Przełamanie lodów
Kreator: Wow...! Dopiero w piątym odcinku rozprawa!? I ten odcinek jest tak szybko?!!
Kreator: Fajnie, miałem więcej czasu, by wyglądać kawaii!
Roześmiany Jack: Nie pierdol, tylko pokazuj co dalej!
Kreator: Geez, już, już...! Spokojnie, panie "Nikogo-Nie-Obchodzi-Co-Mówisz"!
Roześmiany Jack: Ej!
Roześmiana Jill: Niestety, to prawda, bracie...
FunPolishFox: Przegryw hard.
***
Karol, po dłuższym biegnięciu, dociera wraz z paroma innymi osobami do lasku, gdzie chyba właśnie ciało musi być. Widzi on, że z plaży przychodzi Jeff z Silent'em, a także Fox i Elska, z Liu. Całą szóstką docierają do lasku, gdzie jest reszta osób i doznają lekkiego szoku, kiedy widzą, kto zmarł. Zwłaszcza Jeff, którego oczy prawie wypadają z gałek.
To Jane. A raczej, jej zwłoki. Ciało leży z wbitym w nie chyba nożem po samym środku szyj. Wszyscy na kilka chwil zastygają, gdy widzą to, co się stało. Sam Lis potrzebuje paru chwil, by ogarnąć to wszystko. Jeszcze nie jest do końca przebudzony, więc mu umysł działa wolniej niż zazwyczaj. Dobra, on zemdlał i cholera z nim... ale kto inny zabił tę hipokrytkę? Rozgląda się po reszcie i jego wzrok zatrzymuje się na Jeffie. No, to jest najbardziej prawdopodobna opcja, jakby nie patrzeć. I sam Killer, wydaje się to z lekka potwierdzać.
— Hell yeah! Ta dziwka wreszcie nie żyje!— cieszy się białoskóry, prawie podskakując w miejscu i pewnie uśmiechając się, chociaż cały czas się uśmiecha.— Chwała dla tego, kto to zrobił! Jest tak samo świetny, co ja!
— Czyli chwała tobie, co?— rzuca w jego stronę Liu, z wyczuwalnym jadem w głosie.— W końcu, to ty ją musiałeś zabić.
— Ej, ej! Może i nie znosiłem jej, ale to nie ja ją ukatrupiłem!— zaprzecza Woods, tracąc swoją radość. Wzrusza ramionami.— Równie dobrze, mogła ją nawet zabić papierowa torba...
— Uważaj, bo ktoś ci uwierzy...
— Ej, chłopaki, po co się denerwować...?— wtrąca się Elska, unosząc ręce w akcie pokoju.— Nie lepiej po prostu robić to śledztwo, a potem się zabijać, jak będzie można...?
— Zabijanie, nie po drodze mi, być ono może jednakże po...— wyznaje Fox, z lekkim zamyśleniem oglądając zwłoki. Następnie, patrzy na doktorka.— Użyczysz pomocy...?
— Oczywiście. Tylko zabierzmy ją może do innego miejsca, gdzie będę mógł ją dokładniej obejrzeć.— zgadza się na to Smiley, zacierając dłonie.
— Ech... jak chcecie, to sami się bawcie w to, ja nie mam zamiaru w tym uczestniczyć.— oświadcza Zach i chce już odejść, ale powstrzymuje go Lily, chwytając go za nadgarstek.
— Pomożesz nam w tym. Lepiej nie ryzykować odmawianiem.— stara się go przekonać szatynka.
— Wow! Zabawa w detektywów! Genialnie!— zachowuje optymizm Sam, by następnie radośnie zacząć szukać jakiś poszlak dookoła ciała. Nie da się jednak nie zauważyć, delikatnego zdenerwowania w jej ruchach, kiedy się trzęsie.— Będę jak Sherlock Holmes...!
— Tylko nie każ mi być Watsonem... ani ktokolwiek z was.— oświadcza IRA, po prostu oglądając, co jego towarzyszka robi.
I tak, wszyscy powoli się rozchodzą, jedni nie uczestnicząc w akcji, a inni starając się znaleźć jakieś dowody. Niebieskooki postanawia też przyłączyć się do szukania dowodów, sądząc, iż sam rozwiąże tę całą sprawę, bez niczyjej pomocy.
***
Harcerz: Wow, sądziłem, że jednak Karol pierwszy umrze...
Matrix: Niestety, takie jest rozczarowanie...
