Odc.7 Cz.1- Więcej Przestrzeni
Dreamer: Witamy wszystkich ponownie...! I przepraszamy, że tak dawno nas nie było, lecz wiecie jak to bywa- życie się komplikuje!
Sonic.Exe: Po prostu twórczyni jest leniwa i nie chce jej się ciągnąć tego.
FunPolishFox: No sorry, że mam też życie osobiste i musiałam się nim zająć. To, że ty nic ciekawszego nie masz do roboty, to nie mój problem.
Dreamer: Granie w Bloodborne nie jest życiem osobistym.
FunPolishFox: To czym jest? Niby czym? Chlanie też nie jest życiem osobistym, w takim razie.
Dreamer: Jest!
FunPolishFox: Tak samo granie jest osobiste! Szczególnie, gdy jest to Bloodborne!
Puppeteer: A chociaż dobrze ci idzie w tej grze?
FunPolishFox: Nie, ale to się nie liczy. Liczy się to, że ta gra jest zajebista.
Puppeteer: Symulator chodzenia nocą po Londynie brzmi na bardzo zajebisty...
FunPolishFox: Nie grałeś, nie wypowiadaj się.
Sonic.Exe: Nie mamy show do poprowadzenia? Nie słyszałem, aby to show było o dramacie jakiegoś lisa oraz pijaka.
Dreamer: Ach, tak...!
Dreamer: Wracając, witamy ponownie...! Ostatnio, był wywiad i przybyłem ja, aby zastąpić tego śmiesznego człowieczka, znanego jako Kreator!
Dreamer: Poza tym, nie jestem pijakiem. Tylko alkoholikiem.
Puppeteer: Wielka różnica.
Dreamer: Zmarła nam panna Jane przez pannę Dinę i obecnie mamy dwunastkę więźniów tylko...! I mam nadzieję, że wkrótce zobaczymy więcej krwi, bo byłoby to bardzo zabawne i seksowne.
FunPolishFox: Dreamer, nie ośmieszaj się jeszcze bardziej...
***
Nowy dzień dla więźniów zaczyna się tak samo jak inne- pobudką z rana, równo o szóstej... chociaż niektórzy już nie śpią... jednak po ostatniej akcji z Diną, nikt woli się za wcześnie nie wychylać, aby nie umrzeć. W tym Kazimiera, która czuje, że musi się umyć, ale nie chce wyjść ze swojej celi... bo co jak ktoś i na nią naskoczy...? O nie, nie, żaden dziwak stąd nie zabije jej, nie ma opcji.
Przeżyła już tak długo tutaj, już woli nie umierać na tym etapie.
— Dzień dobry...! Jako, że wczoraj spisaliście się bardzo dobrze, dostajecie nagrodę...! — rozlega się Głos, gdy jednocześnie zapalają się światła oraz cele się otwierają. Słysząc o nagrodzie, tym razem już nikt nie jest tak zainteresowany... dopóki nie słychać, co jest nowego.— Do waszej dyspozycji, są obecnie teraz dwa miejsca- sala rekreacyjna oraz boisko. W sali rekreacyjnej można przebywać od ósmej do dwudziestej. Boisko jest otwarte od dziesiątej do szesnastej. To wszystko z informacji. Życzę miłego dnia.
I słychać grzechotania, kiedy brama po prawej stronie otwiera się, dając wszystkim nowe miejsca do siedzenia. Jednocześnie, paczki ze śniadaniem zostają im wydane. I tym razem, wszyscy są bardzo zainteresowani tym, co usłyszeli- sala rekreacyjna? Boisko? To oznacza jedno, że mogą wyjść na dwór... mogą zobaczyć świat zewnętrzny. Teoretycznie, nie minął miesiąc, od kiedy tu są... jednak większość osób zdążyła zapomnieć, jak to jest zobaczyć naturalne światło. Dlatego, wszyscy chcą natychmiast wyjść... ale muszą poczekać, nim będzie można wejść tam, bo jest dopiero szósta.
Ekscytacja przez to narasta z każdą chwilą, gdy wszyscy jedzą swoje śniadania w mniejszym lub większym pospiechu.
