Nudny Odcinek?

Kreator: Polishka, co jest?! Pomysłu na życie nie masz!?

FunPolishFox: No, nie tylko na życie...

Kreator: Ale jak to ma być nudny odcinek?! No jak?!

FunPolishFox: Normalnie. Nie dzieje się w nim za bardzo akcja, tylko jest sporo rozmów i będę przedstawione rzeczy, pomocne do rozwiązywania kolejnego morderstwa, do którego coraz bliżej... jakbym dawała tam co chwila wybuchy i bójki, to nie byłoby miejsca na poszlaki.

Kreator: Pfu... przynajmniej daj mi zagrać na moim nowym zestawie do perkusji! Albo zaśpiewam im wszystkim "Odę do Haremu Kreatora"!

FunPolishFox: ... może innym razem...

Kreator: No to co mam robić?! Na nic mi nie pozwalasz!

FunPolishFox: Pozwalam ci na prawie wszystko, więc cicho...

Kreator: PRAWIE ROBI RÓŻNICĘ, TY NIEDOUCZONA ŻYCIA KOPIO KAROLA!!!

FunPolishFox: Ale Karol to moja kopia, ej!

Chris: Em... witam wszystkchi w kolejnym odcinku Killing Show! I ja to robię, bo tamci się kłó...

FunPolishFox&Kreator: ZAMKNIJ MORDĘ CHRIS!!!

MrD108: *facepalm* Z kim ja żyję...

***

Karol, pełen nudy, ogląda jak Toby kładzie kolejną kartę. Sam wyciąga byle jaką i kładzie, nawet nie mając ochoty wygrać. Suszy go cholernie i do tego ściska znowu w żołądku, z powodu głodu.

Pięć dni. Już siedzą zamknięci w tym domu piąty dzień z rzędu. Początkowo, podeszli do sprawy nawet spokojnie, myśleli, jak można się stąd wydostać. Niestety, trzeciego dnia odcięto im wodę, co odkrył Liu, który wstał jako pierwszy i chciał się umyć. Wtedy zaczęła się panika. Stało się jasne, że to było specjalnie, by wymusić na nich jakąś akcję. I cóż... IRA ponownie spróbował rozpieprzyć ściany, okna i drzwi, jednak czymkolwiek by nie uderzał, nawet Karolem, to nic nie dawało rady. Jeff zaproponował, by spróbowali wykopać dziurę i przez nią się przedostać. Co prawda, przy użyciu paru rzeczy, siły i swojej upartości, udało im się wyrwać drewniane panele, by okazało się, iż pod spodem są metalowe fundamenty przez które nie idzie się przebić.

Nawet Fox zaproponował, iż dla dobra wszystkich może poświęcić się i dać się zabić i inni nawet przystali na ten pomysł. Przynajmniej, póki haker nie odezwał się, oznajmiając, że samobójstwo i "tandetne bohaterstwo" się nie liczy.

To spowodowało załamanie u paru osób i ogólną... nudę. Wszyscy są jacyś niemrawi oraz cisi. A Karol to potrójnie- nie tylko ta chujowa sytuacja go dobija, Kreator nie pozwala mu spać, to i przez tego dupka Jasona czuje cholerny ból w ramieniu oraz krzyżu. Dlatego, ledwo siedzi, grając z proxy i Nathanielem w karty.

— Ha, wygrałem.— oznajmia, lekko się uśmiechając i od razu krzywiąc, gdy wciąga ramię po karty i zbiera je.— Powoli was ogrywam, cioty...!

Przynajmniej ma z tego radochę.

— Nie tak prędko, prędko! Zaraz i ja ciebie ogram...— protestuje Toby, wystawiając znowu swoje karty, ramieniem które jest we drgawkach. Kate oraz Silent oglądają potyczkę, bo nie tak dawno przegrali już. Widać, że też sytuacja dobija ich i próbując jakoś o niej zapomnieć.— Tylko czekaj...

— Uważaj, bo się spocisz.— mówi mu szatyn, też wystawiając kartę. Teraz to on traci, a Toby zbiera. Robi grymas, gdy to się dzieje, ale nie traci pewności siebie.— Jestem zby...

— Tak, zbyt zajebisty, wiemy...— przerywa mu Haydes, wzdychając i wznosząc oczy ku niebu.— Już doskonale nas o tym uświadomiłeś...

