Rozdział 13 - ,,Nothing stays in the past"

- Naomi Wilson - odparłam, na co on wyciągnął do mnie rękę. Po chwili zastanowienia, delikatnie odwzajemniłam gest, marszcząc brwi - Co ty taki oficjalny?

- A ty nie lubisz nowych ludzi - trafnie stwierdził, nawet na mnie nie patrząc - Albo, nie. Poprawka: w ogóle nie przepadasz za ludźmi. Albo przynajmniej za większością.

- Mogłabym powiedzieć to samo o tobie - rzekłam, przypominając sobie jego chłodne podejście do mnie i Richarda przy porannym spotkaniu.

Wielkolud, którego imienia nawet nie zapamiętałam, zaśmiał się pod nosem.

- Sorry za tamto - mruknął, przecierając oczy - Nie wiedziałem, że Kate ma chłopaka i jeszcze się na dodatek pokłóciliśmy...

Nie żeby ciekawiło mnie życie obcej mi osoby, ale Kate była dziewczyną mojego kumpla. A ten typek coś do tego najwyraźniej miał. Rzuciłam mu pytające, zaciekawione spojrzenie. Brunet przestał się uśmiechać i podrapał się po głowie. Raczej nie zamierzał o tym gadać.

- Weźmy się za to zadanie.

Ziewnęłam, nie ukrywając braku fascynacji cholernymi nibynóżkami. Jakoś nie byłam w nastroju na przeszukiwanie podręcznika w celu dowiedzenia się czegokolwiek o tym czymś.

- Słuchaj, mi też się nie chce tu być - mruknął nagle mój partner, który - jak się okazało - już miał otworzony podręcznik na odpowiedniej stronie. Tymczasem ja siedziałam oparta o ławkę i dopiero miałam zamiar się rozpakować.

- Dobra, streszczajmy się. Jeśli skończymy wcześniej, istnieje szansa że wypuści nas przed dzwonkiem - ponownie ziewnęłam - Szkoda tylko, że czuję się jakbym czytała chińskie znaczki - dodałam, wskazując palcem na stronę podręcznika.

- Zrobię wszystko za ciebie - szepnął, wczytując się w treść zadania. Uniosłam brwi, przyglądając się jego skupionej twarzy. Chłopak z pewnością nie wyglądał na geniusza biologii. Swoją drogą, bardziej przypominał jakiegoś młodocianego kryminalistę, patrząc na jego szerokie, poprzecierane ciuchy, cienie pod oczami i bliznę na czole. Ale póki robił coś za mnie, oszczędziłam sobie komentarzy - Oczywiście w zamian za przysługę - dodał nagle, na co przytaknęłam. Nieco zaciekawiło mnie, czego mógłby ode mnie chcieć. Ale zamiast się nad tym zastanawiać, ucięłam sobie krótką drzemkę.

~~~

Szedłem korytarzem w stronę sali, w której Cizia...Znaczy Naomi miała swoje zajęcia. Wszedłem do pomieszczenia i był tam profesor oraz kilkoro uczniów, jednak nie było wśród nich Naomi. Zdziwiłem się. Profesor Monroe miał w zwyczaju pozwalać wychodzić z lekcji uczniom, którzy już skończyli zadanie. Ale moja przyjaciółka nigdy do tego grona nie należała. Biologia nie była jej specjalnością. Właściwie to nie szło jej dobrze z żadnego przedmiotu poza angielskim i francuskim.

Nagle poczułem na ramieniu czyjąś dłoń. Gdy się odwróciłem, okazało się że była to Kate. Westchnąłem, niezbyt mając ochotę na rozmowę z nią. Patrzyła na mnie twardo.

- I? - zaczęła, na co zmarszczyłem brwi - Na co czekasz?

- A ty? - zapytałem, kompletnie nie rozumiejąc o co jej chodzi - To ty do mnie przyszłaś, nie na odwrót.

Blondynka przymknęła na moment oczy, po czym uniosła je w górę, niespokojnie oddychając. Próbowała się uspokoić, ale nie za dobrze jej to szło. Wciąż nie wiedziałem czego właściwie chciała, ale starając się ją uspokoić, położyłem dłonie na jej ramionach. Chwilę później strzepnęła je, rzucając mi surowe spojrzenie.

- Jak długo będziesz się zbierał do tego, aby mnie przeprosić?

Powstrzymałem się przed parsknięciem. Nie chciałem jeszcze bardziej jej denerwować.

Nie byłem typem osoby, która nie potrafi przepraszać. Normalnie nie przychodziło mi to z większym trudem, jednak teraz kompletnie nie czułem się winny. To ona miała przede mną tajemnice, ukrywała o co chodziło z tym Nowym. A ja miałem prawo znać prawdę.

Nagle uderzyło mnie poczucie winy, gdy jeszcze bardziej uświadomiłem sobie jak musiała czuć się Naomi, gdy ukrywałem przed nią tyle rzeczy. Niby wiedziałem, że źle robię i ją ranię. Jednak póki sam tego nie przeżyłem, nie rozumiałem tego tak dobrze.

Dlatego spojrzałem na Kate z wyrzutem, zaciskając pięści. Moja dziewczyna zaczęła przyglądać się podłodze.

- Dla ciebie okłamywałem moją przyjaciółkę. Ukrywałem przed nią mnóstwo rzeczy, głównie z twojego powodu - rzekłem - A teraz ty okłamujesz mnie. I oczekujesz jeszcze, że to ja powinienem ci ufać bezgranicznie i przepraszać, mimo tego, że ślepy zauważyłby, że coś jest nie tak - syknąłem nieco ostrzej, niż początkowo zamierzałem. Naprawdę nie lubiłem być taki. Jednak bywały momenty, w których nie mogłem dłużej trzymać nerwów na wodzy - Dlatego zapytam po raz ostatni: kim on jest i co was łączy? - mruknąłem - Co przede mną ukrywasz, Kate?

Dopiero po chwili dziewczyna uniosła głowę i ponownie na mnie spojrzała. Rozchyliłem lekko wargi, widząc w jej oczach łzy. Znowu zacząłem czuć się winny.

- Wiesz co? Pierdol się.

Nieco mnie zatkało. Kate zdążyła już odwrócić się na pięcie i odejść. Westchnąłem cicho, przez chwilę chcąc za nią pójść. Uświadomiłem sobie jednak, że nie jest to najlepszy pomysł. Obydwoje powinniśmy się uspokoić. Przetarłem skronie, zastanawiając się czy ta rozmowa mogła potoczyć się inaczej.

