Koniec Więzienia
Kreator: No nareszcie coś się dzieje! Ci Beduini coś odwalili!
FunPolishFox: Yeah, a już chciałam wpuścić do nich jakiegoś potworka, czy coś...
Tails.Doll: No kurwa, wreszcie coś się dzieje!
Kreator: A żebyś wiedział! Witamy w kolejnym, pieprzonym odcinku Killing Show Cztery, gdzie nasi zawodnicy postanowili przestać nas nudzić i ktoś coś zrobił! Och, aż bym dał tej osobie własne dziewictwo, no ale ona pewnie nie będzie chcieć, więc tylko wyślę jej nudesy Karolka!
Rainbow Factory: To w końcu ma być nagroda czy kara dla tej osoby?
Kreator: PIEPRZONE ULGI DLA UPOŚLEDZONYCH!!
MrD108: Na pewno dalej chcesz go na prowadzącego...?
FunPolishFox: Oczywiście, że tak, no tylko spójrz jak się cieszy z tej roboty i jak dobrze mu idzie!
Kreator: *napierdala krzesłem w ścianę*
MrD108: Ta, widzę...
***
Karol, o dziwo, jakimś cudem wyspał się i wstaje on na spokojnie. Nie jest w stanie uwierzyć, że udało mu się to, podczas gdy Kreator znowu dawał pokaz swojej twórczości. Tym razem, recytował im jakieś swoje wiersze, które sam podobno napisał. Co prawda, wciąż niemożliwym było skupić się na czymkolwiek, ale po pewnym czasie, zmęczenie brało górę i dawało się usnąć. Przynajmniej Lisowi się udało, chociaż jak zasypiał, to już go łeb i wszystko bolało. I Lis czuje się wreszcie jakoś wyspany, a zdążył już zapomnieć, co to za wspaniałe uczucie. I chce on już je celebrować dobrym śniadaniem, lecz przypomina sobie, że przecież jest zamknięty w tym cholernym miejscu.
Wzdycha ciężko, postanawiając się po prostu ubrać, bo spać przecież już mu się nie chce. Jednak dzieje się wreszcie coś, czego się nie spodziewał. Podczas gdy już szatyn wkłada spodnie, słychać trzaski sygnalizujące, że Kreator się do ich odzywa. I haker rzeczywiście sprzedaje im niezwykłą informację:
— Uwaga! Ciało zostało znalezione! Powtarzam, ciało zostało znalezione, kurwy wy moje!
Co kurwa?- myśli niebieskooki, wkładając prędko spodnie i od razu idąc zobaczyć, kto zdechł. Wybiega ze swojego pokoju i biegnie na dół, by prędko dostać się do salonu. Tam już są dwie osoby, którymi jest Clockwork i Zero, a martwą osobą jest... Lulu, co niezwykle denerwuje zmyślonego przyjaciela.- No cholera jasna, czemu ona musiała paść?! Nie licząc braku oczu, była nawet fajna, no kurde!
Same zwłoki Bezokiej wyglądają okropnie- jej brzuch został brutalnie i dziwnie otworzony, jakby ktoś go przegryzł. Samo jej wnętrze to jakiś krwawi bałagan, taki, jaki jest dookoła niej. Też inne części jej ciała są otwarte i są z nich wyrwane mięśnie. Inni szybko zbiegają na dół, szybciej lub wolniej, bardziej lub mniej przebudzeni. I wszyscy wydają się być zszokowani i lekko zadowoleni. Wtedy Karol przypomina sobie, że przecież teraz drzwi powinny być dla nich otwarte otworem. I wreszcie mogą coś zjeść i mogą się napić oraz umyć. Cholera jasna, dzięki temu, już szatyn olewa fakt, że miał mieć harem i cieszy się, myśląc o żarciu.
— No! Zaczynamy sprawę! Szukać mi to od zaraz poszlak, moje upośledzone ekipo Scooby-Chuja!— nakazuje im Kreator, a w jego głosie słychać podniecenie.— Bo chcę już zobaczyć jak ktoś ląduje w piachu! Hahahaha!