— I bardzo dobrze.— stwierdza niebieskooki, z zaciętą miną.

— Ech... ta gra w karty robi się zbyt monotonna...— wyznaje cicho Silent, opierając głowę o dłoń.— Zaraz tu padnę...

— Lepiej tego nie mów, bo jeszcze Kreator specjalnie nam na złość zrobi teraz, czy coś...— stwierdza Rogers.— Nawet jak próbowałem spać w dzień, to zaczął grać mi na kazoo...

— No ale nie powiecie, że nie jest zabawny chociaż?— odzywa się Karol, a wszyscy spoglądają na niego jak na debila.— No co? Jakby był mniej chujowy dla mnie, to byłby dla mnie zajebisty. Niestety, musi mnie dręczyć...

— On dręczy nas wszystkich... i jak dla mnie, jest po prostu wariatem...— oznajmia Chaser, robiąc grymas złości i wzdychając.— Nawet nie dał dokończyć mówić Heather...

— Komu?— nie ogarnia Lis, ale szybko dostaje odpowiedź od Nathaniela:

— Rouge. To prawdziwe imię Rouge. Chyba nie sądziłeś, że nazywa się ona serio Rouge i używałaby prawdziwego imienia?

W sumie, to tak sądził. No bo skoro Kate i Toby używają prawdziwych imion w swoich nazwach, to czemu tamta kobita nie miałaby tak zrobić? Dziwne to, jakby tak się nad tym zastanowić. Przynajmniej dla Karola. Ale wspomnienie o zmarłej, wywołuje w całej dyskusji nieprzyjemną ciszę, która niespecjalnie się podoba Lisowi.

— Ej, a wy co tak nagle zamilknęliście? Gramy w "Króla Ciszy", czy jak kurde?— nie ogarnia, spoglądając na wszystkich osobników przy nim. — Co za chujowa gra...

— Chujowa, to jest ta sytuacja i Kreator.— poprawia go Toby, a w jego głosie słychać wściekłość.— Jesteśmy tu uwięzieni, a wcześniej jeszcze straciliśmy aż dwie osoby... a tego jeszcze to bawi...

— A Heather była dość dobrą osobą, jak na morderczynię... starała się nam pomagać, opiekować się nami...— dorzuca swoje pięć groszy Chaser, na co już szatynowi chce się rzygać.

— Ta, chyba z nic wami nie zagram znowu, ćwoki.— uznaje niebieskooki, wstając i odchodząc od tamtych osób. Nie zwraca uwagi na ból w krzyżu, chociaż boli jak diabli. Ci nawet nie proszą, żeby został, tylko dalej wspominają Rouge. Nie mają lepszych rzeczy do roboty?

No w sumie, nie ma za bardzo, co tu robić. Co prawda, jest parę magazynów, książek i gier karcianych, jednak są one tak nieciekawe, że nawet Karol nie ma ochoty ich ruszać. Dlatego, idzie na górę, spróbować poleżeć sobie chociaż. Ech... ma już dość siedzenia tylko z własnymi myślami. Może spróbuje coś porobić z kimś innym? Ale pytanie, z kim?

Na górze, spotyka on na korytarzu Elskę, który czyta sobie pod drzwiami pokoju swojego i Fox. Zagadać do tego typa? W sumie, niewiele gadali, a gość przejawia nawet lubienie czarnego humoru, więc może będzie śmiesznie.

— Co czytasz?— pyta się go zmyślony przyjaciel, na co Islandczyk podnosi głowę i się do niego uśmiecha.

— Poradnik, jak być Kreatorem... przyznam, całkiem wciągająca lektura.— wyznaje szarooki, pokazując nawet okładkę z tytułem i autorem, o dziwo, Kreatorem. I wraca do czytania.— Nie miałem pojęcia, że nawet coś tu będzie o tobie...

— Serio? Ten zjeb docenił mnie i napisał, że nigdy mnie nie przebije?— ciekawi się szatyn, uśmiechając się pewnie, ale jego nadzieja szybko zostają zgaszone:

— Nie. Napisał, żeby w etapie piątym, znaleźć sobie jakiegoś debila o podobnym pojebaniu i zacząć go uczyć. I że dla przykładu, ty możesz być takim debilem. A potem, kazać debilowi odwalać za siebie czarną robotę i znęcać się nad nim.

