Rozdział 16 - ,,Everything is not what it seems"
W szkole obecny byłem tylko ciałem. Myśli zajęte były wszystkim, tylko nie tym, co omawiane było na lekcjach. Dzień po rozprawie zazwyczaj fascynujące mnie zagadnienia, były ostatnim, czym byłem zainteresowany.
Zajęcia mijały mi powoli i nudno. Jedyne, co robiłem to rozmyślałem, bądź ucinałem sobie drzemki, co spotkało się z dezaprobatą nauczycieli przyzwyczajonych do mojej aktywności i zainteresowania ich wypowiedziami. No cóż, tym razem wziąłem sobie wolne i wyglądało to, jakbym naśladował moją wiecznie zamuloną i zmęczoną przyjaciółkę. Cudnie.
Nawet nie miałem ochoty z nią rozmawiać. To było bardzo chamskie i samolubne z mojej strony. Nie wiedziałem jak z nią rozmawiać.
Miałem świadomość jej sytuacji po rozprawie. Oboje rodziców aresztowanych, a Naomi nie była przecież pełnoletnia.
Jednak tamtego dnia jedyna myśl związana z nią była taka: jej matka zabiła moją.
Mimo, że nie winiłem Naomi za to, po prostu ta myśl blokowała mnie. Nie byłem w stanie z nią pogadać. Pomimo tego, że znalazła się w beznadziejnej sytuacji.
Tego dnia nie uświadamiałem sobie jeszcze jak samolubnym i okropnym przyjacielem wtedy byłem.
Po prostu siedziałem zamyślony i odcięty od reszty świata. Dopiero pod koniec zajęć dostrzegłem, że nie przyszła do szkoły.
Przez jakiś czas biłem się z myślami. W końcu, po powrocie do domu stwierdziłem, że powiniene zadzwonić do niej.
Wykonałem kilka telefonów, lecz w ogóle nie odbierała.
Chciałem ją odwiedzić, ale dotarło do mnie, że może jej nie być w domu. W końcu w świetle prawa nie mogła zostać tam sama z Ivy, zacząłem się więc zastanawiać czy ktoś zajął się nimi od razu po rozprawie i jeśli tak, to gdzie były?
,,Kolejna seria pytań, kolejny mętlik w głowie" - pomyślałem. Pokręciłem z irytacją głową. Gdyby tylko odebrała ten telefon...
Słysząc pukanie do drzwi, rzuciłem plecak na podłogę i ruszyłem w ich kierunku. Ledwo je otworzyłem, a już chciałem je zamknąć. Limit chamstwa na ten dzień już dawno przekroczony. Ujrzałem blondynkę, która patrząc na mnie spod byka, zatrzymała ręką drzwi i weszła do środka. Przewróciłem oczami, odwrócony do niej tyłem. Niezbyt chciałem z nią rozmawiać. Coraz bardziej się między nami psuło, poza tym martwiłem się o Naomi. Co z nią, gdzie była? Musiałem znać odpowiedzi, jednak akurat wtedy przyszła moja ,,dziewczyna" i czułem, że szykowała się pogawędka o tym jak bardzo jej przykro, że to pani Wilson okazała się być winna śmierci mojej matki. Nie chciałem tego słuchać. Coraz bardziej czułem, że nie powinienem był zaufać Kate.
Okłamywała mnie i ukrywała coś, związanego z tym nowym. On również mi się nie podobał. Miał do niej o coś pretensje, ona zachowywała się, jakby próbowała mu coś udowodnić. A ja stałem obok, nie mając pojęcia o co chodzi i co się dzieje. A ona myślała, że podoba mi się ta zabawa i jeszcze oczekiwała przeprosin, nie wiadomo za co. Nie miałem zamiaru tańczyć jak mi zagra. Ani jej słuchać. Znudziło mi się to. Chciałem znaleźć Naomi i być przy niej, bo mimo że nigdy tego nie pokazywała, potrzebowała mnie.
