17. Koszmar
Zjeżdżali w dół, coraz niżej, a Em wydawało się, że ta podróż nigdy nie dobiegnie końca. Wreszcie jednak winda stanęła, z niewielkim szarpnięciem. Drzwi rozsunęły się, a oczom dziewczyny ukazało się ogromne pomieszczenie.
Wyglądało na to, że poza granicami Tramp Town, kilkanaście metrów pod ziemią znajdowała się siedziba jakiejś tajnej organizacji, do której najwyraźniej należał jej wuj. Nie zdziwiło jej to. No bo czy istniał jakiś rodzaj działalności, którym Abruzzi się nie zajmował?
Mark uśmiechnął się na widok jej zdziwionej miny i lekko pchnął ją w głąb pokoju. Emily zaczęła poruszać nogami, a kiedy tak szła, chłonęła wzrokiem każdy element otoczenia.
W jego wnętrzu panował półmrok, niczym w jakimś klubie dla nastolatków. Podłogę wyłożono czerwoną wykładziną, ściany pomalowane były na podobny kolor. Po kątach porozmieszczano zastawione przekąskami i alkoholem stoły, między którymi uwijały się skąpo ubrane kelnerki z króliczymi uszami na głowach. Dziewczynie kojarzyło się to jednoznacznie. Wszędzie słychać było gwar rozmów, niektórzy z obecnych przyglądali się Calogero z nieskrywana ciekawością. Niemal wszyscy byli elegancko ubrani, mężczyźni w stylowe garnitury, kobiety - w piękne kreacje.
Brunetka zaczęła zastanawiać się, po co Abruzzi kazał ją tu przywieźć. Miała nadzieję na jakieś nowe zadanie, które pozwoli jej zapomnieć o tym, co działo się teraz w jej życiu.
Jak na zawołanie z tyłu dobiegł ją głos bossa, który właśnie wysiadł z windy.
- Giovanne, jesteś już. Bene, chodź ze mną, dziecko - powiedział Włoch i ujął Emily pod ramię.
Przeszli do drugiego, jeszcze większego pomieszczenia, które wyglądało jak mała sala koncertowa. Na środku znajdowało się coś na kształt wybiegu, który miał swój początek gdzieś za kulisami ukrytymi za wielką, ciemną kurtyną. Tuż pod sceną ustawiono wygodne, czerwone i granatowe fotele, przy których stały niewielkie stoliki. Kilka miejsc było już zajętych, przeważnie przez samych panów, palących drogie cygara i sączących wymyślne, kolorowe drinki.
Emily zaczęła mieć złe przeczucia.
- Wuju, co to za miejsce? - spytała, spoglądając niepewnie na Włocha.
Fabio pozostał niewzruszony.
- To jest, moja droga, Koszmar. Miejsce, w którym spotykają się ludzie najbardziej wyróżniający się w naszej branży, ludzie biznesu, którzy wiedzą, czego chcą od życia i jak to osiągnąć. Nie wahają się przed niczym, pozostając przy tym... "czystymi społecznie i medialnie".
- Czyli jednym słowem są tacy jak ty - podsumowała z przekąsem złodziejka.
Abruzzi skinął głową.
- Z tą różnicą, że ja jestem wśród nich najlepszy.
Nim Emily zorientowała się, co się dzieje, wuj wyciągnął ją na środek podium. W kilka sekund sala wypełniła się po brzegi, a oczy wszystkich zwrócone były na postać dziewczyny skulonej u boku jednego z najpotężniejszych ludzi środowiska przestępczego Tramp Town.
- Witam was, na kolejnym spotkaniu naszego klubu. Dziś w ofercie mam dla was coś wyjątkowego. - Abruzzi spojrzał na siostrzenice, a na jego twarzy cały czas gościł szeroki uśmiech, zarezerwowany na oficjalne bankiety charytatywne, które często urządzał.
- Ten nieoszlifowany diament - ciągnął - w odpowiednich rękach stanie się zabójczą bronią, przestępcą idealnym, świetnie wyszkolonym do każdego zadania. Cena wywoławcza to dziesięć tysięcy dolarów.
Licytacja się rozpoczęła. Zbiry z różnych zakątków Ameryki i świata przekrzykiwali się, podając coraz to wyższe sumy. Po pięciu minutach zaciekłego boju cena przekroczyła sto tysięcy, wtedy też Emily otrząsnęła się z szoku.
Abruzzi właśnie usiłował ją sprzedać.
