rozdział dwudziesty dziewiąty; I tak muszę zadzwonić po policję.
Środa i czwartek minęły szybko, podczas gdy w trakcie tego drugiego dnia na kolejnej wizycie u psychoterapeutki Ayda poleciła mi kilka książek, które mogłyby mi pomóc jak powinienem zachowywać się przy osobie chorej na depresję, co mówić a czego nie, jak postępować, żeby trzymać Harry'ego przy sobie i aby nie chciał ode mnie uciekać.
Później pojechaliśmy do Harry'ego i rozmawiałem dłuższą chwilę z Gemmą, która nie wybaczyła mi tak szybko jak mój chłopak, ale nie przestała być dla mnie miła. W pewnym momencie telefon Harry'ego zadzwonił i chłopak z drobną paniką pokazał nam wyświetlacz telefonu, na którym widniała nazwa kontaktu "Mama". Poleciłem mu, żeby odszedł od nas i na osobności z nią porozmawiał oraz powiedział tyle, na ile się odważy bez przymuszania do niczego. Harry'emu o dziwo nie zależało aż tak na osobności, ponieważ odszedł jedynie do kuchni, gdzie i tak słyszałem niektóre stłumione zdania, gdy z rozemocjowaniem opowiadał "nigdy się nie przyznałem, ale to co robiliście z ojcem zawsze mnie raniło", słyszałem, że mówił o mnie "ma na imię Louis, wiem... zawsze mieliście nadzieję, że zwiąże się z kobietą, ale kocham go. Pomaga mi i dzięki niemu zdecydowałem się na terapię".
Już przy końcu usłyszałem jak pozbawionym pretensji głosem powiedział: "nie musisz płakać" i "dobrze, możesz przyjechać, ale jeszcze nie teraz".
Harry umówił się ze swoją matką na spotkanie i to był naprawdę ogromny krok.
W tej chwili nie byłem bardziej dumny. Oboje przezwyciężaliśmy swoje ściany.
Przez nagły pisk za moimi plecami kropka, którą stawiałem na końcu zdania wyszła gruba i niechlujna. Zatrzasnąłem swój pamiętnik do którego pisania wróciłem, ponieważ sama Ayda powiedziała, że to jest bardzo dobry sposób na wyzbycie się natłoku myśli.
Rachel przysiadła ze swoim batonikiem i kubkiem kawy, patrząc na mnie intensywnie. Na początku sądziłem, że pomyliła miejsca, ale ona nawet się do mnie uśmiechnęła!
– Hmm? – uniosłem brew, odkładając swój zeszyt w grubej okładce obok mnie, delikatnie zasłaniając go też kawałkiem swego uda. – W czym mogę pomóc?
– Christine pokazywała mi układ jaki ostatnio wymyśliłeś – cały czas na jej twarzy widniał mikry uśmiech co było dla mnie poważnie niepokojące. – Jest świetny!
– Dzięki, to nic wielkiego – chwyciłem własny kubek z herbatą, przysłaniając połowę swojej twarzy, gdy wziąłem łyk, nie kryjąc przy tym swoich nowych dłuższych niż zwykle paznokci.
Poważnie, ten układ to była typowa składanka dosłownie kilku kroków, które jedynie miały zachęcić do kibicowania i dopingować koszykarzy.
– Nie boisz się? – spytałem ją zawiadzko, mrużąc przy tym oczy. – Że się zarazisz oczywiście. W końcu stwierdziłaś ostatnim razem, że jestem chory – chyba nie sądziła, że tak po prostu przymili się do mnie, a ja nie będę kąśliwy.
– Chciałam cię przeprosić tak właściwie – odparła, a ja o mało sam się nie zgladzilem przez to jak bardzo zakrztusilsm się herbata. No bo, kurwa, co jest? – Nie chcę, żebyś się na mnie złościł.
– Nie złoszczę się – stwierdziłem słusznie, kładąc dłoń na swojej piersi. – Po prostu postanowiłem trzymać się z daleka od osób, które zachowują się tak odrażająco.
– Tak naprawdę to od zawsze cię podziwiałam i zazdrościłam ci – widziałem na jej twarzy oraz w języku ciała trud, z którym przychodziło jej przyznanie się do tak oczywistej dla mnie rzeczy. Mimo wszystko jednak, nie robiło to na mnie zbyt dużego wrażenia, ponieważ znałem te dziewczynę zdecydowanie zbyt długo, by uwierzyć w ten komiczny teatrzyk.
