Odc.6 Cz.2- Słuszne Podejrzenia?

Wszyscy ponownie zbierają się pod ekran, jak ostatnim razem... i ponownie, na ekranie pojawiają się zakłócenia, gdy wszyscy czekają, aż Kreator się odezwie do nich i mogą zacząć. Nastroje są napięte, ale znacznie mniej niż kiedy Jeff zmarł. Morderstwo nikogo nie dziwi, bardziej zastanawia... po co ktoś miałby mordować, nie mając pewności, iż to coś da...? Wiele osób nie widzi w tym logiki, ale nie kwestionuje tego... nie ma to sensu.

Jedynie wszyscy chcą już mieć ten cyrk za sobą i nie umrzeć przy okazji.

Wreszcie, pojawia się na ekranie logo więzienia, co oznacza, że Kreator też jest, co zostaje po chwili potwierdzone, gdy rozlega się jego głos:

— No witam was ponownie, wy moje biedaki...! Wreszcie coś się ruszyliście i trochę świeżej krwi się polało, co? No, to teraz musicie mi opowiedzieć, co dokładnie się stało...! Chętnie posłucham tych waszych bajek, trochę mi tego brakowało...

Emily odwraca spojrzenie na to, jakby zażenowana, ale wszyscy inni wpatrują się w ekran, gotowi do rozpoczęcia. I tym razem, to Kazimiera rozpoczyna, wzdychając ciężko.

— Wyniki autopsji raczej nikogo nie będą dziwić... Jane została zamordowana zaledwie parę godzin temu, prawie zaraz przed poranną pobudką... ktoś najpierw uderzył ją tępą rzeczą w głowę, aby ją ogłuszyć lub zdezorientować. Morderca wbił jej skalpel w szyję, prosto w tętnicę, co spowodowało wykrwawienie się w ciągu paru minut. Też sprawca zadał jej dużo ran ciętych, jednak nie jest pewne, czy zrobił to przed czy po nacięciu gardła... jak wspomniałam, narzędziem zbrodni był skalpel, który ktoś musiał zabrać z sali medycznej.

— Ale przecież to Smiley musiał zrobić, p-p-prawda?— jąka się Toby, gdy też dłonie trzęsą mu się, również mając drgawki w prawym ramieniu.— W... w końcu, wszyscy wiemy, jakiego bzika ma na punkcie robienia sekcji... i że potrafi mu odwalić... a on cały czas w sali medycznej s... siedzi, to na p... pewno mógł go wziąć i to zrobić.

Brzmi to na najbardziej logiczne wyjaśnienie wszystkiego, biorąc pod uwagę obecną sytuację. Wiele osób potakuje, co sprawia, że wspomniany doktor robi się czerwony, jakby z nerwów.

— Och, no ale proszę was...! Lubię robić zabiegi medyczne, ale czy naprawdę sądzicie, że bym kogoś zabił, znając konsekwencję tego...?!— stara się wybronić czarnowłosy, poprawiając swoją maskę. Jego obronie nie pomaga kolejna wypowiedź Rogersa:

— N... no nie wiem... jakoś b... by próbować mnie zabić, to nie miałeś o... oporów...

— Ale wtedy to był impuls...! A na pewno większości z nas tutaj zdarzyło się zabić pod wpływem impulsu...! Na przemyślane morderstwo bym się nie skusił.— dalej stara się wytłumaczyć panicznie czerwonooki i marszczy swoje brwi, kiedy rozumie, że nie przemyślał swojej odpowiedzi za bardzo, kopiąc coraz głębiej dół, w którym jest. Elska wykorzystuje ten moment niemyślenia.

— Kto powiedział, że to morderstwo było przemyślane? Równie dobrze, mogłeś mieć w swojej celi skalpel i z rana uznałeś, że za bardzo nudzi ci się.— dostrzega Ruth, unosząc jedną ze swoich brwi, na co Smiley otwiera oczy tak szeroko, że wyglądają, jakby miały mu zaraz wypaść.

— A co z Nickiem?! Ten mały złodziej całą noc przesiedział w sali medycznej! Mógłby równie szybko i niezauważalnie wstać wcześniej, i zabić Jane...!— czerwonooki wydaje się łapać już wszystkiego, czego tylko może, aby przestano go oskarżać. Oczywiście, sam zainteresowany, jest przygotowany na takie zarzuty.