— Sądzicie, że to boisko będzie na powietrzu?— zastanawia się Toby, zapominając o swoich kromkach chleba, patrząc na przyjaciół.
— Możliwe... lecz, pewnie prócz nieba, nic więcej nie zobaczymy. Pewnie dookoła będzie mur i jakieś siatki, byśmy nie uciekli.— zauważa Kate, wzdychając.— Ale, przynajmniej, wreszcie oczy przestaną mnie boleć od tego sztucznego światła...
— A powrócił ból głowy...?— chce wiedzieć Masky, unosząc jedną brew do góry.
— Nie, jeszcze nie... ale będzie lepiej, jak poczuję świeże powietrze...
Nick tymczasem nie może usiedzieć. Wyjście na zewnątrz? Nowe sale? Świetnie, świetnie... nowe możliwości, by stąd nawiać. Oczywiście, jeśli organizatorzy tego wszystkiego nie okażą się jeszcze bardziej wredni i nie zrobią mu jakiejś dziwnej niespodzianki... co jest bardzo możliwe, że zrobią.
— Wreszcie, coś się będzie działo tutaj... a nie, tylko siedzieć i bąki zbijać...!— oświadcza Kazimiera, pijąc przy tym swoją wodę.
— Zależy, co dadzą do tej sali rekreacyjnej... bo jeśli Monopoly, to zapewne szybko z dwunastki osób, zostanie nas może tylko trójka...!— zauważa Elska, mając spore wory pod oczami, jakby nie spał.
— Jak będzie to Wii Sport, to wszyscy umrzemy.— dodaje Nick, ale nie jest zbyt zainteresowany rozmową.
Nie chce tylko, by ktoś podejrzewał go, iż coś kombinuje... gadać to sobie może gadać, jednak woli działać sam... więcej osób, znaczy więcej kłopotów dla niego.
Czas mija nieubłagalnie powoli dla wszystkich więźniów, którzy wyczekują momentu otworzenia nowych miejsc... ciekawość bierze górę nad wszystkimi- całą grupą więźniowie stoją albo siedzą w korytarzu, przy jeszcze zamkniętych drzwiach, czekając na wejście... powolnie dochodzi ósma, więc najpierw będą mogli zobaczyć salę rekreacyjną. I to wyjątkowo, ekscytuje Clockwork.
— Hm... może dadzą nam coś tam więcej do rysowania...? Może jakieś specjalne pędzle, kredki, pisaki...? Cholera, nawet dałabym wszystko za kolorowanki i kredki świecowe, byleby było coś więcej prócz ołówków...!— słysząc wypowiedź zielonookiej, Zero prycha głośno.
— A po ci to...? Bez koloru jest świetnie...!— oświadcza białowłosa, opierając się o ścianę.— Ja widzę jedynie na czarno-biało i powiem ci, jakoś jest tak przyjemniej...
— Nie dziwię się teraz, że jesteś porąbana, ja bym się zabiła, nie widząc kolorów.— komentuje Nathalie, przy tym mocno wzdrygając się. To już powoduje wyraźną wściekłość u Zero.
— I kto to mówi?! Typiara, co ma zegarek zamiast oka...?! Powiem ci, kolorów może nie widzę, ale tę infekcję oczu u ciebie już tak...!
Teraz to pora brązowowłosej na gniew, kiedy otwiera szerzej oko i wstaje z podłogi, zrównując się spojrzeniem z drugą dziewczyną.
— A co to miało być?! Znalazł się, doktor od siedmiu boleści... nawet zwykłych rysunków nie potrafisz rozpoznać...!
— Jeszcze jedno słowo i przysięgam, że...!
— Moje drogie panie, ja rozumiem... ja rozumiem wiele... ja rozumiem, że to miejsce powoli was dobija...— ktoś przerywa jeszcze raz kolejną kłótnię... i znowu jest to Cornelius. Stoi on przy ścianie, wygniecioną sutanną oraz wymęczonym spojrzeniem.— I ja wiem, że chcecie bardzo jakoś uwolnić swoje emocje... lecz proszę was... na Boga, proszę... bądźcie cicho, bo już głowa mi pęka od tego wszystkiego...! Później możecie się pokłócić, ale proszę, nie teraz...
