rozdział siedemnasty; Nie możesz całe życie stawiać w okół siebie ścian..

Jeszcze tego samego dnia, a raczej ranka 1 stycznia 2020 roku mój telefon nie przestawał wibrować między pierwszą w nocy a piątą nad ranem. Miałem chorą satysfakcję spowodowaną tym, ile ludzi próbowało się do mnie dobić, począwszy od nawalonego Zayna, Zoe, dziewczyny z drużyny, po Lottie i przypadkowe osoby, które komentowały moje i Harry'ego zdjęcia. Kiedy wróciłem do domu od razu postanowiłem dopić resztkę wina podczas relaksującej kąpieli, a dźwięki powiadomień były dla mnie jak kojąca muzyka, dopóki gdzieś koło drugiej w nocy nie dostałem wiadomości od Harry'ego, z którym nie przedstawałem sms-ować aż do chwili, w której zasnąłem.

Na całe szczęście wszystkie lekcje zostały przesunięte na godzinę dziesiątą i mimo tego chaosu zdążyłem się wyspać. O poranku natomiast zostałem zaatakowany przez Lottie, której musiałem wszystko streścić, tak samo jak rodzicom. Jednak opowiadając tę wydarzenia, nie wspomniałem o części, w której Harry pieprzył mnie w moim łóżku. Oczywiście.

Tego dnia to tata zaproponował mi podwózkę do domu, jako iż jego kilkudniowy, noworoczny urlop wciąż trwał. Gdy wysiadałem z samochodu już z daleka ujrzałem przy drzwiach wejściowych swoich przyjaciół, jednak bez Harry'ego. Uśmiechnąłem się, całując ojczulka w policzek i wysiadłem z samochodu pośpiesznie ze względu na mroźną pogodę, kierując się do wejścia, tupiąc swoimi botkami na sporej platformie.

Z uśmiechem obserwowałem jak Liam i Zayn niemalże przebierali nogami z niecierpliwości, a Zoe pokazała mi prawą dłonią gest podrzynania gardła. Dobrze wiedziałem, że nie będę miał życia, kiedy tylko wejdę do środka budynku co stało się też chwilę później.

– Nie pójdziesz na lekcje dopóki nie stracisz mi wszystkiego w szczegółach! – wykrzyczała dziewczyna, niemalże szarpiąc mnie za kaptur.

– Hej, to nowa bluza – pacnąłem ją w dłoń. W następnej chwili zaatakował mnie lekko skacowany Zayn i jego chłopak.

– Że też Harry nic nie raczył wspomnieć! – szatyn oburzył się, wymachując dłonią. – Wyjechaliśmy tylko na dwa dni, a gdy wracamy okazuje się, że wy dwaj spędzacie ze sobą sylwestra!

– Nawet nie sprawdzałem komentarzy pod tymi zdjęciami – przyznałem, kierując się do mojej szafki, gdzie pozbyłem się płaszcza, zostawiając go w ciasnym środku.

– A powinieneś! – stwierdził Zayn. – Dosłownie wywołaliście tym trzecią wojnę światową.

– To akurat było do przewidzenia – wzruszyłem ramionami, chowając kluczyk z powrotem do kieszeni swojej torebki Louis Vuitton. – Co mam wam powiedzieć? Zaprosiłem Harry'ego do siebie, zjedliśmy kolację, słuchaliśmy muzyki, obejrzeliśmy film, a on zabrał mnie w zamian na wzgórze. Puściliśmy lampiony i oglądaliśmy panoramę miasta.

– Coś ci umknęło – oskarżyła mnie Zoe. – W którym momencie się rżneliście? – zmrużyła oczy.

– Wybierz sobie – przewróciłem oczami.

– Stawiam na oglądanie filmu albo zaraz po nim – rzekł pewnie Zayn, wypinając przy tym klatkę piersiową do przodu.

– Zostawcie moje życie seksualne w spokoju i lepiej powiedźcie, co takiego ciekawego uczyniły moje zdjecia z Harrym – mruknąłem.

– Przede wszystkim rozejrzyj się, widzisz te wściekłe dziwki wokół? – na słowa Zayna automatycznie obejrzałem się za siebie, dostrzegając grupkę dziewczyn, które wyglądały jakby chciały wydłubać mi oczy swoimi sztucznymi pazurami.