— A w sprawie tego...— Vanill puka się w policzek, aby odwrócić się zaraz do ekranu.— Hej, Kreator, nie mogłem wyjść z sali medycznej, zanim nie odnaleziono ciała, prawda? Drzwi były zablokowane, co?

— Tak! Byłeś tam zamknięty jak niekochane dziecko zamknięte w walizce i porzucone na lotnisku!— zgadza się prowadzący, na co Nick się uśmiecha, już nie zwracając uwagi na dziwne porównanie mężczyzny.

Już nic czarnowłosy nie mówi, rozglądając się po wszystkich, wyraźnie będąc w kiepskiej sytuacji. Nie ma jak się wybronić, ponieważ nie ma żadnych świadków, ani mocnych dowodów na swoją niewinność... wszyscy wyraźnie patrzą na niego, jakby oczekując, że sam się już przyzna i będę mogli wrócić do swoich zajęć. Mimo to... dla pewnych osób, coś tu jest nie tak. Emily głaska swój podbródek, dalej zamyślona, a Kazimiera marszczy brwi... czyżby na pewno był to doktor Smiley...? Niby tak... ale co jeśli jednak to nie on...? Oleander nie chce ot tak stawiać swojego życia na szali... muszą być pewni na 100%, ona musi być pewna... dlatego, postanawia raz jeszcze odezwać się:

— Cóż... na samym miejscu zbrodni, został znaleziony źle włożony skalpel w trzon od skalpela oraz sutanna księdza... czyli, jest możliwość, że nie był to Smiley...

— Doktor Oleander, czy mówiłem doktor, jak bardzo uwielbiam cię i szanuję?— przymila się do niej czerwonooki, prawie też padając na kolana, by jej jeszcze bardziej dziękować. Jednakże, nie cieszy się zbyt długo, kiedy Agnes się odzywa:

— Ale równie dobrze, Smiley mógł specjalnie to tam wrzucić, aby zmylić nas.

— Co nie znaczy, że ksiądz nie ma czegoś na swoim sumieniu.— przypomina jej Masky, poprawiając swoją bluzę.— Ile w końcu seryjnych morderców było, którzy latami byli nieuchwytni przez policję? Nie wiesz, czy może tym księdzem nie jest, by nie zyskać odkupienia za jakieś stare przewinienia... kto wie, może stare nawyki powróciły...

Słysząc to, Cornelius krzywi się mocno, wpatrując przy tym w Tima, który stoi niewzruszony. To jest dość dobre spostrzeżenie, zatem uwaga reszty osób idzie na pastora, który bierze głębszy wdech, rozumiejąc, iż teraz to on musi jakoś się wybronić.

— Cóż... rozumiem, skąd się biorą te podejrzenia wobec mojej osoby... jednakże, są one bezpodstawne.— oświadcza Grek, stając prosto.— Moja sutanna została ukradziona, gdy jeszcze spałem i użyto jej, by spróbować mnie wrobić, tudzież utrudnić nam nasze śledztwo. Jestem człowiekiem, który oddał swoje życie Bogu i moja ręka nigdy nie przyczyni się do zła wobec jego kreacji. Jestem jedynie od tego, aby pomóc innym połączyć się z Panem i prowadzić ich ku wybawieniu, a przynajmniej doradzać, jeśli trzeba. Nie jestem od tego, aby w taki sposób przybliżać innych do Boga, w końcu, nie ja jestem sędzią, a on jest...

— Ta, ta, Bóg jest sędzią, wszyscy wiemy...— burczy Dina, przewracając przy tym oczami.— Najlepszy sędzia ze wszystkich, tfu...!

— E tam, Bóg to nie jest sędzia...! Najlepszy sędzia, to Anna Maria Wesołowska...!— woła do nich Kreator, zaraz też dodając.— A co do księdza, to ja znam jednego...! Zawsze mnie tulił, gdy byłem mały...! Mojej mamie nie podobało się to, nie wiem czemu...! Ach, ale mam z nim wspaniałe wspomnienia...! Zawsze wspominam je, gdy patrzę na jego zwłoki w moim składziku...!