— A możemy przynajmniej dostać dodatkowy czas, by jeszcze coś zjeść i się ogarnąć...?— pyta się Elska, rozciągając się.— Bo prędzej tu umrzemy niż zrobimy ci porządną rozprawę.
— Ugh... dobra! Macie dodatkowe piętnaście minut! Znajcie dobre serduszko waszej słodkiej uczennicy Kreatora-chan!— zgadza się haker, by następnie się rozłączyć.
Nie trzeba chyba mówić, iż ludzie z chęcią wykorzystują wolny czas, by jeszcze ubrać się do końca, a następnie iść i coś zjeść. Jedynymi osobami, które postanawiają inaczej spożytkować ten czas, to Smiley i Olivia, którzy przystępują od razu do oceny zwłok i ich stanu. W końcu, jako jedni z niewielu posiadają jakąś wiedzę medyczną.
Uważnie przyglądają się oni martwej, która wygląda, jakby ktoś próbował ją pożreć. Podczas oglądania tych ran, czarnowłosy zdecydowanie widzi, że coś mu tu nie pasuje. I to nawet bardzo. I nie tylko jemu.
— Hm... nie wygląda mi to na robotę ludzkich rąk...— oznajmia mężczyzna, a jednooka zgadza się z nim:
— Zdecydowanie nie. Ktoś zrobił to nożem. Ktoś próbował tu imitować zabójstwo spowodowane przez kanibala...
— Tylko skąd ktoś miałby mieć nóż...? Wszelkie drogi zostały nam odcięte, a nie sądzę, by ktoś zdążył wnieść tu broń przed zamknięciem nas.— zastanawia się czerwonooki, poprawiając maskę. Po dłuższej chwili, sama Olivia się odzywa:
— Istnieje sposób, by można było się stąd wydostać podczas zamknięcia i wcale nie taki trudny...
Po pewnym czasie, ktoś inny zaczyna też szukać poszlak i wskazówek. A jest to sam Karol. Na poprzedniej rozprawie, nie popisał się specjalnie, więc teraz może wszystkim, gdzie raki zimują. Bo wcześniej, to został jednocześnie obroniony oraz obrażony. A teraz sam naprawdę rozwiążę tę sprawę. Dlatego, wbija postanawia on być sprytny i po prostu chodzić za Fox oraz Elską, którzy zdecydowanie są tutaj detektywami. Więc zza drzwi wejściowych obserwuje, jak ci Ruth gada z Silent'em i Pinkameną, a Fox z Zachary'm i Lily.
— Kiedy ostatni raz widzieliście Lulu?— dopytuje się Islandczyk, w sumie sprawą nieprzejęty.
— Wczoraj jak szedłem na górę, z Toby'm i Kate, to spotkałem ją po drodze...— wyznaje bez skrępowania i wciąż cicho Nathaniel.— I tyle.
— A ją wczoraj widziałam w pokoju Clocky i Zero, jak wspólnie sobie siedziałyśmy!— opowiada z werwą różowowłosa.— Ale ta wcześniej wyszła... Natalie, panda, Sam i Karolek potwierdzą!
No, to prawda. Całą piątką siedzieli w pokoju zielonookiej oraz białowłosej, rysując lub gadając o pierdołach, aż nie czarnowłosa wyszła, mówiąc, że jest już nieco zmęczona. Niedługo po niej, wyszła Turner, a na końcu, wywalono z pokoju Karola, na zbity pysk. Dlatego też go tak podczas snu wszystko bolało.
Nie słysząc ciekawszych wywodów, postanawia słuchać, co tam Foxy i ta Nie-Urocza-Dziwna-Para mają sobie do powiedzenia. Może to będzie ciekawe.
— Komnacie jednej dzień cały spędziliście i Lulu ujrzeć nie mogliście...?— upewnia się Irlandczyk, przyglądając się uważnie im obu.
— Tak. Cały dzień Lily u mnie była, a jak wyszła, to byłem sam... Lulu już nie wróciła na noc.— zapewnia ją Gibson, opierając się o ścianę.
— Jak ja też wracałam do pokoju, nie zauważyłam jej nigdzie...— dodaje szatynka, obojętnym tonem.
