Kłopot

Vinnie: Witamy w kolejnym odcineczku! Podobno, jednym z tych ostatnich! Ale nie wierzę, by Autorka tej książki naprawdę zamierzała ją tak szybko kończyć...

FunPolishFox: A jeszcze zobaczysz...

Vinnie: Zobaczyć, to ty musisz lepiej mój pokój zabaw, lolitko.

FunPolishFox: Nie nazywaj mnie tak.

Vinnie: To jak mam cię nazywać? Pokurcz? Kurdupel? Dziecko?

FunPolishFox: Mów mi normalnie, "Polish" lub "FunPolishFox".

Vinnie: Niech ci będzie, smarkulo.

FunPolishFox: *pokazuje jej język*

Vinnie: A wracając, ostatnio nasi zawodnicy uznali, że sobie przyzwą demona, bo podobno to im pomoże się wydostać z wyspy... ale że wszyscy znamy to show, to nie trudno domyślić się, iż najpewniej nie wyjdzie im to i ktoś umrze!

Vinnie: Bo na tym polega to show- byśmy czerpali przyjemność z oglądania umierających debili.

FunPolishFox: Nom... i całkiem niezły wstęp, muszę przyznać...

Vinnie: A dziękuję, dziękuję...

FunPolishFox: A teraz, nie przedłużając, zapraszamy do oglądania, bo będzie się działo...

***

Elska ostrożnie rysuje cały krąg, jak pouczył go Karol, który stoi z boku i przygląda się poczynaniom blondyna. Właściwie, cała reszta grupy stoi z boku i obserwuje to, co robi Islandczyk. Udało im się cudem znaleźć czerwoną różę i kredę, i wreszcie zaczynają ten rytuał. Lis uważnie patrzy, podobnie reszta, jak szarooki kończy kreślić krąg i imię demona, by następnie wlać alkohol do kieliszka.

To chyba się nie uda...- myśli sobie Sam, widząc jak kieliszek się wypełnia nalewką. I zaraz po tym, puka delikatnie Lisa w ramię, by spytać się go:

— A co się stanie, jak coś pójdzie nie tak...? Nie odpowiadałeś jakoś wcześniej na to pytanie...

Na to, niebieskooki przełyka ślinę, milcząc. Prawdą jest, że wie jak tego demona przyzwać, ale nie ma pojęcia, co się stanie, jak spieprzą coś. Więc, nic nie mówi, tylko dalej patrzy, jak Elska zaczyna zapalać różę. O dziwo, zapalniczka nie chce działać i mężczyzna męczy się, by jakoś to odpalić. Z okien jadalni, ogląda ich Clockwork, relacjonując dokładnie wszystko Zero i pośrednio Olivii, która chcąc nie chcąc, słucha tego.

— Coś się stało już?— chce wiedzieć białowłosa, czytając jakieś pisemko.

— Nie... Elska próbuje dalej podpalić różę...— opowiada brązowowłosa, mrużąc oczy.— Zapalniczka chyba nie działa...

— To świetne przywoływanie demonów, muszę przyznać...— stwierdza szkielet, wracając do czytania.

Jednooka wciąż nic nie mówi, tylko czeka na efekty tego wszystkiego.

Niestety, nie nastają one szybko. Po paru minutach męczenia się z zapalniczką, Elska poddaje się i rzuca ją na ziemię, odwracając się do reszty:

— Dajcie inną, tamta była gówniana.

Od razu wyskakuje z kolejną zapalniczką Toby, wyciągając jedną ze swojej kieszeni. I z powodu swojej choroby, maniakalnie zapalą ją, gdy podchodzi i chce ją podać Ruth'owi. I niestety, to doprowadza właśnie do tragedii.

Gdy idzie on w stronę blondyna, niespodziewanie wyczuwa on mocne trzęsie swojej nogi i przewraca się z tego powodu, całkiem plackiem na ziemię. Podczas przewracania się, wciąż zapalona zapalniczka wylatuje z jego dłoni i leci w stronę kielicha. Chociaż wszystko dzieje się strasznie szybko, dla wszystkich to prawie leci w zwolnionym tempie. Elska próbuje jeszcze złapać ją, ale tylko delikatnie parzy się w dłoń, źle chwytając zapalniczkę, która przez to dalej leci.

I ląduje prosto w kielichu, zapalając jasnym płomieniem cały alkohol.

Wszyscy uważnie przyglądają się temu. Elska lekko się krzywi, Sam zasłania usta, Karol wzdryga, Toby trzęsie, Kate wstrzymuje oddech, Pinkamena łapie za włosy, a Zachary tylko patrzy zdenerwowany. Natomiast Clockwork od razu relacjonuje wszystko Zero, która słucha tego obojętnie. Rzecz jasna, wszyscy czekają na jedno- na to, czy coś się staje. Ale... przez dłuższą chwilę, zupełnie nic się nie dzieje. I tak chyba jeszcze przez minutę. Cała siódemka wzdycha, po części z ulgi a po części z irytacji, z powodu efektu końcowego.