Jego błagania nie są specjalnie przekonujące... lecz przerwanie im rozmowy wystarcza, aby obie kobiety zrezygnowały z jakiś aktów agresji... na razie. Clockwork ponownie siada, a Zero rozluźnia swoją pozę. Ksiądz wzdycha, pocierając swoje oczy. Już wszyscy mają dość siedzenia i chcą zobaczyć coś nowego, poczuć powietrze na sobie...
Szczęśliwie, niedługo to dostaną... równo, gdy wybija ósma, pierwsze drzwi się otwierają przed nimi otworem.
Sala rekreacyjna jest większa, prawie tak samo duża jak stołówka. Ściany i podłoga są z tego samego materiału, co reszta więzienia. Jest tutaj parę regałów z książkami oraz magazynami, choć na niektórych półkach widać jakieś pudełka, a na środku jest kilkanaście starych, chyba rozpadających się kanap, wraz z paroma stolikami, równie starymi. Jednak największym zainteresowaniem cieszy się jedna rzecz- telewizja. Na końcu sali stoi telewizor, jakby z ery komunizmu, ale telewizor, z kilkoma krzesłami dookoła niego... kolejny kontakt ze światem zewnętrznym, jeśli są tam jakieś obecne kanały. Aż więźniowie nie mogą ukryć szoku.
— No proszę...! Postanowili jednak trochę kasy wydać na nas...!— stwierdza Elska, podchodząc do telewizora, podczas gdy reszta osób obecnych z nim, rozgląda się po miejscu, patrząc, co tu jeszcze jest.— No chyba, że nie działa...
— Przyznaję, to już duży skok w luksusach, jaki dostaliśmy od nich...— mówi Smiley, biorąc jedną z książek na półkach.— Hm... książka o więziennym romansie...? Interesujący wybór, muszą przyznać...
— Och, nawet mają tu książki do nauki języka...! Ta jest od polskiego...!— informuje wszystkich Agnes, oglądając inną półkę.
Rozlega się pisk zachwytu, gdy Clockwork otwiera jedno z pudełek, aby wyjąć z niego książkę do rysowania oraz pudełko kredek świecowych.
— Mamy to! Naprawdę dali nam to!— woła zielonooka, pokazując wszystkim swoje znaleziska. Widząc to, aż Toby klaszcze.
— Czyli co? Będziemy teraz rysować swoje wszystkie m-morderstwa...?!— woła Rogers, a zielonooka potakuje mu:
— A żebyś wiedział...! Może trudno będzie złapać szczegóły świecowymi, lecz coś będzie...!
— Uuu, to może zrobimy kiedyś sobie konkurencję na rysowanie...?
— Serio? Ty chcesz próbować wygrać ze mną? Dłoń ci się za bardzo nie będzie trzęsła z powodu padaczki?
— Przynajmniej ja mam dwoje oczu, by widzieć, co robię...!
Kiedy ta dwójka ekscytuje się tym, co jest w tym pudełku, reszta przegląda pozostałe pudła. Znajdują w nich filmy na DVD, kolejne kredki z kolorowankami oraz gry planszowe.
— No to teraz na pewno wszyscy umrzemy...— cicho oświadcza Kazimiera, oglądając Monopoly, które jest w pudełku, jakie przegląda.
Oczywiście, jest więcej gier, jak warcaby, czy nawet puzzle, lecz jasnym jest, iż dyrektorzy więzienia chyba chcą, by się wszyscy pozabijali. Być może, nie chce im się ich pilnować albo nudzą się obserwacją ich... kto ich tam wie. Wszelkie książki do kolorowania to głównie książki dla dzieci, z księżniczkami Disneya, czy jakimiś zwierzątkami, chociaż w jednym pudełku są już bardziej skomplikowane, dla dorosłych. Filmy na DVD są różne- jest to wyjątkowo przypadkowa mieszanka. Od tanich romansów, po filmy animowane dla dzieci aż po horrory... sporo tego jest. W trakcie, gdy część osób przeszukuje pomieszczenie, Elska wraz z Nickiem odpalają telewizję, by zobaczyć, co takiego mogą na niej oglądać... i od razu pojawia im się National Geographic. Blondyn próbuje pilotem przełączyć kanał, lecz okazuje się to niemożliwe... mają tylko jeden kanał.
