Odc. 9- UNO

FunPolishFox: Witam wszystkich ponownie, w Killing Show...! Wiem, że dawno nas nie było...

Sonic.Exe: Co ty robiłaś przez ten czas? Bo nie sądzę, by było to coś ważnego...

FunPolishFox: Morda w kubeł, studia zaczęłam...! I się uczę przydatnych dla społeczeństwa rzeczy!

Puppeteer: Czego, na przykład...?

FunPolishFox: ...

FunPolishFox: Well...

***

*Sala wykładowa, wykład z botaniki*

Wykładowca: Co to jest? *pokazując liść*

FunPolishFox: *processing...*

FunPolishFox: Wiem co to.

FunPolishFox: To jest liść.

Wykładowca:

FunPolishFox:

Wykładowca:

FunPolishFox:

Wykładowca: Może jeszcze da się zrobić z was ludzi...

***

FunPolishFox: ... nieważne.

FunPolishFox: Ostatnio, mieliśmy problemy techniczne, ale sądzę, że już ich dzisiaj nie będzie...! Czekaj...

FunPolishFox: Czemu na ekranie jest napis "spojlery"...?

Sonic.Exe: Dafuq.

Puppeteer: Norma.

***

Kolejny dzień, kolejna nudzenie się na śmierć... w pewnym stopniu. Początkowo ekscytacja nowym miejscem skończyła się i wszyscy już wracają do swojej rutyny, mając tylko więcej rzeczy do zrobienia... co nie pomaga, gdy wszyscy wiedzą, że dalej nie ma żadnej drogi ucieczki stąd. Nawet, widząc światło słońca, to wiedzą, że to jedyne, co dostaną ze świata zewnętrznego. Nawet, czując świeże powietrze, wiedzą, że nie będą w stanie polecieć z nim gdziekolwiek.

Dalej są za murami... dalej zamknięci, bez możliwości ucieczki... co nie znaczy, że nie próbują jakoś nie ułożyć sobie czasu.

— Jo, mamy UNO!?— dziwi się Toby, kiedy przegląda pudełka z grami i znajduje jedno, zawierające wspomnianą grę karcianą. Od razu ogląda pudełeczko, z iskierkami w oczach, by zaraz podbiec do swoich przyjaciół, pokazać.— Mamy UNO!

— Nie no, fajnie, fajnie... a co mnie to obchodzi?— pyta się Masky, nawet nie patrząc na Rogera.— Nie możesz zająć kogoś innego...? Jak Kate?

— A czemu mnie? Nie jestem waszą matką, jakbyś zapomniał.— oburza się czarnowłosa, zamykając z trzaskiem książkę, którą czytała.— Zresztą, po co ja to mówię? Jesteś dorosły, sam powinieneś to wiedzieć.

— Ale on jest głupi, więc czego oczekujesz?— rzuca Toby, na co już się brązowowłosy irytuje.

— Odezwał się, debil pospolity. Czy nie możesz spędzić chociaż jednego dnia na nie byciu irytującym jak jasna cholera?

Szatyn myśli nad tym chwilę, pukając się w policzek... przynajmniej, dopóki nie uśmiecha się szeroko.

— Mógłbym... ale byłoby zbyt nudno na to! Hahahaha!

I ze śmiechem, idzie do innych osób, by pomęczyć je o karty, które odnalazł. Kate i Masky jedynie wspólnie wzdychają, wracając do swoich zajęć... czyli czytania w przypadku Hayes oraz wpatrywania się w ścianę u Tima.

W międzyczasie, najmłodszy z nich chodzi po sali, aby zebrać osoby do grania- nie obchodzi go, kogo zdenerwuje, czy komu to proponuje. Po prostu chce z kimś zagrać, by się nie nudzić.

— Ej, gracie w UNO?

— Może zagracie ze mną?

— U-U-UNO mam...! Zagrać chcesz?

— Nie wygrasz ze mną w UNO, na pewno nie...!

I tak, udaje mu się zebrać parę osób, które obecnie były w bibliotece- Zero, Clockwork, Agnes oraz Elska... proponował on również grę Nickowi, jednak ten uznał, że woli przejrzeć wszystkie dostępne tu książki. A piątka siedzi wspólnie przy jednym ze stolików, ustalając wspólne zasady.

— W takim razie, jak gramy...? Na schodki...?— pyta się Rosenberg, ustawiając bezpiecznie swoje kije obok krzesła, opierając je o nie.