- Przykro mi... - zaczęła blondynka - Nie odpychaj mnie, Richard - rzekła stanowczo - Zraniłeś mnie i wciąż oczekuję przeprosin. Ale chcę ci pomóc, domyślam się, że nie jest ci łatwo i...
- Nie będę tego słuchać - przerwałem jej - Mam tego dosyć, jestem zmęczony. Rozumiesz? - dodałem zgodnie z prawdą. Nie chciałem być marionetką.
- O czym ty mówisz?
Dziewczyna patrzyła na mnie z mieszaniną smutku, złości i zaskoczenia. Rzadko jej się przeciwstawiałem, ale ostatnio coraz częściej. Zawsze bardzo ją to wkurzało. Lubiła dominować i zawsze mieć rację. Jakby mogła, ustawiłaby wszystkich, według własnych upodobań, celów i Bóg wie czego jeszcze.
Lubiła mnie, ale chciała, żebym bardziej wyluzował? Zrobione. Potrzebowała naiwnego dilera? Zrobione. Chciała chłopaka, ale takiego, który nie będzie jej o nic dopytywał i bezgranicznie ufał, żeby mogła robić, co tylko zechciała? Zrobione.
Nie wiedziałem, czy zrobiłem to wtedy pod wpływem emocji. Nie wiedziałem również, czy będę tego później żałował, ani czy był to w ogóle dobry moment. Ale cóż, stało się.
- To koniec. Zrywam z tobą, Kate.
~~~
- Naomi... - usłyszałam czyjś głos jakby przez mgłę - Naomi! - tym razem był wyraźniejszy, lecz wciąż nie wiedziałam kto do mnie mówił. A tym bardziej gdzie byłam i dlaczego - Kurde, wstawaj.
Poruszyłam się niespokojnie, oblizując spierzchnięte wargi i delikatnie przecierając oczy. Po chwili jęknęłam niezadowolona, że ktoś śmiał przerwać mi sen. Odgarnęłam włosy z twarzy, uprzednio podnosząc głowę z czegoś twardego. Jakim cudem usnęłam na czymś takim i jeszcze niedawno było mi tak wygodnie?! Czasem wciąż siebie zaskakiwałam.
Gdy nareszcie otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą Nate'a. To on do mnie mówił. Oczywiście, bo któż inny? W końcu w życiu zawsze tak jest, że im bardziej nie chcesz się z kimś widzieć, tym większe prawdopodobieństwo spotkania, prawda?
- Co ty tu robisz? - mruknęłam sennie, przeciągając się. Zauważyłam, że byłam w jednym z niewielu klubów w tym mieście i spałam przy barze. Świetnie.
- Przyszedłem na chwilę spotkać się z kumplami - odparł blondyn - No, ale zobaczyłem ciebie i okazało się, że musiałem zmienić plany i zostać nianią.
Westchnęłam, pocierając pulsujące z bólu czoło. Ten cholerny Nate przyprawiał mnie o dodatkowy zawrót głowy, jakby kac nie był wystarczającą karą za rundkę po barach, której przebiegu w większości nie potrafiłam sobie za cholerę przypomnieć.
- Było mnie tu zostawić i dać mi spać - odparłam, marszcząc brwi - Nie potrzebuję niani, tym bardziej takiej niekompetentnej i mało inteligentnej.
- Więc miałem cię tu zostawić?
- Tak.
Chyba zbiłam go z tropu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Podrapał się niepewnie po głowie. Zauważyłam, że barman patrzył na nas oceniającym wzrokiem.
- Myślałam, że wczoraj jasno dałam ci do zrozumienia co o tobie myślę i że mam dosyć tych gierek - rzekłam, gdy Nate przysiadł się obok mnie - Czy coś było nie jasne?
