraźny lament kobiety został przerwany przez wyraźne załamanie jej głosu i w następnym momencie odchyliła się, żeby położyć dłonie na twarzy syna, obserwując go z wszystkich stron. – Muszę ci powiedzieć tyle- i... uch, synku...

– Naprawdę się za tobą stęskniłem, ale potrzebowałem czasu... – mruknął, spuszczając wzrok na podłogę. Jednak przez cały ten czas nie odsuwał dłoni z talii swojej matki.

– Wiem, synu – odparła, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. – Wszystko rozumiem i obiecuję, że będę starała się to naprawić.

– Musimy porozmawiać – zdecydował, kładąc dłonie na jej łopatkach i przymknął powieki. – Jestem na to gotowy. 

– Oczywiście – odsunęła się, ocierając twarz. – Przepraszam za to – powiedziała, grzebiąc w swojej torebce, kiedy Harry już odsunął jej krzesło zachęcając do tego, by usiadła przy stole. Anne wyciągnęła chusteczkę, najpierw wycierając twarz, a następnie wydmuchując dyskretnie nos. Złączyłem moje i Harry'ego dłonie na jego udzie, kiedy zajął miejsce obok mnie.

– Uciekło mi imię, skarbie, przypomnisz jak się nazywasz? – spojrzała na mnie, uśmiechając się przy tym łagodnie.

– Louis, proszę pani – odparłem uprzejmym tonem, czując jak Harry mocniej zacisnął palce na tych moich.

– Och, błagam, nie nazywaj mnie panią, wystarczy Anne. Jestem już i tak stara, nie trzeba mi przypominać.

Ja i Harry uśmiechnęliśmy się, i brunetka ostatni raz otarła policzek wierzchem dłoni.

– Przepraszam, jestem okropnie zestresowana i mówię od rzeczy – zaśmiała się. – Bardzo zależy mi na tym, żebyś zrozumiał co mam na myśli, kiedy będę mówić, synku, ale może... może najpierw powiedz mi, jak sobie radzisz.

– Odkąd poznałem Louisa, lepiej niż kiedykolwiek – powiedział, na co ja spojrzałem na niego spod rzęs. – I mówię jak najbardziej poważnie. Gdyby nie on, zapewne znowu wróciłbym do swoich starych... nawyków. To on jako pierwszy naprawdę we mnie uwierzył i zechciał mi pomóc. Wytrzymuje to, jak czasem jest ze mną ciężko.

Chciałem powiedzieć "kochanie, nie przesadzaj" i machnąć dłonią, ale nie mogłem, ponieważ to, co mówił to niepodważalna prawda. Więc jedynie spuściłem wzrok na szklankę z lemoniadą, chwytając ją i biorąc mały łyk.

– Na początku nawet jeśli nie traktowałem go tak, jak na to zasługiwał, dał mi szansę i kiedy dowiedział się o moich problemach zapewnił, że mi pomoże – mówił dalej, utrzymując spojrzenie na matce, która każde słowo przyjmowała z uwagą jak i bólem. – Dlatego zaciągnął mnie na terapię. Najpierw to wszystko polegało tylko na spotkaniach z terapeutką, później, kiedy było pewne, że jestem wyleczony z uzależnień, przystąpiłem do leczenia farmakologicznego. Leczę się na depresję.

Widziałem, że kobieta była dogłębnie poruszona wyznaniem syna, jednak postanowiła powstrzymać swe emocje najbardziej jak tylko mogła, gdy jedynie przełknęła ciężko ślinę, nim rzekła: – Jestem z ciebie bardzo dumna. I cieszę się, że natrafiłeś na odpowiednią dla ciebie osobę.

– Zrozumiałem, że rzeczy, które działy się między nami nie są jedynie twoją winą – oznajmił, wyciągając do matki wolną dłoń. Anne uścisnęła ją własnymi obiema. – Nie powinienem cię nigdy zwyzywać. Nigdy nie wybaczę sobie tego, w jaki sposób kilka razy potraktowałem cię twarzą w twarz, a później przez rozmowy telefoniczne.

