Rozdział 2
Twitter: #papieroweKindness
Kiedy zapada zmrok mam wrażenie, że świat całkowicie się zmienia. Dlatego zawsze wychodzimy na spotkania z kumplami wieczorem. Wszystko traci znaczenie, gdy nie padają na nas dzienne światło, w którym niczego nie możemy ukryć. Gdybyśmy spotkali się teraz na jednym z parkingów na obrzeżach miasta, tak jak teraz i pili piwo w akompaniamencie muzyki alternatywnej, na pewno ktoś już by nas zgłosił. Noc dodaje nastolatkom swobody. To nasz czas na wyzwolenie, które w dzień, hamowane jest przez rodziców, nauczycieli, czy nawet służby miejskie.
Zaciskam palce na chłodnej butelce, wypełnionej do połowy piwem. Z głośników Jeep'a Curta dobiega Gas Pedal od Sage The Gemini, zakłócając panującą dookoła nocną ciszę. Stukam paznokciami o szkło w mojej dłoni, rozglądając się po parkingu. Indy zapewniła, że sama dojedzie na miejsce spotkania, jednak spóźnia się już cholerne piętnaście minut. Washington nocą nie jest zbyt bezpieczny dla tak pięknych i pozornie bezbronnych dziewczyn.
– Chciałem udusić Normana. Kiedy rzucałem za trzy, przed rozpoczęciem drugiej kwarty, dostałem z łokcia w żebra, a ten pierdolony sędzia nawet nie odgwizdał faulu – opowiada Curt, na co przytakuję mu głową. Doskonale to widziałem, ba, nawet wszedłem w dyskusję z sędzią, który od razu zignorował ten zarzut. Gdyby się dobrze przypatrzeć, można by nawet uznać to za faul niesportowy, jednak kadra trenerska działała w tym meczu na korzyść naszych przeciwników. – A kiedy ja uniosłem ręce, żeby zablokować rzut, od razu uznał to za przewinienie i dał im osobiste.
– Wygraliśmy, Curt. Nie ma już co rozgrzebywać – oznajmiam, przywierając mocniej plecami do blaszanej ściany Forda.
Wyciągam z kieszeni telefon i wysyłam kolejną krótką wiadomość do swojej dziewczyny. Jeszcze pięć minut głuchej ciszy z jej strony i ruszę w kierunku jej domu.
– A co jeśli takie sytuacje powtórzą się w trakcie zawodów międzystanowych? Tutaj już nie zbieramy punktów by piąć się w tabeli, jedna porażka i kończymy z niczym. Jeśli będziemy tracić w ten sposób punkty przez błędy sędziów, możemy szybko pożegnać Columbię, Brown i... gdzie ty chcesz iść Cole? – Curt zerka w kierunku wpatrzonego w ekran telefonu blondyna. Jasne loki zakrywają jego oczy, którymi nie zaszczycił nas spojrzeniem przez cały wieczór. – Cole!
– Do Duke, jełopie – cedzi pod nosem, a następnie blokuje urządzenie i wrzuca je przez uchyloną szybę do swojego samochodu, o który wciąż się opieram. – Jeśli przegramy, przyjmą mnie dzięki nienagannej reputacji i świetnym ocenom.
– W zeszłym roku prawie oblałeś semestr – rzuca z niedowierzaniem Kylie, dziewczyna Curta. – Trzy miesiące dawałam ci korepetycje z chemii, dzięki czemu wyciągnąłeś się na D.
– A w tym roku od samego początku pomaga mi Sophia Moore i moja średnia ma się zadziwiająco dobrze. – Uśmiecha się półgębkiem, gdy Kylie marszczy zaskoczona brwi. Nikt by nie pomyślał, że Cole podciągnie swoje oceny po tylu latach obijania się. – Wystarczyło odpowiednio ją zmotywować do udzielenia mi korepetycji. Wiecie co mam na myśli.
– Jesteś obrzydliwy – dodaje i wtula się w ramię Curta. – Z kim ty się zadajesz...