– Powiedz po prostu czego chcesz i nie trać mojego cennego czasu.
– Chciałam zwyczajnie zakończyć naszą rywalizację, kiedy to zaszło za daleko – westchnęła męczarnie i tak, jakby to, że ją "odrzuciłem" było czymś, na co nie zasłużyła. To rzecz jasna zupełnie mnie bawiło. Sama przez cały rok szkolny grabiła sobie, balansując na granicy mojej cierpliwości i oddalenie jej powinno nastąpić już dawno temu. – No i muszę wrócić do drużyny. Musisz postawić się w mojej sytuacji, Louis, taniec to wszystko co mam, to moja największa pasja! Okropnie mi tego brakuje, poza tym klubem cheerleaderskim nie mam jak się rozwijać.
Rozwijać się? A czy jeszcze kilka tygodni temu, to nie ona mówiła, że taniec jej się nudzi i jest w drużynie jedynie po to, by mieć popularność i tajne haki na mnie? Oczywiście nigdy nie powiedziała mi tego wprost, ale każdy o tym wiedział. Czy to już obsesja na moim punkcie?
– Kurwa – nie mogłem się powstrzymać i zacząłem histerycznie rechotać, co stłumiłem szybko dłonią. – Jaka ty jesteś żałosna, mój Boże. Specjalnie się do mnie przymilasz z nadzieją, że wrócisz do drużyny! – i zrobisz mi kolejne świieństwo, dopowiedziałem w myślach. – Twoje niedoczekanie.
– Przymilam się, bo chciałam zakończyć te wszystkie nieporozumienia i wrócić do drużyny bez naszych spin.
– Wybacz, to czas na to, żebyś znalazła inny sposób na bycie w centrum uwagi. Czyż nie na tym najbardziej ci zależy?
Po jej minie widziałem, że trafiłem w punkt. Rachel nie potrafiła zataić swojego prawdziwego oblicza.
Jęknęła, zaciskając szczękę. Powstrzymywała się od razu rzucenia w moim kierunku jadu. – Chcę tańczyć. Nie odbieraj mi tego – powiedziała z naciskiem, który brzmiał jak ostrzeżenie.
– Idź stąd – wzruszyłem ramionami. Wiedziałem, że wychodziłem właśnie na wrednego fiuta z opowieści blondynki, ale miałem to gdzieś. Jeśli nie będę dla niej ostry i uparty, nigdy nie da mi spokoju. – Nie licz na powrót. Zapisz się na taniec gdzieś poza szkołą, tutaj twoje szanse się skończyły.
– Obiecuję, że jeśli mnie nie przywrócisz, skończy się to dla ciebie z gorszym skutkiem niż dla mnie –
– Słucham? – moje usta rozchyliły się i patrzyłem na nią mając nadzieję, że się przesłyszałem. – Zdajesz sobie sprawę z tego, że tymi groźbami dajesz kolejne powody do tego, żebym w końcu postarał się o wydalenie cię ze szkoły? – prychnąłem.
– Oboje wiemy, że z naszej dwójki, to ja jestem osobą, która swoje słowa może przeobrazić w czyny – uśmiechnęła się pogardliwie. – Zastanów się nad tym – westchnęła, biorąc swoje rzeczy i odeszła, gdy dałem jej do zrozumienia, że już postawiłem kropkę na końcu zdania. Kiedy się oddaliła mój telefon zawibrował. Po otrząśnięciu się wyciągnąłem go z torby, rozkładając łokcie na stoliku.
(14:13) Od: Harry 💘💦
„Ratujjjj!!! Ziam ma spinę, nie przestają się kłócić!”
Parsknąłem śmiechem, równocześnie jednak będąc dosyć zaskoczonym treścią SMS-a. Ziam i kłótnia? To nawet do siebie nie pasuje w jednym zdaniu!
Do: Harry 💘💦
"Gdzie jesteście?"
Wysłałem wiadomość, następnie zarzucając torbę na ramię i podniosłem się z ławki.
Od: Harry 💘💦
"Idziemy w stronę szafek, szybko"
Pokręciłem głową, chowając telefon i po drodze wyrzuciłem pusty, kartonowy kubek do kosza, już z daleka słysząc wymianę zdań dwóch chłopaków. Gdy zbliżyłem się do szatni, zauważyłem w pierwszej kolejności Zayna, który nie dawał dojść do słowa swojemu chłopakowi i machał rękami jak oparzony.