- Nie martw się - mruknął z lekką pretensją w głosie - Wyraziłaś się bardzo jasno i dobitnie uświadomiłaś mi parę rzeczy. Ale mam wrażenie, że los po prostu chce, żeby nasze drogi ciągle się krzyżowały, Naomi Wilson.
Kto by pomyślał.
- Czyli od ciebie nie ucieknę, Nate Finnick? - odpowiedziałam z przekąsem. Uniosłam brwi i rzuciłam mu delikatny, sztuczny uśmiech.
- Niełatwo się mnie pozbyć - odparł, lekko odchylając się na krześle - Właściwie to możesz mi powiedzieć tylko jedną rzecz, dzięki której dałbym ci spokój.
- Mianowicie?
Nate nie odpowiedział. Jedynie przygryzł wargę i wstał z krzesła. Podał mi rękę, na co zareagowałam uniesionymi brwiami. Blondyn kiwnął głową w kierunku wyjścia.
- Chodźmy już stąd.
~~~
Szedłem uliczkami miasta bez żadnego celu. Przy okazji rozglądałem się w nadziei, że gdzieś będzie przechodziła Naomi. Jednocześnie wciąż próbowałem się do niej dodzwonić, ale bezskutecznie. Miałem sobie za złe, że nie zauważyłem wcześniej jej nieobecności i nic nie próbowałem z tym zrobić. Może coś jej się stało? Może gdybym wcześniej się zorientował, jeszcze wszystko byłoby w porządku i odebrałaby komórkę? Albo po prostu była na mnie zła za to, że praktycznie zignorowałem ją po rozprawie i specjalnie ignorowała moje telefony? Jeszcze gdybym wiedział gdzie może być... Nie miałem pojęcia. Mogła być wszędzie.
Po drodze wstąpiłem do sklepu, aby kupić sobie butelkę wody. Prawie wpadłem tam na Josepha, ale na szczęście mnie nie zauważył. Wymknąłem się zanim znów zdążył mi przywalić.
- Może czas zapisać się na kurs samoobrony, czy coś w tym rodzaju - mruknąłem sam do siebie.
Nagle coś mi mignęło. A właściwie to ktoś. Za rogiem ulicy zniknęła Naomi i szła z kimś jeszcze, lecz nie zdążyłem rozpoznać drugiej osoby. Przyspieszyłem w tamtym kierunku, po niedługim czasie doganiając ich. Naomi szła razem z Nate'm. Nie wiedząc czemu, poczułem się dziwnie, widząc go.
- Naomi! - krzyknąłem, będąc już parę metrów za nimi. Dziewczyna odwróciła się zdziwiona, a widząc mnie, jej oczy zmrużyły się. Była na mnie zła. Miała zresztą do tego prawo.
Jednak z Naomi i jej złością był pewien problem. Nigdy nie mówiła wprost o co jej chodzi. A nawet jeśli, to potem okazywało się, że poinformowała tylko o części wszystkiego. Taka już była. Szczerze, to wolałbym żeby na mnie krzyczała i się ze mną kłóciła. Ale z mulatką było tak, że wolała zachowywać się, jakby miała to gdzieś, a w głębi była zraniona i radziła sobie z tym sama. Bądź po dłuższym czasie wybuchała z nadmiaru emocji i potrafiła zrobić awanturę o wydarzenia sprzed wielu miesięcy.
- Richard - mruknęła obojętnie - Co z twoją twarzą? Czy ty klasycznie raz na miesiąc musisz dostać po mordzie? - uśmiechnęła się chamsko.
- Ta... Chyba można tak powiedzieć- odparłem niepewnie - Chciałem cię przeprosić, wczoraj w ogóle z tobą nie pogadałem - dodałem - Co z tobą i Ivy?
- Nic takiego - skłamała - Po prostu nasza matka okazała się być zabójczynią, ojciec to kryminalista i oszust, Ivy od wczoraj mieszka w rodzinie zastępczej, a ja teoretycznie powinnam teraz być kilkadziesiąt kilometrów stąd w ośrodku, z którego pewnie nie wyjdę przed osiągnięciem pełnoletności - rzekła na jednym wydechu - Dzień jak co dzień.