— Nie, lepiej coś może prostszego... ta sama liczba lub ten sam kolor.— decyduje Ruth, wzruszając ramionami. — Tak, raczej nikt nie będzie się wykłócał...

— Jak można się kłócić podczas UNO?— nie rozumie Nathalie, a Zero jej wyjaśnia:

— Normalnie. Ja tak robię sama z sobą, gdy mi się nudzi.

Nikt nie komentuje tego, a jedynie słychać złośliwy śmiech ze strony Toby'ego, który drżącymi dłońmi rozdaje każdemu po dziesięć kart... robi to powolnie oraz ślamazarnie, karty spadają ze stołu, trzeba je zbierać.

W trakcie tego, do pomieszczenia wchodzi Kazimiera, która przegląda książki i wybiera jedną z pozycji, co dostrzega Elska oraz Agnes. Siada ona na kanapie, czytając ją przez chwilę, póki nie dosiada się do niej Smiley. Da się usłyszeć rozmowę między nimi, przyciszoną, zanim wspólnie nie omawiają lektury, którą kobieta wybrała. Między półkami da się dojrzeć również Nicka, który na stojąco czyta książkę o ekonomii. Czyżby zamierzał się dokształcać w tym kierunku? Diabeł jeden wie.

Kiedy wszyscy, jakimś cudem, mają swoje karty, to patrzą, co mają... i pierwszy pewnie zaczyna Elska, żółtą jedynką, uśmiechając się szeroko do reszty grających.

— Toby, ty idziesz dalej.— oświadcza blondyn, patrząc na chłopaka obok siebie.

Brązowooki mruga z zaskoczenia, nim samemu uśmiechnie się złośliwie, wykładając kartę dwa plus, co wywołuje gwizd u Rutha, a złość u Zero, siedzącej dalej.

— Zaczynasz ostro, jak widzę.— komentuje niebieskooki, a szatyn ponownie chichocze do siebie.

— Jak zaczynać, to z p-p-przytupem!— woła Roger, zadowolony z siebie.

— Uważaj, żeby od tego przytupu nie dostać.— warczy do niego białowłosa, dobierając dwie karty.

Lepiej jest u zielonookiej, która akurat ma odpowiedni kolor i rzuca nim... nim nagle Agnes nie daje karty "uno reverse".

— Skoro gramy na poważnie, to koniec zabawy dla was.— oznajmia niebieskooka, z pewnym siebie tonem, wachlując się swoją talią.

Ta wypowiedź daje wszystkim poczucie walki, wręcz zmieniając rozgrywkę UNO w pokera dosłownego, gdy Nathalie daje czerwoną czwórkę, rzucając przy tym ofertę.

— Ostatnia osoba z kartami robi nam wszystkim pranie...!— na tę ofertę, wszyscy przy stoliku wydają się zainteresowani... nawet Rosenberg, zazwyczaj rozważna oraz wycofana, rozmyśla nad tym, wpatrując się w jednooką.

— Trochę mało... trzeba to podbić... — mówi była baletnica, skupiając uwagę wszystkim na sobie... i Zero zaraz przejmuje po niej pałeczkę.

— To prawda... wiem! Ostatni przegrany nie tylko robi reszcie pranie, ale również oddaje część swojej porcji żywieniowej...! Co wy na to...?

To już poważny układ... bardzo poważny. Nawet jeśli racje żywieniowe tutaj są liche, to dalej... jedzenie jeszcze mniej nikomu nie pomoże. Nikt nie chce czuć się jeszcze gorzej, z powodu głodu. Cała piątka patrzy po sobie, wyraźnie niepewna, co do tego... jednakże, wreszcie ktoś wzdycha i tą osobą jest właśnie Rosenberg.

— Niech będzie. Nawet jeśli przegram, za tym jedzeniem nie będę tęsknić.— mówi, przeglądając swoje karty.— O ile przegram, oczywiście...

— Pewna siebie? Niech będzie.— przystaje Ruth, uśmiechając się od ucha do ucha.— Zgadzam się na to.

— To pożegnaj się z żarciem, bo pora was zmiażdżyć!— mówiąc to, Zero kładzie kartę bloku kolejki, by zaraz spojrzeć na zaskoczonego Toby'ego.— Całuj mnie w dupę, Roger.

— Nosz cholera...!— wydziera się szatyn, uderzając pięścią o stoik, wywołując śmiech u wszystkich.

— Coś nie masz szczęścia.— stwierdza Elska, rzucając swoją kartę... i zaraz uśmiech mu znika, kiedy Rosenberg daje swoją kartę, ponowne "uno reverse".— Ile ty masz tego, kobieto?