— Cóż... lepszy rydz niż nic, co nie...?— mówi Ruth, do Vanilla, który spogląda w drugą stronę... Elska marszczy brwi.— Nick...?
— Hm...? Ta, przynajmniej to jest... i chyba coś tam widzę...— mówiąc to, złodziej idzie w stronę kartki powieszonej na jednej ze ścian... jest to kartka z zasadami. Są to proste zasady- kiedy sala jest otwarta, żeby nie wynosić niczego z sali... ale to nie jest coś, co Nick chciał zobaczyć. Dostrzegł on coś... jedna ze ścian jest nieco inna... jest... jaśniejsza od innych szarych ścian... wręcz widać kształt drzwi... czyżby tam coś było...? Musi to sprawdzić. Musi sprawdzić, co tam jest.
Lecz nie teraz... nie, gdy wszyscy są tutaj, przeglądając całe miejsce. Prędko okazuje się, że wybór książek również jest przypadkowy- są podręczniki do nauki różnych rzeczy, sztampowe opowieści, czy nawet książki naukowe. Nawet są jakieś stare magazyny modowe, czy magazyny... religijne...? Tak, religijne... dziwne to, lecz nikt nic nie mówi. Wszyscy przeglądają salę, nie dostrzegając nawet, kiedy mija czas i dochodzi dziesiąta... co oznacza, kolejne otworzenie się drzwi. Skrzypnięcie prędko przyciąga uwagę wszystkich, którzy idą zobaczyć kolejne miejsce, jakie dostali...
I to budzi jeszcze większe emocje.
Pierwsze, co da się wyczuć, to... wiatr. Prawdziwy wiatr. Nie wentylację, lecz prawdziwą bryzę... wręcz Kazimiera staje oszołomiona tym, czując jak dostaje drgawek od zimnego powietrza... nie tylko to wprawia wszystkich w osłupienie... również wywołuje to niebo... nad głowami mają bezchmurne, błękitne niebo... najprawdziwsze niebo, nie sztuczne, czy namalowane, prawdziwe... po tak dużej ilości sztucznego światła oraz szarości, wszyscy wręcz marszczą brwi, widząc naturalne światło. Oczywiście, nie mają całkowitego dostępu do świata zewnętrznego- chociaż boisko jest spore, to jest również otoczone wysokim, szarym murem z betonu, na którego wierzchu są wyraźnie przewody pod napięciem. Część całego miejsca zajmuje również boisko do koszyków, wraz z paroma ławkami, obok których są kosze pełne różnych piłek do gry... jednak, to nikogo nie obchodzi.
Wszyscy są zbyt zaskoczeni przypomnieniem tego, że istnieje świat poza tym miejscem.
— Niby tylko niebo, a człowiekowi jakoś tak lepiej...— wyznaje Tim, zadzierając swoją głowę. Kątem oka patrzy na Kate, która bierze głębokie wdechy, mając przymrużone oczy, gdzie Toby biega dookoła boiska, krzycząc z ekscytacji... wyjątkowo, Wright nie ma ochoty nazwać go idiotą za wydzieranie się i bieganie jak debil.
Sam ma na to ochotę.
Nie tylko oni nie potrafią ukryć tego, że są pod wrażeniem... wszyscy są... w tym Emily, rozciągająca się.
— Dość dobrotliwy gest ze strony tych, którzy prowadzą to wszystko.— uznaje Marksmania, rozglądając się dookoła, poprawiając włosy, które wiatr zawiewa.— Pozwalają nam wyjść na zewnątrz... wyraźnie nie boją się czyjejś ucieczki...
— Wątpię, by komuś udało się uciec stąd dworem...— mówi jej Cornelius, patrząc na mur.— Raczej takiego muru nikt nie da rady przejść.
— Nigdy nie mów nigdy... nie takie rzeczy widziałam.— przestrzega go niebieskooka, nim zacznie samej chodzić po boisku, spacerując i ciesząc się świeżą bryzą... nawet dalej, możliwość poczucia powietrza to błogosławieństwo, po ostatnich dniach. Pastor tylko spogląda za nim, by samemu zacznie chodzić po boisku.