Otworzyłem szeroko usta. Zauważyłem, że Nate również się zdziwił. Widocznie jemu też jeszcze nie mówiła o swojej sytuacji. Więc co razem robili?
- Jak to? - spytał Nate.
- Normalnie - brunetka wzruszyła ramionami. Odgarnęła włosy z czoła i rzuciła mi krótkie spojrzenie - Słuchajcie, jeśli nie chcecie mnie zaadoptować, to idźcie stąd. Nie mam o czym z wami rozmawiać - rzekła, a my staliśmy jak wryci - Mam ważniejsze sprawy na głowie - znacząco spojrzała na blondyna, który odwrócił wzrok, przygryzając wargę. Coraz mniej rozumiałem z tego wszystkiego - Nie chcę trafiać do tego ośrodka. Chcę być blisko Ivy - mruknęła - Muszę coś wykombinować. Idźcie zająć się swoimi sprawami.
- Naomi - zacząłem - Co dokładnie zadecydowano?
Nastolatka wzruszyła ramionami.
- Po rozprawie przyszła do mnie jedna kobieta... Nie zapamiętałam jak się nazywała, ale gdzieś mam jej wizytówkę - zaczęła grzebać w kieszeniach jeansów, aż w końcu z jednej wyciągnęła to, czego szukała - Miałam do wyboru pozwolić zamknąć się w ośrodku daleko stąd dla młodzieży ,,z problemami" i zgodzić się na szybką adopcję Ivy, bądź żebyśmy obie tułały się po domach dziecka, gdzie długo czekałybyśmy na to, aż ktoś nas przygarnie. Więc tak czy siak, rozdzielono by nas. Dla mnie wybór był oczywisty, chociaż Ivy się sprzeciwiała, wolała żebyśmy przynajmniej zostały w tym samym mieście - opowiadała - Nawet jeśli oznaczałoby to, że nieprędko znalazłaby dom. Także teoretycznie poszłam na ugodę z tą niejaką... - zamyśliła się.
- Avą Michelle - dokończył za nią Nate, który zdążył już zabrać jej z rąk wizytówkę.
- Niech będzie - mruknęła dziewczyna - No ale w praktyce zostaję w tej dziurze, bo moja siostra mnie potrzebuje. Mimo że kiepska ze mnie starsza siostra.
,,I co właściwie chcesz dalej zrobić? Jak ominiesz prawo, gdzie zamieszkasz?" - chciałem spytać, lecz nagle coś mi zaświtało. Ava. Znałem już to imię. Patrząc na minę blondyna, zauważyłem że nad czymś się głęboko zastanawiał, przypatrując się plakietce, którą trzymał w ręku.
- Naomi - zaczął nastolatek, a ona na niego spojrzała pytająco - Nie ufaj tej kobiecie.
- A co, znasz ją? - prychnęła sarkastycznie - Już jej zaufałam. Nie miałam wyboru, Nate. Muszę dbać o siostrę - dodała.
- Ona nie chce dla was dobrze - mruknął - A przynajmniej dla ciebie i twoich rodziców.
- A skąd ty to wiesz? Kim jesteś, żeby prawić mi takie morały i się wymądrzać? - Naomi lekko się zdenerwowała - Co masz na myśli, mówiąc że ona nie chce dla nas dobrze?
- Znam ją - odpowiedział - To znajoma prawniczka Davies'ów.
Wyprostowałem się. W głowie rozbrzmiały mi słowa ojca: ,,Zgodziła się bez dyskusji? Świetnie. Wszystko idzie zgodnie z planem".
Nagle wszystko nabrało sensu.