— No co za chuj.

— Nie martw się. Jestem pewien, że kiedyś będziesz się z tego śmiać...— pociesza go blondyn, wciąż czytając ten dziwaczny poradnik. Tymczasem Lis spogląda na drzwi od jego pokoju.

— A ten Foxy, czy jak mu tam wciąż żyje?— zastanawia się Karol, uderzając wręcz w drzwi od pokoju. Czeka chwilkę, póki nie słyszy nieco słabego głosu:

— O-odejdź.

To jednak żyje. Prawie zaraz, po próbie samobójczej, jaką była propozycja by go zabito, a także słowach Kreatora, chłop się załamał i zamknął w pokoju. Niektórzy chcieli z nim pogadać, ale ten tylko wpuszcza Elskę i cały czas siedzi w pokoju. Wcale nie wychodzi. Karol sądzi, że skoro to rude coś żyje, to może odwala tam jakieś satanistyczne rytuały, czy coś. O ile dobrze pamięta, ten ziomek wezwał demona, więc no... nie wiadomo, czy teraz tego nie robi.

— Ta, Fox dostał depresji chyba...— przyznaje Ruth, nie odrywając wzroku od książki.— Nawet mnie dzisiaj z pokoju wyrzucił...

— Well, ja za nim tęsknić nie będę, jak się zabije.— oznajmia mu szatyn, idąc do pokoju IRY i Sam, i bez pukania wbijając tam.— Siema wam!

IRA spogląda na niego z irytacją, za zakłócenie ich prywatności, a Sam się uśmiecha. Oboje siedzą na swoim łóżkach i chyba przeprowadzali jakąś poważną konwersację. Koszula na krótki rękaw, jaką nosi Turner, odsłania jej ranę na ramieniu, prowizorycznie obwiniętą inną bluzką i kawałkiem firanki. Podobny jest na jej nodze. Sam próbowała przedostać się przez wentylację, lecz została zraniona w nogę i ramię. Smiley jako tako zajął się nią, by przynajmniej przestała krwawić, lecz zdecydowanie zastrzegł, iż zakażenie jest bardzo możliwą opcją w tym przypadku, skoro nawet nie mogli rany wodą obmyć.

— Jak wam się żyje?— ciągnie powitanie Karol, nie przejmując się tym. Przejmuje się on ponownie bólami w krzyżu, które robią się coraz mocniejsze jakoś, przy IRZE, który nawet je spowodował.

— Cholernie źle.— mówi mu sportowiec i widać, że mu jest źle. W sumie, temu kolesiowi cały czas jest źle, więc chyba różnicy nie ma dla niego.— Ja się tu zabiję... albo kogoś...

— A jak dla mnie, kto inny zabije kogoś innego i się stąd uwolnimy.— dodaje brązowowłosa, na spokojnie. Stara się uśmiechnąć, ale niezbyt jej się to udaje.— Tylko musimy poczekać...

— Nim my tu poczekamy, to jeszcze wykorkujemy.— daje swoją bardzo pozytywną wizję jej opiekun, z lekką żenadą w głosie.

— Ej, jak dla mnie, Sam ma rację!— zgadza się z dziewczyną Karol, by podlizać się jej. Jest już coraz bliżej, by poderwać Turner, więc musi to dobrze rozegrać. Nieważne, czy Sam jest legalna, czy nie- on ją zaliczy na tej wyspie. Nawet, jeśli IRA go zabije, to się tym nie przejmuje- ma respawn, więc będzie okej.— Poczekamy i będzie okej!

Na to, Jason spogląda na niego jeszcze bardziej zirytowany.

— A po co tu przylazłeś właściwie?— chce wiedzieć, wręcz cedząc to pytanie.

— A żeby wam jakoś rozjaśnić dzień, moją wspaniałą osobą!— wyjaśnia niebieskooki, wypinając dumnie klatę. Nie robi to wrażenia ani na IRZE, ani na Sam.

— Jak tak bardzo chcesz to zrobić, to idź i rozjaśnij dzień Pinkamenie.— proponuje mu sportowiec, prychając.— Nam tego nie potrzeba.

***

Roześmiana Jill: Czy coś się tam wydarzy, czy będziemy oglądać tylko, jak oni gadają?

FunPolishFox: Nie będziemy tylko oglądać, jak oni gadają.