Nick Vanill: Czy tylko mi się wydaje, czy coś dziwnie Elska się Fox uczepił...?
Nurse Ann: Z lekka...
***
— Posiadasz miejsca tego obraz...?— pyta się rudzielec Islandczyka, który pokazuje mu jakiś rysunek. Jest to graficzne przedstawienie całej wyspy, wykreślone przez właśnie Elskę. Oboje przyglądają mu się.
— Tak, mam to... też od razu zaznaczyłem, w jakich miejscach byliśmy my i gdzie zostały znalezione zwłoki... też mam listę wszystkich osób, z których skreślę całkiem czystych...— oznajmia mu blondyn, pokazując narysowane krzyżyki na mapie.— A co wiemy od doktorka?
— Świeżość w zwłokach trwała, znalezione wówczas gdy były.— odpowiada mu szarooki, poprawiając okulary.— Minut kilka zaledwie, po śmierci ujrzeniu...
— Czyli musimy przeglądać osoby, które albo są samotne, albo na czas kilku minut opuściły swoje grupy... wiemy, kto był samotny?
— Król Karol, Rycerz Jeff chyba, Liu Bliznowatego, Pustelnik Silent, Wojowniczka Olivia, Skrytobójczyni Lily, Szpieg Zachary, Medyk Smiley i Panienka Pie... rzec muszę, najbardziej oskarżany któż jest...?
— Nie trzeba, wiadomo, że to Jeff... jednak mam wrażenie, że tym razem mówi prawdę i to nie jest on... ale na razie, sprawdźmy inne poszlaki, które mamy. Lepiej być ostrożnym.
— Nie mogę zgodzić się nie.— prawdę mówiąc, Fox nie widzi się za bardzo poszukiwanie poszlak z tym człowiekiem, jednak woli teraz współpracować z innymi. Nawet, jeśli Ruth'woi za cholerę nie ufa po tym, co słyszał o nim.
Po pewnym czasie, wreszcie nadszedł koniec szukania poszlak i bawienia się w detektywów i wszyscy zostają zebrani do jednego miejsca- do ogniska, gdzie obecnie jest dziewiętnaście miejsc, tymi miejscami są zwykłe ręczniki. Tworzą one dookoła coś na rodzaj podkowy, a przed nią jest jeszcze jedno miejsce- wieża jaką mają ratownicy przy kąpieliskach. I na niej zasiadł sobie haker, mając nawet czapeczkę z napisem: "SŁONECZNY PATROL HAREMU" i tą samą koszulkę, bo akurat teraz nie ma bluzy. Też już nie ma rudych włosów, a walnął se blond kłaki. Widząc tą czapeczkę, Karol nie wie czy uznać to za obrazę, czy od razu ukraść tę czapeczkę. Postanawia jednak skupić się na tym, co teraz będzie, bo znowu mu niedobrze.
— No dobra...! Chyba ogarniacie, co trzeba robić, co nie?!— woła zamaskowany, gdy wszyscy już siadają byle gdzie i czekają na rozpoczęcie tego.— Możecie debatować tu sobie, ile chcecie! Jak już ustalicie kto, co i jak, to powiedzcie, i powiem wam, czy to prawda, czy nie! I pamiętajcie- poprawek nie przyjmuję!
— To chyba od razu możemy wskazać sprawcę.— od razu mówi Liu, wskazując następnie na swojego brata.— To był Jeff!
— Ile razy mam to powtarzać, to nie ja!— wścieka się czarnowłosy, uderzając pięścią o piasek.
— A jakie masz na to dowody...?— chce wiedzieć Lulu, przekrzywiając głowę.
Na to, Woods milknie, jakby nie wiedząc, co ma powiedzieć. Wszyscy patrzą na niego, chyba wyczuwając, że chłopak nie będzie w stanie się obronić. Dlatego, ktoś inny występuje w jego obronie.
— Jeff nie mógł popełnić żadnej zbrodni. Cały czas obserwowałem go.— wtrąca się cicho Silent, wpatrując się w piasek.
— Stary, dzięki!!— woła w jego stronę białoskóry, z wyraźnie zadowolonym tonem. Następnie, rzuca bezczelne spojrzenie do swojego brata.— I co? I co teraz powiesz, ha?!
— Równie dobrze, mogliście współpracować.— zauważa Clockwork, na co Nathaniel jest niewzruszony, a Jeff przestaje być znowu taki pewny siebie.— I kryjecie się nawzajem...
