Rozdział 4 - ,,Can you believe what you see?"

– Co?! – krzyknąłem jednocześnie z tatą. Pa trzył on to na mnie, to na czarnowłosą kobietę.

– Ja... Ja nigdy nie zażywałem narkotyków! Nigdy... – zacząłem, panikując. Jak to się w ogóle mogło stać?

– Mój syn taki nie jest, panie komendancie – wsparł mnie ojciec. 

– Wszyscy rodzice, których dzieci tu trafiają mówią to samo – parsknęła z rozbawieniem czterdziestolatka.

– Mój syn taki nie jest – powtórzył tata nieco głośniej, lecz wciąż brzmiał bardzo łagodnie. Jak zwykle. Na policjantach nie zrobiło to wrażenia. 

– Pana syn zadzwonił, twierdząc że był świadkiem morderstwa swojej mamy. Został pobity przez oprawcę, lecz ocknął się w swoim łóżku, a pobity był w piwnicy. Miał opatrzone już przez kogoś rany. Kręciło mu się w głowie. Gdy poszedł do piwnicy, nikogo tam nie było, w tym krwi, co sami sprawdziliśmy. W domu był sam Richard. 

– Ja... Ja nie mam pojęcia co się tam stało, ale mój syn na pewno nie bierze narkotyków! 

– Pokaż ręce – rozkazała policjantka, a ja stałem sztywno, nie chcąc już tutaj być. Ciała brak, śladów po nim brak, za to ja w swojej krwi miałem narkotyki. Nie chcieli mi uwierzyć, lecz byłem pewny, przysięgam, że wiem co widziałem – Pokaż ręce – fuknęła po raz drugi, a gdy znów nie zareagowałem, podeszła do mnie i sama podciągnęła rękawy mojej koszuli w górę. Moim oczom ukazał się ślad po igle. Wytrzeszczyłem oczy. Tak samo jak i mój tata.

– Pański syn wziął narkotyki i pewnie miał jakieś halucynacje, stąd zgłoszenie o morderstwie matki oraz brak śladów zbrodni. Co do obrażeń, to albo nie chce się przyznać do bójki z kimś, albo jej po prostu nie pamięta. Może nawet nie pamiętać kto mógł mu te rany oczyścić. Heroina to bardzo niebezpieczny narkotyk, więc możliwości jest wiele, jednak pewne jest to, że nie możemy w pełni ufać zeznaniom pańskiego syna, który jednak jest – z tego co mówi – jedynym świadkiem zabójstwa.

– Co z moją żoną? – załamał się ojciec – Ufam mojemu synowi jednak mam nadzieję, że z nią wszystko w porządku...

– Pani Justine Morton nie było w pracy. Zapytani o nią znajomi oraz sąsiedzi nic nie wiedzą na ten temat, nikt jej w każdym razie nie widział od wczorajszego wieczoru. Jeśli do jutra pana żona się nie znajdzie, uznamy ją za zaginioną i rozpoczniemy poszukiwania.

– Zamordowana – mruknąłem posępnie. Mój głos był cichy, bo znowu zaczynało mi się kręcić w głowie i to dosyć mocno. Poza tym straciłem już siłę na walczenie z tymi federalnymi.