Clockwork rzuca sobie spojrzenie z Zero, nim zapyta się:

— A co masz jeszcze w tym składziku, w takim razie?

— TWOJE HOT MAJTKI, BEJBE!

Wrzask mężczyzny drażni wszystkich obecnych, gdyż jego piskliwy, elektryczny głos wraz z nagłym zwiększeniem się poziomu głośności, powoduje ból. Jedynie Toby stoi, zastanawiając się, czy na pewno dobrze wszystko usłyszał, by zaraz zaśmiać się, na samą myśl o czymś tak niedorzecznym. Coś tak nagłego nieco psuje nieco cały rytm tej rozprawy, wytrącając wszystkich z ich koncentracji... prócz Nathalie, która zbierając się do siebie, robi się wściekła:

— A więc to zrobiono z naszymi rzeczami, tak?! Oddano zbokowi, jak tobie!?

— Wcale nie! Oddano też innym zbokom, jak dyrektorce tego wszystkiego!— drażni się Kreator, mocno zadowolony z siebie, co słychać w jego głosie. Słysząc coś o dyrektorce tego, Nick mruży oczy, podobnie Emily, która staje prosto, zabierając samej głos:

— To nie jest moment, aby denerwować się na coś takiego... musimy najpierw upewnić się, że przeżyjemy, by składać zażalenia.

Jednooka zaciska usta i ostatecznie, już się nie odzywa na ten temat. Za to, Zero postanawia wypowiedzieć się:

— Ksiądz księdzem... ale to na pewno on mógłby być...? Nie wiem jak wy, ale typ nie wygląda, jakby miał przecisnąć się przez kraty... jestem pewna, że jakby założył moją bluzkę, to zrobiłby se z niej crop top...!

Jest to dość słuszna uwaga- patrząc na zielonookiego, da się zauważyć, iż nie jest najmniejszą osobą na świecie i zdecydowanie trochę masy ma. Mając tyle oczu skupionych na jego ciele, peszy się on nieco.

— Um... no tak... nie dałbym rady przecisnąć się przez kraty...

— Zresztą, też powinniśmy wszyscy pomyśleć o innej rzeczy, którą wskazała nam Kazimiera.— wtrąca się Blake, podnosząc nieco głos.— Do morderstwa doszło zaledwie parę minut, przed przebudzeniem się reszty osób. Ktokolwiek to zrobił, musiał działać wyraźnie szybko, nawet, jeśli działał z premedytacją. Bez obrazy wobec ciebie, doktorze, ale nie wydajesz się być najbardziej atletyczną osobą z nas wszystkich...

Smiley chce coś powiedzieć, ale ostatecznie nic nie mówi, rozumiejąc, że ktoś wygrzebuje go z kłopotów. Oczywiście, taka teza od razu wprawia wszystkich w zakłopotanie.

— W takim razie, chcesz nam powiedzieć, że zrobiła to osoba wystarczająco mała, aby przecisnąć się przez kraty i przy tym szybka, aby zrobić to, zanim ktokolwiek by się spostrzegł...?— ustala Kate, łapiąc się za głowę.

— Zupełnie jak Jeż Sonic...!— zauważa Kreator, ale zostaje zignorowany.

— Dokładnie tak.— potwierdza niebieskooka, co powoduje jeszcze większe zamieszanie.

— Świetne obserwacje, ale nie pomagają za bardzo, jedynie wykluczają księdza.— mówi Nick, aby dłonią pokazać po wszystkich obecnych.— Jak większość osób tutaj wpasowuje się w te kryteria...! Nawet ja, no ale, jak słyszeliście, ja nie mam z tym nic wspólnego...!

— Metoda wykluczenia, na pewno w takim razie odpada z listy podejrzanych Nick, Cornelius, Agnes... trzy osoby z trzynastu możliwych...— wylicza Elska na palcach, aby pokręcić głową.— I nawet, jeśli wykluczymy doktorka, to dalej mamy zbyt dużą pulę podejrzanych, całe dziewięć osób.