Cole i Curt śmieją się w odpowiedzi, na co dziewczyna macha teatralnie dłonią.
Odstawiam piwo na dach samochodu i wybieram numer Indy, aby rozpocząć połączenie. Kiedy dochodzi do mnie komunikat, że abonent jest niedostępny, zaczynam rozumieć, czemu ani razu mi nie odpisała.
Ściskam dłonie w pięści i chowam urządzenie do tylnej kieszeni.
– Idę po Indy – oznajmiam towarzystwu.
– Pewnie zaraz będzie, nie musisz się od razu tak denerwować – stwierdza Curt. Mierzę go gniewnym spojrzeniem, gdy używa tego swojego lekceważącego tonu. Ciekawe jakby zareagował, gdyby to jego dziewczyny nie było już od ponad dwudziestu minut, a jej telefon był wyłączony. – O, patrz! Już do nas idzie.
Unoszę spojrzenie i dostrzegam roześmianą szatynkę. Macha dłońmi w naszym kierunku, posyłając nam szeroki uśmiech. Szybko pokonuje dystans między nami i całuje mój policzek na powitanie.
– Przepraszam za spóźnienie – rzuca radośnie. Przeczesuje palcami potargane przez wiatr włosy i zarzuca je na plecy. W jej głosie dostrzegam charakterystyczną dla zmęczenia zadyszkę. Mrużę powieki i pochylam się by znaleźć się na wysokości jej twarzy.
– Wszystko w porządku? – pytam tak cicho, by tylko ona zdołała mnie usłyszeć.
– Tak – wzdycha. – James miał odwieźć mnie z treningu, jednak w ostatniej chwili mnie wystawił. Musiałam iść spod szkoły na piechotę. A dzisiaj w dodatku trenerka dała nam spory wycisk, bo za tydzień gramy mecz z taką szkołą z przedmieścia.
– Nie wiedziałem, że masz trening. Poza tym, czemu masz wyłączony telefon?
– Rozładował się. Podłączyłam go do nagłośnienia na sali podczas rozgrzewki i moja bateria szybko się wyczerpała. Jeszcze jakieś pytania, panie władzo? – pyta żartobliwie, przytykając mnie palcami w brodę.
Gdyby mi powiedziała, że ma dzisiaj trening, odebrał bym ją. Nie wiem czemu umawia się z tym półgłówkiem Jamesem, który praktycznie zawsze wystawia ją do wiatru, gdy się na coś ugadują. Jest jej "przyjacielem", który zwodzi ją na praktycznie każdym kroku. Jednak to on jest tym gościem, którego obdarza większym zaufaniem i prosi go o takie przysługi jak na przykład odebranie z treningu. Wcale mi się to nie podoba.
– Następnym razem dzwoń do mnie. Zawsze możesz na mnie liczyć, Indy – mówię, przeczesując palcami jej czarne włosy. Owijam jedno z pasemek wokół palca i delikatnie za nie ciągnę, przez co dziewczyna pochyla się w moim kierunku. Wykorzystuję okazję i na moment łączę ze sobą nasze usta. Mruczy pod nosem, gdy sunę językiem wzdłuż jej dolnej wargi, smakując jej niezwykle słodki, prawdopodobnie czekoladowy błyszczyk. – Zawsze. Okej?
Mruczy coś pod nosem w odpowiedzi, a następnie przyciąga mnie do kolejnego pocałunku. Moje dłonie wędrują po jej udach, aż natrafiają na talię, którą mocno ściskają. Gniotę w palcach materiał jej bluzy, kiedy gryzie powoli moją dolną wargę.
– Zaraz wylejesz piwo na mój wóz, Clayton – rzuca kąśliwie Cole, na co unoszę dłoń z wyprostowanym środkowym palcem. Dookoła nas rozbrzmiewa donośny śmiech całej paczki, jednak w tym momencie w ogóle się na tym nie skupiam.
Pogłębiam pocałunek, czując dreszcze wstrząsające moim ciałem.