– Zaginiona – powtórzyła z naciskiem czarnowłosa, a ja pod wpływem jej spojrzenia, opuściłem głowę w dół. 

~~~

Czekałam i czekałam, zastanawiając się co działo się w tym pokoju. Tata Richarda zniknął za tymi drzwiami, znajdował się tam i mój przyjaciel. Miałam nadzieję, że wyjdą jak najszybciej, wyjaśnią mi wszystko, uspokoją mnie. Że wraz z nimi wyjdzie pani Morton i okaże się, że tak naprawdę nic złego się nie wydarzyło. 

Nagle drzwi otworzyły się, a ja gwałtownie wstałam. Pierwszy wyszedł policjant, zaraz za nim Gregory. Mężczyźni po cichu o czymś rozmawiali. 

Nareszcie ujrzałam Richarda. Otworzyłam usta, widząc jego stan. Mówił mi, że był nieźle poturbowany, ale że aż tak? Miał rozciętą prawą brew i podbite prawe oko. Na twarzy miał też kilka zadrapań. Przez podwinięte rękawy koszuli dostrzegłam również siniaki na rękach. Nie wiedziałam co robić.

Richard podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Marszczył brwi i wykrzywiał twarz w dziwnym grymasie.

– Potwornie kręci mi się w głowie – wyjaśnił, a ja objęłam go bardzo delikatnie – Całe ciało mnie boli.

– Zostaw mojego syna – rzekł jego ojciec, po raz kolejny próbując brzmieć groźnie –Jakimś cudem policja znalazła w jego ciele narkotyki i chyba zaczynam domyślać się dlaczego – mruknął. 

– Czyli? – spytałam obojętnie, czując że nie miał zamiaru mnie oszczędzić.

– To pewnie wszystko przez ciebie! – mężczyzna uniósł palec, a Richard próbował go uspokoić, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi – Pijaczka, bezwstydna pijaczka! To pewnie ty mu to zrobiłaś, prawda?! – zaczął krzyczeć, zwracając na nas uwagę wszystkich. Wciąż patrzyłam na niego beznamiętnie. Tak naprawdę to miałam w dupie co o mnie myślał – To ty mu to kazałaś zrobić, prawda?! Kto wie co wyprawiasz na tych imprezach... – miał zamiar kontynuować, lecz ja mu przerwałam. Kątem oka zauważyłam czerwieniącego się ze wstydu Richarda, który odpuścił sobie zatrzymywanie ojca. I tak lepiej bym sobie poradziła sama, tym bardziej gdy mój przyjaciel był w takim stanie. 

– Naprawdę wykryto u ciebie narkotyki? – parsknęłam, patrząc na blondyna. Dostrzegłam, że jego kręcone włosy ubrudzone były krwią. Patrzył na mnie niepewnie – Ja na pewno nie mam z tym nic wspólnego. Moje uzależnienie nigdy nie wpłynęło na Richarda. Nigdy go do niczego nie namawiałam, ani nie zmuszałam. Proszę więc zająć się pana poturbowanym synem, a ode mnie się - delikatnie mówiąc - odczepić.

Facet milczał, jak gdyby szukał odpowiednich słów. Patrzył na mnie wciąż z nieufnością, lecz nie aż tak twardo, jak przedtem. 

– Jest jeszcze jedna sprawa – odezwał się nagle – Policja twierdzi, że moja żona zaginęła. Ale wiem jedno. Jeśli wciąż żyje, to mogę się założyć, że to sprawka twoich rodziców – syknął. Ani drgnęłam. Intensywność mojego spojrzenia sprawiła, że on odwrócił wzrok. Nie ustępowałam. Było mi obojętne kogo podejrzewał i za co. Bo ja wiedziałam swoje – Nigdy jej nie lubiliście – szepnął z żalem – Nigdy.

– Pan również za nią nie przepada, panie Morton – rzekłam bez zawahania się. Richard spojrzał na mnie tak, jak gdyby spodziewał się po mnie czegoś podobnego – Może to pan jest zabójcą, hmm? – zapytałam niewinnie. 

Mężczyzna ścisnął ręce w pięści, patrząc na nie z furią. Nie oglądając się za siebie, wyszedł z komisariatu, trzaskając za sobą drzwiami. 

– Koniec przedstawienia – ziewnęłam, a wszyscy ludzie od razu wrócili do zajmowania się swoimi sprawami. 

~~~

– Wyjaśnisz mi dokładniej co się właściwie stało? – zapytała mulatka. Wyglądała na naprawdę zdezorientowaną – Bo już sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć.