— Jak to, to, to jest jasne...! To jest doktor Smiley...!— upiera się przy swoim Toby, aby wreszcie czerwonooki odpowiedział mu ostro:

— A może to ty...?! W końcu, byłeś w sali medycznej i narobiłeś tam bałaganu...! Mogłeś zabrać sobie skalpel, a potem wyjść z rana i zabić Jane...! I teraz, próbujesz zwalić winę na mnie...!

— Toby? Ty jakiś głupi jesteś?— prycha Wright.— Jak on ledwo na śniadanie wstaje, nie ma szans, by obudził się z rana i zrobił coś takiego. Jak i jest zbyt słaby, aby całą noc czekać na okazję...!

— Ej...!

— No, to jest prawda... Toby może wiele, ale wstawanie rano to nie jest jedna z jego najlepszych umiejętności...— przyznaje Kate, na co Rogers nadyma policzki, wyraźnie obrażony na swoich przyjaciół.

To wszystko zdecydowanie nie pomaga im dowiedzieć się, kto jest winny temu wszystkiemu... jak i dalej wszystkie dowody wskazują na czerwonookiego, tak naprawdę... Kazimiera zaczyna wątpić w samą siebie... może to rzeczywiście on i Emily niepotrzebnie przeciąga sprawę...? Ale dalej ma wrażenie, iż czegoś w tym wszystkim brakuje... narzędzie zbrodni jest, ciało było, świadków nie ma, motyw... motyw... motyw...! To musi być ten brakujący element układanki. I od razu go szarooka przynosi:

— Też chciałabym zwrócić uwagę na coś... ciało Jane zostało pocięte... ale po co? Raczej sprawca nie mógł tego zrobić dla chorej satysfakcji z jej bólu, ponieważ nie miał czasu... i wyraźnie chciał szybko to załatwić, skoro ją uderzył w głowę. To skąd te ślady? Chciał nas zmylić? To jakiś sposób naznaczania ofiary? Uważam, że trzeba nad tym pomyśleć...

To jakby ożywia blondyna, który pstryka palcami.

— No to tutaj można też wsadzić wiele osób jako podejrzanych, skoro pytasz o to... z tego, co czytałem, Zero i Nathalie robią takie rzeczy...— informuje wszystkich Elska, na co się teraz to Zero oburza:

— Ej, ode mnie się odpieprz...! Ja jakbym już miała to zrobić, bym to bardziej artystycznie zrobiła, a nie jak dziecko, które nie umie noża używać...!

— Poza tym, jaki niby ktoś motyw miałby mieć? Czemu to byłoby ważne...?— dorzuca Judge Angels, drapiąc się po głowie.

— Jak wiem z pewnych źródeł...— słysząc słowo "źródła" z ust Rutha, złodziej kręci głową z politowaniem.— ... to policja ustala możliwe motywy, aby łatwiej dało się zidentyfikować sprawcę. Twój tatuś sędzia nie opowiedział ci tego?

Słysząc ostatnie zdanie, blondynka zaciska pięści i usta, a niebieskooki uśmiecha się. Atmosfera od razu robi się bardziej nerwowa, kiedy nastolatka naskakuje na trzydziestolatka:

— Nawet nie waż się mówić o tej gnidzie. On nie wiedział nic.

Nerwy czarnookiej wyraźnie zostały naruszone, co jednak nie zniechęca Elski do tego, aby przestał ją drażnić. Zamiast tego, dalej ją irytuje:

— Och, naprawdę? I dlatego go zabiłaś? W sumie, nie dziwię się, mnie też ojciec irytował...

Clark dosłownie tupie ze złości, słysząc to. Nie podoba się to osobom, które chcą już mieć rozprawę za sobą, co da się usłyszeć.

— Czy możecie te kłótnie zostawić na później...? Obawiam się, że mamy ważniejsze sprawy na głowie...— prosi Rosenberg z wyraźnym zmęczeniem w swoim głosie. Niestety, zostaje ona zignorowana, kiedy Kreator dorzuca oliwy do ognia:

— Oho, bójka, bójka będzie...! Coś ciekawego...!

— Nie zamierzam się bić.— wyznaje Judge Angels i słychać zawiedziony jęk Kreatora.— Może on jest debilem, ale bić słabszych od siebie nie będę.