Mój ojciec w ramach zemsty chciał wykorzystać znajomych, mających wtyki w sądzie. Nie wystarczyło mu wsadzenie rodziców Naomi do paki. Chciał zniszczyć jej życie, wysyłając ją do tego ośrodka. Rozdzielić z siostrą.
A Ava Michelle była jedynie pionkiem w jego paskudnej grze.
- I co? - spytała Naomi - I tak byśmy trafiły do domu dziecka...
- Tak, ale mój ojciec chce się zemścić - wtrąciłem się - Chyba powoli zaczynam to wszystko rozumieć. Mój ojciec jest bardzo mściwy i nie odpuści ci, Naomi. Twoi rodzice zniszczyli moją rodzinę, a ciebie oskarża o próbę ,,sprowadzenia mnie na złą drogę", jak to lubi nazywać - rzekłem - Nie zadowoli się byle czym, będzie próbował uprzykrzyć ci życie w każdy możliwy sposób.
- Gadacie bez sensu... - westchnęła - Co jest złego w tym, że szybko znalazła dom mojej siostrze?
- To, że robią wszystko, by was rozdzielić - odparł Nate - A ośrodek, do którego chcą cię wysłać słynie z surowych i rygorystycznych zasad i sposobów leczenia uzależnień. Prędzej, czy później, ludzie próbują stamtąd uciec.
Milczeliśmy. Naomi oddychała głośno i głęboko, nie wiedząc co powiedzieć.
- Słuchaj - zwrócił się do niej Nate po chwili ciszy chci- Czy na swojej drodze spotkałaś jeszcze kogoś... Nie wiem jak to powiedzieć... podejrzanego? Kogoś, kto próbował cię skrzywdzić, albo coś w tym stylu?
Mulatka milczała przez chwilę, aż nagle jej oczy rozbłysły.
- Tak - powiedziała.
~~~
Oboje patrzyli na mnie z zainteresowaniem.
- No więc... Był taki jeden gość. Nie pamiętam jak się nazywa - mruknęłam. Zauważyłam, że zarówno Nate, jak i Richard uśmiechnęli się pod nosem. Co ja mogłam poradzić na moją słabą pamięć do imion?! - No, więc ten typek... Dołączył do mojej klasy i razem wykonywaliśmy pracę na biologii, jeśli się nie mylę. No, właściwie to on robił, ja spałam.
- Do rzeczy - przerwał mi Nate.
- Ale to jest ważne, cholero - syknęłam, po czym wróciłam do opowiadania - No w zamian za to, miałam mu kiedyś wyświadczyć przysługę, tak się umówiliśmy. No i po wyjściu ze szkoły, przypomniał o tej przysłudze - kontynuowałam - Chciałam, żebym przyszła do niego do domu - na te słowa moi obydwaj słuchacze spięli się i zacisnęli szczęki - Dotykał mnie po twarzy, trzymał mocno za nadgarstek... Nie podobało mi się to. Stwierdził, że myślał że jestem łatwa. Nie wiem skąd to wytrzasnął - rzekłam. Nate głośno wypuścił powietrze i zaczął niespokojnie zaciskać i rozluźniać pięści - Stwierdził, że chciał dowiedzieć się paru rzeczy, czy coś... Uderzyłam go i zagroził, że mój przyjaciel i ja za to zapłacimy - dokończyłam historię.
- Kim był ten facet, możesz powiedzieć nam cokolwiek? - spytałem.
- To był ten nowy, który kłócił się z Kate - odpowiedziałam.
- Wysoki, z czarnymi włosami? - upewnił się Nate, a ja twierdząco potrząsnęłam głową - Nie gadałem z nim jeszcze, ale wiem jak się nazywa. To Casper Warren. Zabiję go, jak go spotkam.
- Przecież to... - Richard szeroko otworzył oczy - To ten od obrazów, Naomi!
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego pytająco.
