-12-
|dziesiąty tydzień|
Ból rozsadzał mnie od środka utrudniając oddychanie płucom.
Krew przepływa przez moje żyły uruchamiając jeden mięsień po drugim.
Znowu czułem bicie własnego serca.
Pod moją skórą przelatywał najprawdziwszy prąd. Przywracał życie mojemu ciału zupełnie jakbym stał się jednym z robotów z tych chorych filmów science-fiction, a uczucie temu towarzyszące na pewno nie należało do przyjemniejszych.
Po wielu próbach nareszcie udało mi się poruszyć jednym z palców prawej ręki, dotykając tym samym czegoś miękkiego i ciepłego. Nie minęła nawet sekunda gdy wspomniane coś zacisnęło się na mojej dłoni sprawiając, że nagle zrobiło mi się niewyobrażalnie gorąco.
- Baekhyun? - cichy szept doszedł do moich uszu.
Rozpoznałem ten głos. Przypomniałem sobie odstające uszy, rozciągnięte w uśmiechu usta i patrzące na mnie z czułością oczy. W jednej chwili ogarnęło mnie tak wielkie pragnienie ujrzenia twarzy jego właściciela, że bez większego trudu uniosłem swoje powieki do góry.
- Baek! - usłyszałem tym razem o wiele głośniej.
Jak tylko mój wzrok przyzwyczaił się do ostrego światła, które docierało do mnie ze wszystkich stron, od razu dostrzegłem ciemne tęczówki patrzące tylko na mnie.
- Słyszysz mnie? Powiedz coś... - poprosił.
Odetchnąłem głęboko i uścisnąłem mocniej jego rękę. Miałem ochotę zaśmiać się głośno jak nigdy dotąd, ale jednocześnie coraz więcej łez gromadziło się w kącikach moich oczu. Chłopak przede mną wyglądał na tak zmartwionego, że miałem ochotę objąć go swoimi ramionami i nigdy go z nich nie wypuścić. Mimo to, nie zrobiłem nic z wymienionych rzeczy. Nie byłem w stanie.
- Chanie - jęknąłem z niemałym trudem. Jego imię pierwsze znalazło się na moim języku. - Co się stało?
~×××~
Leżałem nieruchomo wsłuchując się w odgłosy wydawane przez maszynę zdradzającą bicie mojego własnego serca. Jedynie jej nieustanne pikanie przerwało zastygłą w pomieszczeniu ciszę.
Gdy tylko Chanyeol zaczął opowiadać o tamtym dniu, wszystkie wspomnienia zasypały moją, i tak już wystarczająco zmęczoną, głowę. Utonąłem w nich przypominając sobie każde słowo, każde spojrzenie, każdy ruch... Dopiero przyprowadzeni przez wolontariusza lekarze zdołali przywołać mnie z powrotem do teraźniejszości.
Leżałem w śpiączce aż trzy doby i nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Podejrzewam, że albo anestozjolog coś schrzanił, albo to moje ciało postanowiło bez mojej zgody urzadzić sobie krótkie wakacje.
Operowali mnie. Złamane żebra poważnie zagrażały wewnętrznym organom więc chirurdzy dołożyli wszelkich starań aby nic im się nie stało. Poza tym nie było jednak nic, czym mógłbym się dodatkowo zamartwiać. Podejrzenie wstrząsu mózgu i skręcony nadgarstek miałem już nie raz.
Zanim dwaj mężczyźni opuścili mój pokój, poinformowali mnie jeszcze o dwóch istotnych sprawach.
Po pierwsze: Przez kilka następnych dni nie powinienem ruszać się z łóżka.
Po drugie: Gdyby nie wypadek, który się zdarzył, za tydzień mógłbym już opuścić szpital psychiatryczny.
~×××~
Kolejną dobę spędziłem na oddziale intensywnej terapii pod okiem najróżniejszych specjalistów. Umieszczono mnie oczywiście w jednoosobowej sali, z uwagi na to, że byłem pacjentem chorym psychicznie. Ale nie przeszkadzało mi to ani trochę dopóki Chanyeol siedział przy mnie. A nie opuszczał mnie on ani na chwilę. Za każdym razem gdy budziłem się z wciąż atakującego mnie snu, widziałem przed sobą parę najpiękniejszych oczu na świecie. Jego oczu.
Kiedy w końcu stwierdzili, że nic nie zagraża już mojemu życiu, pozwolili mi wrócić do siebie. Odłączyli ode mnie wszystkie urządzenia i kroplówki, pomogli przebrać się w czyste ubranie i posadzili na wózku inwalidzkim. Drogę na oddział odwykowy przebyłem pchany ostrożnie do przodu przez Chan'a. Kiedy nie mogłem już wytrzymać tego, że szedł za mną, odchylałem głowę do tyłu żeby tylko go zobaczyć. Za każdym razem nie trwało to jednak zbyt długo, z względu na to, że jego ręce zawsze zbyt szybko sprowadzały mnie do normalnej pozycji.
~×××~
Przypatrywałem się szaremu sufitowi z coraz większym obrzydzeniem. Znowu znalazłem się nigdzie indziej jak w mojej własnej izolatce. I nie czułem się w niej już jak w domu.
- Nie znaleźli dla ciebie innego miejsca, Baekie - usłyszałem. - Ale nie martw się, zostanę tutaj razem z tobą.
Zniżyłem wzrok i popatrzyłem na chłopaka siedzącego obok łóżka. Po raz pierwszy ogarnąłem spojrzeniem całą jego osobę ze zdziwieniem zauważając, że ubrany jest w zwykły granatowy podkoszulek. O czym on mówi? I czemu...