– Uspokój się i nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma – burknął Payne.
– Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?! – on nie dawał za wygraną. – Nie możesz mi mówić ciągle, że jesteś gejem i nagle informować po czasie, że jednak nie. Myślałem, że mamy sobie ufać!
– No średnio widać to zaufanie w twoim przypadku.
Zmarszczyłem brwi na te emocjonalną wymianę zdań, widząc jak Harry posłał mi spojrzenie o treści "ratunku".
– Chłopaki, co tu się dzieje? – spytałem ich na spokojnie, podchodząc do Harry'ego i objąłem go na przywitanie. Jeszcze się dzisiaj nie widzieliśmy, ale rozmawialiśmy na przerwach przez wiadomości. – Słychać was już przy toaletach!
– Liam nie raczył poinformować mnie, że jednak nie jest homo tylko bi – Malik akcentował agresywnie każdą sylabę.
– Nie wiem co to zmienia niby w naszym związku, ale niech mu już będzie – Liam, mimo, że był spokojniejszy, nie miał zamiaru odpuścić.
– Nie widzisz jak to wygląda?! Tak jakbyś coś przede mną ukrywał!
– No i kurwa panie i panowie wracamy do punktu wyjścia – prychnął szatyn.
– Hej kochanie, jesteśmy razem prawie cztery miesiące, ale wiesz, nie jestem homo tylko bi, stwierdziłem to teraz – parodiował Zayn, robiąc głupie, prowokacyjne miny. – Tak to wygląda, a ciebie dziwi moja podejżliwość? Lepiej powiedz mi, która ci się tak spodobała – zmrużył oczy, dźgając palcem mostek Payne'a.
– Ja pierdole – skomentowałem ich kłótnię tym prostym przekleństwem, co zabawne synchronizując w ten sposób mój głos z tym Harry'ego, który jeszcze dodatkowo uderzył się z otwartej dłoni w czoło, podchodząc do swojej szafki.
– Jak można wałkować ten sam temat przez osiem godzin? Ktoś mi wytłumaczy? – jęknął, zaczynając się denerwować. – Jeden mówi jedno, drugi drugie i oboje są głusi na wzajemne słowa.
– No bo ja mu przecież od początku na spokojnie wytłumaczyłem, że wiedziałem to wcześniej, ale po prostu nie mówiłem, bo i tak mnie żadna dziewczyna nie pociąga tak jak chłopaki – ramiona Liama opadły i on sam tracił cierpliwość. Rozumiałem go, znając upartość Zayna i to, jak wiele rzeczy potrafił sobie dopowiedzieć i wyobrazić. – Przez to częściej ujawniam się jako gej. To brzmi głupio, ale tak jest, a mój chłopak oskarża mnie o zdradę! To jest gorsze – założył ramiona na piersi.
– Uspokójcie się oboje – zmarszczyłem brwi. – Najlepiej osobno wróćcie do domu, odpocznijcie do siebie i pomyślcie na spokojnie o całej sytuacji zanim się do reszty już pożrecie – poradziłem im, gdy do szafek zaczęło podchodzić coraz więcej uczniów.
Sam otworzyłem własną i zacząłem wkładać do niej książki, które były mi potrzebne na następny dzień. W trakcie tego zauważyłem, że jedna z moich rzeczy gdzieś zniknęła.
– Kurwa, ja pierdole – warknąłem, kucając na podłodze, żeby wyrzucić z torby wszystkie rzeczy.
– Co się stało? – spytał mnie Zayn.
– Mój pamiętnik – spojrzałem na niego z przerażeniem, z powrotem wrzucając wszystkie rzeczy niechlujnie na dno torby. – Pisałem w nim o wszystkim, kurwa – moje oczy były bliskie zajścia się łzami.
W tym samym momencie usłyszałem jak z szafki Harry'ego, którą on właśnie otworzył wypadło coś ze specyficznym odgłosem.
Zerknąłem w tamtym kierunku, rozszerzając znacznie swoje oczy, kiedy zobaczyłem tuż przy czubkach butów Harry'ego przezroczysty woreczek z zawartością białego proszku. Harry wykonał krok w tył, patrząc z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Pierwszy raz nas wszystkich zamurowało.