Słuchając tego, Lis stara się ułożyć własne teorie na temat tego wszystkiego. Idzie mu to dość ciężko, bo nawet nie ma za wielu dowodów, ani niczego, co wskazywałoby na sprawcę. Mógłby oskarżyć Olivię, bo przecież wczoraj nikt jej nie widział... ale czy to ma sens? Nawet dla niego nie ma. Zatem, wchodzi do środka i postanawia się rozejrzeć po pokojach innych, podczas gdy większość osób sprawdza, czy na dole nie ma dowodów. On będzie rebel i sprawdzi na tej górze.
Nikogo tu jeszcze nie ma. I dobrze dla niego, wbija wpierw do pokoju najbardziej podejrzanej osoby, czyli Pinkameny, która dzieli go z Olivią. Przeszukuje wszystkie szafki i sprawdza nawet pod łóżkiem, ale przestaje, gdy nie znajduje nic. Zanim wyjdzie, zabiera ładne, koronkowe majteczki, chowa w kieszeni i wychodzi. Wbija teraz do Fox'a i Elski. Dwójka pojebów, co oni mogą tutaj mieć? Nim sprawdzi, co tam mają, widzi, że ta dwójka wychodzi z domku i rozgląda się na zewnątrz. Porąbało ich, czy jak? Ogląda ich tak, a w pewnej chwili, unosi jedną brew do góry, kiedy ci wchodzą do domku medycznego.
Dafuq?- myśli, by następnie zacząć przeszukiwać ich pokój. Tutaj już powinno być coś interesującego! Zaczyna więc od ich bielizny, bo wie, że tam na pewno nikt inny by nie szukał ukrytych dowodów!
***
Nathan the Nobody: Nie jest to coś najlepszego, ale lepiej się ogląda to niż jak tylko siedzą...
FunPolishFox: No ale teraz znowu będziesz oglądał jak siedzą i debatują...
E.J: Ale przynajmniej może jakaś drama będzie.
FunPolishFox: Well, zobaczymy...
***
No i nadeszła pora na rozprawę. Cała osiemnastka zebrała się na plaży, by zacząć debaty. Nie ma już miejsca Rouge i Lulu. Wszyscy zasiadają byle gdzie, a na miejscu ratownika znowu jest Kreator- tym razem, walnął sobie różowe włosy, a nawet ma koszulkę pod rozpiętą bluzą z napisem "PRZYJAŹŃ TO KREATOR!". Kiedy wszyscy już siadają, bierze on megafon i drze się w niego:
— NO DOBRA, ZJEBY! ZACZYNAJCIE JUŻ TO WSZYSTKO, WIECIE O CO CHODZI! I PROSIŁBYM O DRAMY, BO OGLĄDANIE WAS PRZEZ OSTATNI CZAS BYŁO MĘCZĄCE, I TO NIE TYLKO DLA MNIE!
— Kur... nie musiałeś tak drzeć się, wszystko słyszymy...— szepcze Silent, zasłaniając sobie uszy. Niestety, jakimś cudem Kreator słyszy to i krzyczy ponownie
— NIESTETY, ALE MUSZE, BO JESTEŚCIE TAKIMI GŁĄBAMI, ŻE NIC DO WAS NIE DOCIERA! ZWŁASZCZA DO CIEBIE, KAROL!!
— A pierdol się...— syczy szatyn, odwracając spojrzenie od hakera.
— CHĘTNIE BYM TO ZROBIŁ, ALE NIE MAM Z KIM!!
— Ugh... to ja może zacznę tę... rozprawę...?— proponuje Liu, mając już dość słuchania różowowłosego.— Bo chciałbym oficjalnie ogłosić, że sprawcą musi być Pinkamena.
— A niby czemu ja? Miałam zbyt duże załamanie nerwowe na to.— zaprzecza mu niebieskooka, pesząc się przy tym.
— Ale raczej tylko ty odwaliłabyś takie morderstwo.— zauważa Lily, spoglądając poważnie na Pinkamenę.— W końcu, nie przypominam sobie, byśmy mieli tu jeszcze jakiegoś kanibala...
