-3-
|trzeci tydzień|
Drzwi do mojego pokoju otworzyły się nagle i do środka wskoczył śmiejący się od ucha do ucha Chanyeol.
- Cześć! - przywitał się i usiadł na podłodze krzyżując swoje długie nogi.
Przyzwyczaiłem się już do jego wizyt i na swój sposób je polubiłem. Ten dziwny chłopak zawsze miał ze sobą kilka zabawnych historyjek, którymi skutecznie odwracał moją uwagę od mniej przyjemnych myśli. Nawet kiedy patrzył w moje pozbawione chęci do życia oczy, jego usta co chwilę układały się w uśmiech. Byłem mu za to wdzięczny, zachowywał się zupełnie inaczej niż wszyscy pracujący tutaj ludzie.
- Przyszedłem dzisiaj trochę wcześniej żeby ci coś dać - powiedział patrząc prosto na mnie.
Położył na moich kolanach kolorową reklamówkę z dość ciężką zawartością. Zaciekawiony zajrzałem do środka.
- Musi ci tu być strasznie nudno, więc pomyślałem, że może chociaż to umili ci trochę czas - dodał. - Jak będę już kończyć swój dyżur to wpadnę zapytać się czy któraś z nich ci się podoba. Teraz muszę już lecieć!
Zniknął tak szybko jak się pojawił znowu zostawiając mnie samego. Zaskoczony spojrzałem na stosik leżących na moich nogach książek i podniosłem pierwszą z nich do góry. W całym swoim życiu nie przeczytałem więcej niż dziesięć szkolnych lektur. Może pora to zmienić?
~×××~
Poszedłem na łatwiznę. Ale ze mnie leń. Okropny leń.
Leżałem na brzuchu i przejeżdżałem palcami po gładkiej okładce wybranej książki. Zdecydowałem się na najkrótszą z nich wszystkich... Ha! To jest dopiero lenistwo.
Usprawiedliwiałem się jedynie tym, że szybko przekonam się czy tomy przyniesione przez Chanyeol'a były rzeczywiście takie ciekawe jak je opisywał.
Wszystkie pochodziły od tego samego autora, każda, co do jednej. Czemu? Czemu nie przyniósł mi też jakiś innych?
Z zaciekawieniem przewróciłem tytułową stronę i ze skupieniem zacząłem czytać pierwsze wersy.
~×××~
- I jak? I jak? - zapytał gdy tylko przekroczył próg mojego pokoju. - Którą wybrałeś? Jak ci się podoba?
- Czemu wszystkie te książki pochodzą tylko od jednego autora? - chciałem najpierw wiedzieć. - Nie czytasz innych?
- Czytam - odpowiedział. - Ale przeniosłem ci tylko książki mojego ulubionego. Eric Emmanuel Schmidt, francuski pisarz. Jego dzieła są zawsze cudowne. Przynajmniej według mnie... Jestem ciekawy czy polubisz je tak bardzo jak ja.
~×××~
Miał rację. Znowu miał rację.
Zamknąłem książkę i jeszcze przez chwilę przyjrzałem się jej zanim odłożyłem ją na szafkę.
Czułem się dziwnie. Mimo, że autor opisał w niej krótką, zwyczajną historię, zrobił to w sposób szczególny, ukrywając w niej głębokie słowa nakłaniające do przemyśleń nad własnym życiem. Była cudowna, tak jak powiedział Chanyeol. Spodobała mi się. Może czytanie wcale nie jest takie złe? Jeśli tylko ma się w ręku dobrą książkę...
Już nie mogłem się doczekać aby się tym z nim podzielić.
~×××~
Zapadła noc. Na niebie już dawno zrobiło się ciemno, a na korytarzu cicho. Pielęgniarki rozdały już ostatnie tabletki i czasem dochodziły do mnie jedynie ich ściszone szepty. Jak każdego wieczora, i tym razem miałem problem z zaśnięciem. Leżałem więc na łóżku i z przerażeniem przejeżdżałem ręką po swoim płaskim brzuchu. Zbyt płaskim.
