-11-
Rozdział dedykuję mojej kochanej @JeonMedi, która obchodzi dzisiaj swoje urodzinki ;3
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, yeobo ♡♡♡
|dziewiąty tydzień|
Promienie słońca raziły mnie w oczy przebijąc się od czasu do czasu zza gęsto splecionych gałęzi drzewa pod którym siedziałem. Dookoła mnie było zaskakująco cicho i spokojnie; żaden inny pacjent nie chciał wychodzić na zewnątrz ze względu na dość wysoką temperaturę. Ale mi wcale ona nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, podobało mi się uczucie ciepła otaczające mnie ze wszystkich stron.
Rozpierała mnie niewyobrażalna duma. Siedziałem sam. Zupełnie sam. Chanyeol odszedł w nieznanym mi kierunku obiecując, że zaraz wróci. Zaufał mi. Zaufał, że nie ucieknę. I ja naprawdę nie miałem na to najmniejszej ochoty. Jak mógłbym tak po prostu odejść z myślą, że mogę go już nigdy nie zobaczyć?
Nie wiem ile czasu minęło. Pięć minut? Piętnaście? Ale już po chwili zauważyłem chłopaka w białym kitlu biegnącego co siły w nogach w moją stronę. Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się promiennie odsłaniając dwa rzędy białych zębów. Czy ten uśmiech nie był najpiękniejszym widokiem na świecie? Gdybym potrafił malować, to jestem pewnien, że na moim pierwszym dziele widniałby właśnie on.
W obydwu rękach trzymał wafelki z kolorowymi i rozpływającymi się już mlecznymi kulkami.
- Przyniósłem lody! - powiedział na wypadek gdybym nadal nie zauważył.
Szybko usiadł obok mnie i, wciąż sapiąc ze zmęczenia, podał mi jeden z nich. Wyglądały pysznie. Śmietankowe, cytrynowe, jabłkowe...idealnie wybrał smaki.
Przybliżyłem się do niego i prędko złożyłem na jego policzku delikatny pocałunek.
- Dziękuję - szepnąłem jeszcze jak tylko się od niego odsunąłem.
Kątem oka zauważyłem jak miejsce, którego jeszcze sekundę temu dotknąłem swoimi ustami pokrywa się intensywną czerwienią. Zaśmiałem się cicho obserwując jak zawstydzony Chan próbuje z powrotem skupić się na jedzeniu swoich lodów.
~×××~
Weszliśmy do środka trzymając się za ręce.
Skrzyżowaliśmy nasze palce tworząc jedność.
Mógłbym zostać tak do końca życia.
W pokoju było pusto. Minwoo brał właśnie udział w jednej ze swoich terapii. Zasłoniliśmy więc okna firankami i zajęliśmy miejsce na moim łóżku. Usiadłem na jego środku, pozwalając Chan'owi rozłożyć swoje długie nogi po obu moich stronach. Nasze dłonie nadal pozostały złączone.
- Co jadłeś dzisiaj na śniadanie? - zaczął nagle pierwszy lepszy temat.
- Praktycznie to samo co zawsze - odpowiedziałem znudzony. - Trzy kromki chleba z serem...
- Poczekaj - przerwał mi nagle.
Zdziwiony obserwowałem jak wolną ręką sięga do kieszeni swojego fartucha i wyciąga z niego opakowanie chusteczek. Nadal nie puszczając moich palców, wyciągnął jedną z nich i jednym zamachem rozłożył w powietrzu. Zaraz po tym powoli przybliżył ją do mojej twarzy i zaczął delikatnie wycierać okolice moich ust.
- Jesteś brudny - wyjaśnił tylko niewyraźnie.
Popatrzyłem prosto w przepełnione skupieniem oczy zatracając się w ciemnym kolorze jego tęczówek. Jak tylko skończył czyszczenie moich ust podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Trwaliśmy tak jeszcze jakiś czas; żadne z nas nie miało ochoty przerywać tej wyjątkowej chwili. Moje serce nie przestawało wybijać nadzwyczaj szaleńczych rytmów. Nie pozwalając sobie nawet na mrugnięcie, wyciągnąłem przed siebie wolną dłoń.
Zanim jednak zdążyła ona dotrzeć do ciała Chanyeol'a, zostałem zepchnięty na plecy przez gwałtowne spotkanie z jego ustami. Wreszcie zamknąłem oczy oddając niespodziewany pocałunek. Czułem się wtedy jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. To ja mogłem czuć cudowny smak jego ust; nikt inny, tylko ja. Co takiego zrobiłem w życiu żeby zasłużyć na takie wyróżnienie? Dotknąłem jego rozpalonych policzków, a po moich palcach przeszły przyjemne dreszcze jak tylko spotkały się z jego skórą. To na pewno nie był sen.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły, a ja, zlękniony, szybko odsunąłem się od Chanyeol'a i spojrzałem w ich kierunku. W progu stał oczywiście nikt inny jak właściciel sąsiedniego łóżka; jego zajęcia skończyły się pewnie tuż przed chwilą.