— No w sumie... sama chyba cierpiała najbardziej z powodu zamknięcia i przyznałaś, że jeszcze kogoś zabijesz...— przypomina sobie Zero, na co sama oskarżona robi grymas złości i pokazuje jej język.
— Może ukrywają się! Nie pomyśleliście o tym? I nie tylko ja pewnie bardzo cierpiałam podczas zamknięcia! A tamte słowa, były wypowiedziane w nerwach!— dalej broni się Pinkie, szukając u kogoś wsparcia. I otrzymuje je od samego Smiley'a, który wtrąca się do tej dyskusji:
— Nie sądzę, by było to spowodowane głodem. Prawdziwą przyczyną śmierci było uduszenie przez kogoś, a wcześniej jeszcze Lulu się broniła.
To powoduje konsternację u niektórych, ale za to wywołuje szeroki uśmiech na twarzy oskarżanej, która wzdycha z ulgą.
— Dzięki, Smiley! Nie wiedziałam, że jesteś takim dobrym facetem!— dziękuje mu różowowłosa, posyłając w stronę doktorka całusa, ale ten nie zwraca na to uwagi. Ta na to prycha.— Jak sobie chcesz...
— Ale jak to...? Niby jak to się stało?— nie rozumie Toby, łapiąc się za głowę w dezorientacji.
— Rany zostały zadane nożem, a organy i mięśnie też nim wycięte.— tłumaczy mu czerwonooki, na spokojnie.— Ktoś najwyraźniej próbował wrobić Pinkamenę w morderstwo, jednak ja oraz Olivia znaleźliśmy siniaki i obtarcia, jasno wskazujące, iż Lulu próbowała bronić się przed napastnikiem, nim została uduszona.
— Ale chwila, bo czegoś tu nie ogarniam!— woła Jeff, podnosząc ręce do góry, by jakoś zwrócić na siebie uwagę.— Jak niby ktoś miałby to zrobić, skoro do cholery, nie mieliśmy nic ostrego w tym pieprzonym domu!? Nawet ja nie miałem żadnych noży, do kurwy nędzy!
— Ktoś przemycił broń potajemnie...?— wysuwa tezę Kate, pocierając swój podbródek. Jednak szybko odpowiada jej jednooka:
— Nie. Ktoś mógł ją sobie przynieść na czas zabójstwa.
Powoduje to chwilę ciszy, podczas której wszyscy zastanawiają się- o co jej chodzi? Jak niby ktoś miałby to zrobić? jakby nie patrzeć, to przecież dla nich niemożliwe. Lecz szybko dostają rozjaśnienie tej sprawy, kiedy dziewczyna ciągnie:
— Wbrew pozorom, można się wydostać z naszego domku, poprzez wentylację. Wczoraj, jak niektórzy mogli zauważyć, byłam nieobecna... bo znalazłam w wentylacji przejście. Po pierwszej pułapce, po lewej stronie, można otworzyć kolejny szyb i przez niego wyjść na bok domku, do lasku. Mi się to udało, chociaż zajęło mi trochę przeczołgiwanie się przez te korytarze... ale kratka już była otwarta przez kogoś innego.
— Czyli sugerujesz, że morderca mógł wcześniej przygotować i zaplanować zabójstwo, tak po prostu...?— stawia konkluzję Homicidal.
— Ej! To by wyjaśniało, czemu Lulu potem wyszła i nie wróciła na górę! Może mieli się spotkać, czy coś!?— wymyśla Sam, prawie podskakując na swoim ręczniku.
— Tylko komu Lulu miałaby tak zaufać, by bez informowania nikogo, a także nie podejrzewać nic złego, by się z kimś spotkać?— myśli głośno Elska, wpatrując się w piasek.
— Ja bym nikomu z was nie zaufał w życiu.— oznajmia IRA.— Trzeba być idiotą, by to zrobić.
— No a ja, panie IRA, a ja?— oburza się Turner, nadymając policzki, a sportowiec przewraca oczami.
— Ty się nie liczysz, Sam. Ciebie znam.