Niewiele myśląc, rzuciła się do ucieczki. Zwinnie zaskoczyła ze sceny i podjęła szarżę pomiędzy fotelami, co rusz unikając wyciągających się w jej kierunku dłoni. Wspomagała się łokciami, robiła efektowne salta, przeskakując nad przeszkodami, i prawie udało jej się dobiec do windy.
Prawie.
Czyjeś silne ręce złapały ją w pasie i powaliły na ziemię. Szybkie spotkanie z ziemią pozbawiło Emily tchu, przed oczami zatańczyły jej gwiazdy. Z gardła wydobył się zduszony jęk.
Chwilę później postawiono ją do pionu. Rozejrzała się pół przytomnym wzrokiem. Ze wszystkich stron otaczali ją szepczący ludzie. Wielu z nich miało na twarzach drwiące uśmieszki, których nie starali się ukrywać.
Ciało Emily powoli odzyskiwało siły, lecz trzymający ją goryl był dla niej o wiele za silny.
- Drodzy państwo, przepraszam za pannę Calogero, jak już wspominałem, jest ona dosyć... nieokiełznana. Zapraszam z powrotem na salę, dokończymy naszą licytację.
Mięśniak siłą zaciągnął Emily na podium i stał przy niej, na wypadek gdyby ponowiła próbę ucieczki.
Tymczasem dziewczyna stała i wodziła wzrokiem po twarzach mężczyzn wykrzykujących sumy, które gotowi byli za nią zapłacić.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak paskudnie.
W całym swoim życiu nikt nigdy nie pokazał jej w tak dobitny sposób, że jest jedynie przedmiotem w czyichś rękach. Nawet Ray, który wielokrotnie ją poniżał. Jej wuj właśnie miał zamiar sprzedać ją komuś, kto zaoferuje największą kwotę. I tu nawet nie chodziło o nią. Emily sama w sobie nie miała dla wuja żadnej wartości. Włoch wyceniał wyłącznie jej umiejętności, które w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy znacznie się zwiększyły.
Było to dla niej niczym siarczysty policzek, który miał zostawić swój ślad na resztę życia.
Kiedy wydawało się, że licytacja nie będzie miała końca, ktoś z końca sali wykrzyknął:
- Milion funtów za dziewczynę.
Wszyscy ucichli, jak smagnięci biczem. Głowy zgromadzonych odwróciły się, poszukując źródła głosu. Na wielu twarzach malował się wyraz niedowierzania, jeszcze inni uśmiechali się leniwie, jakby uważali tą całą farsę za kiepski żart.
Emily otworzyła szeroko oczy, wyrażając swoje zdumienie.
- Milion funtów? Czy ja dobrze usłyszałem? - spytał Abruzzi, również usiłujący dojrzeć osobnika, który gotów był tyle zapłacić za jego siostrzenice.
- Zgadza się.
Mężczyzna stał w cieniu, opierając się niedbale o ścianę. Po chwili odbił się od niej i postąpił kilka kroków do przodu.
Emily wstrzymała oddech.
Wyglądał na nie więcej trzydzieści kilka lat. Był jednym z tych facetów, którzy wyglądali zabójczo i przystojnie w tym samym czasie. Trzydniowy zarost okalał jego smukłą twarz, jasne oczy patrzyły spojrzeniem niezwykle przenikliwym, a włosy w odcieniu ciemnego blondu sterczały w artystycznym nieładzie. Zupełnie tak, jakby dopiero co wstał z łóżka - wyglądał niedbale, ale była to jedna z tych niedbałości, na które niektórzy pracują przed lustrem godzinami.
Wiele kobiet znajdujących się na sali puściło dłonie swoich mężczyzn i poczęły rzucać w kierunku obcego spojrzenia pełne pożądania.
Ten jednak pozostał niewzruszony. Jedynym obiektem jego zainteresowania pozostała Emily. Nie spuszczał z niej wzroku, ignorując nawet samego Abruzziego.
Emily usiłowała wyczytać coś w spojrzeniu tych błękitnych oczu, lecz twarz mężczyzny była niczym wykuta z brązu. Nie odnalazła na niej cienia emocji.
I właśnie to najbardziej ją przerażało.
- No? To jak będzie? Mamy deal? - spytał po chwili, wyraźnie zniecierpliwiony.
- Tak, jak najbardziej. Zapraszam pana do mojego gabinetu, gdzie ustalimy wszelkie niezbędne szczegóły transakcji.
Włoch skinął na swojego goryla, a ten jak na zawołanie zaczął popychać Emily w ślad za szefem.
Kupujący podążył za nimi.
