Prolog


    Michael miał w życiu prostą zasadę. Gdy na ekranie telefonu pojawiał się napis Connelly, jedyne co musiał zrobić, to zignorować ową próbę kontaktu. Po pierwsze, jeśli ktokolwiek z jego i tak nielicznej rodziny, próbował się z nim skontaktować, nie wróżyło to niczego dobrego. Po drugie, uważał że jeśli to coś niezwykle ważnego, interesant zjawi się w rodzinnej rezydencji. Finalnie, nikt nigdy się nie pojawiał, a to dowodziło temu, iż sprawa nie była warta jego uwagi.

    Tamtego wrześniowego popołudnia popełnił błąd. Wiedziony dziwnym impulsem nacisnął zieloną słuchawkę pomimo wyraźnego napisu: Brooklyn Connelly. A mógł rzecz jasna, mieć to gdzieś – tak jak zwykle.

    – Sarah miała wypadek – usłyszał po drugiej stronie.

    Słowa ciotki nie zrobiły na nim większego wrażenia. Przedzierał się po zatłoczonym chodniku, w myślach przeklinając fakt, że zdecydował się spotkać ze swoim doradcą na mieście i wyszedł z biura, nie zabierając ze sobą samochodu. Spacer przez serce Providence wśród mieszkańców i turystów, był jak katorga.

    – Jeśli to tyle, żegnam. Pracuję. Nie mam czasu na drobiazgi.

    Jego młodsza siostra już taka była. Wiecznie pakowała się w tarapaty. Po ostatnich, mających miejsce niewiele ponad cztery lata temu, młody mężczyzna przestał całkowicie interesować się tym, co wyczyniała.

    – Nie rozumiesz, Michaelu. Sarah jest w śpiączce. Nie wiadomo ile to potrwa.

    Przystanął na chwilę, jakby analizując ten komunikat. Po chwili ponownie ruszył przed siebie, wiedząc że nie może się spóźnić. Owszem, był właścicielem Connelly Development Company i zapewne nikt nie śmiałby mu zwrócić uwagi, jednak wrodzony profesjonalizm nie pozwoliłby mu na tak rażące uchybienie, jakim były opóźnienia.

    – Cóż, to przykre – zdobył się na ten komentarz bardziej z uwagi na pewne wyuczone zachowania, niż z prawdziwych osądów. W rzeczywistości los krnąbrnej siostry niewiele go obchodził. Przynajmniej nie od momentu, kiedy ją samą przestało interesować to, co stanie się z rodziną. – Jeśli to wszystko, to...

    – Twój ojciec przewraca się w grobie, widząc jak się zachowujesz, Mike! – Przerwała mu wzburzona.

    – Michael – poprawił ją zimnym tonem, jeszcze mocniej ściskając aktówkę. Nienawidził, gdy próbowała zwracać się do niego, jak do siedmioletniego chłopca, którym od dawna nie był. – Na imię mam Michael i radzę ci, nie mieszaj w to ojca. Zwłaszcza, że to ty oskarżasz go o najgorsze.

    – Że też Elena nie zabrała was ze sobą – sarknęła, ignorując jego komentarz. – Może oboje z siostrą, bylibyście bardziej ludzcy. Christian zrobił z was swoje młodsze kopie – dodała nie kryjąc odrazy. 

    Na wzmiankę o matce, która ulotniła się z miasta, gdy byli jeszcze dziećmi, mężczyzna cały się spiął. Prawie jej nie pamiętał, a jednak nawiązania do jej osoby powodowały u niego dziwny dreszcz.

    – W każdym razie – kobieta wróciła do tematu bardziej opanowanym tonem. – Liam trafił tymczasowo do pogotowania rodzinnego. Pracownicy społeczni szukają dla niego tymczasowego opiekuna z rodziny. Jesteś jego wujkiem, mam nadzieję, że zachowasz się odpowiednio.

    Prychnął. Pomyślał, że kobieta musiała upaść na głowę.

    – Brook – mruknął, a jego głos ociekał złośliwością. – Jedyne co powinienem teraz zrobić, to się rozłączyć. Zawsze chciałaś bawić się w dom, więc przyjmij owego bękarta pod swój dach.

    Był dumny, że mógł poruszyć temat, który od zawsze najbardziej bolał ciotkę. Mimo, że tworzyła z jego wujem zgrane małżeństwo, nie doczekali się potomstwa. Może sprawy potoczyły by się inaczej, gdyby nie nagła śmierć Alexandra Connelle'go w dość młodym wieku. Wujowi, który zwykł mawiać, że na wszystko przychodzi pora, zabrakło właśnie tego. Czasu.