Słysząc to, sam wydaje z siebie ciche "Yeet!", uśmiechając się szeroko. No czyż nie jest to urocze? Jednak inni nie podzielają tego zdania i skupiają się na sprawie.
— Hm... jednakowoż, zapomnieć nie można o tobie, Wojowniczko Olivio.— dostrzega Fox, odzywając się po raz pierwszy od dawna.— Czyn ten mogłaś haniebny popełnić też...
— Ale... dlaczego niby ja?— drąży temat czarnowłosa, nie okazując jakiś większych emocji.— Udowodnij mi to.
— Łgać o przejściu w wentylacji otwartym możesz, też nie widziano cię nigdzie...— przypomina jej rudzielec, poprawiając swoje okulary.
— Jest ktoś, kto może za mnie poręczyć.— mówiąc to, odwraca spojrzenie do wcześniej oskarżanej.— Prawda, Pinkie?
— Nom! Wróciła nieco późno, ale wciąż wróciła!— potwierdza niebieskooka, leżąc sobie i chyba się opalając.
— I jak wracałam, widziałam wciąż Lulu żywą.— dodaje zielonooka.
— Wciąż łgarstwem być to może.
Spokój, jaki między nimi panuje, jest wręcz niewyobrażalny. Nikt z tej dwójki nie podnosi głosu, nie słychać w ich głosach wrogości. Wymieniają się czystymi faktami, prowadzą normalną dyskusję. Nie widać nawet po ich twarzach, by czuli przy tym większe emocje. Po prostu jedno próbuje udupić drugie, a to drugie się broni. Nic więcej tu nie ma między nimi. Pewnie dlatego taki spokój.
— A czy nikt niczego nie słyszał? Jak ktoś wychodził cokolwiek?— podejmuje jakiś temat Zachary, widząc, że ta rozmowa może zmierzać donikąd.
— Jak mieliśmy kurna słyszeć, skoro Kreator cały czas puszcza nam swoje dzieła na full?!— oświadcza Karol, odpowiadając tym samym pytaniem na pytanie. Następnie, pstryka palcami i uśmiecha się z wyższością.— Dlatego nam puszczał tę muzykę! By nam ułatwić morderstwo w tych trudnych warunkach! Pomyślcie sami- chce, byśmy się zabijali, a że my nie mamy ochoty, to czemu nas nie podkusić do tego, a jednocześnie pomóc nam? Ta muzyka kompletnie zagłusza przecież wszelkie hałasy, jakie dzieją się na dole! Zwłaszcza, że każdym pokoju jest głośnik, więc chcąc nie chcąc, siedząc w pokojach nie da się usłyszeć nic innego niż Kreatora. Dlatego też, zabójca mógł sobie pozwolić na walkę z Lulu i robienie czegokolwiek innego na dole, bez obawy, że dźwięki go zdradzą!
Wszyscy milkną i zastygają, słysząc ten wywód chłopaka. Jest to chyba pierwsza dłuższa przemowa zmyślonego przyjaciela, która w żaden sposób nie mówiła o nim samym, a o dość istotnym fakcie, jaki tutaj jest i z jaką mają do czynienia. To w pewien sposób jest godne podziwu, zważywszy na to, jak mądry Karol jest. A raczej, jak niemądry on jest.
— Brawo! Tak dokładnie jest!— potwierdza Kreator, klaszcząc, a na jego masce pojawiają się ikonki uśmiechu.— Brawo ty, Karol! Jednak umiesz myśleć! A sądziłem, że nie potrafisz!
— To kurna miała być obelga, czy pochwała?— pyta się go sam chłopak, marszcząc brwi.
— OBA, TY ZIEMNIAKU!
— Em... Karol inteligencją się jednak wykazał, niezwykłe to... — przyznaje okularnik, mrugając oczami i znowu spoglądając na Olivię. — A powracając do konwersacji naszej... dowody na niewinność swą masz jeszcze...?
— W sumie, to ja mam!— znowu zabiera głoś Karol, by następnie wstać i przybrać poważną pozę, sięgając do kieszeni. Wszyscy skupiają uwagę na nim, co podoba mu się.