Bez trudu każdy może tutaj odnaleźć kącik dla siebie, by przejść się i porozglądać uważnie. Nie widać, aby było tutaj więcej przejść, czy chociażby okien- wszystko jest tylko wielka, szara skała dookoła nich, wraz z betonem... nie jest to najbardziej przyjemny widok dla oka, lecz błękitne niebo wynagradza to nieco, wraz z ogólną możliwością ruchu.
Elska wyciąga jedną z dostępnych piłek, jakie mają... dokładniej tą od amerykańskiego futbolu. Zaraz sprawdza on, jakie jeszcze są- i widzi piłki do tenisa, piłki nożnej, koszykówki, czy bejsbolu.
— Więcej rzeczy do mordowania ludzi.— uznaje Nathalie, przechodząc obok niego, a jej komentarz zbiera uwagę Agnes:
— Niby jak chcesz mordować tym kogokolwiek?
— Och, nikt osobiście nie będzie nikogo mordował. Ale rany powstałe podczas zaciekłej gry...
To dość dobra uwaga, musi Agnes przyznać. I słysząc o możliwej grze, jedna osoba się odpala i jest nią Toby, który szeroko otwiera swoje oczy.
— Ooo, rzeczywiście...!— przyznaje brązowowłosy, by zaraz uśmiechnąć się z wyzwaniem.— To może zagramy?! A-A-Ale ostrzegam, na boisku jestem bestią...!
— Ta, ty jesteś taką bestią co mops pierdzący na kanapie.— cedzi w jego stronę Masky.— Nie pogrążaj się...
— Ej, t-taki zły nie jestem...! Na pewno jestem lepszy od... um... weterynarz?
Słysząc, co ten dzieciak mówi, od razu Kazimierze podnosi się ciśnienie. Co niby ten gówniarz mówi...?! O nie, żaden bachor nie będzie jej tak mówił...! Odwraca się w jego stronę, z zaciętą miną.
— Dzieciaku, gdybyś ty wiedział, co ja mogę, byś nawet nie śmiał tego powiedzieć.— warczy w jego stronę szarooka, zaciskając swoje pięści. Dzieciak może jest wyższy od niej, lecz nie obawia się go... raz ją zaskoczył, lecz drugi raz się nie da.
Rogers unosi brew do góry, słysząc to.
— Naprawdę? W takim razie, przekonajmy się...!
— To się nie skończy dobrze.— stwierdza Kate, oglądając to.
***
LadyMacabresca: Hej, a co właściwie z Kreatorem? Co z nim Asmodeusz zrobił?
MrD108: Dobre pytanie.
Vinier12: Skoro jeszcze tutaj nie przyszedł, krzycząc coś o zemście, czy anime dziewczynkach, to zapewne coś mocnego.
Asmodeusz: Jak ja go zgubiłem.
Aci: A kiedy ty tu się pojawiłeś?!
Asmodeusz: Przed chwilą, a co?
Szopen-Fredziarz: No okej, a gdzie jest Kreator?
Asmodeusz: Wpadł do obrazu.
Wszyscy: ...
Tina: Ale jak?
Asmodeusz: Po prostu, wpadł.
Wyjątek: To gdzie on teraz jest?
Asmodeusz: A bo ja wiem? Na pewno niedaleko, nie może być tak źle z nim.
*Na ekranie pojawiają się ujęcia brane z kamery umieszczonej gdzieś na głowie...*
Kreator, zza kamery: GDZIE JA JESTEM?!
*Sceneria dookoła niego wygląda jak Londyn po pandemii, z mnóstwem dziwnych potworów...*
Asmodeusz: Znaczy, JAK ŹLE może być?
***
I tak, kilkunastu więźniów postanawia wspólnie zagrać w jakąś gier- wybrali koszykówkę, gdyż mają już gotowe boisko. I zebrały się też dwie drużyny- jedną z nich jest drużyna Kazimiery, w skład której wchodzi właśnie ona, Elska, Smiley oraz Nick. W drugiej drużynie znalazł się Toby, Kate, Zero i Masky. Nie trzeba wiele mówić, iż Smiley tylko doszedł do pierwszej drużyny, czując się dłużny wobec Kazimiery, gdzie Zero sama się wprosiła do gry... no i Kate wraz z Timem zostali zmuszeni do gry przez swojego młodszego przyjaciela.