– I prawidłowo, niech żadna szmata się do niego nie zbliża – powiedziałem z taką intonacją, aby na pewno grupa dziewczyn mnie usłyszała. Poprawiając swą bluzę, widziałem jak zdziwione miny mieli moi przyjaciele przez niemal jadowity ton jakiego użyłem. – No co? Jest mój. Nawet jeśli nie oficjalnie, to wkrótce się to zmieni.

– To mój chłopiec! – Zoe uwiesiła się na moim ramieniu z szerokim uśmiechem.

Zayn i Liam jednak mieli nietęgie miny.

– O co wam znowu chodzi? – burknąłem.

– Nie cieszcie się za bardzo – zaczął dziwnym tonem Liam, podczas gdy Zayn pozostawał cicho. – Połowa cheerleaderek nie da ci spokoju.

– Prędzej sama Rachel będzie miała ból dupki – wzruszyłem ramionami. – A poza tym, mam wyjebane.

Zrobiłem kilka kroków w tył, zamierzając po prostu skierować się w stronę schodów, ale wtedy natrafiłem na przeszkodę. A raczej na kogoś. Nie omieszkałem się nawet przeprosić tej osoby, gdy za mną okazała się stać w rzeczy samej, Rachel. Zaraz po tym, gdy się zderzyliśmy wrzasnęła na mnie, zwracając na siebie uwagę każdej co do jednej osoby. To takie w jej stylu.

– Kurwa, nawet w nowym roku wzięłaś sobie za postanowienie bycie atencjuszką – prychnąłem, bardziej w nieokreśloną stronę niż bezpośrednio do jej, chcąc jednak by usłyszała mój lekceważący ton, gdy spróbowałem ją ominąć. Ignorancja to to, co najbardziej ją denerwowało, wykorzystywałem ten fakt.

– Nawet w nowym roku postanowiłeś robić z siebie dziwkę, huh? – odgryzła się, stając znowu naprzeciw mnie. – Jebana dziwka, która tak strasznie się sprzedaje i jest w stanie zrobić wszystko dla kutasa, mam rację? Twoje nowe postanowienie noworoczne to zarażać syfem?

– Ale ty jesteś żałosna – zaśmiałem się dźwięcznie, powstrzymując w ten sposób któregoś z moich przyjaciół od zainterweniowania. – Powiedziałbym ten nieśmieszny żart o użyciu maści na ból dupy, ale tobie przydałyby się bardziej kapsułki "nie pierdol".

Obserwowałem jak jej twarz staje się wręcz purpurowa, a kiedy przewróciłem oczami, Zayn zgarnął mnie pod ramię mamrocząc coś, żebym odpuścił.

– Myślisz, że Harry mógłby traktować poważnie taki kawał szmaty? – prychnęła tuż za moimi plecami.

Zatrzymałem się, powoli odwracając w jej kierunki, gdy wokół nas zaczął pojawiać się grupa dopingujących jej uczniów, w większości dziewczyn, ale również jej przydupasów, z którymi zdążyła się przespać.

– Chyba nie sądzisz, że jesteś dla niego "kimś"?

– Więc to boli cię najbardziej? – zmarszczyłem kpiąco brwi. – Boli cię to, jak pomimo twojego latania przy nodze Harry'ego, on spotyka się ze mną? – położyłem dłoń na klatce piersiowej, a kilka osób mnie poparło gromkim buczeniem.

– Nie mam pojęcia jakiemu demonowi dałeś dupy, że dały ci jakąś dziwną zdolność owijania sobie w okół palca każdego gościa, z którym chcesz się ruchać, ale to jedyny powód, dla którego Harry sobie ciebie jeszcze nie odpuścił – burknęła. Liam nagle złapał moją przyjaciółkę w pasie, kiedy Zoe zerwała się, aby zapewne uderzyć dziewczynę.

– Nigdy nie zrozumiem, jak możesz stwierdzać takie rzeczy nie znając ani mnie, czy tym bardziej Harry'ego, ale jeśli to się nie zmieni-

Przerwałem, czując jak nagle duże dłonie owijają się wokół mojej tali, lądując tuż na moim brzuchu, ale prędko rozpoznałem poprzez sam dotyk, zapach i usta na moim karku, że tym mężczyzną jest sam Harry.