— Okej, robi się poważnie...— stwierdza Elska, uważnie oglądając Lisa.
— A oto i dowód, że to nie Olivia! Podziwiajcie!— oznajmia, jednocześnie wyciągając z kieszeni materiał. Wszyscy przyglądają mu się podczas tego, a kiedy już widzą, co to jest, to jedni wybuchają śmiechem, inni mając facepalm'y, a inni wydają jęki irytacji. Niebieskooki nie rozumie tej zbiorowej żenady, więc patrzy, co ma w dłoniach i sam strzela derpa.— O kurwa, to majtki...
— Czekaj... i to moje! Ty złodzieju jeden!— drze się na niego Pinkamena, gdy spogląda na domniemany dowód Karola.— Coś ty robił w moim pokoju?!
— Moich chyba nie wziąłeś...?— upewnia się Olivia, krzywiąc się na ten widok.
— Uuu, przypał, koleś!— uznaje białoskóry, uśmiechając się wrednie, póki jego brat nie odzywa się:
— Jakbyśmy my sami ich nie robili...
— Eee... to raczej nie jest dowód...— mówi dość oczywistą rzecz Rogers, nie wiedząc, jak się zachować.
— Przysięgam, jeśli ukradł majtki i mi, to pożałuje tego...— dorzuca też panienka Bouviere.
— Karol, aleś ty zjebał! A jeszcze byłbyś bohaterem!— krzyczy różowowłosy, zaczynając bawić się swoim telefonem.
Sam Lis otrząsa się i chowa prędko majtki, by wyjąc z drugiej kieszeni prawdziwy dowód. Ma tylko nadzieję, że później nikt mu nie zabierze tych majtek, bo chciał się nimi pobawić. Ale pokazuje kolejny dowód- a jest to zakrwawiony materiał. Z kieszeni płaszcza wyciąga kolejne krwawe materiały i rzuca je na ziemię, by wszyscy oglądali.
— A oto i krwawe materiały, które znalazłem w pokoju Elski i Fox!— opowiada głośno i dumnie, zapominając o pierwszym fail'u. Następnie wykorzystuje wszystko, co wie.— I to wszystko rzeczy Fox... a przynajmniej tak zgaduję! Jedno z nich lubić się z Lulu i przekonać ją do spotkania! I ta się zgodziła. Następnie, nasz zabójca wbił do wentylacji i znalazł wyjście, dlatego było ono otwarte! A także, jako dowód dodam, że widziałem, ja ci idą do domku medycznego... by pewnie lepiej opatrzyć rany któregoś z nich! Jestem genialny, co nie?!
Wszyscy tak tego słuchają i zastanawiają się, czy to znowu przypadkiem nie ma sensu. I o dziwo... jakiś sens ma. Fox nie wygląda na przejętego, podobnie Elska, który wciąż się uśmiecha. Oboje są całkowicie stoiccy na te zarzuty. A inni postanawiają podjąć temat.
— To w końcu, jak do cholery, to było?— chce wiedzieć IRA.— Kto zabił tą Lulu?
— Hm... chyba to Fox... Lulu mówiła, że nawet go lubi, podobnie tą całą Lily i kogoś jeszcze...— informuje resztę Zero, która chce już to jakoś zakończyć.
— No, poza tym, on nie wydaje się być ani trochę groźny...— dodaje Clockwork, oglądając uważnie oskarżonego.
— Ale chyba jest tylko jeden, porządny sposób, by mieć pewność, że to on... ściągają koszulkę, koleś! Musimy mieć pewność, czy serio masz jakieś rany...— rozkazuje mu Zachary, a Fox nieco się czerwieni, lecz bez słowa rozpina wpierw swoją kamizelkę, a następnie koszulę. Po ściągnięciu jej, ma na sobie jeszcze podkoszulek na krótki rękaw, lecz widać jasno jedno- świeże rany na jego ramionach, które zostały opatrzone. A ma sporo blizn na swoich rękach, które musiały zostać zrobione dawno temu. Na to, wszyscy wydają się być nieco zaskoczeni.