Na oficjalnego sędzię wzięli Agnes, która uznała, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, zatem siedzi na ławce, oglądając to. Obydwie grupy lustrują siebie, stojąc na przeciwnych stronach boiska. Przez chwilę, jedynie patrzą się, nie zaczynając gry od razu... wszyscy przygotowują się.
— Jak wszyscy przeżyją, to będzie cud.— cicho mówi do siebie białowłosa, kiedy obydwie grupy skaczą na siebie.
Toby wpierw wykorzystuje to, że jest wyższy i bierze piłkę, biegnąc z nią oraz kozłując. Prędko na niego naciera Elska, również wysoki, bez trudu szybkim ruchem piłkę zabierając i samemu biegnąc. Na jego drodze stoi Masky, który zaraz się z tej drogi usuwa, pozwalając blondynowi podskoczyć i rzucić piłkę w stronę kosza. Nie trafia ona, odbijając się i lecąc prosto do Kate. Nick próbuje skoczyć i chwycić piłkę przed nią, lecz nie jest wystarczająco wysoki, aby ją złapać. Kobieta przejmuje ją, jednak nim zdąży coś zrobić, to Oleander ją blokuje. Przez chwilę, obie się szarpią, ale ostatecznie to Kate ucieka z piłką, goniona cały czas przez weterynarz.
Agnes ogląda to, trzymając kule przy sobie... prędko zaczyna się nudzić. Oglądanie, jak grupa ludzi biega z jednej strony na drugą, wraz z piłką, nie jest czymś bardzo ekscytującym. Raczej nigdy nie była fanką sportów... jest w stanie szanować sportowców, którzy poświęcają życie na trenowaniu samych siebie, aby być jeszcze lepsi... sama pamięta, jak tak robiła, w efekcie prawie wyniszczając samą siebie... krzywi się, na wspomnienie tego... cóż, taki bywa los baletnicy. Perfekcja w tym świecie wymaga poświęcenia. A jest to perfekcja bardzo, bardzo trudna i męcząca do utrzymania... patrząc na te wszystkie osoby, zaczyna odpływać myślami. Czy i oni musieli osiągnąć aż tak trudną perfekcję? Na pewno weterynarz musiała mieć swoje przeszkody w życiu- o ile fizycznie nie miała żadnych problemów, na pewno musiała poświęcić mnóstwo siły na naukę o medycynie, co samo w sobie jest osiągnięciem. Podobnie z Nickiem, który również wydaje się posiadać jakąś medyczną wiedzę... może jest samoukiem? Elska... nie jest ona pewna, co do niego... podobnie z resztą osób tutaj... czy mieli oni trudno w życiu? Przeżyli coś okropnego, że zaczęli mordować...? Stracili coś równie cennego, co ona...?
Do dzisiaj pluje sobie w brodę, że uczestniczyła w tamtym wypadku, który pozbawił ją nogi. Wie, że nie była to jej wina i nie mogła przewidzieć tego... lecz i tak. Jeden moment zmarnował jej wszystkie lata ambicji oraz treningu.
Czy i oni mieli taki moment...? Gdy stracili wszystko w jednym momencie i to sprawiło, ze teraz tutaj są...?
Przez swoje zamyślenie nawet nie dostrzega, kiedy obok niej staje Masky, wyraźnie również niezainteresowany grą. Niebieskooka wzdryga się, kiedy dostrzega go obok siebie, chwytając się własnych kul.
— Nie strasz tak...!— prosi Rosenberg, kładąc dłoń na klatce piersiowej. A Tim tylko wzrusza ramionami.
— Nie miałem takiego zamiaru.— objaśnia jej brązowowłosy, siadając obok.— Na co mi by to było?
Dobra uwaga.
— Nie miałeś grać...?
