Odc.6 Cz.1- Świeża Krew

Wszyscy śpią... prawie wszyscy. Prócz jednej osoby, która zawsze wstaje wcześniej- Jane. Wychodzi ona spomiędzy krat, by iść pod prysznice... nie widzi, aby ktokolwiek inny wychodził... no tak, nawet na nią, jest dość wcześnie... ech, tak jest lepiej. Przynajmniej, nikt nie będzie jej przeszkadzał.

A przynajmniej, tak myśli, kiedy wchodzi pod prysznice. I gdy niedługo po tym, słychać głośne uderzenie, które nikt nie słyszy, z powodu tego, że reszta osób śpi.

Wyjątkowo, wiele osób dzisiaj jest wyspanych- zapewne dlatego, bo wymęczyła ich gra w wyzwania i zmęczenie sprawiło, iż szybko zasnęli. A dzięki temu, iż zasnęli szybko, sporo osób dzisiaj wstaje wcześnie, w tym Kazimiera. Szarooka ziewa, powolnie siadając na swoim łóżku... widząc, że niedługo szósta, jak zwykle, wstaje ona, aby iść umyć się... przydałoby się to. Wśród innych wstających osób jest Emily, czy Cornelius- i ten drugi, wstając ze swojego łóżka, zauważa coś... a jest to brak jego sutanny.

— Hm...?— szepcze do siebie, rozglądając się z otworzonymi szerzej oczami. Nie widząc swoich ubrań w celi, wychodzi z niej, rozglądając się po samym więzieniu. Jego roztargnienie dostrzega Marksmania, idąca się umyć.

— Coś się dzieje...?— dopytuje się brązowowłosa, a zielonooki jej odpowiada:

— Dzieje się... ale jeszcze nie wiem co... 

Widząc, że raczej nie pomoże mężczyźnie, dziewczyna idzie do pryszniców. Już przy samych drzwiach jest Kazimiera, nie zwracająca uwagi na kogokolwiek... za to zwraca uwagę na brak pewnej osoby- Jane. Ona zawsze wcześnie wstaje, by iść się umyć i żeby nikt nie patrzył się na nią. Czyżby dzisiaj zaspała...? Będąc blisko pryszniców, słyszy ona ze środka, że ktoś musi tam być, w końcu słychać jak woda uderza o kafelki... czyli Jane już tam jest, najwyraźniej. Kazimiera puka do drzwi, by dowiedzieć się, czy to na pewno czarnowłosa... jeśli to ktoś inny, to po prostu tam wejdzie. Nie słyszy odpowiedzi, na co zaciska usta. Co do cholery...? Tam ktoś głuchy siedzi i się myje...? Lekko zirytowana weterynarz otwiera drzwi.

Jednak od razu zatrzymuje się, widząc, co jest w środku.

A widzi, iż w środku ktoś jest... jednakże, nie jest to osoba żywa... to... to Jane? Tak, to Jane- leżąca pod aktywnym prysznicem... krew spływa wraz z wodą, z wielu ran na nagim ciele czarnowłosej... która nawet nie ma włosów... w boku pokoju widać rzeczy dziewczyny, wśród nich jest peruka. Ale, nie tym się przejmuje teraz kobieta- zamiast tego, podchodzi do zielonookiej, aby wyłączyć prysznic... Emily wchodzi za nią, by zobaczyć, co się dzieje. I widzi, jak Kazimiera sprawdza puls dziewczyny, by upewnić się, czy nie żyje... i nie ma dobrych wiadomości.

— Jane...? Ja... o cholera...!

Odwraca dziewczynę na plecy, by zobaczyć, że ma rozciętą szyję... nie, nie ma opcji, aby żyła... i widzi to również niebieskooka. Kiedy już jest jasne, że Arkensaw zmarła, czerwone światła migają po całym więzieniu, jak i rozlegają się alarmy, podobnie, gdy znaleziono ciało Jeffa. Wszyscy, którzy jeszcze spali, zostają brutalnie obudzeni przez to, co szczególnie nie odpowiada Zero.

— Nie możecie chociaż raz zamknąć się...?!— wydziera się białowłosa, opadając na swoją poduszkę i jęcząc w nią głośno.