– Szukam cię po całej szkole, żeby cię przywitać, a ty uciekasz – mogłem przysiąc, że zmarszczył brwi, gdy nawet nie patrząc na Rachel, wciskał swoją twarz w tył mojej głowy. – Ładnie pachniesz – dodał.

– Coś mnie zatrzymało i, um, to nowe perfumy. Bardzo słodkie – uśmiechałem się coraz szerzej, utrzymując kontakt wzrokowy z blondynką, której twarz teraz ściągała się w szoku. – Tęskniłeś za mną?

– Na szczęście minęło tylko pół nocy, więc troszeczkę – mruknął, splatając na moim brzuchy palce naszych dłoni. Wtedy też nie mogłem powstrzymać się przed uniesieniem wysoko brwi, gdy spoglądałem na Rachel.

Tłum wokół jakby ucichł, zaczynając się rozchodzić i nawet nasi przyjaciele przyglądali się nam w milczeniu.

Potarłem kciukami wierzch dłoni Harry'ego i mój humor momentalnie był dużo lepszy. Zwłaszcza, że Harry miał na sobie koszulkę, która bardzo dobrze odsłaniała siniaki na jego szyi.

Zaśmiałem się, odwracając w stronę bruneta i znowu złączyłem nasze dłonie, drugą kładąc na jego bicepsie.

– Możemy już iść? Mamy lekcje obok siebie – przypomniałem.

– Dobra – pokiwał głową, zerkając ponad mój bark i wtedy też zrozumiałem że „zauważył" Rachel, bo powiedział bardzo chłodnym tonem: – O, hej – następnie ignorując ją całkowicie, gdy pociągnął mnie wzdłuż korytarza.

Po kilku chwilach skwitowałem całe wydarzenie frasobliwym chichotem.

– Naprawdę nie wiem co by się stało gdyby nie ty. Dziękuję, że to zrobiłeś – oparłem skroń na jego barku, kiedy znaleźliśmy się na piętrze, a moi przyjaciele chucznie komentowali z niezadowoleniem sceny, które robiła Rachel.

– Widziałem z daleka co się dzieje i słyszałem jej pierdolenie – skrzywił się, jeszcze mocniej ściskając moją rękę. – Uznałem, że nie będę musiał nawet nic jej mówić i zwykłe ruchy zamkną jej gębę. Byłem wystarczająco słodki?

– Do porzygu. Przez chwilę zwątpiłem, że wciąż to ten sam Harry – zarumieniłem się. – Duh. Prawie zniszczyła mi dzień, ale skutecznie naprawiłeś mi humor – oznajmiłem, gdy usiedliśmy całą paczką na ławce. – To nowy rok Zoe, dopiero jego pierwszy dzień! Nie możesz rzucać się na nią w nieskończoność.

– Rok rozpoczęty złamaniem jej nosa byłby zaprawdę najlepszym możliwym rozpoczęciem go – pokręciła nosem, przy tym krzyżując ramiona na piersi. Wydawała się być zirytowana tym, że Liam ją powstrzymał - jak zwykle.

Zaśmialiśmy się dźwięcznie, a ja nawet nie myślałem o tym, by odkleić się od Harry'ego, zwłaszcza gdy przerzucił rękę przez moje ramię pokazując tym, że on również nie chciał, abym się odsunął.

– Wow, teraz już chyba wszyscy myślą, że jesteście razem – stwierdził Zayn, gdy przymknąłem powieki, swobodnie kładąc policzek na piersi Stylesa.

– Coś w tym jest – rzekł Harry, wprawiając całą naszą paczkę w niemałe osłupienie przez co ja sam się zerwałem, patrząc na niego wielkimi oczami od dołu. – Hmm? Przecież obiecałem, że się postaram.

– Coś czuję, że jeszcze jedna, ewentualnie dwie randki i... – Zoe nie dokończyła, gdy mulat klepnął ją w udo. – Auć! Ty brudasie!

A ja zagaiłem na temat sprawdzianu z geografii, chcąc odwrócić uwagę od tego, jak bardzo moje serce przyspieszyło na skutek słów Harry'ego.