Głaskałem ramię bruneta, poprawiając także jeden niesforny pukiel, który opadł na jego czoło.

– Przestań, kochanie – Anne od razu pokręciła głową. – Oboje zwiniliśmy, a tobie potrzebny był ten czas dla samego siebie, w ogóle nie mam do ciebie o to wszystko żalu.

– Powinnaś...

– Jestem twoją matką – cały czas marszczyła twarz w żalu. – Powinnam zachowywać się jak na nią przystało, a ja w ogóle nie potrafiłam odnaleźć się w tej roli przez większość czasu. Nie potrafiłam odkryć, co będzie najlepsze dla moich dzieci. Powinnam to wiedzieć instynktownie, a ja tak bardzo się pogubiłam... I kiedy nadeszły twoje problemy- ja... wiedziałam, że to moja wina.

– Po prostu... – westchnął chłopak – zostawmy to. Nie odkręcimy już tego co obydwoje zrobiliśmy źle czy też nie zrobiliśmy w ogóle i wolę skupić się na tym, co jest teraz niż na złych chwilach, które minęły.

Uśmiechnąłem się z dumą, mocniej wtulając w ramię chłopaka, zgadzając się jego słowami w całej rozciągłości.

– Jeśli mi wybaczysz, to brzmi jak cudowna myśl...

– Wybaczę ci, mamo, oczywiście, a ty mnie? – upewniał się, ocierając kciukiem jeden z jej pierścionków.

– Już dawno temu ci wybaczyłam, synu – odparła całkowicie szczerze, co widziałem w jej oczach. Jak już mówiłem, były praktycznie identyczne jak te Harry'ego i można powiedzieć, że umiałem wyczytywac z nich emocje już doskonale.

Harry zareagował na słowa matki, puszczeniem mojej ręki, aby móc ponownie przyciągnąć ją do mocnego, obiecującego uścisku.

W trakcie tego uśmiechałem się z ulgą. Liczyłem na to, że wszystko skończy się właśnie w ten sposób.

Harry i jego mama mieli jeszcze dużo do pogadania, a ja w trakcie tego siedziałem obok. Dopiero po jakimś czasie weszli na zupełnie luźne tematy, takie, abym mógł dołączyć do rozmowy i szybko przekonałem się, że Anne to naprawdę w porządku kobieta. Trochę się zagubiła, ale wyglądało na to, że już wszystko do niej dotarło i miałem pewność, że będzie dobrą mamą. Później Harry pokazał jej swoje świadectwo, chwalił się osiągnięciami i nawet rozmawialiśmy o naszym związku, a Twist była tym szczerze zainteresowana.

– Czyli jeśli dobrze zrozumiałam, Louis o ciebie walczył odkąd tylko cię zobaczył? – zapytała z uśmiechem, kiedy minęła przynajmniej godzina jej pobytu tutaj.

– Walczył? – parsknął Harry. – Mamo, on mi nie dawał żyć, ciągle za mną chodził, podrywał i próbował obmacywać.

– Ale... – zacząłem bardzo dynamicznie w następnej sekundzie jednak uświadamiając sobie, że nie mam żadnego argumentu na swoją obronę. Zarumieniłem się, zauważając, że tkwię przed mamą Harry'ego z rozchylonymi ustami i bardzo głupią miną, kiedy Anny była gotowa usłyszeć coś inteligentnego. Fuknąłem, krzyżując ramiona na piersi, ale Hazz wciąż obejmował mnie na zbliżonych do siebie krzesłach. – Najpierw mówiłeś to samo moim rodzicom, a teraz swojej mamie. Wszyscy będą wkrótce myśleć, że jestem jakiś nienormalny!

– To jest urocze, skarbie – zapewnił z uśmieszkiem, nachylając się, aby cmonął moje usta, co dość mnie zaskoczyło zważając na obecność jego mamy, ale nie narzekałem!

– Mnie jednak bardziej interesuje jak wyglądało twoje podejście do zalotów Louisa – zwróciła się do niego kobieta.