~~~

- Skąd ty to wszystko wiedziałeś? - zapytałam Nowego, gdy już opuściliśmy salę. Nie potrafiłam zapamiętać jego imienia.

- To moja prywatna sprawa - wzruszył ramionami, nawet na mnie nie patrząc. Jego wyraz twarzy nie zdradzał absolutnie nic. Dawno nie spotkałam osoby, z której tak mało dało się wyczytać. Pod tym względem byliśmy naprawdę do siebie podobni.

Nowy - w przeciwieństwie do Richarda - dorównywał mi kroku. Szybkim tempem wyszliśmy z budynku. Nie odzywaliśmy się do siebie. Moje myśli zajęte były rozprawą, która miała odbyć się następnego dnia.

Gdy znaleźliśmy się już poza murami szkoły, myślałam że każde z nas pójdzie w swoją stronę. Jednak on stał w miejscu i wreszcie raczył na mnie spojrzeć.

- Co tak patrzysz? - spytałam.

- Pamiętasz o przysłudze? - odparł, wkładając ręce do kieszeni za dużej bluzy. Przyglądał mi się spod przymrużonych powiek i lekko się uśmiechał.

- Czego oczekujesz? - stanęłam przed nim. Przeszłam od razu do konkretów, nie lubiąc owijać w bawełnę. Skoro to on zaproponował usługę, za usługę, to pewnie już miał zaplanowane to, o co mnie poprosi. Zamiast to odwlekać, chciałam ,,wywiązać się z mojej części umowy".

- Może... - szepnął, palcem przejeżdżając po moim podbródku - Może wpadłabyś do mnie?

- Chwila, chwila... - strąciłam jego dłoń - Nie znam cię, typie. Za kogo ty mnie masz? - zmarszczyłam brwi i założyłam na siebie ręce. Nie podobało mi się to, jak na mnie patrzył i mnie dotykał. Nie lubiłam dotyku obcych osób, zresztą nawet z bliskimi nie zawsze łatwo było mi się przełamać. Jego wzrok błądził po mojej twarzy i poczułam potrzebę mocniejszego zaciśnięcia rąk wokół siebie. Przekroczył granicę i w mojej głowie zapaliła się lampka. Nagle złapał mnie za szyję i przyciągnął do siebie.

- Wiem, że lubisz dobrą zabawę. Mogę ci to zapewnić - wyszeptał do mojego ucha. Czy on miał mnie za jakąś dziwkę? Wyszarpałam się z jego uścisku i gwałtownie się odsunęłam, lecz on mocno złapał mnie za nadgarstek.