Kiedy ostatnio coś jadłem? Nie potrafiłem sobie tego przypomnieć. Od czasu kiedy tu trafiłem ciężko mi było zmusić się chociaż do jednej kromki chleba. Nie byłem ani trochę głodny, nie miałem ochoty na nic poza narkotykiem. Czułem jakby był on jedynym pokarmem, który jest w stanie trzymać mnie przy życiu. Jeśli naprawdę tak było, to śmierć czekała tuż za rogiem, gotowa zaatakować w momencie, gdy moje ciało nie będzie miało już żadnych sił aby się bronić.
~×××~
Bez słowa wpatrywałem się w oczy siedzącego naprzeciwko mnie chłopaka. Zatraciłem się w ich intensywnie brązowym kolorze i zatonąłem w świecie swoich własnych, równie ciemnych myśli. Chanyeol również nie odezwał się ani słowem widząc najwyraźniej, że coś mnie gryzie i czekając aż się tym z nim podzielę.
- Czy rodzice nie kochają mnie dlatego, że nie jestem wyjątkowy? - zapytałem w końcu szeptem.
To przeczytana niedawno książka obudziła we mnie tego rodzaju myśli. Teraz żałowałem, że to właśnie na nią się zdecydowałem.
- Nie - zaprzeczył po chwili. - To nieprawda, że cię nie kochają.
- Nieprawda?! - zagotowało się we mnie. - Nigdy się mną nie interesowali! Byłem dla nich nikim! Wcale nie poświęcali mi czasu!
Poczułem jak jego palce wciskają się między moje i bez zastanowienia ścisnąłem je z całej siły, ale mimo to moja złość nie minęła.
- A teraz co?! - kontynuowałem. - Zamknęli mnie tutaj! To najgorsze świństwo jakie mogli mi zrobić!
- Wcale nie - znowu się ze mną nie zgodził. - To, że cię tu zamknęli jest dowodem na to, że tak naprawdę cię kochają. Może wcześniej ci tego nie okazywali, ale teraz nie ma co do tego wątpliwości.
Nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć w to co właśnie powiedział. W jednej chwili strąciłem jego dłoń, wstałem na nogi i oddaliłem się od niego jak tylko mogłem.
- A więc myślisz, że zamknięcie mnie tutaj było właściwe? - syknąłem.
- Tak - jakimś cudem nadal zachował spokój. - Dzięki temu odetniesz się w końcu od narkotyku i zaczniesz normalnie żyć.
Czy oni nie mogą zrozumieć, że ja wcale tego nie chcę?!!
- Myślałem, że jesteś inny niż wszyscy - złość powoli ze mnie odchodziła. Na jej miejscu pojawił się smutek. - Myślałem... Myślałem, że jesteś... Moim przyjacielem.
- Bo nim jestem, Baek... - widząc, że nie ma już we mnie złości zaczął podchodzić do mnie bliżej.
- Przestań! - krzyknąłem znowu. - Wyjdź!
Jedyne co mogłem dla niego zrobić w zamian za czas, który mi poświęcił, to wygonić go z pokoju zanim stracę nad sobą kontrolę i rzucę się na niego z pazurami. Tylko, że on nie miał wcale zamiaru się mnie posłuchać.
- Wyjdź! Wyjdź! - próbowałem znowu. - Nie chcę cię już dłużej znać.
- Baek... - znowu zwrócił się do mnie zdrobniale.
- Wyjdź! - nie pozwalałem mu dojść do słowa.
- Dobrze - w końcu dał za wygraną. - Ale pozwól mi tylko coś jeszcze powiedzieć.
Moje dłonie same zacisnęły się w pięści, ale skinąłem lekko głową, uspokojony myślą, że po usłyszeniu tych ostatnich słów, już więcej go nie zobaczę.
- Kiedyś powiedziałeś mi, że jak tylko osiągniesz pełnoletność opuścisz dom rodziców - powiedział powoli, ostrożnie dobierając każdy wyraz. - Chcesz się od nich wyprowadzić żeby już dłużej nie być od nich zależnym, tak powiedziałeś. Więc czemu chcesz pozostać uzależnionym od kokainy?Czemu pozwalasz jej rządzić twoim życiem?
Po tych słowach, jak obiecał wcześniej, opuścił mój pokój zostawiając mnie samego z niepewnością, którą skutecznie zasadził w mojej głowie za pomocą swoich ostatnich zdań.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top