Liam i Zayn umilkli, podobnie jak jeszcze przed chwilą beztrosko trajkoczący wokół nas uczniowie. Każdy patrzył się z konsternacją zarówno na chłopaka jak i torebkę z tajemniczą zawartością. Ja sam nie wiedziałem kompletnie co powiedzieć.
– Louis? – usłyszałem słaby głos bruneta, po czym Harry skierował twarz w moją stronę i jego broda zatrzęsła się, gdy ponownie obrzucił spojrzeniem narkotyk. Zdążyłem jedynie złapać jego podrygującą dłoń, zanim do szatni wparował sam trener.
Nie wiedząc czemu odruchowo spróbowałem zasłonić swoim ciałem narkotyki, jednakże mężczyzna już zdążył je dostrzec, tuż przy nodze Harry'ego.
– Styles... – nie rozpoznawałem głosu trenera. Wyglądał na wyraźnie zestresowanego jak i... zawiedzionego. – Mam nadzieję, że masz jakieś wytłumaczenie.
Owinąłem obie dłonie wokół ramienia kędzierzawego, wykonując instynktowny gest obronny, gdy uniosłem wzrok na twarz swojego chłopaka, dostrzegając na niej sprzeczne emocje.
– T-to nie moje – powiedział, kręcąc głową i rozejrzał się z lękiem po osobach zaglądających ciekawsko.
– W takim razie, czemu wypadło z twojej szafki? – mimo, iż mężczyzna nie był tego świadkiem, otwarta szafka ze zdjęciem z meczu, oraz kilku innych, które wyróżniały szafkę Harry'ego świadczyła o prawdzie.
– Ja n-nie wiem! – w jego głosie słychać było kolosalną panikę. – To nie moje, przysięgam!
– Ktoś musiał mu to podłożyć! – powiedziałem z determinacją, biorąc sprawę we własne ręce. – Nie udowodnicie, że to Harry! Był cały czas na lekcjach!
Coś sprawiło, że zerknąłem w bok, natrafiając wzrokiem na Rachel, która stała tam ze swoją najlepszą koleżanką, uśmiechając się.
– Z czego się, kurwa, śmiejesz?! – ryknąłem, gdy Harry złapał moje ramię, a trener kazał się rozejść niepotrzebnym świadkom. Nasi przyjaciele zaparli się i z nami zostali, a ja nie wiedziałem co robić, żeby ratować swojego chłopaka.
– Tomlinson, język – trener zwrócił mi uwagę, lecz zignorowałem go.
– Gdzie cię niesie, głupia krowo?! – warknąłem, rzucając się za dziewczynę, która próbowała ulotnić się z szatni, ale w ostatniej chwili chwyciłem jej nadgarstek zatrzymując ją. – Ja bardzo chętnie dowiem się co tak bardzo cię bawi! Może ty wiesz, skąd wzięły się prochy w szafce Harry'ego, bo jestem pewien, że sam otwierał ją ostatni raz przed lekcjami. I gdzie jest mój pamiętnik, dziwko?!
– Puszczaj mnie, Tomlinson! – spojrzała na mnie nienawistnie, usiłując wyrwać się z mojego uścisku. W tym samym czasie dogonił mnie mój najlepszy przyjaciel, uspokajająco kładąc dłonie na moich barkach i ciągnąc w swoją stronę. – Od rana wszyscy huczeli po kątach, że twój idealny chłopak jest ćpunem i teraz chciałam zobaczyć to na własne oczy!
Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło, ale nawet nie zorientowałem się, kiedy chwyciłem jej bluzkę, warcząc: – Gadaj, od kogo wyciągnęłaś kod Harry'ego do szafki i kto powiedział ci o jego przeszłości, albo rozpierdole ci łeb o kafelki.
– Nie będę tolerował takiego zachowania na szkolnym korytarzu. Będziecie się tłumaczyć u dyrektora! – trener przerwał mój lament, a Zayn wciąż trzymał moje dłonie przy łopatkach, abym nie mógł sięgnąć tej głupiej dziwki i roztrzaskać jej ciało.
– Wspaniale! Rachel idzie z nami – sarknąłem, uwalniając się z ramion mulata. – Czekajcie na nas – rzuciłem do przyjaciół, odwracając się w stronę swojego chłopaka. Moja chęć mordu na blondynce wzrosła dwukrotnie na widok jego. On dosłownie cały dygotał, chowając twarz w dłoniach, a gdy na chwilę je odsunął, widziałem jak po jego policzkach płynęły łzy.