- Pojebało cię? - nie potrafiłam inaczej odpowiedzieć na jego zachowanie. Nie tylko był nachalnym gościem, ale coś jeszcze było nie tak. Coś mi śmierdziało. Chciał przysługi. Wcześniej miał problem z związkiem Richarda i Kate, a teraz przystawiałby się do mnie? Chodziło o coś innego. Musiało.

- Chciałem dowiedzieć się paru rzeczy -mruknął - Myślałem, że jesteś łatwa - dodał, przestając się uśmiechać. Spojrzałam na niego z politowaniem.

- Skąd to wytrzasnąłeś?

- Mam swoje źródła - odparł.

- To z nich dowiedz się tych paru rzeczy. Nie zbliżaj się do mnie - warknęłam, z zamiarem odejścia. Usłyszałam jednak jego śmiech.

Zagotowało się we mnie.

Podeszłam do niego.

- Chcesz ode mnie tylko informacji. Tak naprawdę zależy ci na Kate, więc jak bardzo chcesz, to zabierz ją sobie. Mój przyjaciel zasługuje na kogoś o wiele lepszego. Wszyscy będą zadowoleni - te słowa musiały go zdenerwować, bo zacisnął mocno pięści i cały się spiął - Zabieraj ją i przestańcie utrudniać innym życie. Bo pożałujesz. Wydaje ci się, że coś o mnie wiesz, ale to gówno prawda. Przysięgam, że jeśli ty i twoja blond lalunia będziecie wchodzić nam w drogę, nie zawaham się przed niczym.

- Tak? A może jednak załatwimy to tak jak się umawialiśmy?

Straciłam już całkowicie kontrolę.

Zanim zdążyłam pomyśleć, Nowy rozmasowywał swój policzek, po tym jak wylądowała na nim moja pięść.

- Aha, czyli widzę, że nie chcesz współpracować - mruknął - Twój przyjaciel zapłaci za ten policzek. A ty zaraz po nim.

~~~

Wszedłem do mieszkania. Nikogo nie było. Rodzeństwo w szkole, a ojciec w pracy. I dobrze.

Im bliżej było do rozprawy pana Wilsona, tym bardziej mój ojciec się cieszył. Chodził zadowolony i gadał głupoty o rodzinie Naomi, ciągle każąc mi się z nią nie zadawać, co doprowadzało mnie do szału. Coraz częściej miałem przez niego zepsuty humor i ciągle się kłóciliśmy, co miało zły wpływ na młodsze rodzeństwo. Starałem się im oszczędzić tego wszystkiego, zwłaszcza że niedługo miał odbyć się pogrzeb matki.

Dlatego chwila samotności i spokoju była czymś, czego bardzo teraz pragnąłem.

Nie wiedziałem jak rozmawiać z Hazel, Ruth czy Paulem. O ile starsza Hazel radziła sobie sama i na swój własny sposób wszystko przeżywała, to Ruth i Paul byli zbyt mali, żeby zrozumieć co się dzieje. Ojciec wielokrotnie próbował z nimi rozmawiać, lecz oni byli święcie przekonani, że mama wróci. Nie przyjmowali nic innego do wiadomości. Ja też starałem się ich wspierać, ale to było zbyt bolesne. Nie wiedziałem jak z nimi rozmawiać. Nie chciałem z nikim rozmawiać na temat matki. Nie umiałem. To była za świeża sprawa. Zresztą czułem, że nikt i tak mnie nie zrozumie.

Byłem tam.

Widziałem co jej się stało.

Co prawda, według sekcji zwłok, matka zmarła poprzedniego dnia. Nie mogłem w to uwierzyć. Nie potrafiłem, nie byłem w stanie.

Wiem, co widziałem.

Westchnąłem, rzucając plecak na ziemię. Wszedłem do kuchni, żeby odgrzać sobie jakieś jedzenie. Okazało się, że lodówka była niemalże pusta.

Wszystko się we mnie skumulowało: fakt, że ojciec nie potrafił znaleźć sobie lepiej płatnej pracy, że pan Wilson nas wyrolował i zostawił z niczym, że nie było tu mamy, że Kate miała dziwne tajemnice, że z niczym nie potrafiłem sobie poradzić... Ze złości walnąłem drzwi od lodówki, po czym syknąłem z bólu.

- Ja... pier... - syczałem z zaciśniętymi zębami - Jesteś żałosny, Richard Morton - powiedziałem sam do siebie.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi.

- Cholera - wymsknęło mi się. Wziąłem ścierkę, leżącą na blacie i zawinąłem nią lekko krwawiącą dłoń. Bolała jak cholera. Pukanie stało się głośniejsze i bardziej natarczywe - Już idę! - krzyknąłem zirytowany, krzywiąc się. Gdy nareszcie otworzyłem drzwi, ujrzałem za nimi osobę, której kompletnie bym się nie spodziewał.

