3
*Camille*
Chłopak zamknął za sobą drzwi na klucz, który włożył do kieszeni.
-Cześć - powiedział i uśmiechnął się do mnie. Usiadł na łóżku, a następnie położył na nim miskę, jak się okazało z owocami i słodyczami - na pewno jesteś głodna. Częstuj się - wskazał ruchem dłoni na miskę.
Ja jednak nie poruszyłam się tylko obserwowałam go. Był inny. Przyszedł bez maski i wydawał się miły. Jego blond loki opadły na oczy, wyglądał nieco bardziej dziecinnie. Tylko pistolet i mały nóż przypięte do pasa były symbolami tego, kimś naprawdę jest.
Na moje nieszczęście zaczęło mi burzyć w brzuchu. Chłopak zaśmiał się.
-No zjedz coś - ponaglił mnie i wziął kilka winogron z miski, po czym wpakował sobie je do ust.
Po chwili wahania sięgnęłam po winogrono i włożyłam je do buzi. Smakowało tak dobrze. Zaczęłam jeść kolejne winogrona. Po dobie bez jedzenia byłam w stanie zjeść wszystko, ale powstrzymałam się.
-Nie jesteś głodna? - zapytał chłopak i podsunął mi kilka czekoladowych ciastek.
-Nie - skłamałam.
-Nie chcę żebyś męczyła się z głodu - odparł zabawnie podwijając wargę, jednak zaraz po tym zjadł jedno ciastko.
-Jak się nazywasz? - zapytałam cicho. Nie liczyłam na odpowiedź. Który z porywaczy powie mi jak ma na imię?
-Chcesz wiedzieć jak się nazywam? - zapytał chłopak i popatrzył mi prosto w oczy. Pokiwałam twierdząco głową.
-No dobrze. W sumie chyba i tak byś się kiedyś dowiedziała. Możesz mi mówić Zelo - powiedział i posłał mi uśmiech.
-Dlaczego mnie tu trzymacie? - kontynuowałam wywiad.
-Kiedyś wykonaliśmy robotę dla twojego ojca. Miał nam zapłacić jednak później stwierdził, że tego nie zrobi. Chcemy po prostu zapłaty, a ta sytuacja idealnie się do tego nadaje, by odebrać wynagrodzenie wraz z odsetkami - wyjaśnił Zelo. Może mój ojciec naprawdę jest powiązany z mafią.
-EJ! Młody! Chodź no tu! - zawołał ktoś zza drzwi.
-Idę! - zawołał, ale zamiast wstać nadal siedział na łóżku - trzymaj - podał mi białą, nieco pogniecioną kopertę i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej list, jak się okazało, od mamy.
*DaeHyun*
Bang przeczytał wiadomość.
-On jest pojebany. Jak można ryzykować życie własnej córki! - oburzył się, a następnie napisał coś na kartce - niech przekażą to mu - powiedział i podał mi list, który uprzednio zapakował w kopertę.
Wyszedłem z biura i przeczytałem kartkę:
'masz trzy dni na podanie nam sensownej oferty i dwa tygodnie na przekazanie nam kasy. Jak nie to odzyskasz córkę w kawałkach'
-EJ! Młody! Chodź no tu! - zawołałem w przestrzeń.
-Idę! - usłyszałem, więc stanąłem na środku korytarza i czekałem na Zelo. Cały czas patrzyłem się w tekst na kartce.
Po chwili chłopak stanął przy mnie.
-Przekaż to ludziom od naszego mafioza - powiedziałem z ironią i włożyłem wiadomość do koperty, którą podałem chłopakowi. Chwilę później byłam sam.
Iść do niej czy nie iść? Może lepiej odpuścić jej i sobie na dziś. Dostała wody, jedzenie. Z głodu nie umrze...
*Camille*
Siedziałam na łóżku sama z kolanami podsuniętymi pod brodę. Patrzyłam na miskę, która była praktycznie pełna. Wzięłam jabłko i zaczęłam je jeść. Cały czas bałam się, że ktoś tu przyjdzie i zrobi mi krzywdę. Tak chciałam wrzucić do domu.
Po kilku godzinach bezczynnego siedzenia usnęłam.
Śniło mi się, że jestem w domu. Razem z Alice siedzimy w moim pokoju i plotkujemy o jej chłopaku. Przychodzi moja mama i przynosi nam talerz z ciastem.
Nagle coś mnie obudziło. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które w pierwszej chwili nie przypominało tego, w którym siedziałam cały poprzedni dzień. Jednak potem wszystkie kształty zaczęły przypominać o tym, że nadal jestem więźniem jakiegoś gangu czy diabli widzą czego innego.
Podniosłam się z łóżka i podeszłam do drzwi. Pociągnęłam je w nadzieji, że może się otworzą, jednak były zamknięte. Obojętnie wycofałam się w pościele i zaczęłam cicho łkać w poduszkę.
Cały dzień siedziałam sama. Nie zjawił się ani Zelo ani nikt inny. Jedyną wodę jaką miałam to tą z owoców, które dostałam poprzedniego dnia od Zelo. Przez cały czas siedziałam w ciszy, dzięki czemu moje myśli trochę się uspokoiły.
*Zelo*
Hyung zabronił mi iść do Camille, sam też do niej nie poszedł.
Biedna siedziała cały dzień bez wody, ale może miała jeszcze trochę owoców w misce, którą jej zostawiłem.
Wszyscy chodzili jak na szpilkach. W końcu postanowiłem wyjść na spacer. Późnym wieczorem Nowy Jork jest piękny. Wszystko uspokaja się po całodniowym biegu.
Gdy wróciłem było bardzo późno. Wskazówki zegara wskazywały grubo po trzeciej. W naszym 'domu' wszyscy spali.
*Camille*
Rano obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wszedł chłopak z wodą i talerzem. Odłożył go niedaleko mnie i wyszedł.
Nie wstałam, nadal leżałam. Nagle usłyszałam krzyk.
-Co kurwa?! Jak to? Szybko! Szybko! - ktoś wbiegł do mojego pokoju. Tym kimś okazał się chłopak, który mnie tu przyniósł - wstawaj! - rozkazał i po pędził mnie dłonią.
W ręce miał przeładowany pistolet. Od razu wstałam z łóżka. Porywacz złapał mnie od tyłu za ręce, i bezceremonialnie przyłożył mi do buzi szamtkę. Po chwili zaczęło mi się kręcić w głowie. Wpadłam w jego ramiona i zasnęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top