– I tak muszę zadzwonić po policję – trener starał się być opanowany. – Chciałbym ci wierzyć Harry, ale teraz musicie iść do dyrektora, a jeśli ty, młoda damo, brałaś w tym udział, lepiej przyznaj się zanim przyjedzie policja. Takie postępowanie jest karalne, zdajesz sobie sprawę? – Rachel jednak znowu zaprzeczyła. – W takim razie cała trójka do dyrektora.
***
W gabinecie dyrektorskim po kolei znalazła się nasza trójka począwszy od Harry'ego, mnie, a później Rachel. Wszyscy musieliśmy osobno opowiedzieć własną wersję wydarzeń.
Moja ocena z zachowania ze względu na obrażanie dziewczyny oraz grożenie jej została obniżona, a Harry został zawieszony w prawach ucznia do czasu wyjaśnienia sprawy.
Jakby tego kurwa było mało, wyniki tego co znajduje się na nagraniach monitoringu mieliśmy poznać dopiero jutro.
Później czuliśmy się jeszcze bardziej bezsilni, kiedy przyjechała policja. Wzięli Harry'ego do swojego radiowozu. Musiał złożył zeznania i zrobić testy na obecność narkotyków w organizmie. Nigdy tak się nie bałem. Przecież Harry mógłby pójść do więzienia! Byłem przerażony, a i tak musiałem pokazywać, że trzymam się lepiej niż on, żeby dawać mu wsparcie.
Kiedy opuściliśmy gabinet, dwóch policjantów kierowało się z Harrym w stronę wyjścia, trzymając go pod bicepsami. Traktowali niewinnego człowieka jak bandytę, ten widok sprawiał, że dopadł mnie jeszcze niepokój. Nigdy nie przewidywałem, że znajdę się w takiej sytuacji, zwłaszcza w momencie, gdy wszystko zaczęło się układać.
Nasi przyjaciele nie odzywali się do siebie nawzajem, ale za to starali się pocieszać nas obu, gdy Harry mógł się przy nich zatrzymać na ułamek sekundy. Liam obiecał mu, że wszystko będzie w porządku. Pojechał do siebie, żegnając się z Harrym i oferując mu pomoc, kiedy tylko by jej potrzebował.
Wsiadłem z Zaynem do jego samochodu, głośno wzdychając.
– Jestem pewien, że Harry jest niewinny. Wszystko będzie dobrze – powiedział mój przyjaciel, kładąc dłoń na moim kolanie.
Przytaknąłem, obserwując jak radiowóz z Harrym w środku odjeżdża.
Zayn zawiózł nas obu do mojego domu. Nie rozpoczynał żadnego tematu, za co byłem mu dogodnie wdzięczny.
***
Kilka godzin później do drzwi mojego domu zapukał Harry. Był blady i roztrzęsiony. Ten widok szczerze przekrawał moje serce. Nie wymówił najdrobniejszego słowa, dopóki nie zaprowadziłem go do swojej sypialni.
– Cii... – miałem wrażenie, iż odczuwam prawdziwy, fizyczny ból, gdy ujrzałem jak Harry zwinął się na moim łóżku, wypuszczając ze ściśniętego gardła szloch. Przytuliłem go od tyłu, mocno oplatając ramionami, starając się nie skupiać zanadto na jego gorzkim płaczu w obawie, że naprawdę pęknie mi serce.
Uścisnął mocno moje ramię, znajdując we mnie oparcie i położył głowę na przedramieniu, chowając twarz przy skórze. Drugą dłoń wcisnąłem na jego brzuch, pocierając go przez ubranie i umiejscowiłem czoło przy jego włosach, napawając się ich zapachem.
– Nie pozwolę nikomu cię zniszczyć – powiedziałem delikatnie, gdy pociągnął nosem, niespokojnie drżąc. – Spróbuj się zrelaksować Harry... spróbujmy zasnąć, co? Nie płacz...
– L-Louis, ty m-mi wierzysz, p-prawda? – wymamrotał, łkając i próbując łapać w ten czas głębokie oddechy. – Wierzysz, że t-to nie m-moje?
– Oczywiście, że ci wierzę, głuptasie – pokręciłem głową, uśmiechając się przy tym słabo. – Mało tego, ja to wiem. Nie masz się o co obawiać. Testy wyjdą negatywne, a gdy dostaniemy nagrania będzie po sprawie.