- Pamiętasz jak przeszukiwaliśmy gabinet twojego ojca? - zapytał - Wtedy znaleźliśmy te dokumenty. Twój ojciec sprzedawał obrazy przedstawiające mamę. Te namalowane przez mojego ojca - wyjaśnił - Sprzedawał je temu sukinsynowi, który potem ci groził, a wcześniej miał coś do Kate. Powiedział, że zapłacisz za to, a dwa dni później znajoma Davies'ów wkroczyła do akcji, pewnie zmuszona przez mojego ojca. Chciał od ciebie wyciągnąć jakieś informacje, po uderzeniu zapowiedział, że za to zapłacimy. A potem zostałem pobity, a ciebie próbowali zaciągnąć do tego chorego ośrodka.
Dopiero teraz, gdy na nowo odświeżyłam sobie tą nieprzyjemną sytuację, uświadomiłam sobie kim był Nowy oraz usłyszałam teorie chłopaków, zaczęłam lepiej wszystko rozumieć.
- To ma sens - zaczęłam, lecz przerwał mi zdenerwowany Nate.
- Czyli co? - wkurzył się - Facet kupuje portery Justine Morton, kłóci się z Kate, obmacuje cię... O co tu chodzi do cholery?
- Nie wiem - przyznałam - Ale dowiadujemy się coraz więcej, więc może wkrótce dostaniemy odpowiedzi na wszystkie pytania. Ale najpierw muszę ogarnąć sobie dach nad głową.
- Możesz zostać u mnie - powiedzieli równocześnie.
Przygryzłam wargę, nie będąc przekonana do żadnej z tych opcji.
- Wolałabym nie - zwróciłam się do Nate'a - Nasze drogi krzyżują się o wiele zbyt często i nasza relacja jest - powiedzmy sobie szczerze - dziwna. A u ciebie, Richard, tym bardziej nie zostanę. Twój ojciec chce mi zaszkodzić w każdy możliwy sposób, raczej nie będzie chciał jeść wspólnie śniadania i plotkować przy porannej kawie.
- Masz rację - niechętnie przyznał mój przyjaciel - Więc co zrobisz?
- Na razie zostanę w jakimś tanim hotelu, czy coś - odparłam - Będę mieć parę dni na zastanowienie się co dalej. Wy na razie też zajmijcie się sobą, ja muszę rozwiązać ten problem sama.
- Na pewno? - odezwał się Richard.
- Tak. Ty spróbuj nie wchodzić mi w drogę - zwróciłam się do Nate'a, a on przewrócił oczami - A ty idź do swojej Kate i spróbuj dowiedzieć się co ma wspólnego z tym całym Caspianem, czy Bóg wie kim i czego on od nas chce. Przy okazji weź spróbuj naprostować ojca...
- Nie jestem już z Kate - przerwał mi.
- Wow, od kiedy? - zaśmiałam się sarkastycznie - Nareszcie to się stało.
- Od niecałej godziny - odparł - Zrozumiałem pewne sprawy i tak wyszło. Więc raczej nie chce ze mną gadać.
- To przynajmniej spróbuj ogarnąć starego - westchnęłam - Trzeba się wreszcie dowiedzieć o co chodzi w tym całym cholernym szajsie.
- Zgadzam się.
~~~
Po powrocie do domu nie zastałem tam nikogo, oprócz ojca. Był w pracowni i malował, jednak coś innego, niż zazwyczaj. Spod jego pędzla powstawał jakiś górski krajobraz. Milcząc, podszedłem do ojca i stanąłem obok niego.
- Możesz mi wreszcie powiedzieć co ty kombinujesz?
- Po prostu maluję - uśmiechnął się kpiąco, nawet na mnie nie patrząc. Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Pytam poważnie - odburknąłem - Zemsta zemstą, ale w twoim przypadku to już chore. To zmierza zbyt daleko - oparłem się o blat stołu - Rozumiem co masz do państwa Wilsonów. Ale czym zawiniły ich córki? Dlaczego nie odpuścisz? Po co wkręcasz w to tak wiele osób? To krótkotrwała satysfakcja, prędzej czy później będziesz musiał za to odpowiedzieć.