— Ech... jeszcze raz próbujemy, czy odpuszczamy sobie?— pyta Elska, wstając od całego kręgu.— Bo jeszcze nam trochę nalewki zosta...

Nie udaje mu się skończyć, gdy z samego kręgu słychać głośny gwizd. Islandczyk obraca się i wraz z innymi, ogląda to, co się teraz dzieje.

A widzą oni, jak cała kreda przybiera świecący się odcień krwistej czerwieni i wylatuje z niej dym. Oznacza to jednoznacznie, iż rytuał naprawdę działa i chyba zaraz spotkają się twarzą w twarz ze swoją możliwością opuszczenia wyspy. Widząc to, samej Natalie szczena opada, a Karol uśmiecha się lekko, gdy widzi, że to działa. Ale zaraz przestaje, kiedy widzi jak z kręgu zaczyna się coś wyłaniać, ale zdecydowanie nie jest to Asmo. Czuje już on nawet znajome mrowienie na całym ciele.

— O kurwa... O KURWA MAĆ!— wydziera się na całe gardło, a reszta  spogląda na niego dziwnie, podczas kiedy on bierze pod pachę Sam i zaczyna uciekać do jadalni.— KURWA MAĆ, UMRZEMY!

— Ej, Karol, co się dzieje?!— woła Turner, gdy Karol wbiega z nią do jadalni i zamyka drzwi od razu. Szybko wstaje, kiedy szatyn puszcza ją.— O co chodzi?!

Po samej minie zmyślonego przyjaciela widzi, że raczej nie chodzi o nic zupełnie dobrego. Przez okno obserwuje z resztą obecnych tu osób dalszy przebieg zdarzeń na dworze.

A pozostała tam piątka, po reakcji szatyna, orientuje się prędko, że chyba też pora spadać. Powoli wycofują się z miejsca, a z kręgu w pełni wyłania się istota, którą przyzwali.

A na pewno nie jest to Asmodeusz. To coś, przypomina pterodaktyla, jednak posiada pysk nieco podobny do mewy- lecz na pewno różni się od mewy faktem posiada suchej, łuskowatej skóry, takich samych skrzydeł, a także dwoma rzędami ostrych kłów. Piekielny potwór przerasta wzrostem wszystkich żywych mieszkańców wyspy. Stwór wydaje z siebie ryk, gdy cała piątka próbuje dostać się do jadalni, której drzwi zamknął Karol i jeszcze zabezpieczył krzesłem.

— Wpuść nas, do cholery!— krzyczy Zachary, starając się otworzyć je. Wręcz wali w nie, jednak Lis wciąż nic nie robi.— Chcesz nas zostawić z tym czymś?!

Przez okno jadalni, Gibson widzi jak szatyn kiwa głową na "tak" i wchodzi głębiej do środka. reszta ogląda jak dziwaczny stwór powoli dochodzi do siebie, rozglądając się po całym miejscu. Mogliby spróbować schować się gdzieś indziej na wyspie niż jadalni, ale strach oraz niewiedza sprawiają, że boją się spróbować biec przed tym czymś. W środku samej jadalni, trwa też dość ostra sprzeczka pomiędzy Karolem a resztą.

— Kurwa, wpuść ich!— krzyczy na niego Clockwork, starając się dojść jakoś do zablokowanych drzwi. Ale jej drogę, blokuje sam nastolatek.— To coś ich jeszcze zabije!

— I dobrze! Najedzony potwór, to dobry potwór!— oświadcza jej Lis, a widząc jej kwaśną minę, dodaje.— Znam się! Prowadzę hodowlę wilkołaka i wiem, kto co i jak!

— Cholera, to ich tam jeszcze zabije!— dostrzega Zero, przez okno oglądając, co się dzieje z resztą osób.— To coś wydaje się powoli dochodzić do siebie...!

— Karol, proszę, wpuść ich!— próbuje przekonać go teraz Sam, szarpiąc go za ramię.— Przecież nie możesz być taki zły!

— Uwierz mi, robiłem gorsze rzeczy niż coś takiego...!