***

– Louis, może teraz ty? – pani Gordon, która była zdecydowanie moją ukochaną nauczycielką, uśmiechnęła się w moją stronę. – Może ty nam coś zaprezentujesz?

– Muszę przy wszystkich? – sapnąłem, mimo wszystko podnosząc się ze swego miejsca. Nie czułem się zbyt pewnie w pisaniu piosenek, a co dopiero w śpiewaniu ich przed całą klasą.... jednak czego spodziewałem się po zajęciach z dodatkowych przeznaczonych konkretnie do śpiewania? W końcu musiał nadejść ten czas. Ale przecież mogłem to zrobić, byłem dobrze przygotowany. To zadanie domowe, którym było skomponowanie własnego utworu poszło mi sprawniej niż mogłem przeczuwać, a teraz wystarczyło dobrze to wszystko zaprezentować.

Usiadłem przy fortepianie, układając przed sobą notatki z zapiskami w postaci nut. Chciałem dostać szóstkę, każda dobra ocena mogła pomóc mi uzyskać wymarzone stypendium.
Przejechałem parę razy po przypadkowych klawiszach, nim zacząłem naciskać na te odpowiednie, aby uzyskać melodię, do której moja piosenka powstała. Następnie zacząłem śpiewać.

"I come runnin' to you like a moth into a flame
You tell me, "Take it easy," but it's easier to say
Wish I didn't need so much of you
I hate to say, but I do
We're sleeping on our problems
And we'll solve them in our dreams
Wake up early mornin' and they're still under the sheets
I'm lost in my head, I'm spinning again
Tryna find more to say to you"

W pewnym momencie przymknąłem powieki. Przecież doskonale wiedziałem, które klawisze przyciskać i grę miałem opanowaną do perfekcji, a słowa? Były po prostu przekształceniem moich myśli w kilka bardziej sensownych, zebranych w kilka zdań fraz i głosu serca. Ta piosenka właściwie wyrażała wszystko, co czułem w ostatnim czasie. Począwszy od powściągliwości, zauroczenia, aż po irytację. I chociaż nie chciałem, by utwór jako całość brzmiał tak pretensjonalnie, pisząc go miałem wrażenie, że te wszystkie zmartwienia i zdenerwowanie to coś, co chcę przekazać poprzez piosenkę. To był sposób na pewnego rodzaju wyżycie się i wyrzucenie z siebie emocji.

Dlatego tak bardzo to kocham.

I'm not asking too much, just wanna...”

I docierając do jednego wersu, przypomniałem sobie o obecności tych kilku niezaufanych osób, które mnie wysłuchiwały. Moje palce momentalnie zadrżały.

– Wolałbym ostatnie wersy zostawić dla siebie – mruknąłem, mocno zlękniony odwracając się w kierunku nauczycielki.

– To... w porządku, skarbie – kobieta nazywała tak wszystkich swoich uczniów, jednakże sposób w jaki określiła tym mianem akurat mnie po moim mini występie był doprawdy intrygujący. Wydawała się mocno zamyślona piosenką, którą nazwałem "Defenceless", a ja panicznie wręcz bałem się spojrzeć na moją klasę.

– Myśli pani, że to ma ręce i nogi? – spytałem ze skrzywieniem.

– Myślę Louis, że już wiem dlaczego jesteś ostatnim czasem taki nieaktywny na zajęciach – posłała mi kordialny uśmiech. – Sądzę też, że twój utwór jest technicznie na niezwykle wysokim poziomie. Używanie metafor nie jest zbyt proste w tej dziedzinie sztuki, ale ty wydajesz się być mistrzem, masz swój własny styl opanowany w jednym palcu i poruszasz się w nim zupełnie naturalnie. W dodatku śpiewasz z taką... dojrzałością i wrażliwością, którą mają w sobie najlepsi artyści. Już nie wspominając o tym, jak świetnie idzie ci gra na instrumencie.

Nagle spojrzała na pozostałych uczniów.

– Louis pokazał to, czego właśnie oczekiwałam od was, zadając te pracę domową. Chciałam wydobyć z was emocje, pragnienia, uczucie! Nieważne, czy dobre lub złe! Szóstka na dzisiaj Louis. Zostań chwilę po lekcji, proszę.