- Miałeś się nie wtrącać - to jedyne, co odpowiedział na moją długą, sensowną wypowiedź. Totalnie zignorował wszystkie zadane pytania i po prostu dalej tworzył ten cholerny obraz.
- Odpowiedz.
Nareszcie przerwał malowanie i po raz pierwszy na mnie spojrzał. Odłożył wszystko, co miał w rękach na stół i również się o niego oparł. Przez chwilę stał obok mnie w milczeniu.
- Wiem co sobie myślisz - zaczął - Że zamiast znaleźć sobie coś lepszego do roboty, na przykład pójść do lepiej płatnej pracy, siedzę tu i knuję, bądź maluję. Masz rację. Może i nie jestem najlepszym ojcem - przyznał. Dawno nie prowadziłem z nim tak szczerej, a jednocześnie tak spokojnej rozmowy - Ale przynajmniej dbam o rodzinę. Staram się jak mogę, próbuję wiązać koniec z końcem i zapewnić wam w miarę godne i normalne życie - kontynuował - Może i jestem mściwy, według niektórych bezduszny wręcz. Ale jeśli ktoś krzywdzi moją rodzinę, niszczy ją całkowicie i posuwa się do tak okrutnych czynów... - zaczął nieco się unosić, ale się opamiętał - To nie wybaczę. I nie będę stał z założonymi rękami. Ci ludzie odebrali nam niemal wszystko. Jestem tylko ojcem, próbującym sprawić, by źli ludzie zapłacili za to, co uczynili moim najbliższym - westchnął - Czy to sprawia, że też jestem zły, Richard?
Milczałem, nie mając pojęcia co mu odpowiedzieć. Po raz pierwszy zacząłem go rozumieć. Wciąż nie do końca się z nim zgadzałem, ale rozumiałem go.
- Przepraszam, synu - rzekł nagle i przytulił mnie. Byłem tak zaskoczony, że dopiero po chwili oddałem uścisk. Już dawno tego nie robiliśmy.
- W porządku, tato - wydukałem - Ale mam jedną prośbę. Zostaw Naomi i Ivy w spokoju. One nic nie zrobiły.
Ojciec gwałtownie odsunął się ode mnie. Na jego twarzy malowało się rozczarowanie.
- A już myślałem, że nareszcie zrozumiałeś... - mruknął - A tobie wciąż bardziej zależy na tej głupiej dziewczynie niż na własnej rodzinie.
Odszedł ode mnie i znów zaczął malować. Uniosłem wzrok do góry.
- Jeszcze jedno. Kim jest Casper Warren i po co zamieszałeś go w to wszystko?
- To jest... - zastanowił się - Kolega z pracy.
- Co, dorabia w sklepie? - spytałem. W sklepie, w którym pracował tata, pracowało też paru nastolatków, dorabiając w ten sposób na studia.
- Nie.
- Więc z jakiej pracy? - zirytowałem się. Ojciec nie wspominał o jeszcze innych zarobkach poza sklepem i dochodem z sprzedaży obrazów.
- Człowiek, gdy jest w sytuacji takiej jak my, szuka czegokolwiek. Łapie się różnych rzeczy, byleby zarobić na życie. Nie zawsze są one legalne - przyznał cicho.
- W sensie? - dociekałem.
- Nic więcej nie mogę ci zdradzić.
Wkurzało mnie, że ojciec mówił tak tajemniczo i ciężko było cokolwiek z niego wyciągnąć. Miałem kontynuować próby zdobycia informacji. Jednak, gdy zacząłem się nad tym zastanawiać, doszedłem do pewnego wniosku.
Casper był w jakiś sposób związany z Kate. A ja razem z nią i jej bratem zajmowaliśmy się narkotykami przez całe wakacje.
Może on też w tym siedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top