~~~

Oblałam twarz zimną wodą. Gdy wreszcie uregulowałam oddech, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Przetarłam zmęczone oczy i poprawiłam kucyka. Wciąż lekko się trzęsłam. Nie ze strachu. Ze złości.

Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku, chcąc zasnąć. Jednak nie byłam w stanie. Moje myśli krążyły wokół Nowego. Osoba, której imienia nawet nie pamiętałam, zdążyła w ciągu jednego dnia wzbudzić we mnie tyle emocji i wyprowadzić mnie z równowagi bardziej niż ktokolwiek inny. Wpatrywałam się w sufit, rozmyślając. Jakim prawem tak mnie potraktował? Skąd wziął to, że jestem łatwa? Kate nagadała mu bzdur? Czy ktoś inny?

Miałam w dupie to, co myśleli o mnie inni. Ale on wziął tą plotkę za pewnik i próbował wykorzystać to przeciwko mnie. Próbował mnie wykorzystać, aby czegoś się dowiedzieć. Tylko czego?

Nagle usłyszałam jakieś stuknięcie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zerknęłam w kierunku okna, bo stamtąd dobiegł dziwny dźwięk. Wstałam i ponownie usłyszałam stuknięcie. Podeszłam więc do okna i przez nie wyjrzałam.

Myślałam, że zwariuję, widząc pod nim Nate'a.

Stał z butelką whiskey w jednej ręce, a w drugiej trzymał papierosa. Ledwo stał, nogi się pod nim uginały i blondyn bujał się na boki. Cholera jasna. Jeszcze tego mi brakowało.

Otworzyłam okno, czego on oczywiście nie zauważył w porę i ponownie rzucił jakimś małym kamieniem, trafiając mnie w środek głowy.

- Ty cholero - syknęłam, dotykając czoła i rozmasowując je.

Nate spojrzał w górę i gdy mnie ujrzał, jego oczy otworzyły się szeroko i rozbłysły.

- Przepraszam za to - mruknął niewyraźnie i jąkając się. Boże drogi, on wyglądał jakby imprezował trzy dni z rzędu.

- Co ty odwalasz, do cholery, ty cholero? - starałam się być cicho, żeby nie zwrócić niepotrzebnie uwagi sąsiadów.

- Ja... Ja nie wiem... - plątał się - Ja wiem! Ja mam problemy... I ty też masz...jakieś. I ja powinienem był być przy tobie. I ja przepraszam, Naomi... Ja...Wiem! Przyszedłem cię przeprosić! - wrzasnął nagle - Już pamiętam.

Gestami pokazałam mu, żeby był ciszej. A najlepiej, żeby w ogóle się zamknął, bo gadał od rzeczy. Jeszcze kolejnych problemów z nich związanych mi brakowało.

- Ale cze...cze...czekaj. Ja jeszcze nie skończyłem - czknął - Czy ty - uklęknął. Na Cholerę Najświętszą. Nate Finnick klęczał przed moim oknem. Jeśli miał zamiar zrobić to, o czym myślałam... O, cholero. Chyba całkowicie stracę w niego wiarę i skoczę z tego okna, żeby nie musieć na to patrzeć - Naomi Wilson? Czy ty... Czy ty mi wybaczysz?

Okej, nie było tak źle, jak sądziłam, ale to wciąż było żenujące.

- Czekaj tam - poleciłam mu. Nie miałam zamiaru kontynuować tej rozmowy w ten sposób. Zbiegłam po schodach na dół, uprzednio łapiąc za sweter i narzucając go na siebie. Wieczór był chłodny, a coś czułam, że sporo czasu zajmie mi naprostowanie Nate'a. Będąc na parterze, zauważyłam śpiącą mamę. Obok stała pusta butelka wina. Tuż przed rozprawą czuła jeszcze większą potrzebę upicia się, niż wcześniej. Przykryłam mamę kocem i wyszłam na zewnątrz.

- Czy ty już do końca zdurniałeś?

- A ty? - odparł - Jak można nie chcieć wybaczyć... mi? - wskazał na siebie, posyłając mi pijacki uśmiech. Na Boga...