— Ciało zostało znalezione! Powtarzam, ciało zostało znalezione! Zadaniem więźniów jest ustalić, co się stało! Wiecie już, co macie robić.— ogłosił Głos, na co wiele osób jęczy z frustracji. Światła przestają migać, a syreny gasną.

— A czy chociaż dostaniemy jakieś śniadanie...?— dopytuje się Elska, wychodząc ze swojej celi w samych bokserkach.

Przez moment, Głos nie odpowiada. Jednakże, chyba wyjątkowo osoby przetrzymujące ich mają dobry humor, ponieważ krata z paczkami jedzenia zostaje otwarta, jak i dostają informację:

— Macie pięć minut na zabranie swoich paczek jedzenia.

Na dosłownie ten sygnał, prawie wszyscy rzucają się na paczki jedzenia, chcąc zabrać cokolwiek, by nie głodować. Nawet Nick zostaje wcześniej wypuszczony z sali szpitalnej, aby mógł wziąć sobie śniadanie. Ksiądz, chcąc pomóc innym, wyciąga kilka paczek naraz, dając je osobom, które przybiegają. Takimi osobami, między innymi jest Tim powolnie człapiący się w samej koszulce i bokserkach, czy Dina, owinięta kołdrą, ledwo widać jej twarz. Jedyną osobą, która nie bierze od razu paczki jest Kazimiera... ogląda ona dalej ciało nastolatki, zastanawiając się, czemu nikt tutaj nie może być spokojny... kolejne morderstwo... po co ono...? Nie może zrozumieć... i czemu Jane...? Akurat to może zrozumieć... zawsze tutaj schodzi wcześnie, byleby nikt nie oglądał jej... więc dała szansę, by się zamordować. Pytanie jest dalej, kto to zrobił...? I po co...? Jaki miałby w tym cel...?

Z tymi pytaniami, idzie ona po swoją paczkę, szczęśliwie, ksiądz jej daje ją. Jednak są osoby, które są szczęśliwie z powodu czyjejś śmierci- a jest to Smiley.

— No, wreszcie, robota dla mnie...! Pani Oleander, ponownie mi pani pomoże...?!— woła czarnowłosy, klaszcząc szczęśliwie. Dosłownie wszyscy, którzy są na stołówce, patrzą się na niego z dość ciętymi spojrzeniami... na co mężczyzna się peszy.— Znaczy... to... tragedia... um... ja... nieważne...

Wycofuje się on do sali medycznej, nie chcąc, by już inni spoglądali na niego. Wręcz jest to dejavu, do sytuacji z Jeffem, kiedy wszyscy podejrzewali Jane... ponieważ teraz, wszyscy podejrzewają Doktorka. Czy wybroni się on? A może to naprawdę był on?

To się dopiero okaże.

***

Kreator: A czemu nie pokazano mnie na początku?! Co to ma znaczyć, za cenzurowanie mnie!?

FunPolishFox: Bo nikogo nie obchodzi to, co my gadamy, tylko to, że ktoś zmarł? Jakby, ludzie oglądają to show dla krwi, jakbyś zapomniał.

Kreator: Pieprzenie! Wszyscy oglądają to show dla mnie...! W końcu, ja jestem maskotką tego show! To ze mnie robi się merch do kupienia...!

FunPolishFox: Nie tylko z ciebie, też będzie merch z zawodników.

Kreator: Ale to ja będę się głównie sprzedawał! Każdy będzie chciał kupić pluszowego mnie! Nawet ja siebie kupię, całą armię, by zabrać ci to show i...!

Jason the Toy Maker: Czy wy robicie tutaj jakąś reklamę dla merchu, który wyjdzie...?

FunPolishFox: Nie... albo tak, skoro już gadamy, kupcie nasz merch, jak wyjdzie! Na razie, specjalna firma się zajmuje jego produkcją...!

Nathan the Nobody: Przyznaj, pewnie Puppeteer to projektuje, prawda? Emra i Zachary przecież zniknęli nagle...

FunPolishFox: ... słuchaj, za darmo on nie siedzi tutaj.

Kreator: A ty po co tu siedzisz?! Na pewno nie po to, by pracować! Mieliśmy dwa dni opóźnienia...! A tak być nie może, dobrze wiesz, jak bardzo potrzebuję atencji! I NEED ATTENTION!