- Czemu nie masz na sobie swojego uniformu? - zapytałem.
Uśmiechnął się do mnie szeroko. Nadal niczego nie rozumiałem.
- Już powiedziałem, że z tobą zostanę - powiedział wpatrując się prosto w moje oczy. - A żeby było to możliwe, wziąłem sobie kilka dni wolnego.
Co? Naprawdę? Chanyeol zrezygnował z pracy, aby być tutaj ze mną? Czy to dzieję się naprawdę? Poczułem jego dłoń na swojej i ścisnąłem ją delikatnie jakby była najcenniejszą rzeczą na świecie. Pociągnąłem go do góry, a gdy w końcu usiadł obok mnie, schowałem twarz w materiale jego koszulki.
~×××~
Robiło się już późno. Za oknem nie świeciło już słońce. Komórka Chan'a wskazywała godzinę dziesiątą. Ale mimo to jej właściciel nadal tkwił przy mnie.
- Już prawie noc, Chanie - odezwałem się przerywając trwającą od dłuższego czasu ciszę. Każdego z nas pochłonęły jego własne myśli. - Musisz iść do domu i się wyspać.
Ja sam byłem już od godziny umyty. Zjadłem też swoją kolację, dzieląc się z chłopakiem. Moje powieki, mimo, że uciąłem sobie już trzy drzemki w ciągu dnia, stały się nieznośnie ciężkie.
- Baek... - jego głos wyrażał zmieszanie. - Czy ja... Czy ja nie mogę... Ja chcę... chcę zostać tutaj z tobą. Nie chcę zostawiać cię samego.
Co? Jego słowa zaskoczyły mnie na tyle, że w jednej chwili wstrzymałem oddech.
- Będę spać na podłodze - dodał szybko widząc moją minę. - I nie chrapię przez sen! Proszę, pozwól mi tylko...
- Kładź się - przerwałem mu.
- Co? Tak, dobrze.
Wstał i przeszedł na drugi koniec pokoju.
- Nie! - krzyknąłem czując jak cały się czerwienię. Gdy odwrócił się w moją stronę, wskazałem rękę na swoje łóżko. - Zmieścimy się tu razem.
Co ja robię? Czy w takim razie będę w stanie zmróżyć dzisiaj oko choćby na pięć minut? Chanyeol popatrzył na mnie zdziwiony, ale nie wypowiedział ani słowa. Podszedł bliżej, ściągnął buty, odchylił kołdrę i wlazł pod nią uważając aby nic mi się przy tym nie stało. Kiedy w końcu ułożył się wygodnie na boku, popatrzył na mnie, ale ja nie mogłem wytrzymać jego wzroku.
- Baekie - szepnął. - Czy to naprawdę będzie w porządku? Naprawdę nic się nie stanie jeśli będę spać na podłodze.
- Ah! - jęknąłem. - Skończ już z tym.
Podniosłem się i przysunąłem bliżej. Położyłem obie ręce na jego klatce piersiowej i oparłem głowę w zagłębieniu jego szyi. Miałem wrażenie, że moje serce wyskoczy zaraz spod nadal uszkodzonych żebr, ale nie byłem już w stanie się od niego oddalić.
- Chcę żebyś spał tutaj ze mną - wyrzuciłem z siebie niewyraźnie. Nie byłem nawet pewny czy to usłyszał.
- Baekhyunie - wyszeptał cicho moje imię przez co po moich plecach przeszły przyjemne dreszcze.
Jego ręka delikatnie dotknęła moich włosów i zaczęła je głaskać. Rozkoszowałem się tą chwilą wdychając zapach Chan'a i czując bicie jego serca pod swoimi rękami. Zamknąłem oczy z myślą, że zaśnięcie w jego objęciach wcale nie będzie takie trudne jak mi się wydawało. Ale nagle coś przerwało mój spokój i sprawiło, że moja głowa szybko poderwała się do góry aby ujrzeć powód jednego, cichego pociągnięcia nosem, które usłyszałem sekundę temu.
Chanie...Chanie płakał. Jego łzy zdążyły zaznaczyć już mokre ślady na policzkach i zmoczyć poszewkę poduszki. Poczułem jak rozpadam się na kawałki. Widok cierpiącego Chanyeol'a niszczył mnie od środka.
- Co się stało? - zapytałem łamiącym się głosem.
Przyłożyłem dłonie do jego twarzy chcąc dodać mu otochy, ale przez to jego szlochanie tylko przybrało na sile.
- Tak bardzo...tak bardzo się o ciebie bałem - usłyszałem w końcu. - Bałem się, że już nigdy się nie obudzisz... Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. To moja wina, że zostałeś pobity. Gdybym wtedy nie wyszedł z pokoju...
- Ciiii - zakryłem mu usta krótkim pocałunkiem. - To nie twoja wina.
Jego oczy patrzyły się na mnie z troską.
- Jestem z tobą, Chanie. I nigdy cię nie zostawię.
Co do ciebie czuję? Nadal tego nie wiem. A co ty czujesz do mnie? Łączy nas dziwne uczucie. Czy kiedykolwiek uda nam się je nazwać?
---
I kolejny rozdział już za nami! ;) Myślę, że nie zostało ich już dużo... Ale póki co, zanim będziecie chcieli zabić mnie za to, że nie wspomniałam nic o Minwoo, zapraszam na dodatek opowiadający historię pobicia z jego perspektywy. Dodaję go równocześnie z rozdziałem i mam nadzieję, że się wam spodoba ;) ♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top