— Och, nie powiem... bym zabrała wam część zabawy.

Elska ponownie uśmiecha się na to, rzucając swoją kartę, którą jest dobierz cztery karty.

— Zielony.

— Ha! Ssij mi, szopie!— wołając to, Toby daje kartę dobrania dwóch kart... jednakże, białowłosa jest gotowa na to.

— Myślisz, że to coś mi zrobi? Żryj gruz.

I rzuca kolejne dobranie dwójek. Clockwork stara się prędko odnaleźć jakąś kartę, by powstrzymać to, jednakże niestety... musi dobrać aż osiem kart, co stawia ją obecnie w najgorszej pozycji. I się gra dalej toczy, pełna niespodzianek oraz zawirowań, dobierania oraz przeklinania. Podczas gdy, Nathalie widzi jak doktorek wraz z Kazimierą wychodzą z sali, a na ich miejsca wchodzi ksiądz z Marksmanią. Ksiądz i Marksmania odpalają sobie jakiś film, chyba jest to... nagranie przedstawienia teatralnego? A po co im to? Nie wiadomo.

Kiedy tamci oglądają swoje, grupa grających ma coraz bardziej intensywną grę, przy swoim stoliku... coraz bardziej skupiają się oni na tym, by pozbyć się wszystkich swoich kart, w jak najszybszym tempie, nie chcą wykonywać obowiązków, jakie spadły podczas zakładu... na razie, najlepszą pozycję mają Elska oraz Agnes- obydwoje mają już tylko po cztery karty. Za nimi idzie Zero oraz Toby, mający pięć i sześć kart, gdzie na samym końcu wlecze się Nathalie, z dziesięcioma. Atmosfera jest dość napięta przez to, kiedy każdy skupia się, aby wygrać jakkolwiek i nie mieć problemów.

— Specjalnie dla ciebie, Agnes...!— mówiąc to, Ruth wystawia kartę blokowania kolejki. Ta tylko uśmiecha się.

— Dzięki. Akurat nie miałam tego koloru.— cieszy się fałszywie niebieskooka, jednak ma napięte mięśnie. Jednooka, która jest za nią, prycha.

— Nie ciesz się, szczęście jest ulotne.— mówiąc to, wykłada aż dwie karty- jedną czerwoną dwójkę i czerwony znak stopu kolejki. Jednakże, była baletnica śmieje się cicho.

— Akurat tego potrzebowałam.— i wystawia ona własną, czerwoną kolejkę, by zaraz uśmiechnąć się wrednie do Ruth'a.— Zadowolony?

Blondyn trzęsie dłońmi, ledwo będąc w stanie dalej się uśmiechać jakkolwiek.

— Niesamowicie... jestem oazą radości, nie widzisz?— powieka mu drga, gdy mówi to... za to Roger ryczy, z radości.

— Ha! To nie jest problem!

I daje kolejną czerwoną kartę... na co Zero daje kartę uno reverse, uśmiechając się szeroko.

— A teraz?— złośliwie szepcze do niego dziewczyna, jednak Roger jest krok przed nią.

— Teraz to jeszcze lepiej!

I samemu wystawia uno reverse... by Zero wystawiła znowu swoje. Koniec końców, Toby musi dobrać kartę, nic nie mając. Za to blondyn się szeroko uśmiecha, mogąc znowu coś dać... i jest to karta dobrania czterech kart... 

— Żółty.— rzuca do kobiety mężczyzna, sądząc, że ma ją w garści...

Lecz, radość jest naprawdę przelotna.

Rzuca ona dodatkową kartę dobrania, jak i żółtą kartę kolejną... została już jej tylko jedna karta. I się przechwala tym.

— Uno.— mówi, patrząc jak zielonooka w panice rzuca kartę dobrania, aby nie musieć brać czegokolwiek... co powoduje warknięcie ze strony Zero, która przegląda swoje karty i prawie piana leci jej z ust, kiedy musi dobrać sama osiem kart.

— Chuje.— szepcze cicho białowłosa, siedząc niezadowolona.

Kiedy ona jest wściekła, salę opuszcza Kate, idąc zapewne do swojej celi... Tim dalej wpatruje się w ścianę, jakby chciał odnaleźć w niej zbawienie. Nieco niepokoi to księdza, który podchodzi do trzydziestolatka, próbując zagaić rozmowę, jednak nic z tego nie wychodzi i wraca on do Emily, aby zaraz również wyszli z sali... kiedy wychodzą, da się usłyszeć niespodziewanie jakiś głośny trzask w sali. Wszyscy rozglądają się, nawet Masky, starając się odnaleźć jego źródło... spomiędzy półek wybiera Vanill, patrząc po wszystkich.