Nawet nie zauważyłem tego, jak szeroki uśmiech wpłynął na moją twarz dopóki nie zaczęła mnie ona dosłownie boleć. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktokolwiek oprócz Harry'ego tak bardzo podniósł moje ego jak właśnie pani Gordon. Nie moglem się w tej chwili wprost doczekać tego co nauczycielka chciała mi powiedzieć po skończonych zajęciach. Nie ruszałem się ze swojego miejsca kiedy zadzwonił dzwonek. Inni zebrali swoje tornistry i czmychnęli z klasy jak najszybciej; w końcu była to ostatnia lekcja i każdy wracał do domi. Ja natomiast wierciłem się niespokojnie.

– Zauważyłam, że stawiasz sobie ostatnio taniec ponad muzykę – zaczęła delikatnie, patrząc mi przy tym w oczy. – Nie mam ci tego absolutnie za złe, masz wielki talent i rozumiem, że przygotowania cheerleaderek kosztują cię wiele wysiłku, ale nie chciałabym, żebyś zaniedbałam również swój drugi z talentów. Muzyczny.

– To teoretycznie się łączy... – zaśmiałem się nerwowo, szybko jednak poważniejąc. – Ale dobrze, przepraszam i obiecuję, że teraz, kiedy już jest po najważniejszym meczu w sezonie, poprawię się i będę miał same piątki, obiecuję!

– Masz ogromny potencjał Louis i zadania, które inni rozwiązują z opornością, tobie nie sprawiają trudności, prawda?

Wzruszyłem ramionami. – Grunt to mieć po prostu natchnienie. Tak sądzę.

– Powiedz mi, z czym bardziej wiążesz swoją przyszłość, kochany?

– Trudno powiedzieć – odparłem całkowicie szczerze. – Bardzo waham się właśnie między pójściem w coś związanego z tańcem a studiami muzycznymi. Mimo wszystko to jest także moja wielka pasja, którą po prostu lubię zachowywać dla siebie...

– W porządku, nie chcę żebyś odczuwał presję – kiwnęła głową w zgodzie. – Nieważne w którą stronę pójdziesz, na pewno zostaniesz wielkim artystą, Louis.

W tym momencie już totalnie poczerwieniałem.

– Pomyśl nad wzięciem udziału w spektaklu muzycznym, który odbędzie się w czerwcu, dobrze? – kiwnąłem głową, niezdolny do jakichkolwiek słów. – Już cię dłużej nie zatrzymuję.

– Dziękuję, proszę pani – podniosłem się, a gdy już stanąłem przed kobietą, ukłoniłem się na pożegnanie. Zaraz potem wyszedłem z klasy, ciągle czując krwiste rumieńce spowodowane nadmiarem emocji odkąd tylko zacząłem śpiewać moją piosenkę.

Zaraz po zamknięciu za sobą drzwi, westchnąłem ciężko, podskakując gdy po swojej lewej stronie usłyszałem męski głos mówiący "cześć".

– Styles, kretynie, co ty wyprawiasz?!

– Skończyłem godzinę temu i uznałem, że na ciebie zaczekam, żebyśmy poszli gdzieś razem – wzruszył ramionami, szczerząc się szeroko. Na chwilę zacząłem wewnętrznie zachwycać się tym, iż brunet naprawdę o tym pomyślał, jednak on szybko powiedział coś jeszcze. – Masz przepiękny głos.

Przełknąłem ślinę w sposób, jakbym właściwie zaraz miał zwymiotować i nie patrząc na bruneta zacząłem kroczyć przed siebie w celu ucieczki. Harry jednak dogonił mnie.

– Jebany sportowiec – burknąłem, poprawiając torebkę. – Nic nie mów – pogroziłem mu.

– O co chodzi? – zmarszczył brwi, mając podobną minę jak wtedy na naszych pierwszych korepetycjach. – Przecież masz ogromny talent, dlaczego nic nie mówiłeś?

Westchnąłem ciężko, patrząc na niego spod rzęs. – To po prostu... To jest moja piosenka i głupio mi, że ją słyszałeś.

„Bo jest o tobie”, dokończyłem w myślach.