— Hm? Sądzisz, że jestem słabszy od ciebie? Zabawne... jakie masz na to dowody, dziecko?

Wyraźnie Elska chce zdenerwować Dinę... ale po co? Kazimiera domyśla się, po co takie zagrywki- być może, chce za pomocą psychologicznych sztuczek, wydobyć jakoś więcej informacji... tylko, czy piętnastolatka jest odpowiednią osobą do tego...? Czemu nie zrobić tak z doktorkiem, czy księdzem...? Może po prostu blondyn chce być wredny...? Z pewnością udaje mu się to, ponieważ Clark robi się czerwona na twarzy.

— Takie, że bym ciebie mogła zabić, jakbym chciała...!— wydziera się czarnooka i wszyscy patrzą na nią podejrzliwie. Ta prędko się opanowuje, również wyjaśniając się.— Znaczy, mogłabym, ale przecież bym tego nie zrobiła...

— A skąd mamy mieć taką pewność, co...?— nie przestaje Ruth, co wywołuje już irytację. I słychać to u Corneliusa, wyjątkowo.

— Wystarczy tych przepychanek. Nic one nam nie dają, a nawet gorzej, oddalają nas od naszego celu.— ogłasza La Vacchia z nieco podniesionym głosem.

— A daj im się pobawić... może coś się ciekawego wydarzy...?— mówi Zero, zacierając ręce.

— Ta, pobiją się, zajebista rzecz, naprawdę.— ironizuje Tim, przewracając oczami.

— Ja już powiedziałam, nikogo nie zamierzam bić...!

Jej głos robi się bardziej piskliwy... powoduje to u Elski cichy śmiech, gdy znowu się odzywa:

— Mówisz, jakbyś nie miała krwi na rękach. Ale masz! Więc nie oszukuj nas, że nikogo byś nie zabiła...

— Skoro tak bardzo prosisz, mogę to zrobić z tobą...— głos dziewczyny ścisza się, kiedy grozi trzydziestolatkowi... atmosfera robi się jeszcze bardziej gęsta i nieprzyjemna. O ile jakoś przyzwyczaili się do tego, że ktoś umiera, oglądanie możliwego morderstwa już jest mniej przyjemne... niektórzy patrzą na to z irytacją, inni z zainteresowaniem, a jeszcze inni z obojętnością... czarnooka i niebieskooki wyraźnie mierzą się spojrzeniami, kiedy wszyscy czekają na kolejną wypowiedź Rutha... który ją dostarcza.

— To zrób to! Naciesz się tym, że możesz kogoś osądzić...!— pozwala jej blondyn, poprawiając swoje włosy.— Nawet, jeśli kiepski z ciebie sędzia... w końcu, jaki sędzia zabija przypadkowe osoby...?

To wyraźnie jeszcze bardziej odpala Dinę, która czuje, jak ktoś bardzo chce przekroczyć granicę jej cierpliwości. Jej prawa powieka drga, kiedy jeszcze mocniej zaciska pięści, jakby przygotowując się, aby przywalić mężczyźnie... wszyscy już oczekują, iż zacznie go bić, kiedy ponownie krzyczy na niego:

— Nie waż się tak mówić! Jestem dobrym sędzią, sprawiedliwym! Wiem, kto zasługuje na osąd, a kto nie! I nikt z nich nie był przypadkowy, Jane również! Em... znaczy...

Niespodziewanie, złość z Judge Angels opada, kiedy rozumie ona, co wykrzyczała... wszyscy wpatrują się w nią, w tym Elska z uśmieszkiem... słysząc jej wyznanie, niespodziewanie wszystkie elementy układanki wpasowują się w jedną całość dla wielu osób i wszystkie przypadkowe informacje, niespodziewanie tworzą ze sobą wspólną całość. Blondynka cofa się, starając się jeszcze wybronić:

— Ja... wierzę, że Jane powinna umrzeć... o to chodziło! Nie zabiłabym jej przecież...

— Ale byłabyś zdolna szybko zrobić to. Wszyscy widzieli twoje akrobatyczne zdolności.— zauważa Kazimiera, głową wskazując na balkon.

— Nie jestem jedyną taką osobą...!