Tina: A czy przypadkiem nie przygotowywałeś jakiejś kary dla Asmodeusza, czy coś?

Asmodeusz: Że co?

Kreator: WIEDŹMO, CZEMU O TYM MÓWISZ, NIE WIESZ, ŻE O NIESPODZIANKACH SIĘ NIE MÓWI?!

Wyjątek: Jak ty dosłownie powiedziałeś to na wizji. Nie słyszałeś tego, Asmodeusz...?

Asmodeusz: Poszedłem do łazienki.

FunPolishFox: Ta, to tyle z planu twojej zemsty, Kreator, sorry not sorry.

Kreator: Jeszcze się przekonamy...! Element niespodzianki zniknął, ale zemsta dalej będzie świetna...! A potem, zemszczę się jeszcze na tej wiedźmie, za wygadanie wszystkiego! I na Karolu, za...!

Tails.Doll: Możemy przełączyć już na zawodników?

Sonic.Exe: Jasne! W sumie, już pora na to...

Kreator: WSZYSCY MI ZAPŁACICIE...!

***

Po zjedzeniu dość marnego śniadania, parę osób zaczyna robić dochodzenie, szukając jakichkolwiek dowodów... oczywiście, pewne osoby nie biorą w tym udziału. I jest to ponownie grupa Toby'ego, Kate i Masky'ego, którzy siedzą w celi tego ostatniego.

— Jesteś pewien, że to doktorek...?— upewnia się Tim, spoglądając na swojego towarzysza, siedzącego na łóżku.

— N... na sto procent...! S... sami widzicie, jaki on jest...!— przyznaje szatyn, jąkając się przy tym, jego prawa powieka również drga.

— No rzeczywiście, trochę doktor jest... oderwany od rzeczywistości... ale sądzicie, że naprawdę postanowił zaryzykować i zabić kogoś...?— zauważa Kate, drapiąc się po policzku. Dostrzegając zdziwione spojrzenia swoich przyjaciół, tłumaczy się.— No bo pomyślicie o tym logicznie... Smiley musiałby być skończonym idiotą, by kogoś zabić. Wszyscy uważają go za szaleńca oraz dziwaka... naprawdę by ryzykował swoje życie, będąc tak bardzo nielubianym...?

— Katie, może on nie jest idiotą, a szaleńcem.— poprawia ją Wright, wzruszając ramionami.— To, że nikt z naszej trójki jeszcze nie postradał zmysłów nie znaczy, że wszyscy tutaj są zdrowi psychicznie.

— Poza tym, może facet chce umrzeć...? Jak Tim...?— wtrąca swoje pięć groszy Rogers, a Timothy nie może nie zgodzić się:

— Słuszna uwaga. Jakbym miał przy sobie psi przysmak, dałbym ci go.

— Dzię... o ty chuju.

Na to, Hayes może tylko westchnąć z rezygnacją.

Kazimiera nie była pewna, jednakże postanowiła przeprowadzić tą sekcję zwłok ze Smileyem, gdyż on głównie urzęduje w sali medycznej, więc ma przy sobie wszystkie potrzebne narzędzia... stara się ona nie pokazać, że nie ufa mu, zwyczajnie trzymając przy sobie jeden ze skalpeli, aby w razie czego, obronić się.

Nagie ciało zmarłej położyli na jednym ze szpitalnych łóżek, by przyjrzeć się się mu na razie, na powierzchowne zranienia... i doktorek dokładnie wszystko opowiada, podczas gdy kobieta też zapisuje to:

— Hm, hm, hm... Jane Arkensaw jest ofiarą... i czy się nie mylę, ale te oparzenia już są dość stare... to wiadomo chyba, czym tak bardzo Jeff jej zaszkodził...! Ale zobaczmy, co tu jeszcze mamy... przecięte gardło, tętnica... to musiał być powód śmierci... mnóstwo ran ciętych, na całym ciele... to musiało być zrobione ostrym narzędziem, jak... nożyczki albo skalpel... och... OCH...

Niespodziewanie, głos czerwonookiego ścisza się, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. Szarooka spogląda na niego, jak marszczy on swoje brwi. Nim zdąży spytać się, o co chodzi, to czarnowłosy uderza pięścią o ścianę, na co kobieta wzdryga się.