— No cóż, Foxy... wpadłeś!— oznajmia mu blondyn, klepiąc rudzielca po plecach, gdy ten się ponownie ubiera.— A byłeś blisko ukrycia się!
Ten nawet mu nie odpowiada. Za to odzywa się znowu Silent, po którym nikt się tego nie spodziewał:
— Hm... czyli Fox udusił Lulu, a następnie upozorował wszystko, by zwalić winę, że była to Pinkamena? A wcześniej, wyszedł z wentylacji, by wziąć broń...? Mi tu wiele rzeczy nie pasuje... dlaczego Ruth niczego nie widział? I co się stało z organami i mięśniami Lulu? Po co miałby włazić do wentylacji i ukrywać potem się z ranami niż lepiej po zabiciu wyjść na luzaku po potrzebne rzeczy? Przecież od razu po zabójstwie, drzwi powinny być dla nas otwarte, prawda?
— Nom, to prawda.— zgadza się Kreator, grając chyba w Angry Birds na swoim telefonie.
Fox uśmiecha się lekko, słysząc jak ktoś go w pewien sposób broni. Podnosi swoje spojrzenie i widać w jego wyrazie twarzy coś... dziwnego. Mieszankę ulgi z jakby... satysfakcją? Nie podoba się to zbyt wielu osobom, bo jasne jest, że wróży to kłopoty.
— Cóż... wyjaśnić swą osobę muszę, zatem... haniebnego czynu, zabójstwo jakim jest, nie dopuściłem się.— wyjaśnia powoli i spokojnie Fox.— Za to zwłok zbezczeszczenia już tak. Na zbrodni miejsce, długo po zabójcy przybyłem i sprawiłem, by wszytko na panienkę Pie zwaliłem- nożem wyciąłem wszystko, a co niepotrzebne było, w popiół w piecu obróciłem...
— Okej, zaczyna się robić dziwnie...— cicho mówi Kate, robiąc się zielona na twarzy.
— Dla mnie jest ciekawie...— odpowiada jej Sam, słuchając uważnie opowieści.
— Prawdą jest, iż osobie mej udało się przez wentylację przedostać. Choć rana zła była, ceną niewielką za materiały do mojego planu była. Środki wszelkie, gotowe miałem, leki usypiające dla Lorda Ruth'a też... i tak, współcześnie mogę wam rzecz, prank it's just, bro.
Gdy do wszystkich dociera, co tak naprawdę niby ten koleś zrobił, czuć grupową nerwicę. W końcu, jakby nie patrzeć, Fox mógł świadomie naprowadzać ich na błędny trop przez cały czas. I jeszcze nie widać, by było mu z tego powodu źle. To zdecydowanie wkurza niektóre osoby.
— Kurwa, czy ty jesteś poważny?! Specjalnie nam wszystko chciałeś zjebać?!— wkurza się na niego The Killer, chwytając się za włosy.
— A to niby ja jestem nienormalna...— burczy pod nosem Pinkie.
— Chłopie... co z tobą nie tak...?— mówi Lily, strzelając facepalm.
— Ugh... wy serio wierzycie, że on tylko tak wszystko ustawił?— dopytuje się IRA, rozglądając się po wszystkich obecnych.— Równie dobrze, stara się nam wcisnąć fałsz! To on musi być mordercą!
Na to, Fox lekko się śmieje.
— Zapewniam cię, że nim nie jestem.
— No, coś w tym jest... raczej z takimi ranami, jakie masz, nie miałbyś szansy walczyć i jeszcze obezwładnić kogoś, kto umie walczyć, a Lulu umiała.— zgadza się z nim Smiley.
— To jak w końcu, kurwa, jest bo już mnie łeb od tej debaty boli!?— woła Karol, kładąc dłoń na swoim czole.— Weź ktoś wyjaśnij! Bo wiecie, mnie boli łeb od tego, że wiem, kto zabił... ale fajnie by było, jakby ktoś wyjaśnił reszcie matołów!
— Prostym to jest, Karolu.— rzuca okularnik, poprawiając swoje szkła i prostując się.— Zabójcą nie samotnik jest... a osoba kochająca kogoś...