– Hej Lou, podobało mi się. Nie masz powodu, żeby czuć się głupio – położył dłoń na moim ramieniu, a ja swoje zbłąkane spojrzenie w końcu wyznaczyłem na jednym punkcie, którym były zielone tęczówki. – Musisz mi opowiedzieć o tym zdecydowanie więcej. Może pójdziemy na burgery do tej budy naprzeciw przystanku?

– Nie przyjechałeś samochodem? – zmarszczyłem brwi.

– Gemma i Michał namówili mnie wczoraj na kilka drinków. Czułem się pijany do rana.

– Słyszałem legendy o polskim alkoholu... – powiedziałem, biorąc rękę chłopaka. – Musisz kiedyś poprosić Michaela o te wódkę.

– Michała – uśmiechnął się, poprawiając mnie. – Chłopak mojej siostry jest Polakiem z krwi i kości.

Przez chwilę analizowałem to, jak powieniem wymówić to imię ale w gruncie rzeczy zrezygnowałem. Zostawiłem w szafce niepotrzebne rzeczy i założyłem swój płaszcz, gdy Harry w tym czasie czekał już ubrany. Wyszliśmy z budynku szkoły i uśmiechnąłem się, gdy on sam wyszedł z inicjatywą, by złapać mnie za rękę.

– Dlaczego nie domyśliłem się, że śpiewasz, skoro jesteś na kierunku muzycznym? – wydawał się naprawdę sfrustrowany.

– Musimy o tym rozmawiać? – jęknąłem.

– Zaśpiewasz mi coś kiedyś?

– No chyba żartujesz! – spojrzałem na niego wręcz zdegustowany.

– Ale dlaczego? Porozmawiaj ze mną, kochanie.

– Nie używaj tego słowa przeciw mnie.

– Hmm?

– Wiesz, że mam słabość do tego, gdy mnie tak nazywasz – wydąłem dolną wargę.

– Wcale nie wiedziałem!

– Jestem pewien, że wiedziałeś! – mówiłem ciągle oskarżycielsko. – Używasz to wszystko przeciwko mnie.

– A ty umiejętnie zmieniasz temat – ścisnął mój nos między dwoma palcami. – Nie bądź uparty, proszę.

– Co mam ci powiedzieć? – zmarszczyłem brwi, naciągając trochę szalik na swoje usta, kiedy zawiał zimniejszy wiatr, chociaż i tak było już nieco cieplej niż wczoraj. – Kocham pisać piosenki, ale praktycznie w ogóle ich nie śpiewam, bo nie lubię brzmienia swojego głosu.

– Skarbie... – Harry pokręcił głową, wręcz nie dowierzając moim słowom. – Ja nie mogłem uwierzyć w to jak cudownie śpiewasz, dosłownie przykleiłem ucho do drzwi, marząc, byś najlepiej nigdy nie kończył.

– Ew, nie bądź pizda – przewróciłem oczami, zgrabnie ukrywając to, jak działały na mnie jego słowa. – Muszę bardzo się skupić, żeby mój głos nie drżał i dźwięki były czyste. I dużo łatwiejszy jest dla mnie taniec. Łatwiej jest pokazywać ciało niż... uczucia.

– Lou – zagruchał, przyciągając delikatnie moją głowę do klatki piersiowej. – Naprawdę rozumiem cię, ale nie możesz całe życie stawiać w okół siebie ścian...

– A ty niby możesz?! – wybuchłem, odsuwając się od niego odrobinę, przytłoczony tym wszystkim. – Ty możesz wiecznie pozostawać w swojej strefie komfortu?

Spojrzał na mnie poważnie, ale o dziwo bezpretensjonalnie, kiedy ja tak naprawdę uświadomiłem sobie, że nie powinienem się unosić, tylko w ludzki sposób porozmawiać.

– Uważasz, że pozostaje w niej? – spytał racjonalnie. – Lou, ja już dawno dla ciebie wyszedłem ze strefy komfortu i wciąż to robię. Sądziłem, że wiesz, że się staram, że ci to skutecznie pokazuję.

– Harry, tak, oczywiście. Przepraszam, nie chciałem podnieść na ciebie głosu – sapnąłem, wytrzeszczając oczy. – Po prostu... Ta cała sprawa z muzyką to coś co jest dla mnie trudne i potrzebuje czasu.