— Oczywiście! Znowu ktoś tutaj wszedł i coś ukradł...! Czekaj... przecież tu był Nick...! Cholerny dzieciak ukradł coś...! Już ja mu pokażę...!

I wychodzi, z przytupem, z sali medycznej. Oleander tylko mruga przez chwilę, zaskoczona tym... cóż, nie powinno oczekiwać czegokolwiek innego od osoby takiej jak on. Postanawia skupić się na ciele Jane... jak Smiley dostrzegł, ma mnóstwo oparzeń od ognia, już starych... dlatego pewnie nie chciała, aby ktokolwiek oglądał ją pod prysznicem. Spogląda też na zranienia, na jej ciele... wydają się nieco przypadkowe- są cięcia na kostce, na brzuchu, na ramieniu, na policzku... przyglądając się im bliżej, nie są też one głębokie... nie zostały raczej zrobione, aby Jane czuła ból, czy zmarła przez nie... wydają się być zrobione ot tak. Czyli, dlaczego...? Musi się temu jeszcze przyjrzeć... obracając nieco głowę łysej kobiety, widzi ona coś, czego nie dostrzegła od razu, przez oparzenia... a jest to siniak. Jakby ktoś uderzył zmarłą, nim ją zabił... w głowie, powolnie robi sobie obraz tego, co się musiało stać. Ktoś wszedł pod prysznice, gdy Jane myła się... zielonooka musiała być przez to niezadowolona i żeby nie zrobiła hałasu, została uderzona... albo uderzona została, by łatwiej było podciąć jej gardło... to pewne jeszcze nie jest...

Musi ona dowiedzieć się więcej, by mieć pewność.

Podczas, gdy w sali medycznej jest sekcja, to miejsce zbrodni jest oglądane przez pastora, Emily oraz Agnes. Chcąc zobaczyć, czy jest tutaj cokolwiek, co by pomogło rozwiązać sprawę... i dość prędko białowłosa coś znajduje:

— Um... chyba to należy do ojca...

Mówiąc to, klęczy ona przy sutannie, rzuconej w kąt... jest zamoczona ona, przez wodę oraz krew. Grek podchodzi do swojej szaty i bierze ją w swoje dłonie, uważnie się jej przyglądając. Ogląda on zabrudzenia na niej, podczas kiedy Emily zauważa coś innego- a jest to skalpel... włożony dość kiepsko w trzon od skalpela. Bierze to, aby przyjrzeć się uważnie... woda musiała zmyć z tego narzędzia krew, lecz oczywistym jest to, że tym Jane została zabita. Kiedy niebieskooka ogląda to, ksiądz wypowiada się... mówiąc jakby sam do siebie:

— Ktoś... ktoś ukradł mi w nocy... moją sutannę... i podrzucił ją... 

— To sądzisz, że ktoś cię wrabia, w takim razie...?— zastanawia się głośno Agnes, unosząc swoją brew.

— Możliwe... Helen chciał zrzucić całą winę na Jane za swoje zabójstwo, zatem teraz może być podobna sytuacja.— przyznaje Blake, wcinając się w rozmowę. Wstaje ona ze swoich klęczek.— Ale to zostanie potwierdzone dopiero, kiedy zobaczymy resztę dowodów.

— Ktoś musi mnie wrabiać... jestem niewinny...!— broni się ksiądz, ale wydaje się, że nikt mu w pomieszczeniu nie wierzy. Agnes marszczy nos, a Emily patrzy się na niego obojętnie.— Ja... nie jestem jakimś mordercą...!

Mówi to jakby z lekką paniką w głosie... jakby obawiał się, że jeszcze to on skończy bez głowy. Agnes tylko zabiera swoje spojrzenie, gdzie Marksmania powtarza się:

— Jak powiedziałam... wszystko się potwierdzi. Potrzebujemy więcej informacji.

Dość zimna postawa dziewczyny wywołuje u pastora desperację, gdy zaciska swoje usta, już się nie odzywając... obecnie, nie ma jak się wybronić... nie jest w stanie potwierdzić, że rzeczywiście nic nie zrobił, o ile ktoś czegoś nie dostrzegł... dlatego, wychodzi z sali, aby samemu czegoś jeszcze poszukać. Czegoś, co pomoże mu.