— Hm? A on o czym niby mówi...?— nie ogarnia Toby, przechylając głowę na bok.
— Pomyślcie sami- akurat teraz, Kreator dał nam możliwość wyjścia z tej wyspy, przy uwolnieniu bliskiej nam osoby i w tak krytycznej sytuacji, umiera ktoś, kto umiał się akurat bronić. Kto go mógł zabić?— zadaje retoryczne pytanie rudzielec, a wszyscy są w szoku, gdy słyszą jak mówi normalnie.— Jedynie osoba, mająca kogoś bliskiego sobie, kogo chciałaby chronić. I która miałaby pewność, że nikt jej nie przyłapie, bo będzie sama.
— Do czego zmierzasz...?— chce wiedzieć Lily, a jej spojrzenie robi się lekko surowsze.
— Czyż nie jest to oczywiste?— wtrąca się Elska, wskazując na szatynkę.— Ty zabiłaś Lulu!
— Hm? Lily? Niby czemu ona?— nie rozumie Zach, ale Fox przejmuje ponownie pałeczkę, a jego akcent powraca:
— Zachary'ego strzegła stale, a także wystarczająco posiada siły, by zabić Lulu...
— To nonsens. Ja nikogo nie zabiłam.— zaprzecza temu oskarżona, mając spokojny ton głosu.
— Lady Jane ducha wyzionęła, więc sama sypiasz... a że usłyszeć nikt nic nie mógł, mogłaś bez śladu wymknąć się z pokoju, a następnie skrócić Lulu życie mogłaś też...
— Przecież większość z nas wcale cię nie zna, więc mogła nie brać cię za zagrożenie.— zauważa Chaser.
— Winna jesteś!— ostatecznie oświadcza okularnik, a Kreator mu przytakuje:
— Właśnie to jest prawda! Lily Bouviere zabiła naszą Bezoką Lulu! Hurra!
Nastaje cisza. Nikt nie wie, co ma następnego powiedzieć. No, nie każdy, bo odzywa się Zachary:
— Jak zgaduję, zamierzałaś się stąd wydostać ze mną...?
— To prawda... nawet muszę przyznać, ten dziwak Fox pomógł mi lekko... ale potem wszystko zepsuł...— przyznaje się szatynka, uśmiechając ponuro.— Jak widać, nie jest nam dane nawet w tym wymiarze, by...
— Ta, ta, koniec tych gadek, umieraj!— przerywa jej pożegnanie Kreator, wyciągając pilot i coś na nim klikając.
W czystym spokoju, Lily zostaje wciągnięta pod piasek. Nie szarpie się, nie krzyczy, w przeciwieństwie do Rouge. Bo ona pogodziła się z tą przegraną. I tak, po kilku sekundach, znika ona pod piaskiem całkowicie i nie ma śladu jej egzystencji. Kreator też znika. Wszyscy inni, po paru sekundach milczenia, wstają i odchodzą, mając już dość. Zostaje jedynie sam Gibson, mocno zamyślony i lekko posępny. I też jedna para odchodzi na bok, za domek i plażę- a jest to Fox i Elska.
— Muszę przyznać... miałeś rację...— mówi do blondynka rudzielec, uśmiechając się szeroko.— Są wściekli na mnie... przestaną darzyć mnie sympatią...
— Podoba ci się to?
— Bardzo. Twój plan był genialny.— i trans się rozmarza, już widząc, jak inni teraz obiorą go sobie za obiekt do znęcania się za coś takiego. A to dopiero początek. Sam Elska miał zabawę, widząc jak cała rozprawa idzie, a będą pewnie kolejne.
I oboje będą się przy tym bawić.
***
FunPolishFox: No i to koniec, lol...
Kreator: No! Muszę przyznać, ci idioci postarali się, by chociaż trochę zabawnie było!
Kreator: No a wy, Czytelnicy, dawać pytania na wywiad! Szybciutko!
FunPolishFox: I proszę nie dawać do zawodników. Jeszcze nabiorą zbyt dużych podejrzeń...
FunPolishFox: Karol już powoli dostaje jakieś flashbacki.
Kreator: A tak, to na razie, zjeby!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top