Kiedy tylko drzwi do prywatnego lokum Abruzziego zamknęły się za gośćmi, Fabio zasiadł za biurkiem. Gestem wskazał miejsce naprzeciwko, patrząc wprost na blondyna. Emily i mięśniak stanęli pod ścianą.
- Nigdy wcześniej tu pana nie widziałem. Mogę się dowiedzieć, z kim mam przyjemność? - Abruzzi zaczął niepozorną rozmowę, która miała na celu zapoznanie się z obcym i wyciągnięcie od niego jak największej ilości informacji. Fabio musiał go sprawdzić, nim dobije z nim targu. Przecież gość mógł być z policji, a wtedy mafioso musiałby go odpowiednio potraktować. Byłoby to oczywiście niewygodne i musiałby sobie pobrudzić ręce, dlatego miał cichą nadzieję, że siedzący przed nim mężczyzna faktycznie jest tym, za kogo się podaje.
- Nazywam się Adam Cooper i przyjechałem tu z Anglii w poszukiwaniu kogoś, kto będzie moim godnym następcą - wyjaśnił mężczyzna, mierząc Abruzziego wzrokiem.
- Następcą? - Brwi bossa powędrowały ku górze.
- Czy nazwa "Wilcza Sfora" coś panu mówi?
Fabio skinął głową.
- Największy gang na Wyspach Brytyjskich, jakże mógłbym o nim nie słyszeć.
W odpowiedzi Adam tylko się uśmiechnął.
- Imponujące - mruknął Fabio.
Emily była niemalże pewna, że w tym momencie ktoś ich podsłuchuje i sprawdza na bieżąco informacje podawane przez obcego.
I faktycznie, po chwili telefon wuja zadzwonił. Odebrał go bez słowa, wysłuchał raportu i rozłączył się.
- Wszystko się zgadza, panie Cooper. Jak pan mówił? Milion funtów? Czek czy gotówka?
- Gotówka.
Oczy Włocha zaświeciły się. Serce Em za każdym razem pękało na coraz mniejsze kawałki.
Rozległo się pukanie. Adam Cooper wstał i otworzył drzwi. Przejął od swojego człowieka walizkę i wrócił na miejsce. Położył przedmiot na stole, wystukał odpowiedni kod i otworzył ją. Następnie przesunął przedmiot w kierunku Włocha.
- Zatem wszystko jasne. Emily od dnia dzisiejszego należy do pana, panie Cooper.
Brunetka zacisnęła szczękę. Obiecała sobie, że nie będzie płakać. Czuła piekące łzy gromadzące się pod powiekami, ale nie miała zamiaru ich stamtąd wypuścić.
Patrzyła, jak wuj i jej nowy właściciel podają sobie ręce. Patrzyła, jak wymieniają się grzecznościowymi zwrotami, choć wcale ich nie słyszała. Świat wokół niej jak gdyby nagle zwolnił, Em odbierała wszystko z lekkim opóźnieniem. Patrzyła, jak Adam podchodzi do niej. Nie protestowała, kiedy ujął ją pod rękę i poprowadził do wyjścia. Nie opierała się, jej ciało automatycznie wykonywało wszystkie niezbędne ruchy. Patrzyła na twarze mijanych ludzi, lecz ich nie widziała. Gwar rozmów zlał się w jedno, stopniowo cichnął, by przy samej windzie całkowicie ucichnąć. Weszła do środka, wciąż z Adamem u swojego boku. Nie była w stanie nic powiedzieć, nie mogła stawiać oporu. Jej umysł z niewiadomych przyczyn nałożył pewien rodzaj blokady, która uniemożliwiła dziewczynie podjecie jakichkolwiek działań.
Chociaż i tak wątpliwe było to, że Emily zdołałaby uciec.
Nie wiedziała, która jest godzina. Na zewnątrz pogoda popsuła się jeszcze bardziej, z tą tylko różnica, że nie padało. Cooper zaprowadził ją do zaparkowanego na poboczu samochodu, wsadził do środka i przypiął pasami.
W tamtym momencie pomyślała o Brianie. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy.
Adam usiadł za kierownicą i odpalił silnik.
Ruszyli.
On - w drogę powrotną.
Ona - w nieznane, do miejsca, które miało być jej nowym domem.
______________________________
Cześć, witajcie. :D Na gifie oczywiście nieziemski Adam, którego rolę w opowiadaniu pełni Jude Law. Podoba się Wam akcja opowiadania? Co sądzicie? Co powinno wydarzyć się dalej? Piszcie, piszcie, jestem ogromnie ciekawa Waszego zdania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top