Oczywiście, na stołówce są już osoby, które szukają dowodów, czy powiązań na swoje sposoby- Dina chodzi po całym miejscu, uważnie się rozglądając po wszystkich kątkach, czy zakątkach, swoimi czarnymi oczami starając się odnaleźć cokolwiek, co by pomogło obecnie. Wraz z nią, chodzi Nathalie, już mniej energicznie szukając, ale jednak zaglądając pod stoliki, by coś odnaleźć. Z nimi też jest Zero, która cóż... jedyne, co robi, to przewraca kosze, pod pretekstem tego, by przeszukać je. Przy jednym ze stolików siedzi Nick z Elską, przeglądając wszystkie gazety, jakie mają, gdyż Ruth uznał, że przeczytanie wszystkiego raz jeszcze, na pewno im pomoże... złodziej jednak ma wątpliwości:

— Słuchaj, to, że przy tym gówniarzu Helenie powiedzenie o gazetach pomogło nie znaczy, że każdy da się na to złapać... szczególnie, że element niespodzianki to mamy za sobą pewnie.

— Stary, ale to zawsze działa! FBI używa takich sztuczek cały czas i działają...!— upiera się blondyn, rzucając papierami o stolik.

— A to niby skąd wiesz...?— chce wiedzieć Vanill, patrząc podejrzliwie na swojego towarzysza.

— Z podcastów kryminalnych. Tam zawsze o tym mówią.— wyznaje niebieskooki, pewny siebie, a białowłosy chowa twarz w dłoniach, wzdychając ze zmęczenia.

— To, że słuchasz podcastów nie znaczy, że wiesz wszystko...!— poprawia go złodziej, ale Ruth upiera się przy swoim:

— Ale chociaż wiem sporo...! Nie wszystko, ale dużo...!

— Słuchanie ciebie potwierdza stereotypy o durnych blondynkach, naprawdę...— rzuca Nick, kręcąc głową z politowaniem, na co już się Elska obraża.

— Ej! Przynajmniej, nie wyglądam jak jakiś edgy nastolatek!

— Dobra, weź się już zamknij, zanim...

— TY PRZEKLĘTY ZŁODZIEJU!

Wrzask Smiley'a skupia na sobie uwagę wszystkich, którzy są w pobliżu. Dziewczyny przeszukujące stołówkę patrzą na czerwonookiego, przestając chodzić, sam Elska i Nick wpatrują się w mężczyznę. Kate, Toby oraz Masky wychodzą na balkon, by zobaczyć, skąd się wziął ten wrzask. Cornelius, który dopiero co wyszedł z łazienki, marszczy swoje brwi, a z samego pomieszczenia wyglądają Agnes oraz Emily, by również dowiedzieć się, o co chodzi. Doktor wchodzi ciężkimi krokami do stołówki i nim się ktokolwiek obejrzy, stoi przy Vanillu, aby chwycić go za jego koszulę.

— Myślisz, że ot tak możesz wchodzić i kraść mi sprzęt...?! Tak ci przyłożę, że pożałujesz...!— dalej wydziera się czarnowłosy, potrząsając białowłosym, który zaczyna wyrywać się i krzywić do tego.

— Weź puszczaj dziwaku, ja ci nic nie ukradłem...!

— A kto spędził całą noc w sali medycznej, do cholery?! Przyznaj się, zwinąłeś skalpel, by mnie wrobić, cholero jedna...! Ugh!

Nick uderza doktorka w twarz, by ten wreszcie go puścił. Czerwonooki cofa się, łapiąc się za uderzone miejsce. Nieco maska mu się zsunęła, więc ją poprawia prędko, nim ponownie spróbuje chwycić złodzieja, który unika tego, odsuwając się na bok. Obydwaj mężczyźni zaczynają ganiać się po całym miejscu... nie jest to pierwszy pokaz przemocy tutaj, zatem nikt nie zwraca już specjalnej uwagi, może jedynie pojawiają się komentarze.

— Gdybym była wyspana, może też bym za nimi poganiała. Wygląda to jak fajna zabawa.— stwierdziła Zero, gdy ta dwójka przebiegła obok niej. Clockwork spogląda na nią dziwnie.

