23. Walka o życie, część II

Szybko okazało się, że drgawki to dopiero początek, zaledwie zapowiedź tego, co miało nadejść. Później nazwano je fazą pierwszą.

Fazą drugą niszczącego działania trucizny, którą Fabio zaaplikował siostrzenicy, był palący ogień, rozprzestrzeniający się po całym ciele. Krążył w żyłach Emily, doprowadzając ją na skraj wytrzymałości. Miała wrażenie, że jej wnętrzności za moment po prostu się ugotują, białko w organizmie ulegnie denaturacji, a ona sama umrze w okrutnych męczarniach.

- Ja płonę, zróbcie coś, szybko!

Wrzeszczała z całych sił, dopóki nie zdarła gardła. Wtedy już pozostało jej tylko siedzieć w kącie i cicho jęczeć, starając się przetrwać drugą falę.

Lekarze nie chcieli ponownie wpuścić Briana. Ten jednak próbował, perswadował, aż w końcu jakimś cudem udało mu się dostać do środka. Natychmiast wziął Emily na ręce i zaniósł ją do znajdującej się w pomieszczeniu łazienki. Następnie posadził ją pod prysznicem, chwycił słuchawkę i odkręcił wodę. Ustawił strumień na chłodny, po czym zaczął polewać ciało brunetki.

Zimny prysznic nieco ją ożywił, powieki przestały opadać. Jej duże, zielone oczy spojrzały na chłopaka z wdzięcznością. Ten zaś bez słowa chwycił jej dłoń, nie przestając ochładzać jej rozpalonego ciała.

- Wytrzymaj, skarbie. Nie poddawaj się - prosił cicho Brian, patrząc na nią z mieszaniną czułości i strachu o jej życie.


W tym samym czasie kilkanaście wyspecjalizowanych zespołów lekarzy z całego świata pochylało się nad wynikami badań Emily Calogero, usiłując dociec, jaka trucizna trawi jej organizm. Medycy z Ameryki, Europy, a nawet z Bliskiego Wschodu głowili się nad stworzeniem odtrutki, która uratuje dziewczynę. Nie było to łatwe zadanie, ale nikt się nie poddawał. Wiedzieli bowiem, że chodzi o ludzkie życie.


Po kolejnej godzinie objawy prawie całkiem ustały. Emily zaczęła trząść się z zimna, więc Sheppard zabrał ją z powrotem na salę. Chwilę wcześniej, widząc, co Brian zamierza, Mike postarał się o stos ręczników i suche ubranie dla Emily. Gliniarz pomógł jej się przebrać i położyli się do łóżka. Nakrył ich kocem, objął ukochaną i w takiej właśnie pozycji zasnęli.


Obudził ich lekarz, który przyniósł nową próbkę antidotum, przyrządzonego na podstawie wyników badań Em. Wstrzyknął płyn w pokłute już żyły dziewczyny, a następnie cicho opuścił salę. Brian był jednak pewien, że będą bardzo dokładnie obserwowani.

- Jak się czujesz? - spytał, całując Emily w czubek głowy.

Zielonooka spojrzała na niego i uśmiechnęła się blado.

- Bywało lepiej, ale nie narzekam. Póki co nikt mnie nie spala od środka, więc jest naprawdę dobrze. Boję się, że za chwilę będzie znacznie gorzej.

- Nie mów tak. Musimy być dobrej myśli. W końcu nam się uda, zobaczysz, że...

- Brian, kogo ty chcesz oszukać? - przerwała mu łagodnie Em. - Musisz spojrzeć prawdzie w oczy, oboje musimy. Ja umrę. Abruzzi zabrał swoją tajemnicę do grobu, sam wiele razy chwalił się, że jest to trucizna niemalże niemożliwa do wykrycia. Nie ma szans. Wcześniej to coś zdąży mnie zabić. Jest w tym jednak pozytywna myśl. Przynajmniej ukróci moje cierpienie.

Sheppard nie chciał się z nią zgodzić. Nie mógł. Jego umysł od samego początku nie dopuszczał takiej możliwości. Emily nie może odejść, nie może go zostawić samego. Bez niej jego życie straci wszelki sens.