– Och, no właśnie. Teraz ty możesz się popisać tym, jak bezczelnie mnie zlewałeś – słowo „dupku” utknęło tuż przy trzonie mojego języka, ponieważ tak bardzo chciałem nazwać go tym określeniem, ale wciąż bardziej zależało mi na zrobieniu dobrego wrażenia przed Anne. – Mimo, że teraz wiem, jakie miałeś ku temu powody, to wciąż jest takie bezczelne, mój drogi. Pochwal się.

Tym razem to Harry wydawał się być odrobinę zakłopotany, co nie ukrywam, sprawiało mi wręcz demoniczną satysfakcję.

– Jeśli chodzi o twoją aparycję, to od samego początku się śliniłrm na twój widok i chciałem... – nagle urwał. – Prawie zapomniałem, że nie jesteśmy sami...

– ’arry! – oburzyłem się, patrząc w panicę na mamę Stylesa, która z małym zakłopotaniem zachichotała w swoją dłoń, chwytając herbaciane ciastko. – Jestem zdruzgotany.

– Kontynuuj – zachęciła Anne, nie kryjąc rozbawienia całą sytuacją.

– Mimo tego jak bardzo mi się podobałeś, byłem po prostu rozkojarzony i trochę irytowało mnie twoje zachowanie. Musiałem z tobą więcej pogadać, by zmienić zdanie.

– Nie ukrywam, że ja też byłem wtedy trochę inny... musiałem spokornieć, a nasz związek również sprawił, że dojrzałem emocjonalnie. Tak myślę – mój głos nabrał maślanego wydźwięku. – Wpakowałem się w coś, gdzie nie było możliwości przeskoczenia kilku etapów. Oboje musieliśmy budować pod sobą malutkie stopnie, żeby przezwyciężyć pewne rzeczy, a przy tym nie zwariować i- kochać się. Tak sądzę.

– Jesteście przeuroczą parą – powiedziała szczerze Anne. – Nie mogę być bardziej szczęśliwa przez to, jak paskudny gust miał kiedyś Harry.

– Weź mi nawet nie przypominaj – wzdrygnął się. – Ja oczy to chyba miałem na dupie.

– Albo jeszcze indziej... – mruknęła. – Kendall, Taylor... i ta śmieszna blondynka, która witała się ze mną gwiżdżąc „coucou”.

– Mamo, proszę, nie wymieniaj imion moich byłych – Harry jęknął, natomiast ja rozbudziłem się.

– Hej! Słyszałem tylko o jednej z nich! – zainterweniowałem.

– Po co miałem ci o nich wspominać, skoro każdy scenariusz wyglądał tak samo? Tylko ze sobą spaliśmy.

– My na początku też – prychnąłem marszcząc brwi, dopiero dosłownie sekundę później rozumiejąc, co tak właściwie powiedziałem, nim nie zarumieniłem się niczym pomidor podczas, gdy Harry wybuchł głośnym śmiechem.

– To coś innego! – oparł łokieć na stole, zaczynając palcem obrysowywać szklankę, w której znajdował się już tylko pomięty do niczego nie nadawający się plasterek limonki i listek mięty. – Ty od razu mnie uwielbiałeś, ja musiałem do tego dojrzeć, a one chciały mojej kasy – skrzywił się. – Patrząc wstecz naprawdę nie wierzę jakich metod szukałem na odreagowanie.

– Cóż, ciekawych rzeczy się dowiaduję siedząc tu z wami – powiedziała Anne, po której minie widziałem, że byliśmy zbyt szczegółowi, na co zasmialismy się dźwięcznie. – Więc, kiedy zostaliście parą?

– Kiedy miałem pierwsze, większe załamanie nerwowe – Harry znowu spoważniał. Mimo dużej ilości zadawanych pytań nie czułem się jak w trakcie przeprowadzanego wywiadu. Rozmowa była całkiem lekka mimo cięższych tematów. – Głód narkotykowy mnie dobijał, miałem wyrzuty sumienia, że nie jestem odpowiedni dla Lou, dla swoich przyjaciół, kogokolwiek. Ale oni wszyscy okazali się być bardziej upierdliwi niż myślałem.