— Czy ja wiem... wyglądają jak dwójka dzieci w przedszkolu, która gania się, bo jedno drugiemu zabrało zabawkę...

— E tam, nie znasz się.

— Sądzicie, że doktorek go zabije teraz?— dopytuje się Rogers, oglądając to widowisko.

— Zależy, jak bardzo pojebany jest.— odpowiada mu Tim, wzruszając ramionami.

— Chyba bardzo, tak patrząc na niego... — dodaje Kate.

Prędko wszyscy ignorują tę gonitwę... nawet La Vacchia wzdycha ciężko, chyba nie będąc pewnym, czy ma siłę przerwać to... jednakże, decyduje się chociaż spróbować.

— Starczy już tego...— mówi i chwyta bluzę Smiley'a, gdy ten przebiega obok niego. Postawny mężczyzna jest w stanie łatwo zatrzymać chudszego od niego czerwonookiego, który dosłownie warczy przez to.

— Nie wtrącaj się! Ja się zajmę tym gagatkiem, odechce mu się kradzieży...!— woła czarnowłosy, próbując się wyrwać zielonookiemu, który przyciąga go do siebie.

— A skąd wiesz, że rzeczywiście to on ukradł cokolwiek...?— zauważa brązowowłosy, na co już doktor przestaje się szarpać.— Jeszcze nie mamy zapewne wszystkich możliwych śladów, zatem, oskarżanie go jest bez sensu... zresztą, jeśli rzeczywiście to on cokolwiek ukradł i zrobił, to to wyjdzie podczas... rozprawy, że tak powiem...

I na to, ksiądz puszcza Smiley'a, który myśli nad tym przez chwilę... rzeczywiście, to nie jest głupia myśl... i... trochę przesadził... Nick stanął niedaleko, biorąc głębsze wdechy, zmęczony tą bieganiną... widząc go, doktor rozumie, że popełnił błąd... przełyka ślinę, gdy rozumie, iż teraz to on będzie głównym podejrzanym... nie bardzo wie, co ma ze sobą zrobić, w tej sytuacji. Dlatego, ucieka do sali medycznej, aby tam się ukryć przed możliwymi osądami. 

W międzyczasie, na balkon wchodzi ksiądz... chce jeszcze samemu przeszukać ten obszar... w końcu, musi znaleźć dowody na prawdziwego mordercę, aby samemu nie dostać...! Wchodząc, czuje się nieco rozczarowany postawą Emily... rozumie on, skąd jej postawa się bierze, ale i tak... liczył, iż będzie miała ona więcej wiary w niego, po ich rozmowach. Kiedy wreszcie wchodzi na górę, dostrzega on tam jakąś osobę- a jest to Dina, która prędko wychodzi z jednego pokoju i wchodzi do kolejnego. Czyżby też robiła poszukiwania po pokojach...? Zielonooki chce już wejść do najbliższej celi, ale dostrzega to blondynka.

— Ksiądz też tutaj sprawdza?— pyta się, a brązowowłosy potakuje.— To pan idzie do tamtych celi...! Tutaj już sprawdziłam...!

I wskazuje na cele po drugiej stronie. Pastor ponownie potakuje na to, aby iść tam, gdzie wskazuje mu czarnooka.

Kazimiera wzdycha, czytając raz jeszcze to, co sobie zapisała... zrobiła sama większość sekcji, by mieć pewność, że nic nie przeoczy... i nic nowego nie odnalazła. Na pewno przyczyną śmierci jest jej rana na gardle... uderzenie na głowie, cięte rany na ciele... tylko po co to wszystko...? Tego jeszcze nie wie... do sali wchodzi ponownie Smiley, cały czerwony. Słyszała jego wrzaski stąd, jednakże nie zamierzała sprawdzać, co się niby działo... widząc, jak szarooka siedzi, czerwonooki jęczy głośno.

— Nie mów mi, że sama zrobiłaś tą sekcję...?— nie dowierza doktor, a weterynarz wzrusza ramionami.

— A co miałam robić, kiedy ty wyszedłeś jak wariat stąd?— prycha brązowowłosa, nawet nie patrząc na niego.— Ciesz się, że przynajmniej nie musisz nic już robić...

