10
*CL*
Słysząc to pytanie trochę mnie zatkało, ale trzeba jej coś powiedzieć. W końcu obiecałam...
-Mój domniemany ojciec był biznesmenem. Żeby się wybić zawarł układ z mafią, po czym chciał ją oszukać - westchnęłam. Teraz juz wiem, że ich nie da się oszukać. - YongGuk uprowadził mnie w zamian za okup. Moi rodzice nie wytrzymali. Powiedzieli, że jestem tylko adoptowaną sierotą i takich jak ja jest tysiące, więc wezmą inne. Nie wierzyłam. Awantury, płacz, próby ucieczki. W końcu jednak matka sama powiedziała, jaka była prawda. Byłam wtedy z YongGukiem, emocje zwyciężyły. Wyjęłam pistolet zza jego pasa i strzeliłam do niej. Potem wraz z liderem poszłam do mojego ojca. Oświacie ojciec udawał, że się cieszy, że mnie widzi jednak ja rozpoczęłam tą niewygodną dla niego rozmowę. Po krótkiej kłótni zabiłam również jego. Potem YongGuk był dla mnie ogromnym wsparciem. Pomógł mi wyjść w te szeregi, a teraz jest moim ukochanym facetem - na mojej twarzy pojawił się uśmiech poprzez wspomnienia z tamtego okresu.
Cam cały czas mnie słuchała z wielkim zaangażowaniem. Nie jest złą dziewczyną, jeżeli będą chcieli coś jej zrobić, obronie ją jako koleżanka. Wróciłyśmy do jedzenia naszego pysznego posiłku, nasz spokój przetrwało wyjście pewnego osobnika do kuchni. Osobnikiem tym okazał się Jong Up. Chłopak usiadł przy stole. Kątem oka zauważyłam jak Cam spuszcza głowę żeby uniknąć jego spojrzenia.
-Gdzie w zasadzie jest Dae, że jesteś tak pewny siebie? - zapytałam kpiąco, ale Jong nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Cały czas wpatrywał się w nią.
-Poszedł się przejść. Jest trochę zły... - powiedział po jakimś czasie.
-Na co? - zapytała Cam cicho. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czyżby powoli zakochiwała się w swoim oprawcy?
-Nie wiem. Ostatnio jest jakiś dziwny... - skomentował JongUp i sięgnął po jedną z moich kanapek po czym wpakował ją sobie całą do ust. Posłałam mu mordercze spojrzenie, a chłopak uśmiechnął się.
-Zaprowadź Camille do jej pokoju. Ja tu muszę ogarnąć - rozkazałam po czym spojrzałam na dziewczynę - zaraz przyjdę i pogadamy na spokojnie.
Po chwili zostałam z kuchni sama.
*DaeHyun*
Szedłem przez park i biłem się z myślami. Nie powinienem nic do niej czuć a jednak chęć uratowania jej z tego bagna była coraz większa. Tylko co ona teraz zarobi? Rodzice ją wystawili, gdy szukaliśmy o niej informacji nie było nic o jej dalszej rodzinie. W sumie nie dziwne, za pewne wszyscy urwali kontakt dawno temu.
Przechodziłem właśnie obok jakiejś pary, która siedziała na ławce. Skojarzyłem tą dziewczynę, jakbym juz kiedyś ją widział.
-Camille już od dawna się nie odzywa... Martwię się o nią... - usłyszałem jedną z wypowiedzi. Czy chodzi o TĄ Camille?
-Rozmawiałaś z jej matką? - zapytał tym razem chłopak.
Chcąc usłyszeć dalszą część tej rozmowy schowałem się niedaleko za drzewem. Wyjąłem papierosa i zacząłem palić. Wyglądało to tak jakbym po prostu na kogoś czekał.
-Tak. Jej matka jest roztrzęsiona. Powiedziała, że Cam nic nie jest, tylko wyjechała na 'wakacje', ale jej ojciec nigdy by jej na coś takiego nie pozwolił. Może ktoś ją porwał?
-Od mojego ojca słyszałem, że jej straty miał zatargi z mafią. Być może Cam juz nie żyje...
Trochę mnie to zmartwiło. Już zaczynają się spekulacje na temat naszej ofiary? Trzeba się spieszyć. Nie zważając na dalszą część tej konwersacji rzuciłem peta na ziemię i skierowałem się do naszej bazy.
*JongUp*
Zaprowadziłem Camille do pokoju. Trzeba przyznać... Jest ładna. Nic dziwnego, że Dae ma do niej słabość, która z dnia na dzień rośnie.
Dziewczyna usiadła na łóżku i wpatrywała się w jeden punkt na ścianie. Ciekawe co może kłębić się w głowie takiej ofiary jak ona.
-Nad czym myślisz? - rzuciłem, a dziewczyna jakby wyjęta z transu spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Co się ze mną stanie... - wyszeptała. Dopiero teraz spostrzegłem, że lekko się trzęsie.
Nie zważając na ewentualne konsekwencje usiadłem obok niej i zmusiłem, by spojrzała na mnie.
-Masz dwie możliwości... - powiedziałem, ale żeby podtrzymać trochę tajemniczą atmosferę urwałem. Cam patrzyła na mnie z nadzieją w oczach.
-Jakie? - wydukała w końcu.
-Albo możesz zginąć jako zwykła dziwka albo... - znów urwałem. Tym razem zacząłem zastanawiać się nad doborem odpowiednich słów, żeby dziewczyna się nie wystraszyła. Odwróciłem głowę i spojrzałem w sufit - albo wyjdziesz z cienia wszystkich ludzi, którzy traktowali coś jak śmiecia i staniesz się jedną z nas...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top