– Ej! – uderzyłem go pięścią w bark.

Harry pokręcił głową. – Lou w ogóle wtedy jeszcze nie wiedział o moich problemach, ale Gemma i Liam mu powiedzieli, później ja. Nie pamiętam dobrze, to wtedy powiedziałeś, że jesteś we mnie zakochany? Przed hotelem, racja?

– Tak – uśmiechnąłem się, kiwając głową. – Chociaż... Pamiętasz jak podsłuchałeś, gdy na lekcji śpiewałem swoją piosenkę?

– Tak... – zmarszczył brwi.

– Urwałem tekst w pewnym momencie, bo uznałem, że jest on zbyt prywatny do dzielenia się z klasą, ale tak w sumie, jeśli nie przerwalbym, już wtedy usłyszałbyś co czuję...

– Louis... Piszesz piosenki? – Anne wyraźnie się tym podekscytowała.

– Robię wszystko tak naprawdę. Sprawdzam się w każdym rodzaju wyrażania sztuki – uśmiechnąłem się nieskromnie. – Śpiewam, piszę, tańczę, nawet umiem rysować, ale to nie sprawia mi takiej satysfakcji. Nie mam na tyle cierpliwości. Uwielbiam również literaturę!

– Czekaj – Harry zatrzymał moje paplanie i zmarszczył brwi. – Nigdy nie przedstawiłeś mi końca tej piosenki.

– Później, Hazz – wzruszyłem ramionami. – A pani ma swoją firmę, prawda? To znaczy ty.

– Mistrz zmieniania tematu – prychnął, na co przewróciłem oczami, wysłuchując następnie słów Anne.

– Owszem – pokiwała głową. – A najlepsze jest w niej to, że od początku mojej kariery każdy wmawiał mi, że bez mężczyzny nie dam rady sama utrzymać swojego biznesu, a tu proszę – uśmiechnęła się dumnie. – Nie jestem aż taka zła!

– Nawet na dobre wyszły wam te ciągłe sprzeczki i targowanie się z ojcem – Harry oparł brodę na dłoni. – Podzieliliście firmę na pół, fizycznie powstały dwie pod tym samym nazwiskiem, ale później wróciłaś do swojego panieńskiego, co dało ci rozgłos. Ludzie przestali kojarzyć cię z ojcem i skupili się na tobie, dobry przekręt. W dodatku słyszałem, że zarabiasz nawet więcej niż on.

– Synu, to ty nie wiesz, że kobieta, gdy już zostanie matką da sobie radę ze wszystkim? – uśmiechnęła się w dumny, wręcz cwany sposób, zyskując coraz więcej mojego autorytetu. Anne była tak naprawdę bardzo silną kobietą, samo to jakie sukcesy odnosi w pracy o tym świadczy!

– Uwielbiam myśl, że żyję w czasach, gdy równouprawnienia są rzeczywiście coraz bardziej... równe – zaśmiałem się z szerokim uśmiechem. – Przypomina mi pani- to znaczy, przypominasz mi... moją macochę. Czasem mam wrażenie, że ta kobieta potrafi zupełnie zdominować mojego ojca!

– To nie są już lata pięćdziesiąte, gdy dosłownie w gazetach było promowane karanie swojej żony za to, że nie zrobiła ci obiadu – mruknął dość posępnym tonem na tę myśl Harry. – Ludzie w końcu zaczynają rozumieć, że kobiety są tak samo silne jak mężczyźni. No może są bardziej wredne...

– Ja tam się zgadzam! – od razu odpowiedziała mu rozbawiona Anne. – Faceci nie mają drygu w obrabianiu innym dupy tak bardzo jak my.

– To ty chyba z Louisem nigdy nie plotkowałaś.