— Nathaniel nigdy nie kryłby Jeffa.— zaprzecza temu Kate.— Mimo wszystko, bądźmy szczerzy, NIKT aż tak nie lubi Jeffa, by go kryć.
— Poza tym, to nie miałoby sensu, moi kochani debile!— ogłasza im Kreator, wyciągając jakby znikąd głośniczek i puszczając na nim "OBJECTION!", następnie Rickrolla.— Wyjdzie stąd tylko osoba, która zabójstwo popełniła! Pomocnicy się nie liczą, więc czekam teraz na gorąco dramaty pomiędzy kochankami w zbrodni!
Na to, nastaje chwilowa cisza, podczas której wszyscy myślą, kto zamiast Jeffa mógłby to zrobić, skoro ten ma jakieś alibi. No, może nie wszyscy myślą, tylko większość, jednak trwa ogólne zastanawianie się. W końcu, wypowiada się Smiley:
— Skoro fazę oskarżania Jeffa mamy za sobą, to pozwolę sobie powiedzieć o sekcji zwłok. Otóż Jane została zabita nożem kuchennym...
— No nie pierdol, Sherlocku...— mówi sarkastycznie IRA, wyglądający, jakby zaraz miał tu pęknąć z irytacji.
— Daj mi dokończyć. Morderca wbił nóż idealnie w tętnice szyjną, co wywołało śmierć po zaledwie czterech, trzech minutach. Samo ciało też wciąż jeszcze było ciepłe i świeże, więc cała akcja z zabójstwem, trwała około sześciu do dziesięciu minut, ponieważ też nie znalazłem żadnych śladów, by Jane się broniła lub chociaż próbowała walczyć.
— Czyli wiemy, w jakim okresie czasowym zabójca działał... w takim razie, kto był sam? Kto mógłby zabić kogoś w takim okresie czasowym?— zastanawia się głośno Zero, pocierając swój podbródek.
— Może to ten cały Zachary?— wysuwa swoją tezę Rogers, lekko się nawet podnosząc na swoim siedzeniu, podczas kiedy jego lewa powieka i prawie ramię drgają.— Nie widziałem, by z kimkolwiek był i chyba też zareagował dziwnie, gdy powiedziano o krzywdzie bliskich...
— Ej! Ja nikogo nie zabiłem! Zresztą, ja nie używam noży do takich spraw...— broni się proxy Puppeteera, składając ręce na klacie.— Więc, mnie w nic nie wrobicie...
— A jaki masz dowód na swoją niewinność?— dołącza się Rouge do oskarżeń, ale szybko odpowiada jej Lily:
— Cały czas byłam z Zach'em. Siedzieliśmy w jadalni prawie cały dzień. Tylko na chwilę wyszłam do kuchni...
— Jest tam okno, więc wyszłam nim i miałaś czas, by popełnić zabójstwo, co?— drąży kobieta, patrząc na nie wzruszoną szatynkę.
— Ale była tam może z pięć minut i była tylko po coś do picia...— prostuje Gibson, z jakby lekką irytacją w głosie, a Lily wydaje się nawet lekko uśmiechać, póki znowu nie poważnieje i nie odzywa się znowu:
— Zatem, mnie i Zach'a nie oskarżaj. Za to możemy wskazać, kto po wspólnym śniadaniu był jeszcze w kuchni- a był to Toby i Kate, Pinkamena, która tam cały dzień w sumie była, Smiley i Sam.
— Medyka wykluczyć na haniebny trza czas widziałem go, z lordem Ruth'em...— od razu oznajmia Irlandczyk, z tym swoim dziwacznym akcentem.
— Niech ktoś da mu słownik, do cholery...— syczy czarnowłosy Woods, łapiąc się za głowę.
— Cholery, zwierciadło dajta mu.— ucina rudzielec, by powrócić do swojej przemowy.— Lord Ruth wytyczył, pary jakie wspólnie przesiadywały gdzie i osób grupę wykluczyć prawdopodobnie możemy... Zegarmistrz Clockwork, Lulu kluczącą, matronę Rouge, Topornika Toby'ego, Kate zagubioną, bo ta trójka siedziała tylko w pokoju swoim...
— Bo się poczułam, a także potem Toby się jogurtem potruł...— prostuje od razu też ciemnowłosa.
— ...Sam słodką, Sportowca IRĘ, Szopa Zero...
— Kurwa, najpierw pandę, a teraz szopa se wymyślili...— rozpacza Zero, robiąc facepalm.