- Nie możesz mi tego zrobić. Wyobrażasz sobie, co będzie, jak ludzie dowiedzą się, że jakaś tam pigułka dała radę słynnej Shadow? Co z twoim respektem, na który tak długo pracowałaś?

Chłopak silił się na lekki, żartobliwy ton, ale w rzeczywistości wyszło gorzej, niż się spodziewał. Chociaż za wszelką cenę starał się grać twardziela, wyglądał jak przerażony chłopiec, który nie wie, jak się zachować w zaistniałej sytuacji. Jego tętno przyspieszyło, bijąc rekordowe wartości, zbliżone do wyników osiąganych w ulicznych wyścigach. Dłonie chłopaka wciąż się pociły, a na każdy, nawet najmniejszy szmer, reagował niezwykle gwałtownie.

Oczywiście, Emily to wszystko widziała. Nie zmieniło to faktu, że i tak była z Briana bardzo dumna i wdzięczna mu za to, że nie opuścił jej w tak trudnym momencie. Nie chciała, by odchodził, nawet jeśli przyczynił się do śmierci jej wuja.

Emily przejrzała wreszcie na oczy. Tam, w magazynie w dokach, była gotowa go bronić. Jakiś głos głęboko w jej głowie podpowiadał jej, że to przecież rodzina, a rodzina jest najważniejsza. Mimo wszystko Fabio ją uratował, dał dom i pracę, dzięki której mogła się doskonalić.

Pojawił się jednak moment, w którym powiedziała sobie dość. Zrozumiała, że to nie wuj jest osobą, przy której powinna być. Był ktoś, kto gotów był poświęcić dla niej własne życie, nie będąc pewnym, czy Emily go zechce. Widok Briana ścigającego Abruzziego pomógł jej zdecydować, co powinna wybrać. Życie u boku człowieka niegodziwego, złego na wskroś, czy u boku kogoś, komu zależy na niej bardziej, niż na własnym życiu.

Wbrew pozorom, decyzja okazała się dla niej łatwiejsza, niż się spodziewała.

- Kocham cię. Pamiętaj o tym, niezależnie od tego, co się stanie, dobrze? - powiedziała tylko i zasnęła.


Godzinę później nadeszła kolejna, trzecia faza. Ogień został zastąpiony przez halucynacje. Pierwsze ich objawy mocno zaniepokoiły Briana.

- Brian.

Otworzył oczy. Przetarł zaspane powieki i rozejrzał się. Emily nie było na łóżku. Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał się zaniepokojony.

Dostrzegł ją chwilę później. Siedziała na podłodze i drapała swoje ramiona i ręce. Na skórze i paznokciach zaczęła pojawiać się krew, która powoli kapała na posadzkę.

- Emily...?

- Brian, coś po mnie chodzi.

- O czym ty mówisz? Niczego nie widzę. - Brian wyglądał na skonsternowanego.

- Nie tu. Pod skórą. - W głosie brunetki wyraźnie przebijała się panika.

Sheppard podszedł do niej i uklęknął.

- Emily, to tylko złudzenie, wszystko z tobą w porządku.

- Nie! - wrzasnęła nagle, sprawiając, że Brian opadł w tył. - One tam są, czuję, jak się przemieszczają!

Paznokcie Emily wbijały się coraz głębiej. Mężczyzna próbował ją powstrzymać, ale Em miała więcej siły, niż się spodziewał. Nim udało mu się unieruchomić jej dłonie, skóra wyglądała jak po ataku wściekłych kotów.

- Już dobrze. Już dobrze - powtarzał w kółko, kołysząc ją w ramionach.

Ale wcale nie było dobrze. Było daleko od dobrze. Robaki zniknęły, a zamiast nich pojawiły się zmutowane stwory. Brian zaś został uznany za jednego z nich.



Siedzący na korytarzu Mike i Ewan żywo dyskutowali o najnowszych osiągnięciach w dziedzinie motoryzacji. Nagle do ich uszu dobiegły głośne dźwięki.