— Cieszyć się...? Nienormalna jesteś?!— słysząc jak ponownie głos mu się podnosi, trzydziestolatka przewraca oczami.— Z czego niby?! Dwie osoby powinny robić sekcję...! W tym jedna, która ma uprawnienia do robienia tego na zwłokach ludzi...! Nie, żebym podważał pani zdolności, ale znacznie lepiej by było, gdybyśmy to zrobili razem...

Bardziej chodzi o to, że czarnowłosy uwielbia robić takie rzeczy, ale jest na tyle przytomny, by nie mówić tego teraz. I tak już jest w głębokim dole, więc woli nie kopać go sobie jeszcze bardziej. To jednak też nie jest najlepsza rzecz, jaką mógł powiedzieć, ponieważ Oleander poprawia swoje okulary, zaciskając przy tym usta.

— Sądzisz, że skoro zajmuję się zwierzętami, to powinnam trzymać się z boku, co?— warczy do niego brązowowłosa, wstając i też przy tym prostując się. Dopiero teraz tak patrząc na nią, Smiley może dostrzec, że chociaż kobieta jest niska, to z pewnością postawą może nieco zdominować inną osobę... szczególnie, ze swoim ostrym jak żyletka spojrzeniem. Rozumie, iż zamiast dużego błędu, popełnił mniejszy błąd.— Uważasz się za lepszego?

— Nie... oczywiście, że nie... po prostu ja... — plącze się czerwonooki, by jakoś wyjść z tej niezręcznej sytuacji... nim zdąży wymyślić coś, kobieta puka go palcem w klatkę piersiową, dość boleśnie, na co krzywi się.

— Posłuchaj mnie, niedorobiony chłopaczku. Nie po to tyle lat spędziłam w technikum, a potem na studiach, aby jakiś podrzędny złodziej karetek mi mówił, że nie mam kwalifikacji do czegoś.— cedzi w jego stronę szarooka, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.— Jeśli kiedykolwiek jeszcze powiesz coś takiego, ty następny skończysz jako zwłoki na sekcji. Rozumiemy się?

Być może przesadza, ale cóż... mało przyjemne wspomnienia przyszły jej do głowy... o dość wrednych gówniarzach, którzy też podważali jej kompetencję... doktorek patrzy wszędzie, byleby nie na kobietę, przeklinając własną głupotę... zanim dojdzie tam do jakiś czynów karalnych, do środka wchodzi Emily. Obydwoje doktorów odchodzi od siebie, na co dziewiętnastolatka przygląda się obojętnie.

— Coś masz, Emily...?— chce wiedzieć Kazimiera, postanawiając zapomnieć o Smiley'u... na razie.

— Tak... przeszukałam już prysznice z Agnes i Corneliusem... znaleźliśmy tam narzędzie zbrodni...— mówiąc to, niebieskooka wyciąga skalpel z trzonem od niego. Doktor Smiley przygląda się mu, aby syknąć.

— Ktokolwiek użył tego, wyraźnie nie ma doświadczenia medycznego. To ledwo siedzi...!— narzeka czerwonooka i Polka musi się zgodzić:

— To prawda... ale, przynajmniej na pewno wiemy, że zabito Jane skalpelem... rany by się zgadzały, wszystkie są cięte, oprócz jednego siniaka na głowie... znaczy, na całym ciele ma rany cięte, w tym jedną na szyi, która musiała ją zabić.

— Hm... najpierw ją ogłuszono, a potem użyto skalpela, aby pociąć...?— wnioskuje Marksmania, pocierając swój podbródek.— A możecie ustalić, które cięcia były pierwsze...?

— Nie bardzo... wszystkie musiały być wykonane w zbyt bliskim czasie, aby cokolwiek stwierdzić takiego... — informuje Kazimiera, a Blake potakuje.

— Rozumiem... a nie słyszeliście nic z rana...? Żadnych dźwięków, ani nic...?