    – Nosi nasze nazwisko, Michaelu.

    W jej głosie prawie nie było słychać żalu, jednak Michael doskonale wiedział, że ją uraził. Jeśli miała czelność wymagać od niego takich poświęceń, powinna wiedzieć, że nie ugra niczego poza własnym bólem.

    – A powinien, jak sądzę, nosić inne – zauważył, nie kryjąc irytacji. – Nie będę odpowiadał za to, że Sarah puściła się z jakimś chłoptasiem ponad cztery lata temu.

    – Liam jest naszą rodzinną. W obecnej sytuacji ma tylko nas dwoje.

    – Więc zajmij się nim sama, Pani Connelly – ostatnie dwa słowa mocno zaakcentował, dając jej do zrozumienia, że jeśli ktokolwiek z nich będzie musiał przygarnąć chłopca, będzie to tylko ona.

    Już miał się rozłączyć, sfrustrowany do granic możliwości jej urągająca postawą. Może była jego ciotką, choć co prawda nieco szurniętą, jednak to on czuwał nad całym majątkiem rodziny. W jednej chwili mógł odciąć ją od rodzinnego interesu, pozbawiając wszelkich środków do życia.

    – Jeśli tego nie zrobisz, pamiętaj że znam twoje tajemnice.

    Dwudziestoośmiolatek znów przystanął, zaciskając usta w cienką linijkę. Nie sądził, że ta kobieta mogłaby posunąć się do czegoś takiego.

    – Słucham?

    – To co słyszysz, Michaelu. Przypominam ci, że znam wszystkie ciemne strony twojego biznesu i nie zawaham się tego wykorzystać, jeśli nie zrobisz tego czego oczekuję.

    – Próbujesz mnie wystraszyć? – Zapytał z irytacją. – Przymknę oko na twoje zachowanie, jeśli teraz grzecznie przeprosisz. Chyba zapomniałaś, że w tym mieście nie ma osoby, która mogłaby mi zagrozić. Gdziekolwiek byś nie poszła, odbijesz się od ściany, Brook.

    Nie lubił, gdy ktoś próbował wchodzić mu na głowę. Od zawsze był swoim własnym szefem i nauczył się, że w wielu przypadkach, rzucane pod jego adresem groźby, były czczym życzeniem.

    – Nie zapominaj, że stara ciotka też ma swoje znajomości. Mój as w rękawie zajmuje się właśnie takimi jak ty, Michaelu. – Mruknęła. – Jestem za stara na to, by gonić za czterolatkiem. Poza tym, mam własne sprawy na głowie. Sarah to twoja siostra. Jesteś jej to winny.

    – Niczego nie jestem jej winny – warknął.

    – Doprawdy? – Zakpiła. – Czy to nie ty wyrzuciłeś ją z domu, kiedy po pogrzebie twojego ojca, oświadczyła że jest w ciąży?

    – Zmieniłem jej miejsce zamieszkania, nie wyrzuciłem – wyjaśnił zimnym tonem. – To spora różnica. I nie dlatego, że spodziewała się dziecka, tylko przez to, że nie raczyła powiedzieć mi czyje ono jest..

    – Może dlatego, że byłbyś zdolny zabić tego człowieka? Sarah dobrze wiedziała, że chcieliście z ojcem by wyszła za Dean'a Claymoora. Ta ciąża zniszczyła wasze chore ambicje, a ty od zawsze niszczysz wszystkich, którzy dewastują twoje plany.

    – Sarah nie rozumiała powagi sytuacji i korzyści, jakie mogliśmy z tego uzyskać – mruknął. – Jakie ona mogła uzyskać – zauważył chłodno. – Nie była za rodziną, gdy ta jej potrzebowała. Wolała rozłożyć nogi przed jakimś ćpunem, niż żyć w luksusie do końca życia. Dlaczego teraz to ja miałbym działać w jej interesie?

    – Boże, dopomóż – westchnęła poirytowana Brooklyn. – Widzę, że twojego ojca przerosły nie tylko oczekiwania brata, ale także wychowanie własnych dzieci.

    – Jak na bezdzietną wdowę, masz strasznie dużo do powiedzenia w tej kwestii.

    Ciotka gwałtownie wciągnęła powietrze, a Michael uznał to za cios ostateczny. Podbudowany tym, że ponownie wyprowadził ją z równowagi, ruszył w stronę wieżowca, znajdującego się na końcu ulicy.