Na to wszystko, Olivia sama wstaje i odsuwa krzesło, i wreszcie otwiera reszcie drzwi. Na to, cała piątka kieruje się szybko do pomieszczenia, co nie uchodzi uwadze potwora, który wydaje ponownie z siebie ryk i leci w ich stronę. Chwyta on szponami Rogersa, który miał nieszczęście być ostatnią osobą, która próbowała dostać się do jadalni. Kate jeszcze próbuje go złapać, ale bestia odlatuje z Toby'm, by następnie w powietrzu zacisnąć swoje zęby na nim. Cała dziewiątka może oglądać, jak zostaje on żywcem rozszarpany i zjedzony przez to stworzenie. Wywołuje to w nich przerażenie, z którego najszybciej wybudza się właśnie jednooka.

— Nie stój tak tu.— przestrzega Kate, wpychając ją do pomieszczenia i zamyka drzwi. Następnie, znowu blokując drzwi krzesłem. Zaraz bierze stół i spogląda na resztę.— A wy co? Trzeba zabezpieczyć to miejsce.

Nikt się z nią teraz nie sprzecza. Wszyscy biorą krzesła oraz stoliki, powoli osłaniając nimi okna i też drzwi. Nie wiedzą, czy na pewno powstrzyma to tę piekielną abominację, ale wolą przynajmniej mieć jakieś małe poczucie bezpieczeństwa. Sam stwór, po zjedzeniu całego Rogersa, postanowił uciąć sobie drzemkę przed jadalnią i leży sobie. Mimo to, nikt nie planuje obecnie próbować wychodzić z ich bezpiecznej bazy.

Kiedy już mają jakąś pewność, że na pewno zrobili sobie jakąś obronę, wszyscy oddychają z ulgą, że mają chwilowy spokój. No, nie wszyscy. Chaser bierze głęboki wdechy, siedząc w kącie i mając twarz ukrytą w dłoniach. Nikt nie śmie się jej nawet pytać, jak się czuje, bo jest to pytanie wręcz nie na miejscu- właśnie bliska jej osoba, na jej własnych oczach, została pożarta przez jakieś piekielne potworzysko. Nie jest to coś, po czym można łatwo dojść do siebie.

— Karol... na Boga, co to jest?— wreszcie odzywa się Pinkamena, niepewnie przez szparkę w krzesłach, oglądając poczynania stwora.— To ma być ten twój Asmodeusz...?

— Nie, kurwa... kurwa mać... ja pierdole...!— klnie Karol, uderzając pięścią w ścianę. Następnie, zgina się w pół i chwyta swoją dłoń.— To jakiś jebany potwór! Kuźwa!

— To i wszyscy widzieli...— mówi Zachary, zimno patrząc na Lisa.— I wiedziałeś dobrze, co się święci, co? W takim razie, czemu nie chciałeś nas od razu wpuścić do środka?!

— Przez to... przez to... Toby nie żyje...— cicho dopowiada Kate, patrząc pusto w jedną ze ścian. Jej głos nie wyraża zupełnie żadnych emocji, co brzmi dość niepokojąco.

— Kurde, chciałem żyć i tyle! Byście zrobili to samo, co ja!— broni się szatyn, robiąc się przy tym czerwony w okolicy jabłka Adama.

— A nie mogłeś wcześniej powiedzieć, że coś takiego może się zdarzyć?— mówi Elska, mając nieco wystraszony ton. To chyba pierwszy raz, od całego siedzenia w tym więzieniu, gdzie w jego głosie słychać przerażenie.— Cholera... bym wtedy wcześniej zapalniczkę sprawdził...

— Czyli, wychodzi na to, że w sumie to wina twoja i Toby'ego...— zauważa Turner, niepewnie podchodząc do kłócących się.— Bo Toby się przewrócił, podając ci zapalniczkę... której ty byś nie musiał mieć, jakbyś je sprawdził wcześniej...

— Ha! I co na to powiesz, chuju!?— drze się niebieskooki, czując się na wygranej pozycji.

— Em... ekipa... to coś chyba się budzi... i idzie do nas...— informuje resztę różowowłosa, trzęsąc się i patrząc, jak stwór szykuje się do chyba ataku.

Ale zupełnie nikt jej nie słucha. Wszyscy są teraz skupienia na kłótniach i wzajemnych oskarżaniu się o wszystko. To jest właśnie ta chwila, gdy po tym wszystkim, cała reszta szuka kozła ofiarnego, na którym mogą się wyżyć i pozbyć chociaż trochę tego całego stresu, który się w nich nazbierał.

— Hm... też przeszkadzałeś podczas rozpraw...— przypomina Gibson, chcąc oddalić od siebie wszelkie złe intencje.

— I co... co zamierzacie zrobić, z tymi faktami...?— zadaje pytanie blondyn, przełykając ślinę.

— No właśnie? Zamierzacie teraz go zlinczować?— dopytuje się Olivia, rozglądając się po wszystkich obecnych.— Naprawdę nie macie dość śmierci już tutaj...?