Smiley kręci głową na nie, podobnie Kazimiera. Po usłyszeniu tego, Emily wychodzi, przemyśleć wszystko, czego dowiedziała się, jak na razie. Ktoś z rana musiał zakraść się cichaczem pod prysznice, ogłuszyć Jane i tam zabić ją oraz pociąć jej ciało... ktokolwiek to był, nosił szaty księdza. Musiał zrobić to szybko, aby nikt nic nie zauważył. Też najwyraźniej, nie ma doświadczenia medycznego, skoro nie wie, jak korzystać z trzonu skalpela. Nie pomaga to za bardzo przypiąć komukolwiek miarki mordercy... o ile, dana osoba nie zrobiła tego wszystkiego specjalnie... co, jeśli ktoś specjalnie nieumiejętnie wykorzystał trzon skalpela...? I pociął ciało...? To jest możliwe. Zauważa, jak Dina oraz Cornelius schodzą z balkonu... musieli przeszukać już cele... z nimi też musi porozmawiać.

— Znaleźliście coś...?— od razu pyta, nie chcąc marnować czasu.

Cóż... ksiądz nie znalazł na pewno nic, co by pomogło... jedynie prywatne rzeczy wszystkich osób... również Dina dobrych wieści nie ma:

— No nie bardzo... jedynie dużo osób nie pościeliło łóżek...

— Też nic nie odnalazłem... niefortunnie... 

Marksmania nie odpowiada nic na to... wydaje się obojętna wobec tego wszystkiego. Ale, myśli ona mocno nad tym wszystkim. Na pewno znajdą sprawcę... skoro ostatnim razem się udało, to raczej teraz też się uda.

O ile jakieś ważne dowody nie zostały ukryte, czy przeoczone...

***

Kreator: Wreszcie, moja pora, moja pora...! Nie mogę się doczekać...!

Puppeteer: Ta, idź i pogadaj im trochę głupot...

Sonic.Exe: Hej, Jeff biega jak szalony po całej placówce, drąc się... powinniśmy coś z tym zrobić?

FunPolishFox: Cieszy się ze śmierci Jane... lepiej zostaw go, niech się spierdolina wybiega, aniżeli jeszcze spróbuje na nas wymusić, byśmy nie pomagali Jane... nie chcę tu jeszcze Bloodborne na żywo z nim...

Kreator: A to- czekaj, czemu Bloodborne?

FunPolishFox: Po pierwsze- gram w to.

FunPolishFox: Po drugie, Jeff kojarzy mi się z Bestią Żądną Krwi, która jest taką samą spierdoliną, co on i nie powinna istnieć, więc no.

FunPolishFox: Dlatego.

Kreator: Hmhmhmhmhm, i tak lepiej niż osoby, grające w Genshin Impact...! Te animozjeby, które chcą przelecieć wszystkie anime dziewczynki i anime chłopców...

Puppeteer: A ty myślisz, że nikt nie chce przelecieć postaci z Bloodborne?

FunPolishFox: Gdyby dało się romansować w tej grze, bym wzięła Eileen na moją sugar mommy.

Puppeteer: No też właśnie.

Sonic.Exe: Już myślałem, że mówicie o potworach i ktoś chciałby przelecieć jakiegoś z nich.

Kreator: No właśnie, jebanie potworów jest normalne! Ty widziałeś Amygaldę?! Vicar Amelię?! Pająka Rom?! To są dopiero sexy kobitki! Nie to co jakaś Lady Maria, czy Alfred, phi... ojciec Gascoigne też niezły...!

FunPolishFox: Dobra, Daddy Gascoigne w ludzkiej postaci też nie wygląda źle...

Kreator: Miałem na myśli drugą postać! Normalni ludzie są nudni...! Potwory to są ciekawe...! Nie wiesz nawet, gdzie wsadzić co...!

Sonic.Exe: Ludzkość mnie przeraża i fascynuje, im więcej wiem o was.

Puppeteer: Lepiej nie wiedzieć wszystkiego... o ile nie chcesz oszaleć.

FunPolishFox: Może lepiej zakończmy ten odcinek, nim jeszcze powiemy coś, co sprawi, że stracimy oglądalność...

Kreator: Wyjątkowo się zgadzam, jeśli czegoś nie chcę znać, to twoich chorych kinków, ty lisie jeden.

Puppeteer: Nikt z nas nie dostaje wystarczająco pieniędzy, aby słuchać o czyichkolwiek kinkach.

FunPolishFox: Prawda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top