– To prawda, jestem w tym genialny – wyszczerzyłem swoje zęby. – Ale i tak już pewnie zauważyłaś, że jestem całkiem damski – wzruszyłem ramionami, czując się naprawdę komfortowo przy mamie Harry'ego. Po początkowym napięciu w ogóle nie było śladu.

– Tak jak już Harry powiedział, granica między męskością i kobiecością coraz bardziej się zaciera. Jest to wspaniałe, bo wreszcie ci, którzy odstają w jakiś sposób od typowego szablonu mogą czuć się dużo bardziej swobodnie niż byłoby to możliwe chociaż dziesięć lat temu – brunetka wzruszyła ramionami.

– Wow- mamo... – Harry zerknął na mnie kątem oka, następnie jednak skupiając się w stu procentach na delikatnym uśmieszku Anne. – Przecież... jeszcze parę lat temu... Skąd u ciebie taka zmiana?

– Pracuje u mnie młoda, transseksualna dziewczyna – odparła bardzo zwięźle, z nikłym uśmiechem. – W pewnym stopniu dzięki niej zmieniłam swoje podejście, a rozmowa z Louisem dodatkowo chyba pomogła kompletnie przestawić mój sposób myślenia o tych rzeczach.

– Zawsze wydawało mi się, że... ani ty czy ojciec- no wiesz- że nigdy mnie nie zaakceptujecie... – podniósł smutno kącik ust do góry, łapiąc intensywne spojrzenie matki. – Krępowałem się mówić o swojej seksualności i zawsze w mojej głowie odtwarzała się ta scena, gdy powiedziałem, że jestem bi i wywróciliście oczami. Czułem się odepchnięty, ale kiedy po tym przyprowadziłem chłopaka, z którym się obściskiwałem, wiedz, że zrobiłem wam na złość.

– Nie musisz tego mówić, bo wiem, że zrobiłeś to na złość – mruknęła, jednak nadal w trakcie tego uśmiechała się. – Uwierz, że jeśli wtedy przyprowadziłbyś do domu chłopaka, na którym rzeczywiście by ci zależało, nawet twój ojciec zachowywałby się inaczej.

– Czyli teraz, kiedy jestem w związku z Lou, nie będziecie już oczekiwać, że magicznie zmienię preferencje i jednak w przyszłość zapłodnie jakąś babę i się ożenię? – upewniał się.

– Nie będziemy – pokręciła od razu głową, po odpowiedzeniu mu patrząc z miłym uśmiechem na mnie, na co ja odpowiedziałem jej tym samym, glaszcząc przy tym plecy Harry'ego.

– A.... Masz w ogóle jakiś kontakt z ojcem? – spytał powoli, wkraczając na jeszcze bardziej delikatny temat, czyli sprawy pomiędzy jego rodzicami toczącymi odwieczną wojnę. – To pewnie zabrzmi dziecinnie, ale... bardzo chciałbym, żebyście mimo wszystko potrafili być w ludzkich relacjach.

– Synku...

– Wiem, że to duże oczekiwania – sprostował od razu. – Naprawdę rozumiem, przeszliście dużo złego, ale może postarajcie się trochę? Dla mnie i dla Gemmy? Ona jest zaręczona, mamo, na pewno chciałaby, żebyście oboje byli na jej ślubie nie zabijając się wzrokiem. A ja chciałbym również mieć was oboje w ważniejszych chwilach mojego życia. Nie chodzi mi o to, że musicie zacząć się uwielbiać, ale- po prostu – wzruszył ramionami.

Widziałem na twarzy Anne, że kobieta zastanawiała się przez chwilę nad słowami syna, mocno przetrawiając każde z nich. W końcu westchnęła dosyć ostentacyjnie, a na jej twarz wpłynął delikatny uśmiech, gdy powiedziała:

– Porozmawiam z nim. Mam nadzieję, że wszystko wróci do normy jeśli naprawdę tego chcesz.

– Oczywiście, że chcę – znów przykrył jej dłoń swoją własną. Słyszałem w jego głosie coś więcej niż jedynie szczerość, to było wielkie pragnienie. – A Gemma tym bardziej potrzebuje wsparcia was obojga w tym wielkim momencie.