— Nie chciałaś, bym przeszukiwał z tobą części cel... ponieważ pewnie bym znalazł twoje mokre rzeczy...!— przypomina sobie Cornelius, szerzej otwierając oczy.

— Wcale nie...! Nie wymyślaj...!

— Wstałaś wcześniej i zabiłaś Jane, też biorąc ubrania księdza, by nas zmylić. Zrobiłaś też nacięcia na jej ciele, aby też oddalić od siebie podejrzenia.— podsumowuje wszystko Marksmania, spojrzeniem mierząc piętnastolatkę, która przygryza z nerwów własne palce.

— I to jest prawda...! Muszę przyznać, jesteście sprytniejsi niż sądziłem...! A sądziłem, że macie jakieś uszkodzenia mózgu, każdy z was...!— zgadza się Kreator i na ekranie pojawia się napis: "Brawo! Wygrywasz karę!".

Wszystko to jest niczym dejavu.

Cholera, to nie tak miało wyjść... dała się sprowokować, zupełnie jak Helen... widziała, jakie on błędy popełnił i sama je popełniła... cholera, cholera, cholera...! Jej osąd jest teraz poddawany pod osąd... jak śmią to jej robić...?! Chce się dalej wykłócać, ale za bardzo boi się... przed oczami ma obraz eksplodującej głowy Helena... teraz ją to czeka... ją czeka taki los... z jej palców płynie krew, gdy za mocno zaciska na nich zęby, opadając na kolana i oddychając szybciej... niech to...

Czemu działała pod wpływem impulsu...?

Udało jej się wcześnie wstać, wyjątkowo... bardzo wcześnie. Mogła z łóżka zobaczyć sylwetkę, która schodzi na dół... łatwo po włosach i białej skórze, poznała Jane, nawet z przygaszonym światłem. Widząc ją, od razu przypomniało jej się, jaki komentarz dostała od niej poprzedniego dnia... i od razu poczuła złość. Niewiele myśląc, wyciągnęła coś spod materaca- skalpel i jego części, które ukradła pierwszego dnia, odkąd dostali salę medyczną.

Niezbyt wiele myślała... starała się jedynie nie zrobić błędów Helena- dlatego, idąc do Arkensaw, zabrała po drodze rzeczy księdza, by zwalić winę na niego... nawet nie szła po schodach, tylko zeskoczyła na dół, dość cicho, nie pierwszy raz, robiła coś takiego. I bez żadnej zapowiedzi, wpadła ona pod prysznice. Jane nawet nie miała szansy zareagować, kiedy blondynka rzuciła się na nią i upadła z nią na podłogę. Głowa Jane uderzyła lekko o nią, ale nawet po tym, nie miała szansy krzyczeć- nie, gdy czarnooka podcięła jej od razu gardło... było to proste.

Bardzo proste. Reszta wydarzeń, była również pod wpływem impulsu i nagłych myśli... rzucenie ubrań  w kąt, pocięcie ciała, szybki powrót... to wszystko, to było impulsem.

Niczym innym.

Wpatruje się w podłogę, mając wrażenie, że zaraz zwymiotuje... czuje na swoim języku własną krew, która spływa po jej dłoni, skapuje na podłogę... kaszle ciężko, czując jak powoli ją głowa boli... oddycha ciężej, zdając sobie sprawę, że dzieje się z nią to samo, co z jej byłym przyjacielem. Serce mocno bije jej, gdy może poczuć, jak ból w jej głowie robi się coraz gorszy... robi się cała czerwona i opuchnięta na twarzy... upada na podłogę kompletnie twarzą, nie chcąc czuć już tego bólu... chwyta się za nią, wydając z siebie jęk bólu... wszyscy już wiedzą, co oznacza to i oddalają się, nim dostaną sygnał od Kreatora:

— Wszyscy więźniowie, odsunąć się od karanego! Powtarzam, wszyscy więźniowie, odsunąć się od karanego...!

— N... nie!— krzyczy Dina, resztkami sił... ma wrażenie, że widzi na czerwono. Rozgląda się po wszystkich, gdy ledwo z bólu klęka, jakby szukając kogoś, kto by jej pomógł.— J... ja... nie zasłużyłam na to...! N... nie...! N...