– A ja uważam, że dobrze wiesz co masz na myśli. Nawet jeśli nie myślałeś o tym w ten sposób, nieświadomie cię to denerwuje i w końcu musiałeś wypluć coś takiego, lub podobnego. Ale może cię zaskoczę... Nie wszystko jest dla innych tak łatwe jak dla ciebie – powiedział. – Ja również nie będę od razu zajebiście otwarty na wszystko. Powiedziałem ci o tym dosłownie wczoraj, powiedziałem żebyś dał mi szansę.

– Wiem, wiem cholera – wypuściłem powietrze z delikatną parą, która rozprzestrzeniła się z moim ust. – Wczoraj sam szczerze uznałem, że rozumiem to, a przynajmniej staram się zrozumieć. Nie wiem czemu akurat teraz zachowuję się tak egoistycznie, po prostu bardzo mi zależy.

– To w porządku – uśmiechnął się w końcu przez co odetchnąłem w duchu z ulgą. – Nie przymuszajmy się do niczego, ale... pójdziemy na mały układ? Ty mi coś zaśpiewasz, a ja opowiem ci jedną moją tajemnicę.

– Szantażujesz mnie – stanąłem przed nim z założonymi na piersi ramionami, robić krok w tył. – Dobrze, ale ty pierwszy.

Harry uśmiechnął się blado.

Ja cały czas kręciłem tylko głową, rumieniąc się mocno.

Udawałem, że to, w jaki sposób humor Harry'ego się zmieniał wcale mnie nie frapowało.

– Miałeś powiedzieć tajemnicę – uparłem się posłusznej chwili milczenia.

Westchnął gorzko, wkładając dłonie do kieszeni.

– Kiedyś byłem w kręgu patologii, z którymi co weekend imprezowałem – ton jakiego używał był tak absurdalnie spokojny, w ogóle nie pasował do tego co mówił. – Nawet popełniłem parę małych przestępstw. Na razie ci wystarczy?

– Dlaczego w jednej chwili jesteś dla mnie najbardziej czuły, a w drugiej znowu mnie od siebie oddalasz? – spytałem cicho, jakbym bał się jego reakcji, lecz czułem, że muszę to zrobić.

Chłopak wydawał się niesamowicie zmieszany moim pytaniem, albo wręcz przerażony. – To jest jedna z tych rzeczy, których nadal o mnie nie wiesz – wyraźnie się zawstydził, zrzucając wzrok. – Nie sądziłem, że odczuwasz to aż tak...

– Martwię się o ciebie – zmarszczyłem brwi, błąkając wzrokiem po jego tęczówkach. – Reszta też. Najbardziej chyba Liam.

– On już tak ma, zawsze dramatyzuje i się wpieprza – złączył usta. – Nie chcę żebyś się przejmował. Nad wszystkim mam kontrolę.

– H-Harry...

– Przypomniałem sobie, że o szesnastej zaczyna się moja zmiana – odruchowo spojrzał na zegarek.

– Nie będziesz chyba szedł na nogach do cukierni.

– Przecież to tylko kawałek.

Świetnie. Więc wszystko się spieprzyło.

– Będzie lepiej jeśli trochę ode mnie odpoczniesz – dopowiedział takim tonem głosu, który dosłownie zmiażdżył mi serce. Naprawdę zaczął się obwiniać.

I nawet jeśli nie powinienem brać tych rzeczy tak mocno do siebie, kiedy Harry odchodził, a ja usiadłem na przystanku coś zakłuło w mojej klatce piersiowej. A kiedy dotarłem do domu i mogłem zamknąć się w swoim pokoju ucząc się na konkurs językowy, poczułem jeszcze większe zmęczenie i pierwszy raz uroniłem parę łez. Bo kiedy rzeczy zmierzały w najlepszym kierunku, wszystko znowu się pieprzyło i powoli traciłem na to siły. Jakieś jebane błędne koło.

_____________________________________

(20:14)

@louist91: Never be so defenceless...

❤️3012 💬0

Możliwość komentowania tego posta wyłączona.

wiadomość od harrystyles:

@harrystyles: Przepraszam Lou, nie smuć się przeze mnie. Dopilnuję by wszystko się ułożyło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top