— Co to było, do cholery...?!— woła, ale nie uzyskuje satysfakcjonującej odpowiedzi.

— Cholera jedna wie...— rzuca Nathalie i wszyscy powracają do gry.

Ostatecznie, Agnes jest pierwszą osobą, która pozbywa się wszystkich swoich kart i odchodzi powolnie od stolika, gdzie walka dalej trwa... teraz, stres jest znacznie większy dla wszystkich obecnych- widząc, iż komuś się już udało odejść, tylko jeszcze bardziej chcą wygrać, aby nie musieć nic robić. Stawka robi się jeszcze większa... jednakże, powoli wszystko zależy od losu, gdy muszą dobierać sobie karty i wyczekiwać na swoje kolejki. Gdy to się dzieje, ponownie do pomieszczenia wchodzi Kate, wyraźnie zdegustowana czymś. Gdy wyszeptuje to do Masky'ego... ten zaczyna się histerycznie śmiać... początkowo dość cicho, jednak prędko zmienia się to w histeryczny, szyderczy śmiech na cały głos... wszyscy są zaskoczeni tym. Kate, która przypatruje mu się ze zmartwieniem, Elska unoszący jedną brew do góry, zmieszana Clockwork i warcząca z irytacji Zero... nawet Toby wydaje się przejmować swoim kolegą, kiedy wstaje od stołu i podchodzi do swoich przyjaciół... szepcze coś do Tima, potrząsając nim... zanim nie zabiorą go z sali, wręcz wyniosą, gdy ten dalej się śmieje wniebogłosy.

Kiedy całej trójki nie ma, reszta grających jeszcze patrzy na drzwi... nim Elska nie gwiżdże.

— No powiem... chyba powoli chłopak traci rozum... — mówi to, a Nathalie prycha, słysząc tą wypowiedź.

— No kurwa gratuluje spostrzegawczości.— syczy do niego zielonooka, wykładając kartę.— Nic dziwnego, w sumie... sama czuję, jakbym traciła rozum... aż się dziwię, że do tej pory nikt nie postradał zmysłów... nie licząc może tych, co dali się wjebać w morderstwo...

— Hm... w sumie... Dina trochę oszalała... tak się dać wkopać...— przyznaje niebieskooki, aby zaraz zwrócić uwagę na kolejną rzecz.— A jak myślisz, coś zrobi sobie, czy nam...? I w sumie... czy ktokolwiek coś zrobi to więzienie...? Bo jeśli stanie się on zagrożeniem... to coś powinno się zrobić...

— Nie zdziwiłabym się, jakby pozbyli się go dopiero, jakby kogoś zadźgał.— dostrzegła Clockwork, prostując się na swoim siedzeniu.— Nawet, jeśli twierdzą, że nie chcą kłopotów, to jakoś nie mają problemu z przemocą u nas... pewnie czekają, aż się wszyscy pozabijamy nawzajem i bawią się naszym kosztem.

— Możliwe... wyjaśniałoby to ten cały teatr ze śledztwami... może nagrywają to też i puszczają bogatym? Wiesz, jak takie gladiatorskie rzeczy...

— Huh, możliwe...

Kiedy ci rozmawiają o tym, co się dzieje, Zero rozpaczliwie próbuje ocalić swoją sytuację... i widząc, że musi dobrać dodatkowe karty, wydziera się, rzucając swoją talię na stół.

— Jebać to! Kurwa mać, jebać!— krzycząc, rozrzuca dookoła karty.— Jebać was i to więzienie, i... ugh!

I wychodzi z sali, cała rozdrażniona, trzaskając drzwiami. Zszokowani Ruth oraz jednooka tylko patrzą na nią, mrugając... nim spojrzą się znów na siebie.

— Cóż... zostaliśmy tylko ty i ja...— zauważa Elska, a Clockwork przewraca oczami, znowu słysząc dość oczywistą informację. Ale kolejna słowa już ją interesują.— Co powiesz na deal- zrzucimy obowiązki na Toby'ego? Powiemy mu, że skoro odszedł, to on przegrał... bo nie mam ochoty próbować tego z Zero...

— Uwierz mi, ja też nie... ona ma jakąś wściekliznę. I pomyśleć, że chciałam się z nią poznać bliżej... byłam g...