Nachyliłem się nad nim, żeby odgarnąć włosy z jego twarzy i bardzo delikatnie głaskałem wilgotną skórę, następnie całując skroń Harry'ego.
– Kocham ci i ufam – położyłem policzek na jego własnym. – Proszę, postaraj się odpocząć.
Harry mozolnie odwracał się w moim kierunku, a gdy uczepił się mojego ciała sięgnąłem po zwiniętą przy naszych stopach pościel, delikatnie nas okrywając. Włożyłem kolano między jego uda, głaszcząc ramię chłopaka w miejscu, gdzie rozciągał się tatuaż róży. Wyczekiwałem, aż jego oddech się wyrówna, co nie nadeszło zbyt późno.
***
Obudził nas obu dźwięk dziecięcego płaczu. Nie spaliśmy zbyt długo, ponieważ na zewnątrz wciąż było jasno. Na początku zdezorientowałem się, jak to zawsze bywa przy drzemkach.
Ziewnąłem nieskromnie, wyciągając przy tym swoje kończyny, podczas gdy Harry podniósł bardzo powoli potarganą głowę, posyłając mi zdezorientowane spojrzenie. Uśmiechnąłem się lekko, wychylając niezdarnie ku niemu, aby pocałować go krótko, ale czule.
– Louis! Możesz mi pomóc?! – tę piękną chwilę przerwał jazgot Lottie przełamany płaczem tym razem obojga bliźniąt. Ociągnąłem się, przełykając ślinę na uczucie suchości w ustach.
– Zaraz! – zawołałem, wyciągając z torebki bidon z wodą i upiłem łyk. – Rodzice wracają z pracy o osiemnastej, musimy zająć się do tego czasu maluchami – sięgnąłem po telefon leżący na podłodze razem z bluzą Harry'ego i naszymi torbami. – Jest prawie siedemnasta. Chcesz zostać i nam pomóc? – uśmiechnąłem się.
– Z radością – odparł z naprawdę szczerym uśmiechem. Wiedziałem, że w mojej propozycji odnalazł także sposobność na zajęcie czymś swoich skołatanych myśli. Ociężałym krokiem opuściłem razem z chłopakiem mój pokój, kierując się do miejsca, gdzie była Charlotte.
Weszliśmy do sypialni dziecięcej. Tam poddenerwowana już blondynka starała się jednocześnie kołysać dwoma bujanymi łóżeczkami.
– Mają czyste pieluszki, ale chyba są głodni. Zajmij się nimi, a ja zrobię mle- o, cześć Harry – nagle jakby przejęła się tym, że ma na sobie znoszoną, różową bluzę i dresy, a w dodatku jej włosy ułożone są w niechlujnego koka.
– Będzie wyrównana walka, dwóch na dwóch – zaśmiałem się, podchodząc do swojej siostry, a Harry uczynił to samo, aczkolwiek bardziej niepewnie w kierunku Ernesta. – I tak na ciebie by nawet nie spojrzał, no już nie gap się tak i idź po to mleko.
Kiedy Lottie zniknęła, podchwyciłem w ramiona swoją małą siostrzyczkę. Odnalazłem w łóżeczku wypluty smoczek i od razu podałem go dziewczynce, gruchając przy tym, żeby przestała kwilić.
– To nie jest takie trudne, kochanie – mówiłem do Harry'ego, widząc jak on i Ernest nawzajem się obserwują, przy czym mały blondynek zaczął niecierpliwie wyciągać rączki w stronę kędzierzawego. – Naprawdę cię lubi i chce się przytulić – uśmiechnąłem się. – Wystarczy, że chwycisz go pod pachami.
– Po prostu boję się dzieci – wyznał, w końcu bardzo ostrożnie podnosząc blondynka, który przestał płakać i obserwował go z zaciekawieniem. Zaśmiałem się dźwięcznie, bujając przy tym rudą dziewczynką. – Nie śmiej się! Mam po prostu taką małą fobię, no bo co jeśli je upuszcze, albo zrobię coś źle? Zawsze ma się większe wyrzuty sumienia, gdy stanie się coś obcemu dziecku niż któremuś z twojej rodziny.
– Uwierz mi, one już kochają cię bardziej niż mnie – obserwowałem jak Ernest sięga po łańcuszek Harry'ego, starannie oglądając go w dłoni. – Tylko uważaj, bywa sprytny i może go pociągnąć, ale na razie jest senny – uśmiechałem się. Widok Harry'ego z dzieckiem był rozkoszny. – Założę się, że jak damy im jeść znowu usną.