– Ona teraz nie robi nic innego oprócz płakania i uśmiechania się naprzemiennie – dodałem za niego z wielkim uśmiechem.

– O, to w sumie pdoobnie jak ty czasem – zauważył, zerkając na mnie kątem oka, w ostatniej chwili robiąc unik przed moją rozpędzoną ręką, którą chciałem uderzyć go w potylicę. Zaśmiał się, widząc moje zmrużone oczy.

– Było naprawdę cudownie z wami porozmawiać, ale... – widziałem jak zetknęła na telefon po raz trzeci w ciągu minuty. – Muszę powoli się zbierać.

– Jasne, Gemma powiedziała mi, że umówiłaś się również z nią – Harry kiwnął głową i od razu zebraliśmy się do pionu. – Wiesz, z nią może być trochę trudniej bo...

– Jest babą – dokończyłem za niego myśl.

– Nie mogę zgodzić się bardziej – przyznał z krótkim śmiechem, w czym zawtorowala mu mama. – Tak miło było z tobą porozmawiać i wakacje nie mogły zacząć się dla mnie lepiej... – powiedział, splatając swoje palce z tymi Anne, patrząc na nią z promiennym uśmiechem.

– Przez ostatnie miesiące nawet, gdy troszkę zebrałam się do kupy, nie mogłam sobie wymarzyć tej chwili – odparła z równym przejęciem, wpatrując się w mojego Hazze jak w dzieło sztuki. Jej własne swoją drogą. – Nie ma dla mnie, jako matki, nic piękniejszego od widoku tego na jak szczęśliwego wyglądasz i oczywiście nigdy nie wybaczę sobie, że się do tego nie przyczyniłam, ale teraz już zawsze będę dla ciebie. Kocham cię, bardzo.

– Ja ciebie też... – byłem pewny, że jego  dolna warga niemal odruchowo zadrżała, ponieważ głos Harry'ego zadrżał w płaczliwy sposób, co od razu zakamuflował przytulając się do mamy i chowając twarz w jej włosach.

Ach, ta męska duma.

Wiedziałem, że czym prędzej lub później mój mały chłopak się rozklei. Jeszcze pracowaliśmy nad tym, żeby przestał krępować się przed pokazywaniem swoich uczuć, ale to jest jedna z trudniejszych rzeczy i jak na razie otwierał się na tyle jedynie przede mną.

Czułem mimo wszystko, że to spotkanie z mamą dało mu naprawdę wiele.

Po ich emocjonalnej chwili, to ja zbliżyłem się do Anne i nie mając chwili na zastanowienie się, w jaki sposób powinienem się z nią pożegnać, ona wystawiła do mnie swoje ramiona.

Podczas tego pogłaskała mnie po plecach i nie umknęło mi, gdy wyszeptała "dziękuję" przy moim uchu.

Po tym oboje posłaliśmy jej wdzięczne uśmiechy i następnie po domu odbił się głuchy dźwięk zamykanych drzwi. Od razu podszedłem do Harry'ego, wyciągając dłonie na jego barki.

– Jestem z ciebie taki dumny, skarbie – uśmiechnąłem się szeroko, kładąc jedną z dłoni na policzku chłopaka. Zauważyłem jak oszklone były jego oczy, na ci wydąłem dolną wargę, a on zrobił to samo. Skwitowałem to chichotem przez to, jak uroczo wyglądał.

– To naprawdę dziwne uczucie, bo... – zawahał się i zmarszczka pojawiła się na jego czole – pierwszy raz czułem się z nią tak blisko – wzruszyłem delikatnie ramionami, będąc cały czas słodkim chłopce, który nijak ma się do tego, którego poznałem około osiem miesięcy temu.

– Twoja mama naprawdę chce się zmienić i kocha cię. Obserwowałem ją cały czas i powinniśmy być dobrej myśli.

– Co to za fragment piosenki, ktorego nie słyszałem? – zmienił temat z chytrym uśmieszkiem.