Indy pojawiła się w moim świecie cztery miesiące temu. Gdy nasze spojrzenia spotkały się podczas jednego z moich treningów, kiedy siedziała z przyjaciółką na trybunach, od razu poczułem, że muszę ją lepiej poznać. Jej egzotyczna uroda... karmelowa skóra, ciemne tęczówki w kolorze gorzkiej czekolady, kruczoczarne włosy i uśmiech, który codziennie rozświetla mój dzień. Jednak nie to było najważniejsze, połączyło nas uwielbienie do sportu, kina akcji i azjatyckiej kuchni. Mamy też wspólnych znajomych, dzięki którym nasze spotkania były częstsze, niż u innych początkujących par. Chwilę przed naszym spotkaniem przeniosła się do naszej szkoły i szybko zdobyła zainteresowanie moich przyjaciół.
– Załatwić wam pokój? – żartuje Kylie, kiedy wskakuje na maskę samochodu Curta. – Chyba, że Cole użyczy wam tylnego siedzenia.
– W twoich snach, Clayton – odpowiada od razu.
Odsuwam się od Indy i posyłam do Cole'a dwuznaczne spojrzenie.
– O nie, nie myśl nawet o tym – protestuje. – Chyba, że będę mógł się dołączyć.
– Mówiłam już, że jesteś obrzydliwy? – zagaja Kylie. Cole szeroko się uśmiecha, pokazując dziewczynie rząd śnieżnobiałych zębów.
Indy odsuwa się na bok i opiera tuż obok mnie o przednie drzwi auta. Szybko jednak chwytam za jej nadgarstek i ponownie przyciągam do swojego torsu. Opiera się o niego plecami, usadawiając się dokładnie pomiędzy moimi nogami.
– Cole ma całe brudne auto. Lepiej go nie dotykaj – odpowiadam, gdy na mnie spogląda. – Poza tym jest zimne, a masz tylko cienkie legginsy.
– Nie przesadzaj, dam sobie radę z odrobiną błota i chłodu – wzdycha, po czym opiera głowę o moją klatkę piersiową. – Ale tu jest mi zdecydowanie wygodniej, więc nie będę protestować.
– Jeszcze raz obrazisz moją furę, a wrócisz do domu taksówką – buczy niezadowolony chłopak. Wywracam jedynie oczami i sięgam na dach po swoje piwo. – Następnym razem ty prowadzisz. Nie będziemy się tak bawić, że to zawsze ty i Curt kończycie z browarem w ręce.
– Nie każdy ma prywatnego szofera – żartuje chłopak, na co Kylie szturcha go ramieniem.
– Gdybym była szoferem, płacił byś mi za wożenie swojego tyłka – rzuca urażona.
– Daję ci przejechać się tak cudownym samochodem jak ten, czy to niewystarczająca zapłata? – dopytuje, unosząc sugestywnie brwi.
– Cenię się znacznie wyżej, słonko. Jakiś tam Jeep mnie nie zadowoli.
Donośne parsknięcia dobiegają ze wszystkich stron. Obejmuję mocniej talię Indy, gdy opiera głowę o mój bark. Przyjemne ciepło wypełnia moje ciało od czubka głowy po same palce u stóp. Wsuwam lewą dłoń w jej włosy i delikatnie gładzę skórę głowy. Ciche mruknięcie przyprawia mnie o ogrom satysfakcji.
– Weźmiemy po drodze jakieś jedzenie na wynos? Włączymy film przed snem – sugeruje i unosi na mnie spojrzenie.
– Pewnie, jak tylko chcesz – odpowiadam, a następnie dopijam piwo. – W sumie, możemy już zawijać do ciebie.
Uśmiecha się szeroko i delikatnie kiwa głową.
Z Indy wiele rzeczy wydaje się być prostsze. Nie kłócimy się o drobnostki jak inne dobrze znane mi pary. Dogadujemy się, jedynym mankamentem w naszej relacji jest James, który trzyma się jej nogi niczym pies. Wtrąca się tam, gdzie go nie trzeba, odsuwając co jakiś czas dziewczynę ode mnie. Indy nie widzi tego problemu, a ja nie mogę zabronić jej utrzymywania relacji z przyjacielem. Mogę ją jedynie delikatnie hamować, gdy James pozwala sobie na zbyt wiele.