Przerywa jej nagły trzask, a zaraz potem nagłe zgaszenie światła... dosłownie wszędzie robi się ciemno- w każdej sali, zapanowuje mrok, gdyż gaśnie wszystko, nawet fałszywe okna... będąc w tych egipskich ciemnościach tak nagle, trudno cokolwiek dostrzec... jedynie da się usłyszeć zaskoczone wrzaski wszystkich, którzy zostali pozbawienia światła... w tym okrzyki szoku Agnes, za którymi podąża głośne uderzenie czegoś metalowego o podłogę... i kolejne jest puste uderzenie, wraz z syknięciem bólu... i już trzaśnięcie o coś drewnianego... Clockwork wręcz drży, sparaliżowana, kiedy słyszy czyiś szaleńczy śmiech blisko siebie... co jest? Śmiech zostaje przerwany, kiedy zamiast niego, zaczynają rozlegać się gardłowe odgłosy... jakby ktoś się dusił... i zaraz potem, kolejne zderzenie z drewnem... Elska i Nathalie nie śmią się poruszyć, nie mając pojęcia, co teraz... czy... czy ktoś właśnie został zabity...? Zaatakowany...? Będą następni...? Trudno się obronić w takiej pozycji, w jakiej są... słyszą szybkie kroki, nim światło ponownie zostaje zapalone i wszyscy mogą znów rozejrzeć się... przynajmniej, dopóki nie zostają potraktowani ogłuszającym alarmem... miga czerwone światło, gdy rozlega się głos ich głównego informatora.

— Uwaga, do wszystkich jednostek...! Dokonano zniszczenia jednego z systemów...! Powtarzam, dokonano zniszczenia jednego z systemów...! Uruchomić tryb awaryjny...!

I światło powoli robi się zwyczajne, lecz wyraźnie słabsze, pozostawiając wszystkich nieco w półmroku... alarm wygasa, jak i cichnie, pozwalając wszystkim zebrać jako tako myśli... co się przydaje, gdy kolejne informacje zostają rzucone w ich stronę.

— Dopóki systemy nie zostaną naprawione, światła będą gaszone godzinę wcześniej, jak i godzinę później zapalane... również więźniowie są proszeni o zidentyfikowanie śmierci dwójki innych więźniów... szybko.

Co...? Elska mruga kilkukrotnie, dalej mając gwizd w uszach... ale, wstaje on powoli, dostrzegając coś przy jednej z półek... kilka, czerwonych plam... są one wyraźnie, na szarej podłodze... powolnie wstając, zmierza on w ich stronę, toczą się prawie... szeroko otwiera on swoje oczy, widząc masakrę przed sobą.

Dwie martwe osoby... Nick i Zero... Nick ma wyraźnie rozwaloną głowę, krew się leje dookoła... gdzie Zero ma poderżnięte gardło... to ona się dusiła... dusiła własną krwią... za to Nick wydał jęk, zanim nie został dobity na śmierć... masakra... dosłowna... krew jest na książkach oraz półkach... wszędzie jest, w małym kąciku... dalej, da się zauważyć ścianę... w której jest dziura i za nią jakieś przewody... widząc taką scenę, tylko jedna reakcja jest logiczna oraz właściwa.

Śmiech... jak widać, wszyscy już tracą rozum... zabawne jest to.

Niesamowicie zabawne.

***

FunPolishFox: Nosz kurwa mać! Czy ktoś może przestać cokolwiek rozwalać tutaj?! Nie drukujemy tu kasy, halo...?!

Puppeteer: Eh, zajebiście... i co teraz?

FunPolishFox: No trudno, zabierzemy im światło... i coś jeszcze... a na razie, niech ktoś pokaże nagrania z kamer, z widokiem nocnym...! Bo cholera wie, co się stało w tej bibliotece...

Dreamer: To ty nie wiesz?

FunPolishFox: Chłopie, ja w świetle słabo widzę, w ciemności wcale.

FunPolishFox: I co ty tutaj robisz? Wynajęłam innego prowadzącego już! Ty wracaj na widownię i sprzątaj!

Dreamer: A... ale czemu...? Już posprzątałem wystarczająco...!

Sonic.Exe: Nie zrobił tego.

Dreamer: ... morda!

FunPolishFox: Sam morda... ja pierdzielę, Szatanie, widzisz i nie grzmisz...

Puppeteer: Obawiam się, że nawet Szatan nie chce mieć ręki w tym projekcie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top