    Brooklyn uważała jego ojca za winnego jej osobistych tragedii. Wciąż pamiętał scenę, jaką urządziła w domu pogrzebowym, w dniu gdy ciało wuja, spoczęło w dębowej trumnie. Ojciec powiedział wtedy, że jest niezrównoważona, a to niestety, wcale nie musiała być oznaka słabości.

    – Zajmiesz się Liamem, czy ci się to podoba czy nie. Mam dość tego, że stałeś się egoistycznym dupkiem, Michaelu. Twój siostrzeniec jest częścią rodziny, więc przygarniesz go do siebie, dopóki Sarah nie wróci do zdrowia. Jeśli usłyszę, że oddałeś go rodzinie zastępczej, do obcych ludzi, wszyscy dowiedzą się o tym, co naprawdę dzieje się w Infinity. Liam to krew Connelly'ów czy ci się to podoba czy nie. Żegnam!

    Zanim Michael zdążył zareagować, ciotka rozłączyła się. Żałował, że to zrobiła, bowiem mógł obrazić ją jeszcze na co najmniej trzy sposoby, a być może to pozwoliłoby mu trochę się wyżyć. Cholernie żałował, że odebrał ten telefon.

    Z szalejącą w żyłach furią, szedł szybkim krokiem do budynku firmy. Wrzucił do kieszeni smartfona i warknął pod nosem. Miał serdecznie dość tego dnia, a przecież do jego końca było jeszcze tak daleko. Nie znał swojego siostrzeńca, nawet nigdy go nie widział a teraz miałby się nim zajmować? Nonsens.

    Nagle poczuł, jak ktoś obija się o jego klatkę piersiową. Dopiero po kilku sekundach poczuł ciepłą ciecz, rozlewającą się gdzieś w okolicach mostka.

    – Mój Boże! Tak strasznie przepraszam! – Wykrzyknęła drobna brunetka, obserwując plamę na idealnie skrojonym garniturze. Część kawy rozlała się także po śnieżnobiałej koszuli. – Tak bardzo mi przykro!

    – Czy patrzenie pod nogi, to doprawdy, tak trudna sztuka? – Warknął szorstko, strzepując z marynarki resztki kawy. Nie, żeby coś to dało. Plama wciąż tam była, z każdą sekundą irytując go jeszcze bardziej.

    Michael był na skraju wytrzymałości. Dojrzał, jak dziewczyna naciąga rękaw płaszcza na dłoń i próbuje zetrzeć lepką ciecz z ubrania. Zastygł, oszołomiony jej pewnością siebie. Nikt go nie dotykał. Nie miał prawa.

    – Cóż, nie – powiedziała zawstydzona. – Patrzyłam za siebie i em... – zacięła się, a Michael, który do tej pory skupił się jedynie na własnym ubraniu i tym, co wyczyniała dziewczyna, poczuł jak mu się przygląda. – Szukałam przystanku. Zagapiłam się. Przepraszam. Wie Pan może, gdzie jest najbliższy przystanek?

     Prychnął, słysząc to pytanie. Jakby ktoś taki jak on, w ogóle musiał korzystać z czegoś tak prostego jak autobus.

    Wtedy spojrzał na nią i dostrzegł jej delikatną, wręcz dziecięcą twarz. Blada cera, kontrastowała z oczami, które w tym świetle przybrały kolor dobrej, szkockiej whisky, tak przez niego uwielbianej. Delikatnie uwydatnione kości policzkowe podkreślały jej urodę, a usta wywinęły się w przepraszający uśmiech.

    Michael przełknął ślinę, odganiając od siebie natarczywe myśli odnośnie jej pełnych warg. Znajdowała się blisko niego, a w dodatku przez cienki materiał koszuli, czuł jej ciepło i paznokcie, które lekko wbiły się w poplamiony materiał. 

    Michael od zawsze wolał chłód, który otaczał go odkąd pamiętał. Nie reagował dobrze na rzeczy, do których nie był przyzwyczajony. Z tego powodu, mogło to źle się skończyć. Dla niej, oczywiście.

    – Jeśli Pan chce, zapłacę za nową koszulę. Ta już raczej do niczego się nie nada.

    Młody mężczyzna prychnął. Mogła być co najwyżej studentką, której budżet nie byłby w stanie pokryć nawet połowy kosztów tego ubrania.

    – Obejdzie się – warknął. – Ten wydatek mógłby pozbawić cię jedzenia na kilka miesięcy.