— Miałem... ale Toby łatwo może robić za całą drużynę. Jak jest jakakolwiek rywalizacja, dostaje on nagle ADHD i biega jak porąbany.— objaśnia mężczyzna, drapiąc się po policzku w zamyśleniu.— Znaczy, jest porąbany, ale staje się jeszcze bardziej porąbany...
— Łatwo idzie to zobaczyć.
I po tej wymianie zdań, nie rozmawiając więcej... nie mają o czym, a bardziej, nie wiedzą o czym rozmawiać. Dlatego, siedzą, dalej obserwując rozgrywkę. Tylko brakuje, aby zapili sobie papieroska, dla dopełnienia widoku.
W trakcie, gdy ta część więźniów gra w kosza, reszta osób siedzi w sali rekreacyjnej, dokładniej Emily, Nathalie oraz Cornelius. Clockwork, niczym dziecko, wzięła wszystkie możliwe kredki i rysuje coś w skupieniu, starając się wykorzystać jak najbardziej potencjał świecowych kredek. Za to ksiądz ze snajperką oddali się lekturze- znaleźli książki dla siebie i czytają sobie, od dawna nie mając aż takiej rozrywki. Włączyli oni telewizję i słyszą oni również najnowsze fakty ze świata- nie jest im to potrzebne, ale głos normalnej osoby, przypominający im, że dalej istnieje świat poza tym miejscem, jest w pewien sposób kojący. Prócz głosu prezenterki, mówiący o pogodzie w najbliższym czasie, da się usłyszeć również skrobanie kredek po kartkach.
Jest to dość spokojna sceneria, jak na więzienie... jedna grupa gra wspólnie, inna grupa siedzi i czyta, tudzież rysuje. Nikt ze sobą nie walczy, nie ma przemocy... wreszcie, jakiś spokój w tym chaotycznym miejscu. I ten spokój trwa dość długo, aż do pory obiadowej- wtedy też wszyscy zbierają się na stołówkę, z czego większość osób jest wymęczona grą, cała spocona i oddycha ciężko. Da się zobaczyć jak Zero oraz Toby mają siniaki na ciele, od ciągłego skakania na siebie i próbowania odebrania sobie piłki. Wręcz walczyli ze sobą jak koty, gdy reszta ich drużyn zwyczajnie patrzyła i upewniała się, że nic sobie za bardzo nie robią... szczęśliwie, nie doszło do rozlewu krwi...
Oczywiście, jest to nieszczęśliwe dla Smiley'a, który chciałby zająć się jakimś pacjentem. Jednak, po ostatnich wydarzeniach, woli już nic nie mówić o tym, nie chcąc ponownie zostać kozłem ofiarnym, gdyby miało się coś wydarzyć. Jasne jest to, że ponownie się wydarzy kolejne morderstwo, raczej już nikt nie oszukuje się, iż będzie inaczej.
Skoro ktoś potrafił zamordować, bo miał taki kaprys, to nikt nie jest bezpieczny. Obecnie każdy może stać się ofiarą i sprawcą. I chociaż wszyscy mieli przyjemny czas, to da się wyczuć tą niepewność... w spojrzeniach, w sposobie poruszania się, nikt obok nikogo nie jest blisko...
Wszyscy wiedzą, że nie mają kontroli już nad tym, kto umrze, a kto nie. A ci, którzy udają, że nie wiedzą, nie chcą przyjąć prawdy do siebie.
***
Dreamer: To wszystko dzisiaj? Słabiutko...!
FunPolishFox: Nie moja wina, ze ci debile nie robią nic ciekawego. Widownia chce oglądać krew, a nie, jakiś dekli siedzących w bibliotece.
Puppeteer: A co jak w kolejnych odcinkach będą siedzieć ot tak, nic nie robiąc?
FunPolishFox: Cóż, wtedy damy im powód, by dali nam krew. Łatwo będzie to zrobić, w razie co.
Dreamer: Och, ja mam już parę pomysłów...! Lecz, na razie je zachowam...
Dreamer: A teraz, kończymy już...! Czy już w kolejnym odcinku coś się wydarzy...? Może kolejna rozprawa...? Albo wszyscy zabiją się przy Monopoly...?
Dreamer: Dowiemy się, w kolejnym odcinku...! A teraz, pora na zimne piwko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top