Splatam ze sobą nasze palce, a następnie żegnam przyjaciół. Cole wysuwa dolną wargę i udaje wielce skruszoną minę, jednak od dawna nie robi ona na mnie żadnego wrażenia.
Indy całuje policzek Kylie, wzbijając się na palce u stóp by dosięgnąć jej twarzy. Jest taka niska, że dosięga mi zaledwie do ramienia. Wzrost jest jej jedyną przeszkodą w rozwijaniu swojej kariery siatkarskiej. Choć ma wysokie wybicie i zagranie piłki przez siatkę nie jest dla niej problemem, tak inne elementy jak blok, czy dobry atak często jej nie wychodzą.
Zarzucam ramię na jej braki, kiedy odsuwa się od Kylie. Przyciągam jej drobne ciało do swojego, by mogła wtulić się w materiał mojej bluzy. Powoli zaczyna się ochładzać, a przez odkryte ramiona i cienki tors, może nieźle mi tu zmarznąć.
Po drodze zatrzymujemy się w niewielkiej pizzerii, z której zabieramy jedzenie na wynos. Rzadko zostaję u niej na noc. Zazwyczaj rodzice mają plany, które zatrzymuję mnie w domu, niwecząc tym wszelkie posiadane plany. Nienawidzę ich za to. Odbierają mi ostatnie lata, które mogę poświęcić znajomym.
To oni chcieli drugie dziecko, więc powinni sami się nim zajmować.
– Wykąpię się, a ty wybierz film – rozkazuje, gdy wchodzimy do jej pokoju. Odstawiam pudełko z pizzą na biurku i rozsiadam się wygodnie na łóżku. Indy znika za drzwiami, a chwilę później dochodzi do mnie dźwięk prysznica.
Wyciągam przed siebie nogi, a plecy opieram na wezgłowiu łóżka. Wysuwam z kieszeni spodni telefon i odczytuję wszystkie wiadomości, które w ciągu tych kilku godzin wysłała mi matka. Jedna z nich nakazuje mi natychmiast wrócić do domu. Wywracam jedynie z pogardą wzrok. Nie obchodzi mnie kto zaprosił ich na wypicie wina. Jakby to było tak ważne jak sugeruje, zawieźliby Roxy do babci.
Sięgam pilot od telewizji i włączam Netflix. Przeglądam dostępne filmy, jednak nic mnie do siebie nie przekonuje. Robię to co zawsze w takiej sytuacji, włączam film animowany. W końcu zamiast oglądać jakąś nudną produkcję, lepiej wrócić do tych nostalgicznych czasów, gdzie pochłaniało się zabawne bajki. Przez Roxanne cały czas jestem zmuszony by oglądać wybrane przez nią filmy, które są nudne i nie dorównują nawet poziomu filmów, które oglądałem jako dziecko.
Szum wody ustaje, a do środka wchodzi Indy. Wskakuje na łóżko tuż obok i pochyla się do mojej twarzy, by delikatnie mnie pocałować. Mokre kosmyki ocierają mi się o żuchwę oraz policzki. Czuję dreszcze, gdy chłodna faktura jej włosów styka się z moją rozgrzaną skórą.
– Co ty włączyłeś? – jęczy niezadowolona. Obraca głowę w kierunku ekranu i unosi z niedowierzaniem brwi. – Nie jesteśmy za starzy na "Sezon na misia"?
– Nigdy nie będę na to za stary – protestuję oburzony. Jeszcze kilka lat temu byłem od tego nieźle uzależniony.
– Puść coś dobrego, Wallace – wzdycha, a następnie zabiera ode mnie pilot. – Za dużo czasu spędzasz z Roxy.
Tuż po tym włącza "Martwe zło", a ja wywracam oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top