- Brzmi jakby coś się waliło na ziemię - powiedział Michael.

Ewan przytaknął.

Kolejny odgłos sprawił, że zerwali się na równe nogi i wpadli do sali Emily.

Widok wbił ich w ziemię. Emily stała na stoliku i celowała mopem w Briana. Ten próbował się do niej zbliżyć, ale każda próba kończyła się nowym siniakiem.

Mężczyźni nie wiedzieli, czy mają się śmiać, czy płakać.

- Amigo, widzę, że masz poważny problem - powiedział Ewan, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

- Jeśli przyszliście tu, żeby się nabijać, to naprawdę nie jest to najlepszy moment - warknął policjant, nie patrząc w ich stronę.

Mike i Ewan popatrzyli po sobie, przekazując niemy znak. Następnie powoli zaczęli okrążać stolik z brunetką. Michael zbliżył się do Briana, chcąc odwrócić uwagę Em. W tym czasie Cooper podszedł ją od tyłu i jednym szybkim ruchem zdjął ją ze stolika.

Emily od razu zaczęła przeraźliwie krzyczeć, jakby coś ją opętało. Rzucała się wściekle w ramionach Ewana, na szczęście chłopak miał dużo siły, więc bez trudu ją utrzymał.

Wzrok, jakim na nich patrzyła, każdego z nich przyprawiał o dreszcze. Było to spojrzenie obłąkane, rozbiegane, zielone oczy nawet na chwilę się nie zatrzymywały, a usta były wciąż mocno zaciśnięte.

Brian jej nie poznawał, nie mógł uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, w dodatku za sprawą jakiejś cholernej trucizny, na którą nie znali lekarstwa. Gwałtowne zmiany zachodzące w Emily były ciężkie dla nich wszystkich. Sam Moreau, który przyszedł jakiś czas temu i obserwował scenę, jaka miała miejsce, był zdumiony i jednocześnie zdruzgotany stanem panny Calogero. Komórka praktycznie przyrastała do ucha starca, kiedy odbierał telefony z różnych zakątków świata i wydawał rozkazy swoim podwładnym. Każdy z nich sprowadzał się do jednego: szukać dalej, byle szybciej.

Tymczasem Emily powoli dochodziła do siebie. Wróciła jej świadomość, czego dowodem była zmiana wyrazu twarzy. Dotychczasowa złość ustępowała miejsca zdezorientowaniu malującemu się na jej twarzy.

- Co się stało? Co wy wszyscy tu robicie? - Emily spojrzała najpierw na Briana, a potem na oplatające ją ramiona. Odwróciła się niepewnie. - Ewan? Skąd się tu wziąłeś?

Wszyscy trzej mężczyźni popatrzyli po sobie i odetchnęli z ulgą. Ewan zaczął nawet się śmiać.

- Wpadłem na kawę, ale okazało się, że chwilowo ekspres jest nieczynny - powiedział Cooper, uwalniając dziewczynę z uścisku ramion.

- Mike, cieszę się, że cię widzę. Wszystko w porządku? Co z Renzo?

Jej pytanie spowodowało, że zapadła niezręczna cisza. Michael chrząknął, zaś dłonie Shepparda zacisnęły się w pięści.

- Cóż, póki co siedzi pod kluczem. Kazałem chłopakom go przymknąć, żeby nie zrobił niczego głupiego.

- Mają coś na niego? Czy jego też zamkną? - niepokoiła się Emily.

- Nie, nie sądzę - powiedział Brian, wyręczając Mike'a. - Ale, skurczybyk, zasłużył. Nie rozumiem, Emily. Dlaczego tak bardzo go bronisz?

Dziewczyna westchnęła i usiadła na łóżku.

- To moja rodzina. Poza tym, nie wiesz o nim tyle, co ja. Nie poznałeś go tak dobrze, jak ja miałam okazję przez ostatnie dwa lata. Był mi jak brat. I tak na dobrą sprawę nie robił nic złego. Rzadko kiedy jeździł z nami w teren, miał swoje zajęcia. Nie interesowała go działalność ojca. Jeśli już coś robił, to tylko dlatego, żeby się przypodobać Fabio. Był synem zabiegającym o względy ojca, który odtrącił go po śmierci matki.