Westchnąłem cicho, nie wiedząc co właściwie jej odpowiedzieć. Powoli zaczynałem wątpić w to, że wszystko, co widziałem było prawdą. Brakowało jakichkolwiek śladów poza moimi ranami, lecz po co morderca miałby się mną zajmować? A może to był ktoś zupełnie inny, tylko kto? Nawet jeśli moja mama żyła, to gdzie była? Policja ustaliła, że przez cały dzień nikt jej nie widział, w pracy również jej nie było. Sąsiedzie nie przypominają sobie też, żeby ktokolwiek kręcił się przy naszym domu wtedy, gdy przyszedłem ze szkoły, ale wielu z nich było wtedy w pracy. Zresztą nikt raczej nie obserwuje przez okno co się dzieje w innych mieszkaniach, więc nic dziwnego, że nikt nic nie zauważył. Naomi - tak jak i ja - wyglądała na zamyśloną, a jednocześnie była potwornie wyczerpana. Oczy jej się kleiły, ale starała się normalnie zachowywać, zdawała się głęboko nad czymś zastanawiać.

– Ja... – zacząłem, lecz nagle zrozumiałem, że nie miałem pojęcia co właściwie jej powiedzieć – Sam już nie wiem. Wiem, co widziałem, ale te narkotyki... nie brałem ich, ja naprawdę ich nie brałem! 

– Wiem – odparła ciemnowłosa. Palcami przeczesywała swoje długie włosy, jak zwykle spięte w kucyka – Znam cię.

Wysiliłem się na smutny uśmiech, a nagle w oczach pojawiły mi się łzy.

– Co, jeśli to wszystko to nieprawda? Że to tylko jakaś halucynacja, spowodowana tymi dragami? Może ktoś specjalnie mi je wstrzyknął i pobił, żeby mnie...zdezorientować? Boże, to takie głupie. Albo... albo pobiłem się z kimś i po prostu tego nie pamiętam przez te dragi, a temu komuś zrobiło się mnie szkoda i dlatego mi opatrzył rany? Przecież to... dziwne, po prostu dziwne – mruknąłem, coraz bardziej się w tym wszystkim gubiąc – Ale jeśli to nie była prawda... to dlaczego moja mama zniknęła, gdzie jest?

– Nie wiem, Richard – przyznała dziewczyna, po czym przygryzła wargę – Może jak ją znajdą, to wszystko się wyjaśni. Może tak naprawdę nic jej nie jest, a może ona nawet wie co dokładnie się z tobą stało, skąd masz rany i tak dalej – zasugerowała – Nie mam siły na razie o tym myśleć, to za duży szok, za świeża sprawa... – westchnęła – To wszystko jest takie dziwne i poplątane.