Jane the Killer: To co jeszcze będziemy...?

FunPolishFox: Będziemy jeszcze się przy tym nudzić.

Puppeteer: Wiesz, że serial zmierza w złą stronę, jeśli nawet Autor twierdzi, że będą nudy...

Papa Grade: Ale znając całą serię, zaraz po tym stanie się coś złego... to jest jasne...

Kreator: Zamknąć mordy i oglądać!!!

Tails.Doll: Nie zdziwię się, jak Kreatora zabiją przy pierwszej, pieprzonej okazji...

***

Karol i Sam oglądają płaczącą na łóżku różowowłosą, która podobno już ryczy drugą godzinę. Nie słychać tego, ponieważ muzyka ją zagłusza, a jest to Despacito, w wykonaniu Kreatora. Szatyn i brązowowłosa zdecydowali się wspólnie pocieszać niebieskooką, ale nie spodziewali się, że ktoś z nią już tu jest i ma ją szczerze gdzieś. A dokładniej, Clockwork, Lulu i Zero sobie siedzą i szkicują coś. No, Lulu to tam wychodzą raczej jakieś dziwne wzorki, ale chociaż się stara.

— Em... nie próbowałyście jej pomóc, czy coś...?— dopytuje się Sam, wzrokiem wskazując na Pinkie.

— Słuchałyśmy jej gadania.— odpowiada mu białowłosa, oglądając narysowanego szopa.— Przyszła tu, padła na łóżko i powiedziała, że musi się komuś wyżalić, bo nie wytrzymuje. To się zgodziłyśmy no i zaczęła ryczeć, mówiąc jak bardzo nienawidzi życia...

— I tak przez półtorej godziny tak gadała, ale wreszcie zaczęła po prostu szlochać...— kończy za nią zielonooka, która walnęła na swoim szkicu serce jakby dopiero wyjęte z ciała, położone wśród kwiatów.— W końcu, to się zrobiło bardziej irytujące od śpiewania Kreatora, że nawet poprosiłyśmy go, by coś puścił.

— Suki, nawet mnie nie pocieszacie!— wyzywa je różowowłosa, podnosząc na chwilę głowę i znowu chowa ją w poduszce.

— Jak nie chciałaś...— przypomina szkielet, poprawiając swojego szopa.

— Pinkie, ja próbowałam przecież!— odzywa się czarnowłosa, kierując głowę w stronę cukierkowej panienki.— Chciałam ci jakoś pomóc, a ty wcale na to nie reagowałaś...

— Bo chcę moich babeczek! Umrę tu już niedługo!— rozpacza jeszcze bardziej Pinkamena, łkając w poduszkę głośniej. Ale szybko podnosi ją, by wydać dość niepokojący komunikat.— Chyba niedługo tutaj kogoś zabiję...!

— Ej! Ja mam pomysł, jak możemy pokonać sytuację!— wymyśla niebieskooki, zyskując wreszcie znowu uwagę wszystkich tu obecnych.— Zabijmy się wszyscy razem! Kreator nie będzie miał przyjemności z oglądania mordowania się nawzajem i zrobimy mu na złość! Kto jest ze mną!?

Rzecz jasna, jego to nie obchodzi, bo wie, że się odrodzi i tak, czy siak. Ale reszta patrzy się na niego, jakby urwał się z wariatkowa. Dosłownie. Nie ma pojęcia, czemu się tak te laseczki gapią- przecież jego plan jest genialny! Utrą nosa Kreatorowi, jeśli w ogóle go pod tą maską posiada.

— Um... Karol, może swoje genialne pomysły zachowasz na później, a teraz poszukasz doktorka Smiley'a?— zarzuca swoim pomysłem Turner, uśmiechając się z żenadą.— Może on jakoś pomoże Pinkie?

— Co? Niby czemu ja?— nie rozumie zmyślony przyjaciel, patrząc na nią.

— Bo wiesz, jesteś pewnie z nas wszystkich najszybszy...— zauważa Natalie, widząc okazję, by na chwilę pozbyć się tego debila stąd.

— I pewnie też umiesz najlepiej wyjaśniać wszelkie sytuacje.— dorzuca Bezoka, też ogarniając tę sprawę.