— To ty nie jesteś szopem, pando?— rzuca Lis, uśmiechając się z lekka wrednie.
— A nie za dużo masz zębów, zjebie?— warczy na niego białowłosa, na co ten tylko puszcza jej oczko, a ta prycha na niego.
— ... dowodami nowymi, jeszcze mogę dać Panienkę Pie, Rycerza Jeffa, Pustelnika Silent'a, Medyka Smiley'a, Skrytobójczyni Lily, mnie, Lorda Ruth'a i Szpiega Zachary'ego...— kończy swój wywód Fox, by następnie rozejrzeć się po wszystkich.— Zatem, rzec muszę, Król Karol, Wojowniczka Olivia i Liu Bliznowatego oskarżyć można...
— To przecież jasne jak słońce!— krzyczy niebieskooki, zwracając tym samym na siebie uwagę wszystkich. Wygłasza on swoją teorię.— To był Liu!! Postanowił on wyrwać się z wyspy, zabijając Jane, która mu ufała i wrobić w to Jeffa! Pewnie wziął rano nóż i jakoś porwał ją do tego lasu, czy inny chuj. Dobrze mówię?!
Rozgląda się on po wszystkich, pewny siebie i swojej nieomylności. I ku swojej uciesze, widzi on, iż parę osób na serio zastanawia się, czy może nie ma przypadkiem racji. Rzecz jasna, sam podejrzany od razu protestuje:
— Chyba coś cię boli, koleś. Ja nic nie zrobiłem...!
— To udowodnij to, bracie!— wrzeszczy na niego Jeff, uśmiechając się teraz z drwiną, ciesząc się jakby, że teraz role się odwróciły.— Ja musiałem się tłumaczyć, to też się obroń!
Zielonooki szuka jakiś argumentów, by się wybronić, ale nie może. To tylko upewnia Lisa w jego przekonaniach:
— Ohohoho...! Znalazłem sprawcę! Chłopcy i dziewczynki, możemy kończyć ten cyrk!
— Poczekajcie!— przerywa im Elska, wyciągając z kieszeni jakąś kartkę i rozkładając ją. Pokazuje ją wszystkim.— Po pierwsze, Liu był cały czas w budynku, w swoim budynku, jeśli wcześniej mnie nie kłamał. Jego pokój był na końcu korytarza. Gdyby poszedł kogoś zabić, to dałoby się to usłyszeć, z powody skrzypiącej podłogi. A że nawet okna nie mógł otworzyć, to wątpię, by to on popełnił zabójstwo...
— Co?!— nie dowierza Karol, ale teraz wszyscy go ignorują.
— A zatem, wracamy do punktu wyjścia... ale jeszcze coś wymyślimy!— stwierdza Turner, uśmiechając się nerwowo.
— A ja mam powoli dość...— dorzuca IRA ze zdenerwowaniem, by następnie krzyknąć.— Czy my się wreszcie kurna dowiemy, kto to zrobił, czy będziemy tu gnić do jutra?!
— Ej! Nie tylko ty chciałbyś już skończyć to!— drze się na niego Zachary, również zdenerwowany.— Więc weź nie podnoś innym ciśnienia...
— Chłopaki, spokojnie...!— stara się zapanować nad sytuacją znowu Sam, podnosząc ręce w geście pokoju.— Po co te nerwy...? Przecież zaraz ktoś coś wymyśli...!
— Ej, ja bym sobie zobaczyła porządną walkę...!— wyznaje Pinkamena, całkiem wyluzowana.— Byłoby to o wiele fajniejsze od waszego nudnego pieprzenia...
— No! Dziesięć punktów dla Slytherinu!— zgadza się z nią haker, od dłuższej chwili próbując zagrać na kazoo.
— Nie obchodzi cię to, że możesz zginąć?— pyta się jej, z przejęciem, Lulu.
— E tam... pewnie zaraz ktoś da nam rozwiązanie całej sytuacji i wszyscy przeżyjemy!— uznaje różowowłosa swawolnie.— Poza tym, ja nawet nie muszę się tłumaczyć, bo cały czas byłam w jednym miejscu...!
— To, niestety, prawda...— ponuro jej przyznaje rację Lily.
No i na chwilę znowu są w czarnej dziurze. Nie wiedzą, gdzie szukać dalej poszlak, więc są znowu w punkcie wyjścia- kogo można oskarżyć? O dziwo, tym razem pomaga wszystkim osoba, która dotychczas siedziała zupełnie cicho.