– Wiem. 

~~~ 

Z drzemki nagle obudził mnie dźwięk dzwonka. Najbardziej irytujący, zaraz po budziku. Kolejna przespana lekcja matematyki zaliczona. 

Opuściłam salę nie spiesząc się nigdzie zbytnio. No bo po co? Po co jeszcze bardziej się rozbudzać odrobiną ruchu, skoro na kolejnej lekcji również zamierzałam spać?

Nie miałam też żadnego obowiązku pod tytułem chodzącego za mną wszędzie Richarda, którego orientacja w terenie, w tym i w szkole za dobra nie była. Chłopak miał tak splątane myśli przez wydarzenia z poprzedniego dnia, że został w domu, co nigdy dotąd mu się nie zdarzało. Ale jako, że był to dopiero początek roku szkolnego, mógł sobie na to pozwolić. Nie straciłby zbyt dużo i nie czułby się winny tak, jak by to normalnie było. 

Ruszyłam w kierunku sali, gdzie miałam mieć lekcję chemii. Miałam ochotę umrzeć. I to większą niż zazwyczaj. 

– Naomi! – usłyszałam za sobą głos Nate'a, więc powoli się odwróciłam – Cześć.

– No cześć – odparłam. 

– Słyszałem, że mama Richarda zaginęła, ale nie wiem czy to tylko plotka... No, ale nie ma go też w szkole, więc chciałem spytać co się właściwie stało – mruknął, drapiąc się po głowie. Zaczęliśmy iść przepełnionym ludźmi korytarzem.

– Tak właściwie to nie wiem. Nikt nie wie – westchnęłam. W głowie miałam jedną wielką plątaninę myśli. 

– Ktoś mówił, że Richard widział coś...dziwnego. Że miał jakieś halucynacje czy inne jazdy. 

Pociągnęłam chłopaka za ramię i weszliśmy do pierwszej lepszej sali lekcyjnej, która akurat była pusta. I dobrze. Plotki i tak się roznosiły, ale nie chciałam, by inni ludzie usłyszeli szczegóły. Zdjęłam torbę i położyłam na jednej z ławek, siadając na niej. Blondyn patrzył na mnie wyczekująco.

– Nic nie jest pewne. Dla policji jego mama zaginęła, ale w tajemnicy powiem ci, że Richard widział jak została zamordowana.

– Zamordo... – zaczął, ale uciszyłam go, przykładając rękę do jego buzi – To dlaczego według policji zaginęła, a nie jest zabita? 

– I właśnie tu zaczynają się schody – rzekłam – Richard był tego świadkiem, lecz zabójca pobił go, a on obudził się w swoim łóżku, rany miał opatrzone, na podłodze nie było śladów krwi, wszystko wyczyszczone na błysk, a ciała nie znaleziono. Nikt też tego dnia nie jej nie widział, w pracy jej nie było, sąsiedzi nic nie wiedzą.

– To brzmi jeszcze bardziej niepokojąco... – przyznał chłopak. Nastolatek wyglądał na bardzo zamyślonego, może tak jak ja, Richard i cała reszta wtajemniczonych osób próbował złożyć kawałki tej chorej układanki? – Ale Richard jest świadkiem, prawda?

– Niby tak, ale schody są jeszcze bardziej kręte – przyznałam, zagryzając mocno wargę – Chodzi o to, że gdy już go przesłuchali, nie do końca uwierzyli w tą historię, bo w końcu miał opatrzone rany, śladu po pani Justine, a tym bardziej po jej morderstwie nie było. Wykonali pewne badania i okazało się, że w krwi Richarda były narkotyki, a na ręce miał ślad po strzykawce. 

– Że co? – niemalże wykrzyczał – On... on nie zrobiłby tego. Nie wziąłby przecież dragów. Przecież to... to Richard Morton, on nawet drzwi by przeprosił, jakby sam na nie wpadł, nie poszedłby na wagary... On jest na to za grzeczny – wyglądał na rozbawionego, ale jednocześnie przejętego.

– Wiem, znam swojego przyjaciela, do cholery! – odpowiedziałam, zaznaczając ostatnie słowo. Znacząco spojrzałam na Nate'a – Dlatego to wszystko jest jeszcze bardziej pojebane, niż można byłoby przypuszczać – Chłopak milczał, trawiąc usłyszane ode mnie informacje – My go znamy, Nate. Ja lepiej, ty nieco gorzej, ale ludzie, którzy go znają, mieli z nim kiedykolwiek coś wspólnego, nie uwierzyliby w tą historię z narkotykami, to pewne. Ale policja go nie zna, dla nich to nieważne. Widzą wyniki badań i tylko tyle się liczy, tak już jest. Nie mogą uznać jej za zabitej, przez to, że jedyny świadek był pod wpływem tego gówna! – wstałam, nie mogąc już usiedzieć w miejscu – Zresztą, nawet gdyby nie był, to jego historia nie byłaby dostatecznym dowodem na uznanie jej za zamordowaną. Ale najważniejsze, że szukają jej, rozpoczęli już śledztwo. Znajdą ją, prędzej czy później, żywą lub martwą, ale dowiemy się prawdy. Odkryją co tak naprawdę wczoraj się wydarzyło. 

Nate pokiwał ze zrozumieniem głową. Nagle coś zauważyłam. Ktoś stał pod drzwiami i nas podsłuchiwał.

– Nate... – zaczęłam – Ktoś nas podsłuchuje, cholera!

Blondyn odwrócił się i szybko pobiegł w kierunku drzwi, lecz cień nieznajomej osoby już zniknął. 

Gdy nastolatek otworzył drzwi, zobaczyliśmy tylko cały tłum ludzi. 

~~~

Obudziłem się. 

Głowa potwornie mnie bolała, nie wiedziałem czy to z powodu ran, czy narkotyki wciąż działały. Z tego, co mówiła ta policjantka, dawka była spora. 

Znowu zacząłem zastanawiać się jakim właściwie cudem wykryto u mnie te narkotyki. Kto i po co miałby mi je wstrzykiwać lub czemu ja miałbym to zrobić? Ktoś mnie zmusił? 