I z lekko pochłeptanym ego, Lis szybko idzie poszukać tego doktorka od siedmiu boleści. Nie znajduje go w jego pokoju, więc złazi na dół. Szuka w toaletach, które od czasu braku wody, stały się kompletnie bezużyteczne. I w damskiej, spotyka on czerwonookiego, który uderza głową lekko o ścianę. O dziwo, nie ma z nim Olivii. W sumie, cały dzień jej Lis nie widział. Co się z nią stało?

— Romeo, gdzie twoja Julia?— zadaje pytanie Karol, sprawiając, że czarnowłosy przestaje uderzać łbem o ścianę i odwraca się do niego.— I co ty robisz w damskim kiblu...?

— Przeżywam załamanie nerwowe. Mam tego dość.— oznajmia Smiley, opadając na podłogę i opierając się o ścianę.— Zabiję się tutaj...

— A co cię niby dobija, ziomek?

Nie, żeby problemy tego doktorzyny go obchodziły. Po prostu ma wystarczająco dobry humor, by chcieć z nim o tym pogadać.

— Wszystko. Ludzie, sytuacja, miejsce...— wylicza lekarz, zdejmując nawet swoją maskę i wzdychając głośno.— Ale pół biedy, jakbym miał spokój... a tak, to bracia Woods chcieli, bym rozwiązał ich problem, a wcześniej jeszcze przyszła do mnie Pinkamena, też z załamaniem nerwowym...

— Mówiąc o niej, chyba znowu cię potrzebuje.— przerywa mu chłopak, na co mężczyzna wzdryga się.

— Nie ma opcji, bym do niej poszedł. Nie jestem żadnym psychiatrą, by teraz wam za takiego robić.— cedzi czarnowłosy, zaczynając się bujać do przodu i do tyłu. Zły znak.— Ugh... a wiesz co mnie też bardzo denerwuje? Dali nam specjalny budynek medyczny, a gdy jest to najbardziej przydatne, nie mamy do niego dostępu... a tak, to napchałbym tej panience leków uspokajających, tak samo Woodsom, leki nasenne dla Elski...

— Eee... a ty mu ich już nie dałeś?— przypomina sobie szatyn, wyjątkowo.

— Dałem mu, ale pewnie się skończyły. A teraz, proszę, daj mi przeżywać moje załamanie w samotności.

A niech mu będzie.- myśli niebieskooki i wychodzi z pomieszczenia. Chce on iść na górę, ale jeszcze słyszy z męskiej toalety kłótnię Woodsów:

— To twoja wina! Nigdy byśmy tu nie trafili, gdyby nie ty!

— Jasne, zwal wszystko na mnie! Mógłbyś przestać wiecznie oskarżać mnie o swoje problemy!? Prawda, próbowałem cię zabić. Prawda, oszpeciłem cię. Ale do cholery jasnej, nie kazałem ci robić tego, co ja! Nie kazałem ci się bratać z tą pizdą Jane, nie kazałem ci używać noża do zabijania! Więc to, że siedzisz na tej wyspie, zawdzięczasz tylko sobie samemu!

— Ugh... żałuję, że nie zostałem w więzieniu... tam już by mi było lepiej...

— Może by cie tam pobili na śmierć, ucieszyłbyś się, co?

Liu coś jeszcze mówi, ale nie obchodzi to Karola, który zmierza na górę. Nim wróci do dziewczyn, słyszy jakieś chichoty z pokoju Lily. Zastanawia się, czy może to wstęp do jakiegoś hentai na żywo, więc nasłuchuje. I nie słyszy żadnego hentai, niestety:

— Lily, przestań oszukiwać...

— Ależ nie oszukuję, Zach. Po prostu, umiem grać w szachy.

— Też umiem. I zaraz ci to udowodnię.

— Powodzenia.

Ugh... czyli nawet kolejny wiecznie wkurwiony ziomek znalazł sobie laskę do towarzystwa. To jeszcze bardziej sprawia, że Karol będzie podrywać Sam i też Pinkamenę. Jak będzie miał dwie laski na tej wyspie, to będzie prawdziwym kozakiem.

Nawet Kreator będzie musiał to przyznać. Podobnie, jego Autorka.

***

Kreator: I to koniec naszego odcinka! Kiedy ktoś wreszcie zdechnie? I kto to będzie? A kto będzie mordercą?

Kreator: To wszystko, w kolejnym odcineczku Killing Show! Ślijcie donejty!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top