— A co robiła sama Jane przed zabójstwem? Czy ktoś coś wie na ten temat?— dopytuje się Olivia, rozglądając się po wszystkich swoim jednym okiem.— Wtedy, byłoby łatwiej coś ustalić...
— No, ja, Zero i Lulu ją widziałyśmy jakiś czas przed śmiercią.— przyznaje Natalie, pukając lekko swój zegarek w oku.— Od razu mówię- nasza trójka siedziała cały czas razem, więc nas w nic nie wrobicie...!
— Podobnie ja i Sam.— przy okazji rzuca sam IRA, już na spokojniej.— Siedziałem z nią daleko, poza tamtym laskiem...
— No ale, nie wierzyłyśmy za bardzo w tamte groźby, więc sobie siedziałyśmy i w pewnej chwili, poszłyśmy po Jane...— ciągnie dalej Zero, za swoją koleżankę.— Ta jednak nie chciała do nas przyjść, bo niby miała coś ważnego do zrobienia... i niedługo przed zabójstwem, słyszałyśmy sporo kroków i skrzypień na korytarzu...
— Cóż sprawa ważna była...?— myśli głośno Fox, patrząc na piasek, ale prędko dostaje bardzo zaskakującą odpowiedź od siedzącego obok niej Islandczyka:
— Pewnie wyzwanie od Jeffa.
Mówiąc to, wyciąga z kieszeni coś- a dokładniej, jakąś chusteczkę, najpewniej ukradzioną z kuchni. Uśmiecha się, gdy rozwija ją, ukazując czytelną wiadomość o tym, by Jane spotkała się z nadawcą o godzinie, w której zapewne umarła. Wszyscy są w niezłym szoku, a szczęśliwy blondyn tłumaczy to:
— Przeszukałem pokój naszej zmarłej i znalazłem tę wiadomość ukrytą pod materacem...
— Czemu nie pokazałeś tego wcześniej?!— wkurza się Kate, po raz pierwszy mając głos przepełniony wściekłością.
— To jest dobre pytanie!— przyznaje Toby, kiedy jego lewa dłoń trzęsie się.
— A pomyślałem, że popatrzę sobie jak się bawicie dzieciaki w detektywów i wyskoczę z tym, jak będzie za nudno...— wyjaśnia im szarooki, wzruszając ramionami.
— Ugh... co za gnój nawet i w tym świecie...— szepcze do siebie Lily.
— Pismo Rycerza Jeffa to jest, wracając?— ignoruje wkurzanie się na Ruth'a Fox, postanawiając już dalej kontynuować tę sprawę.
— Pewnie, że tak!— od razu oświadcza Liu, ale Silent znowu postanawia się odezwać:
— Nie. Widziałem, jakie obecnie pismo ma Jeff i mogę stwierdzić, iż jest ono zbyt ładne jak na niego...
— Stary, ratujesz mnie dzisiaj... wiedziałem, że jesteś równie świetny, co ja!— dziękuję mu Jeff.
Nathaniel jakoś nie wygląda na zadowolonego z tego powodu specjalnie.
— Hm... a może to był Karol...?— wymyśla Olivia, pocierając swój podbródek.— Był sam i do tego mógł wyjść oknem ze swojego pokoju i tak też wejść...
— Ke?!— dziwi się szatyn, prawie z szoku upadając.— Niby czemu ja?! Ja cały dzień spałem!
— Hm... dla mnie, to by miało sens.— zgadza się Rouge, z lekką desperacją w głosie.— Pewnie specjalnie rano wziął chusteczkę, nóż i zabił potem Jane, wcześniej wychodząc oknem, by nie zostać złapanym...
— Ja tam nie sądzę! Nie ma mózgu, by wymyślić taki plan!— zaprzecza Kreator, machając nogami.
— No wła... ej! Ty mnie próbowałeś obronić, czy obrazić!?— wkurza się na niego zmyślony przyjaciel, nadymając swoje policzki.
— Co bardziej tutaj wszystkich wkurzy!
— Poza tym, o ile mi dobrze wiadomo, w kuchni był tylko rano, a ja widziałem, jak jedyne co bierze z lodówki, to jogurt...— wtrąca się czerwonooki.— Zatem, to nie on...
— No, też to widziałam...— dodaje Pinkie, leżąc sobie na swoim ręczniku.
— Skoro to nie Karol, to w końcu kto?!— już nie rozumie Zachary, robiąc się czerwony, w okolicy jabłka Adama.