Westchnąłem i ruszyłem na dół, aby coś zjeść. Myślałem o jakimś śniadaniu, lecz gdy zerknąłem na wiszący na ścianie stary zegar, okazało się, że było już po południu. Tata był w kuchni i coś gotował. Nie pachniało zachęcająco, no cóż, kucharzem to on nigdy nie był. Mama zawsze gotowała, a tata lubił sprzątać i robił to za nią. Tak się podzielili. 

– Głodny? – zapytał tata, a chwilę potem przed sobą miałem już talerz, a na nim coś, co miało chyba być spaghetti. Mężczyzna usiadł na wprost mnie.

Zacząłem jeść i w smaku okazało się nie być aż takie złe. Dania przyrządzonego przez tatę nie można było porównać z tymi mamy, ale nie mogłem też zbytnio narzekać. 

– Wy już jedliście? 

– Tak, ale nie chciałem cię budzić – westchnął ojciec. Zauważyłem, że miał na rękach i ubraniu kolorowe plamy, więc pewnie znowu malował coś w garażu – Chciałem z tobą pogadać, synu. 

Automatycznie chciałem spytać ,,o czym", lecz odpowiedź chyba była jasna. Czekałem więc, aż on zacznie mówić.

– Właściwie to chciałem ci tylko powiedzieć jedno, Richard. Wierzę ci – rzekł – Nie wiem czy to słuszna decyzja czy nie, uwierz mi, ja też jestem przerażony... Ale wierzę ci i musimy coś zrobić. Wciąż mam nadzieję, że to nieprawda, ale... Ale jeśli ona rzeczywiście nie żyje, nie mogę tego tak zostawić. Nie chcę czekać na działanie policji. 

Przerwałem jedzenie. Spojrzałem na ojca, który patrzył na mnie z śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Czekał, aż odpowiem. 

– Ja już sam nie wiem co jest prawdą, a co nie... Czy to wszystko była jakaś halucynacja, czy nie. Z jednej strony nie chcę, by to była prawda, z drugiej jestem pewien, że to naprawdę się działo. Nie mogę przestać o tym myśleć. Ani wyrzucić z głowy ten obraz. Wciąż pojawia mi się to przed oczami... – przełknąłem ślinę – Jestem przerażony, ale wciąż mam poczucie, że muszę coś z tym zrobić. Muszę dowiedzieć się prawdy, jakakolwiek by ona nie była. 

– Ja też, Richard – przyznał – Muszę wiedzieć. 

Milczałem, kończąc swój posiłek. Gdy wstałem i już miałem odchodzić od stołu, tata nagle złapał mnie za ramię. Zmuszony byłem, aby ponownie usiąść.

– Tylko nie zadawaj się już z tą Naomi – na te słowa zmarszczyłem brwi. Zanim cokolwiek powiedziałem, on już kontynuował – To pewnie ona za tym stoi – syknął, a ja nie dowierzałem nienawiści, jaką przepełniony był jego głos za każdym razem, gdy wspominał o Naomi lub jej rodzinie – Alkoholiczka... Narkotyki pewnie też bierze. A to wszystko to plan! 

– Jaki znowu plan, tato? O czym ty mówisz? – zapytałem, chociaż powoli domyślałem się, w jakim kierunku potoczy się ta rozmowa. Nie podobało mi się to – To moja przyjaciółka. Nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła, to przecież Naomi! 

– To wszystko to plan – powtórzył ojciec, nawet na mnie nie patrzą. Wpatrywał się w jeden punkt przed sobą, a jego mina w połączeniu ze słowami, wzbudziły we mnie niepokój – Rozgryzłem to, Richard! To jej rodzice i ona za tym wszystkim stoją. Nie lubili nas... nigdy. Poniżyli nas, zabrali wszystko, aż w końcu sięgnęli po najcenniejsze. Sięgnęli po życie, jakby to też mogli zabrać i po prostu zniszczyć. To oni zabili... A Naomi maczała w tym palce. Alkoholiczka... Narkotyki pewnie też wie skąd wziąć. Omamili cię, synu, nie widzisz tego?! – krzyczał, a ja zacząłem się trząść. Chciałem bronić Naomi, tak bardzo chciałem... Gardło miałem ściśnięte, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz – Omamili cię, byś nie wiedział co się stało, żebyś nie mógł nic udowodnić. Żebyś nie był wiarygodnym świadkiem. To wszystko to plan, jeden wielki cholerny plan. To oni, Richard. To na pewno Wilsonowie.