- To matka Renzo nie żyje? Byłem przekonany, że pani Abruzzi to jeszcze lepszy aparat niż ta dwójka - zdziwił się Mike.

- Tak właściwie, to nie do końca wiadomo, co się z nią stało. W pewnym momencie po prostu zniknęła, a młody Lorenzo poleciał do Anglii do szkoły z internatem - wtrącił nagle Ewan. Oczy wszystkich momentalnie zwróciły się ku niemu. - Bardzo prawdopodobne, że matka chłopaka czymś podpadła, może została przyłapana na zdradzie, i dlatego też boss się jej pozbył.

- Tym bardziej więc nie możecie go zamknąć - nalegała Emily.

- On myśli, że to ja zrzuciłem Abruzziego tam, na górze. Nie sądzę, żeby mi to tak łatwo zapomniał - zauważył Brian, kręcąc głową.

- Tego nie wiesz. Jeśli z nim porozmawiam... - zaczęła Emily, lecz nie dane jej było dokończyć.

Kolejny atak drgawek wyłączył ją z życia na dobre dwadzieścia minut. Kiedy minął, leżała bez ruchu, a pikająca aparatura była jedynym znakiem tego, że żyje. Przez cały czas Brian był u jej boku, podczas gdy jego przyjaciele zasięgali informacji na temat postępów w sprawie poszukiwań odtrutki.


Gdy Sheppard tak siedział, zaczął rozmyślać o ostatnich dwóch latach jego życia, które były jednym z najgorszych okresów w jego życiu. Nie było dnia, żeby nie myślał o tym, co by było, gdyby. Nie było nocy, żeby nie widział momentu śmierci Emily. Bywało, że jej wykrzywiona strachem twarz nawet dziś go prześladowała.

A teraz wszystko przeżywał na nowo.

Uporczywa myśl, że może znów stracić Emily, coraz gorliwiej dobijała się do jego umysłu. Gonił już resztkami sił, rozerwane podczas szarpaniny z brunetką szwy ramienia bolały go i krwawiły, brak snu również robił swoje. Wszystko to skumulowało się w jednym czasie, sprawiając, że chłopak czuł się zmęczony jak jeszcze chyba nigdy wcześniej.


Wieczorem Emily udało się odzyskać przytomność. Otworzyła pozbawione blasku oczy, zwróciła swą wymizerowaną twarz ku policjantowi i spojrzała na niego.

- Wciąż tu jesteś - powiedziała, zwracając na siebie jego uwagę.

- Zawsze będę - odparł natychmiast.

- Słuchaj, wydaje mi się, że to już... że to już koniec. - Słysząc jej słowa, chciał od razu zaprotestować, ale wystarczył jeden gest jej dłoni, by na powrót w ciszy zajął swoje miejsce. - Proszę cię, obiecaj mi coś.

Brian ani drgnął.

- Obiecaj mi, że wypuścicie Lorenzo. I że nie będziecie go nękać, jeśli sam nie zacznie ci zagrażać.

Tym razem skinął głową.

- Obiecaj też, że pomożesz Mike'owi zająć się ciocią D.

- Pamiętasz ciocię D? - spytał wzruszony Brian.

- Pewnie, że tak. Kogoś takiego jak ona się nie zapomina - Emily uśmiechnęła się, wspominając dzień, w którym poznała tę kobietę. - A przede wszystkim obiecaj mi - tu chwyciła jego dłoń - że pójdziesz dalej. Że ułożysz sobie życie, będziesz znów kochał, założysz rodzinę, wybudujesz dom i będziesz naprawdę szczęśliwy. Obiecaj mi to, bym mogła odejść w spokoju.

Brian z trudem powstrzymał łzy.

- Emily, ja...

- Obiecaj. - Dłoń Emily mocniej ścisnęła rękę Briana.

- Obiecuję.

Słysząc te słowa, dziewczyna odetchnęła z ulgą. W następnej sekundzie jej serce przestało bić.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top