    Nie musiał wcale robić z tego dramatu, bowiem w gabinecie zawsze miał zapasowy garnitur, jednak z powodu telefonu ciotki, nie potrafił się opanować. Rzucanie gorzkich słów, było częścią jego życia.

    Dziewczyna zmarszczyła brwi.

    – Rozumiem. Jeszcze raz przepraszam – skinęła głową, poruszając nieznacznie dłonią na jego torsie.

    – Czy teraz przestaniesz obmacywać mnie na środku chodnika?

    – Proszę?

    Brunetka wciągnęła głośno powietrze, gdy chwycił jej nadgarstek w żelazny uścisk, odciągając ją od siebie. Przeraziła się brutalnością z jaką to zrobił, jednocześnie nie rozumiejąc, jak w tak ciepłe południe, można było mieć tak zimne dłonie.

    Mężczyzna z kolei skrzywił się nieznacznie, czując pod palcami żar jej skóry. Palił go tak, jak alkohol, spływający wzdłuż przełyku. Dlatego pozwolił sobie na to, by jeszcze chwilę rozkoszować się znanym sobie bólem.

     – Czy nie wyraziłem się jasno? – Syknął przez zaciśnięte zęby.

     – Naprawdę przepraszam – wyznała skruszona, myśląc że jedynym powodem tej agresji, była nieszczęsna plama na śnieżnobiałym materiale.  – Może chociaż zapłacę za pralnię? Proszę pozwolić mi na rekompensatę. Czuję się fatalnie z myślą, że tak droga koszula wyląduje na śmietniku.

    Spojrzał na nią. Zafascynowała go na tyle, że jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w jej twarz. Może, gdyby w tamtym momencie nie odważyła się na powrót unieść wzroku, Michael przeszedł by obok niej bez słowa, sprawnie zapominając o jej istnieniu. Jednak gdy ich wzrok ponownie się skrzyżował, w mężczyźnie zrodziło się jedno z tych wyobrażeń, które przez długi czas nie dają większych oznak życia. Kiełkują powoli, pod grubą warstwą myśli, podlewane od czasu do czasu pragnieniami. Gdy jednak da się im wystarczająco dużo czasu, w momencie wybijają się na powierzchnię, a ich liście rozrastają się w zastraszającym tempie docierając do każdego, nawet najmniejszego zakamarku duszy.

    – Radzę nie prosić o rzeczy, na które nie jest się gotowym – mruknął, obserwując jak na jej twarzy odmalowuje się jeszcze większe zmieszanie. – Konsekwencje mogą być opłakane.

    – To tylko koszula – wyszeptała speszona, a jej policzki ozdobił rumieniec. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak bardzo się myliła.

    Wyminął ją, uprzednio gwałtownie wypuszczając jej nadgarstek i w milczeniu udał się do biura. Kątem oka dojrzał jedynie, jak przyciska do piersi dłoń, w której trzymała na wpół zgnieciony papierowy kubek z pobliskiej kawiarni. Chociaż to zdarzenie, było dla niego kolejnym powodem do irytacji, spojrzenie tej dziewczyny towarzyszyło mu w myślach do końca dnia. Było w nim coś, co sprawiało, że nie dało się zapomnieć o tych oczach.

    Za każdym razem, gdy przywoływał brunetkę w myślach, zaraz potem przypominał sobie o telefonie od ciotki. Poprzysiągł sobie, że zemści się na niej za to, w co chciała go wrobić. Ktoś taki jak Michael Connelly nie był odpowiednią osobą do tego, by zajmować się dzieckiem. Ani kimkolwiek innym. 

    Dziewczyna o oczach w kolorze whisky pojawiała się w jego myślach codziennie, stając się pragnieniem, które powoli dojrzewało w jego umyśle. Nie wiedział jeszcze jak, nie wiedział kiedy i gdzie, ale był pewien, że odbierze swoje odszkodowanie. 

     I jak wszystko w jego życiu, nie było to nic moralnego.



=====

Cześć! 
Witam Was w nowym dziele, w którym przeniesiemy się do świata pełnego tajemnic, intryg i mrocznych sekretów. 

Ta książka jest dla mnie ważna, ale jednocześnie inna niż te, które napisałam do tej pory. Będzie dla mnie trudniejsza, ale myślę, że wspólnie będziemy się przy niej dobrze bawić.

Z rozdziałami ruszymy jakoś w połowie miesiąca.

Enjoy! 

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top