-5-

|piąty tydzień|

Chanyeol znowu przychodził do mnie codziennie, a jego wizyty na nowo przywróciły mi chęć do życia. Wszystko było jak dawniej. Graliśmy razem w karty, czytaliśmy książki i słuchaliśmy muzyki z jego telefonu. Wydawało się, że nic nie uległo zmianie.

Gdyby nie jego pomoc, nie wiem jakbym sobie z tym wszystkim poradził. Często czułem się przytłoczony, ale on zawsze sprawiał, że czułem się lepiej. Potrafił podnieść mnie na duchu i co chwilę zapewniał, że niedługo z wszystkiego się wyleczę. Jeśli on we mnie wierzył to i ja nie miałem co do tego wątpliwości.

Mimo, że cały czas przypominano mi, że najgorsza faza już za mną, ja wcale nie czułem się lepiej. Nadal zdarzały się momenty gdy traciłem kontrolę nad swoim ciałem i robiłem wszystko aby tylko dostać chociaż odrobinę kokainy. Wiedziałem, że to kompletne szaleństwo, ale nic nie potrafiłem na to poradzić. Kiedy ogarniał mnie głód, którego różnicy nie zrozumie nikt poza uzależnionymi od narkotyków, stawałem się innym człowiekiem. Niszczyłem wtedy wszystko co mogłem, począwszy od swojego pokoju, a skończywszy na swoim własnym ciele. Wyglądałem coraz gorzej. Ale nie przejmowałem się tym dopóki Chanyeol nadal chciał na mnie patrzeć.

Byłem szczęśliwy. Pomimo braku wolności i nawracających wciąż ataków, byłem naprawdę szczęśliwy. Wiedziałem, że jest osoba dla której jestem ważny. Nareszcie czułem bliskość drugiego człowieka. Chanyeol. On był moim szczęściem. I mogłem mieć tylko nadzieję, że już nigdy się to nie zmieni.

~×××~

Pewnego dnia wydarzyło się coś co odwróciło moje monotonne życie do góry nogami. Chanyeol jak każdego dnia wszedł do mojego pokoju, ale na jego twarzy nie dostrzegłem uśmiechu, który zwykł mu towarzyć, kiedy tylko mnie widział.

- Baek, chodź ze mną - powiedział tylko.

Wyszedłem na zewnątrz, a on chwycił mnie za ramię. Wiedziałem, że musiał tak zrobić. Wszyscy tak robili. Gwarantowało mi to jeszcze mniejszą możliwość ucieczki.

- Gdzie idziemy? - zapytałem.

Nie odpowiedział mi; zachowywał się zupełnie jakby nie usłyszał mojego pytania. Nie odzywałem się więc już ani słowem tylko pozwoliłem zaprowadzić się do dużej świetlicy, w której nie było nic oprócz stojących ciasno obok siebie stółów z krzesłami i wielkich okien z widokiem na świat poza ośrodkiem. Usiadłem przy jednym z nich i z otwartymi ustami podziwiałem zielone drzewa i cudownie niebieskie niebo. Wiedziałem, że Chanyeol zajął miejsce tuż obok mnie, ale nawet nie odwróciłem się w jego stronę. Po chwili usłyszałem kroki, które przerywały panującą w pokoju ciszę. Ciekawość zwyciężyła i w końcu popatrzyłem w tamtą stronę. To co zobaczyłem sprawiło, że przestałem myśleć o przyrodzie za szybą, odszukałem dłoń Chan'a pod stołem i ścisnąłem ją mocno. Przede mną stał nikt inni jak moi rodzice.

- Baekie! - krzyknęła moja matka i nachyliła się w moją stronę z zamiarem przytulenia mnie do siebie.

Ja jednak nie miałem na to najmniejszej ochoty i odsunąłem się od niej jak najdalej mogłem.

- To może ja już pójdę... - odezwał się chłopak obok mnie i wstał na nogi.
Ale gdy tylko to zrobił ogarnęła mnie niewyobrażalna panika przez co pociągnąłem go z powrotem na krzesło.

- Zostań... - jęknąłem. - Proszę.

Bałem się zostać z nimi sam. Bałem się, że mogę stracić nad sobą kontrolę. Chan kiwnął głową patrząc mi prostu w oczy. Zdawało się, że zrozumiał o co mi chodzi.

- Po co tu przyszliście? - powiedziałem z największym spokojem na jaki było mnie stać.

- Jak to po co? - usłyszałem. - Żeby się z tobą zobaczyć. Jak się czujesz? Martwiliśmy się o ciebie.

Oni? Oni się o mnie martwili? Starałem się nie wybuchnąć śmiechem.

- Od kiedy się o mnie martwicie? - powiedziałem drwiąco.

- Zawsze byłeś dla nas najważniejszy.

Kłamstwa.

- Więc czemu nie przyszliście do mnie wcześniej? Siedzę tu już piąty tydzień, a do tej pory nie odwiedziliście mnie ani razu!

- Bo nam zabronili - wyjaśnił ojciec. - Przyszliśmy jak tylko dostaliśmy pozwolenie.

Co? Nie pozwolili im? To dlatego nie przyszli? Miałem mętlik w głowie. Chwyciłem znajomą dłoń i czując jej ciepło, poczułem się znacznie lepiej.

- Naprawdę się o ciebie martwiliśmy - dodała matka. - Jak się czujesz?

- Lepiej - odpowiedziałem w końcu.

- Przeszedłeś już najgorszy etap. Teraz będzie już...

- Najgorszy etap przejdę jeśli nareszcie stąd wyjdę - przerwałem jej.

- Czy nadal nie rozumiesz, że zamknęliśmy cię tutaj tylko dla twojego dobra? - zapytali.

Westchnąłem.

- Tak, wiem - przyznałem im zasłużoną rację. - I jestem... jestem wam za to wdzięczny. Dziękuję.

Po tych słowach wstałem i opuściłem salę nawet się z nimi nie żegnając. Nie miałem ochoty dłużej z nimi rozmawiać, słabo się czułem. Z lekką niechęcią znowu wszedłem do swojego pokoju i zamknąłem za sobą drzwi swojej klatki. Jednak gdy tylko opadłem na łóżko, one znowu się otworzyły. Ku mojej uldze do środka wpadł jedynie Chanyeol, który szybko znalazł się tuż obok mnie. Po chwili niezręcznej ciszy objął mnie ramieniem, a ja przycisnąłem głowę do jego piersi. Starałem się nie płakać, ale kilka łez i tak wypłynęło spod moich powiek mocząc jego biały fartuch.

- Twoi rodzice starają się poprawić wasze relacje. Daj im szansę - usłyszałem.

---

Ten rozdział wyszedł nieco krótszy niż pozostałe, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe ;)

Chciałabym poinformować wszystkich czytelników, że przez najbliższe dwa tygodnie nie uda mi się niestety napisać żadnego rozdziału... Wybaczcie, ale takie już uroki czasu wolnego od szkoły. Na pocieszenie dodaję pierwszą część mojego nowego opowiadania "I Lost You" z Tao i Sehun'em w rolach głównych. Serdecznie zapraszam do przeczytania ;)

~Ola

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top