I znowu cisza. Ale nie trwa ona długo. Irlandczyk patry na proxy'ch i jakby nagle doznał oświecenia. Nawet sam Lis widzi ten blask w jego oku, kiedy zadaje on zasadnicze pytanie:
— Króla Karola któż zaciągał do łoża?
— No... ja, Rouge i Jane...— odzywa się Bezoka, jakby w konsternacji, nie wiedząc, po co to pytanie.
— Potem działo się co...?— drąży dalej okularnik, z dość dziwnym tonem.
— No... ja poszłam do Clocky i Zero, a Rouge powiedziała, że idzie z powrotem do kuchni...
— A robić tam co robiła...?
— N... najpierw poszła się napić, a gdy wróciła do nas, powiedziała, że źle jej...— opowiada dalej Rogers, chyba nie wiedząc też, po co to. Też Karol powoli nie ogarnia, co się dzieje. A rudzielec dalej wali swoje:
— Czasu ileż Topornik Toby i Kate zagubiona wyszli zapewne, gdy źle Topornik poczuł się...?
— A jakie to ma znaczenie?!— nie wytrzymuje Rouge, robiąc się czerwona. Fox wskazuje nią, jak na oskarżoną, którą w sumie jest.
— Boś ty winną jest!— ogłasza, a Elska robi teatralne "och!", łapiąc się za serce, podobnie Kreator, na którego masce nawet widać "OCH!".— Intrygę swą, po odprowadzeniu Króla zaczęłaś- motyw podziałał na matronę, więc zachachmęciła z kuchni fular i ostrze, podpisując się na nim jakoż Jeff. Do swoich wracając, księżniczce Jane pod pokój podrzuciła toż to, zwalając na Rycerza winy już część. Zmanipulowała bratem i siostrą swym, by ci ją podczas zabójstwa opuścili i to ona życie Jane ostatecznie skróciła!
— Co?! To nie jest prawda!— protestuje Toby, lekko załamanym głosem.— Nie ma opcji!
— Ależ jest opcja!— dorzuca Ruth, uśmiechając się złośliwie.— O ile dobrze wiem, Rouge całkiem nieźle sobie radzi z zabijaniem znienacka i wspinaczką...
— To prawda, w swoich szeregach służy jako jeden ze szpiegów i ochrona.— przyznaje niechętnie racje Lily.
— Ha! Ja cię nawet głupia babo widziałem jak wbijałeś przez moje okno!!— krzyczy z satysfakcją Karol, też na nią wskazując.— I co teraz, co?!
— Rouge...?— mówi do kobiety Chaser. Ta tylko wzdycha ciężko.
— To prawda... to jestem ja...— przyznaje ciemnowłosa, patrząc na swoich przyjaciół.— Kiedy zagrożono śmiercią... nie myślałam za wiele i po prostu działałam...
— Dlatego, właśnie wpadłaś!— kończy cała rozprawę Kreator, wyciągając z kieszeni spodni jakiś pilot.— To czas się pożegnać, laluniu!!
— Przepraszam, że tak wy...— Rouge nie kończy, gdy nagle haker wciska coś na swoim pilocie i nagle ziemia się pod nią zapada. Kobieta krzyczy, gdy opada w dół, znikając pod piaskiem, by po dłuższej chwili, nie było po niej żadnego śladu.
Toby i Kate od razu rzucając się do kopania, próbując jeszcze ją jakoś wydostać, ale na nic idą ich poczynania. Kreator tylko śmieje się, widząc to.
— No! To mam nadzieję, że wszyscy macie z tego jakąś lekcję!— fuka do nich, gdy na jego masce pojawiają się ikonki uśmiechu.— Na razie!
I znika. Dosłownie, w jednej sekundzie, znika. Pozostała osiemnastka jest nieco sparaliżowana tym, co właśnie się stało. Nawet Elska i Pinkamena nie są już tacy wyluzowani. Jest tak z prostego powodu- oznacza to, że groźby hakera są jak najbardziej prawdziwe. To już nie są żarty.
I z tym uczuciem, wszyscy powoli się rozchodzą, kiedy Toby zaczyna płakać.
***
FunPolishFox: Cholera, to był długi rozdział...
Kreator: No ale, to nie jest ważne!!! Ważny jest teraz wywiad, co nie?!
FunPolishFox: To prawda... dawajcie pytania na wywiad...
Kreator: I do zobaczenia, stulejarze i moje przyszłe panie w haremie, w kolejnym odcinku Killing Show, Edycja Czwarta!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top