To nie mogli być Wilsonowie.

~~~

Wróciłam do domu i zastałam tam rodzinę, która już jadła obiad. 

– Cześć – mruknęłam bez entuzjazmu, a moja torba wylądowała na ziemi. Usiadłam przy stole i od razu zaczęłam nakładać sobie cokolwiek, chociaż nie za bardzo miałam ochotę na jedzenie.

– Jak było w szkole, Naomi? – spytała mama, uśmiechając się sztucznie. Oh, jak zwykle to pytanie...

– Nijak – odparłam. Jednocześnie grzebałam w swoim jedzeniu, od czasu do czasu ziewając.

– Słyszeliśmy co się stało z mamą Richarda – zaczęła mama – To przykre – powiedziała, nie okazując żadnych emocji, ani w głosie, ani na twarzy. Prychnęłam, zarabiając ostre spojrzenie taty i zaskoczone mamy. 

– Widzę, jak bardzo wam przykro – mruknęłam i ironicznie się uśmiechnęłam. 

– A co, mamy płakać nad tym?! – wykrzyczał ojciec, uderzając w stół. Do tej pory zainteresowany był tylko swoją komórką – Policja ją znajdzie, o co tyle hałasu i dramatu? – prychnął, kręcąc przy tym głową. Od razu byłam w bojowym nastroju. 

– Mogą ją znaleźć martwą – zaznaczyłam, a ojciec tylko kiwnął głową z ironią. Przewrócił oczami i uśmiechnął się, jakby był tym rozbawiony. Zagotowało się we mnie. Miałam ochotę wygarnąć mu wszystko oraz powiedzieć o jego kłótni z mamą, którą usłyszałam. Powiedzieć o tym, że tata Richarda podejrzewał ich i że wcale mu się nie dziwię. Zapytać co oznaczała ta kłótnia z mama i czy mieli coś wspólnego z zniknięciem pani Justine Morton. Lecz odezwała się Ivy.

– A więc pani Morton zaginęła – mruknęła smutno dziewczynka – To szkoda, była bardzo fajna. Miła i uprzejma. Nawet niedawno u nas była, a teraz już zniknęła...

– Była tu niedawno? – spytałam zdziwiona. Przecież nasze rodziny nienawidziły się od kilku dobrych miesięcy – Po co? Kiedy?

– Bo ja wiem? – mruknęła brązowowłosa – Jakoś na początku wakacji. Była, by...

To było już po wielkiej kłótni naszych rodzin.

– Nic więcej nie mów, Ivy – syknął ojciec, każde słowo wypowiadając powoli i ostro. Dziewczynka jednak nie traciła entuzjazmu, jak zwykle. Ale dlaczego tata nie chciał, by cokolwiek mówiła?

– Ja już wtedy spałam. Była późna noc, ale słyszałam, że ktoś przyszedł i poznałam jej głos – kontynuowała, a tata nagle podniósł się z miejsca. Stał przy stole, opierając się o niego rękami. Był cały czerwony ze złości, wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć. Dawno nic go aż tak nie wyprowadziło z równowagi. Mama nareszcie okazała większe zainteresowanie sytuacją, bo patrzyła na moją młodszą siostrę, w oczekiwaniu, lecz ze stoickim spokojem – Spytała tatę, czy ma ochotę się zabawić. To bardzo fajna pani, lubi się bawić! – klasnęła w dłonie, a ja nie potrzebowałam, aby kontynuowała. Tak jak i moja rodzicielka. 

Ojciec patrzył prosto na nią, a ona na niego. 

Wciąż była spokojna. Zachowała pokerową twarz, nic nie zdradzając. Nie wyglądała nawet, jakby ją to obchodziło. 

To milczenie było gorsze niż kolejna awantura.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top