Nie kończy swojego błagania o życie, kiedy jej głowa eksploduje- rozlatuje się ona na krwiste kawałki, które lecą wszędzie, ochlapując krwią ubrania wszystkich obecnych osób. Jej ciało opada ostatecznie na podłogę, nie mając już swojej najważniejszej części. Rozlega się dzwonek, na który każda osoba się krzywi i światło gaśnie. Jednak tym razem, niektóre osoby są już gotowe- a jest to między innymi Nick, który jak tylko gaśnie światło, ignoruje dzwonienie w uszach, aby iść do otwartych drzwi, gdzie zabierają ciało... z trudem idzie, bardzo powoli, ten pisk sprawia, że sam ma wrażenie, że głowa mu eksploduje... jednak, nie udaje mu się w pełni dotrzeć do celu- wkłada rękę, by nie zablokowano drzwi i jego nadgarstek zostaje mocno przygnieciony. Wydziera się z bólu, kiedy ktoś go jakby odpycha na podłogę. Upada i światło ponownie się zapala.

— Więźniowie nie mogą wejść bez pozwolenia do pomieszczeń służbowych.— oświadcza normalny Głos, kiedy Vanill ponownie wstaje, trzymając się za bolącą dłoń.— MA06, jeśli jeszcze raz spróbujesz wejść do pomieszczeń służbowych, zostaniesz poddany czynnościom dyscyplinarnym. Proszę dzisiejszą noc spędzić w sali medycznej. A teraz, zapraszam na porę obiadową.

Złodziej coś szepcze do siebie, kiedy Kazimiera i Smiley podchodząc do niego, by zobaczyć jak źle z nim jest... otwiera się okienko z paczkami jedzenia i wszyscy decydują się iść po nie, nie zwracając już uwagi na brak ciała dziewczyny.

— Rozcięcie... oby tylko ono...— komentuje Oleander, powierzchownie oglądając ranę białowłosego.

— W sali go przebadasz, pani doktor.— mówi jej czerwonooki, na co Nick marszczy brwi, a Kazimiera dopytuje się:

— A ty, jak widzę, naprawdę nauczyłeś się szacunku?

— Tak, tak...! Specjalnie dla ciebie...!

Kazimiera tylko wzrusza ramionami na to.

Cornelius pilnuje paczek jedzenia dla trójki, która poszła do sali medycznej. Stojąc przy okienku, zauważa on Emily- i ona go zauważa. Rzuca mu dość obojętne spojrzenie, biorąc paczkę dla siebie. Nie odzywają się do siebie, ale da się wyczuć ciężką atmosferę pomiędzy nimi... którą przełamuje pierwsza brązowowłosa:

— Rozumiem twoje rozczarowanie tym, że cię oskarżyłam... jeśli sprawiło ci to przykrość, to przepraszam, ale w obecnej sytuacji, musimy patrzeć na każdą możliwość.

— To zrozumiałe... tylko... byłem zaskoczony tym...— przyznaje zielonooki i ta dwójka podaje sobie ręce na znak zgody.

Chociaż było to wszystko nieco intensywne, szybko da się zauważyć, że mało kto przejmuje się kolejną śmiercią... wszyscy na spokojnie wracają do swoich codziennych zająć- jedzą obiad, robią coś, by zabić czas, rozmawiają... jakby kompletnie ich nie obchodziło, co się dzieje. Co jest prawdopodobne. Trudno jest przejmować się czymś, kiedy nie masz nad tym kontroli. To frustrujące, ale i tak czy siak, nic nie poradzisz na to.

Nieważne, co zrobisz.

***

FunPolishFox: No, to było szybkie... teraz, pora na wywiad...! I z okazji tego, że były dwa dni opóźnienia, to jeszcze w tą niedzielę postaram się go wstawić! Zatem, macie czas do soboty na zadanie mi pytań.

Kreator: I dobrze! Szybciej będzie na ekranach wszystkich, a to jest najważniejsze...!

FunPolishFox: No, to jak się dzisiaj podobało? Macie jakieś komentarze?

Kreator: WIĘCEJ MNIE!

FunPolishFox: Nie ciebie pytałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top