– Już myślałem, że zapomniałeś, ale ty jak zwykle jesteś chytry – oparłem czoło na jego piersi. Pociągnąłem go w stronę krzesła, następnie bardzo ostrożnie i drażniący siadając na jego podołku z kolanami skierowanymi po jednej stronie. – Nie mogę zaśpiewać, bo mój głos trzęsie się jak moje pośladki na mrozie, ale powiem ci. Na ucho.

– Romantycznie – uśmiechnął się, w następnym momencie nastawiając ucho.

Przez chwilę korciło mnie, by zrobić mu tak, jak często dokuczałem Lottie i krzyknąć mu prosto do ucha "DUPA", ale powstrzymałem się.

Zamiast tego splotłem palce w jego lekko zrujnowane przez upał loki, pocałowałem w kość jarzmową, a następnie rzekłem cicho: – Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele, chcę tylko być kochany. I jestem zmęczony udawaniem, że jestem twardy, chcę tylko być kochany. Przez ciebie.

Harry chwilę po tym odchylił się, żeby na mnie spojrzeć. A mnie bez zmniejszania skąpej odległości, która istniała się między nami, chociaż i tak mogliśmy czuć oddechy na wysokości swoich ust, smakujące jak lemoniada i miętowe landrynki, które Harry cały czas podjadał podczas rozmowy z mamą.

– Naprawdę... już wtedy tego chciałeś? – spytał z zachwytem.

– Podświadomie w pewnym sensie odkąd tylko cię zobaczyłem pomyślałem sobie "on będzie mój" – przyznałem. – Ale gdy tylko zaangażowałem się bardziej i odkryłem chociaz minimalnie twoją historię, wiedziałem, że nie chcę się wycofać i byłem tak zdesperowany, że chciałem by po prostu było... dobrze. Męczyła mnie ta walka.

– Teraz musisz napisać coś tak bardzo optymistycznego, różowego i pachnącego, że dosłownie dostanę od tego torsji, bo zasługujesz na takie teksty, kochanie – ściskał moje boki, mówiąc charyzmatycznie.

– Skarbie, gdybyś wiedział, ile jakiś randkowych zapisków mam w pamiętniku...

– Pokażesz mi? – zawołał, ekscytując się przy tym jak małe dziecko.

– Nie.

– Ale jesteś paskudny – jego mina zmieniła się komicznie szybko w naburmuszoną. – Nie lubię cię, wyjdź z tego domu.

– Zero szacunku.

– Bo ty nie wiesz, jak ciężko mi jest ze świadomością, że tyle pięknych rzeczy przede mną skrywasz! Gdybym miał taki talent budziłbym cię każdego dnia jakimś małym fragmentem...

Oczywiście, panie Styles.

– Teraz lepiej powinniśmy się przygotować na kolację do moich rodziców.

– Nie zmieniaj tematu.

– Jesteś wielkim, upartym, śmierdzącym wrzodem na dupie! – prychnąłem, marszcząc przy tym nos.

– Cokolwiek, byleby była to twoja dupa.

– Teraz jesteś obrzydliwy.

– I tak znajdę twój pamiętnik.

– Nikt go nigdy nie znajdzie, nawet psy jeśli z jakiegoś powodu robiliby mi rewizję – uniosłem pewnie brwi do góry.

– I tak nie masz przede mną nic do ukrycia.

– Po prostu mnie pocałuj – przewróciłem oczami mając już dość tego napięcia i chciałem również odwrócić jego uwagę.

– W końcu mówisz o mądrych rzeczach – stwierdził, nie dając mi ani chwili na odpowiedź.

I w taki sposób wyglądały nasze wakacje. Miałem również nadzieję na resztę życia układającą się w ten sposób. Wiedząc, że nie zawsze będzie kolorowo, bo to wręcz surrealistyczne, i tak chciałem w to wszystko brnąć. Niczego nie byłem tak pewien, jak naszej miłości i tego, że stworzymy wielką rzecz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top