– On wygląda jak ty – powiedział Harry, głaszcząc kciukiem marudnego i mocno klejącego się do uścisków Ernesta. – Tylko słodszy.
– Dzięki – parsknąłem. – Ale masz rację, jest dużo bardziej słodki niż ja – zgodziłem się. Doris znowu zaczęła jęczeć, ciągnąc mnie przy tym za bluzkę. – Oby Lottie się pospieszyła z tym mlekiem.
– Czy ona myśli, że masz cycki? – Harry zdezorientował się.
– Evelyn skończyła ją karmić piersią dopiero kilka tygodni temu, Ernesta trochę wcześniej – skrzywiłem się, odciągając maleńką dłoń. – Nawet u ciebie pewnie szukałaby cycków, to mały, nienażarty potwór!
Harry uśmiechnął się sennie.
– Bliźniaki ciągle wkładają Lottie ręce do stanika, to całkiem zabawne, zwłaszcza, gdy widzisz jej minę.
– Ha ha ha – do pokoju weszła młodsza dziewczyna, w obu dłoniach trzymając buteleczki, którymi poruszała, żeby wszystkie grudki proszkowanego mleka na pewno się rozpuściły. – Ile jeszcze znajdziesz powodów, Louis, żeby wyśmiać moje cycki? – przewróciła zabawnie oczami, wręczając nam butelki. – Pogadamy jak skończycie – fuknęła, zamykając za sobą drzwi, gdy wyszła.
– Mała żmija – prychnąłem, ostatni raz zapobiegliwie wstrząsając buteleczką, a następnie sprawdzając jeszcze temperaturę mleka. Harry obserwował mnie, naśladując moje ruchy. To było całkiem urocze; fakt, że był taki stary, a nawet nie umiał zająć się dzieckiem.
Przez chwilę dzieci patrzyły się na nas, samodzielnie sięgając również rączkami do butelek. To był jeden z moich ulubionych momentów, kiedy mała dziewczynka obserwowała mnie dużymi, błękitnymi oczyma ssąc spokojnie swój pokarm. Ruszyłem do obszernej komody, gdzie znajdowały się wszystkie rzeczy począwszy od pieluch, różnych kosmetyków dla bobasów i ubrań. Wyjąłem dwie tetrowe pieluchy zawieszając jedną na barku chłopaka i wytłumaczyłem mu, żeby przyłożył ją do bródki malucha, jakby ten, przypadkiem lub nie, wypluł trochę pokarmu. Harry szybko załapał całą tę rzecz z dziećmi i radził sobie bardzo dobrze, siadając na niskim fotelu, kiedy zauważył, że chłopiec przysypia. Dzieci zasnęły w przeciągu dziesięciu minut. Były bardzo grzeczne i zmęczone ciągłymy chorobami, dlatego cały czas spały z drobnymi przerwami.
– Teraz to my powinniśmy coś zjeść – szepnąłem, uruchamiając dwie elektryczne nianie i jedną z nich zgarnąłem w dłoń. Dołączyliśmy do Lottie, która akurat odgrzewała obiad w kuchni.
– Nałóż nam przy okazji – zagadnąłem siostrę, siadając na blacie zaraz obok kuchenki, obserwując pyszny gulasz.
– Gdzie kładziesz tą tłustą dupę? – zmrużyła oczy, uderzając mnie suchym końcem drewnianej łyżki w udo.
– Za co się znowu złościsz? – widziałem, że jest czymś poddenerwowana. Chwilę przyjrzałem się temu wyrazowi twarzy, a później zrozumiałem. – O NIE. Masz okres!
– Spierdalaj, jakbym miała okres to już leżałbyś na podłodze za choćby muśnięcie tyłkiem blatu – burknęła. Doprawdy, ona i Evelyn miały jakąś chorą obsesję na punkcie siadania na blacie. Oby nie przekazały tego z biegiem lat Doris.
– W takim razie o co chodzi? Coś się stało? – próbował dopytać ją Harry.
– Znalazłam się w głupiej sytuacji i nie wiem, co robić.
O nie, to nie mogło wróżyć nic dobrego.
Ja i Harry zerknęliśmy po sobie, słysząc ciężkie westchnienie Charlotte.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top