- Nie wierzę... Po prostu nie wierzę w to, co widzę - skomentowałam. Nagle zauważyłam przechodzącą obok mojego domu sąsiadkę, starszą kobietę, patrzącą z obrzydzeniem na blondyna. Cholera no.

- Ja go nie znam - rzuciłam w jej stronę - To tylko jakiś pijak, przyszedł sam nie wie po co.

Nate rzucił mi oburzone spojrzenie, po czym uśmiechnął się do przechodzącej pani.

- Ona mnie k...k...kocha! - krzyknął. Jeszcze chwila, a ta pani wyciągnęłaby krzyż i przeżegnała się. A przynajmniej tak wyglądała, patrząc z przerażeniem na chłopaka - Ta pani mnie kocha i nie chce tego przyznać!

- Cicho siedź - szepnęłam, uśmiechając się sztucznie w stronę sąsiadki. Po chwili przestała stać w miejscu i się w nas wpatrywać, tylko nareszcie sobie poszła. Odetchnęłam i rzuciłam surowe spojrzenie zadowolonemu z siebie Nate'owi, który wciąż klęczał jak gdyby nigdy nic.

- Pójdziesz ze mną na studniówkę? - wypalił nagle, a ja prawie zachłysnęłam się powietrzem.

- Że...co?

- Pytam czy pójdziesz ze mną na studniówkę, Naomi Wilson?

- Studniówka jest za ponad pół roku, Nate Finnick - odparłam, nie wiedząc co innego mu odpowiedzieć.

- Ale ja od dawna wiem z kim chcę iść -czknął.

Złapałam się za głowę.

- Nie nadążam za tobą. Parę godzin temu jeszcze mnie nienawidziłeś, teraz przychodzisz zapraszać mnie na studniówkę? Twoje nastroje zbyt często się zmieniają, ja... Po prostu nie jestem w stanie za tobą nadążyć, Nate.

Próbowałam mówić sensownie, ale patrząc na jego niezmieniony wyraz twarzy traciłam wiarę, że cokolwiek do niego dotrze. Zresztą co próbowałam osiągnąć, skoro i tak patrzył na mnie uśmiechnięty i wpatrzony jak w obrazek? Od naszej kłótni ciężko mi było wytłumaczyć blondynowi cokolwiek, a co dopiero gdy był pod wpływem? Ta rozmowa nie miała sensu. Zaczęłam się zastanawiać nad tym kim właściwie byłam dla Nate'a. Nikim? Koleżanką? Przyjaciółką? Zwykłą dziwką? Czego on chciał, czemu tak zmieniał swoje nastawienie i burzył moje mury, zakłócał spokój? Kim był, żeby tak plątać mi w głowie? Żeby sprawić, że zachciałam otworzyć się przed nim, po czym zranił mnie, żebym od razu tego pożałowała? Nie chciałam się dołować, rozmyślając nad tym, ale te myśli same z siebie do mnie przychodziły. Zamiast tego chciałam skupić się na tym jak go ogarnąć, pomóc wstać i zapanować nad nim, żeby się nie wywalił. Jednak nie potrafiłam. Mój umysł miał inne plany.

- Jezu, co z tobą, chłopie? Cholera - żachnęłam się, starając się utrzymać jego ciało w równowadze, a on wcale mi w tym nie pomagał.

- Odpowiedź A: upiłem się. Odpowiedź B: naćpałem się.

- Obie poprawne? - mruknęłam, na co on tylko się uśmiechnął. Świetnie.

- Chodź tu - pociągnął mnie tak, że obydwoje upadliśmy. Leżał, a ja na nim. On roześmiany i zadowolony przytulił mnie, a ja zszokowana oblałam się rumieńcem - Przepraszam. Za wszystko.

~~~

- Joseph? - zdziwiłem się, widząc chłopaka. On nawet nie czekał na zaproszenie. Ledwo otworzyłem drzwi, a on już rzucił się na mnie. Złapał mnie za koszulkę, po czym przycisnął do ściany. Zabolały mnie plecy i tył głowy, na co skrzywiłem się.

- Co ty... - zacząłem, lecz on mi przerwał.

- Kazałem ci z nią zerwać, prawda? Miałeś trzymać się od Kate z daleka, idioto!

Spoliczkował mnie. Raz. Drugi. Uderzył mnie w nos. Znowu plaskacz.

- Skąd ty... - wyszeptałem między uderzeniami.

- Nieważne skąd to wiem - warknął, mocniej zaciskając ręce na moim ubraniu - Wiedz, że ci nie daruję.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top