— A ty co? Zamierzasz teraz nam mówić, co powinniśmy zrobić?— irytuje się na nią zmyślony przyjaciel, składając ręce na klacie.

Na to, jednooka tylko wzrusza ramionami.

— Tylko mówię, co myślę.— odpowiada, odsuwając się w cień.— Nie mnie oceniać jego zachowanie...

— Nie no, może się uspokójmy, co?— proponuje Clockwork, widząc jakie powoli się stają nastroje tutaj.— Bo za chwilę wszyscy tu oszalejemy...

— Kurwa, wszyscy uciekać!— wrzeszczy Pinkie, odbiegając od okna i wbiegając wprost do kuchni.

Cała reszta patrzy na okna i słyszą oni trzask, a następnie jakby tłuczenie się. I widzą oni, jak wszelkie krzesła oraz stoliki, które ustawili jako ochrona, powoli się odsuwają od siebie i spadają na podłogę, kiedy potwór próbuje się dostać do środka. Wszyscy wycofują się jak najdalej od okna, ale nie mają za bardzo gdzie uciec. Wreszcie, cała ściana zostaje rozwalona doszczętnie. Większości osób udało się w porę odejść, ale kolejnym pechowcem okazuje się być Zach, który stał najbliżej okien i z powodu zniszczenia ściany, upada z impetem na ziemię. Potwór spogląda na niego swoimi wyłupiastymi oczami.

Cholera, to go zabije...!- myśli Sam, widząc to wszystko.

Nie musi długo czekać, by tak się stało. Stwór rzuca się na Zach'a z rykiem i przygniata do podłoża, następnie wbijając mu swoje kły w szyję. Zabija go wręcz na miejscu, a sam chłopak nie broni się wcale, z powodu szoku. Reszta natomiast, wycofuje się do kuchni, by tam się teraz skryć. Niestety, nie uchodzi to uwadze ptaka, który szybko podlatuje do miejsca, gdzie są drzwi kuchenne i staje na ich drodze, rycząc na nich. Przy tym, gniecie on swoimi szponami Clockwork, która teraz miała nieszczęście być jedną z tych, która była blisko drzwi od kuchni, w której w strachu siedzi Pinkamena. Natalie chce się wyczołgać spod tych łap, które ją duszą, ale nie ma wystarczająco siły.

Reszta nie wie za bardzo, co zrobić i wydaje się, że sam potwór tak samo. W końcu, jakąś akcję podejmuje Sam, która popycha Karola na bok, przez co teraz on jest na uwadze stwora.

— Sam, pojebało?!— krzyczy chłopak, cofając się, a stwór mierzy go spojrzeniem. Turner tylko wzrusza ramionami.

Stwór wreszcie schodzi z i tak martwej Clockwork i zmierza powoli w stronę Lisa, który stara się do końca zgrywać twardziela. Cała reszta ostrożnie idzie w stronę drzwi do kuchni, by tam się zabarykadować. Pewnie bez szkód udałoby się im tam dotrzeć, a Karol szybko by zginął, gdyby ktoś ponownie nie popełnił fatalnego w skutkach błędu.

A dokładniej, gdyby Elska nie kichnął nagle.

Z powodu dymu, pozostałego po rozwaleniu już całej ściany przez potwora, Islandczyk nie mógł się powstrzymać. I prawie od razu, stwór kieruje swoją uwagę na niego. Zanim blondyn zdąży uciec, zostaje on przebity na wylot szponami potwora. Na jego twarzy nawet nie widać boleści- jedynie ogromny szok. I tę chwile wykorzystuje Lis, by uciec z miejsca przed potworem, który odrzuca przebitego Islandczyka i odwraca się, by zacząć pościg za zmyślonym przyjacielem.

W tym czasie, reszta ocalałych zamyka się w kuchni, starając się uspokoić i odsapnąć. Spoglądają na siebie, starając się zrozumieć, co się stało- przez jakąś piekielną bestię, przed chwilą zmarła ich aż czwórka. A raczej piątka, gdy nawet przez ścianki kuchni słychać krzyki boleści Karola, którego musiał stwór wreszcie dopaść.

Sam Turner. Kate the Chaser. Olivia. Pinkamena Diane Pie. Pozostała czwórka, która jakimś cudem przeżyła to wszystko, rozpaczliwie się teraz ukrywając.

Jednak wszystko mogło stać się jeszcze gorsze.

***

Vinnie: ... wow...

Kreator: ŁOOOO! To było coś! Ale to było piękne!

FunPolishFox: Wiem, wiem... ale to nasi Czytelnicy muszą to ocenić wszystko... i dać nam pytania!

Vinnie: No to tak... em... zadawajcie pytania, I guess?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top