Twarz Minwoo wyrażała olbrzymie zdziwienie, a jego oczy przyglądały się dwóm, leżącym w niejednoznacznej pozycji, chłopakom. Mogłem sobie tylko wyobrazić jakie myśli musiały chodzić w tej chwili po jego głowie. Obrzydzenie? Pogarda? Bałem się jego pierwszych słów, chociaż one nadal nie padły z jego otwartych szeroko ust.
Chanyeol jak na zawołanie usiadł z powrotem w normalnej pozycji, z twarzą odwróconą w stronę wyglądającego teraz jak kamienny posąg, chłopaka. I jemu także odebrało mowę; w pomieszczeniu panowała niemal namacalna cisza. Każdy z nas czuł się teraz niezwykle niezręcznie. Moje policzki wyglądały coraz mniej naturalnie. Dbając o to, żeby mój mały gest nie był dostrzegalny, sięgnąłem po rękę wielkoluda i ścisnąłem ją z całej siły.
Ale sprawy jak na moje nieszczęście musiały jeszcze bardziej się skomplikować. Tuż za moim kolegą pojawiła się nagle sylwetka którejś z pielęgniarek nawołujacej imię siędzącego przy mnie wolontariusza. Chan zmuszony był więc wstać na nogi i pójść posłusznie za nią. Jeszcze przed tym jak wyminął Minwoo, uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
Zostałam sam. Sam z gigantycznym problemem, który patrzył na mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami. Przełknąłem ślinę, kiedy usiadł tuż naprzeciwko mnie. Jeszcze nigdy nie czułem się tak samotny. Niczego teraz nie pragnąłem bardziej niż wsparcia Chanyeol'a.
~×××~
- Kochasz go? - usłyszałem.
W płucach nagle zabrakło mi powietrza. Nie wierzyłem w to co powiedział. Spodziewałem się wszystkiego tylko nie tego.
- Nie wiem - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad relacjami łączącymi mnie i Chan'a. Wiedziałem, że byliśmy dla siebie czymś więcej niż przyjaciółmi, ale nie potrafiłem ująć moich uczuć w słowa. Czy go kochałem? Co to słowo w ogóle oznacza?
- Czy jest dla ciebie ważny? - zapytał zamiast tego dostrzegając moje zakłopotanie.
- Bardzo.
- Czy zrobiłbyś dla niego wszystko? - kontynuował.
- Myślę, że...tak.
Mina Minwoo diamentalnie się zmieniła. Ciekawość zastąpiła złość. Nie rozumiałem tego.
W jednej chwili znowu stanął na nogi i powoli zaczął zbliżać się do mojego łóżka.
- A czy jesteś pewny, że on czuje to samo? - wysyczał.
Nie odpowiedziałem. Napięcie, które w jednej chwili pojawiło się między nami, zmroziło moje usta.
- Czy on też zrobiłby dla ciebie wszystko?! - powiedział prawie krzycząc.
Mówiąc to błyskawicznie zanurkował rękami na dół i chwycił mnie za koszulkę tym samym podnosząc do góry.
- Minwoo? - wystraszyłem się. - Zostaw mnie.
- Czy Chanyeol też zrobiłby dla ciebie wszystko?!! - wołał nadal nie przejmując się moim przerażonym wyrazem twarzy.
- Min...
Nie dokończyłem. Nie zdążyłem.
Nawet nie zarejestrowałem momentu, w którym jego pięść wylądowała na mojej twarzy. Już sekundę później leżałem na łóżku czując ból jakiego nie doświadczyłem jeszcze nigdy dotąd. Przez te wszystkie tygodnie spędzone w ośrodku stałem się więźniem jedynie psychicznego cierpienia, a dopiero teraz dane mi było poznać jego fizyczny odpowiednik. I nie mogłem powiedzieć, że byłem z tego powodu szczęśliwy.
Kolejne i kolejne ciosy spadały na mnie niczym śnieg podczas wyjątkowo nieznośnej śnieżycy. Nie mogłem pojąć czemu mój kolega nagle zaczął się tak zachowywać. Co mu zrobiłem? W czym zawiniłem?
Nawet nie pomyślałem o tym, że mógłbym się bronić; byłem świadomy jego miażdżącej przewagi. Przed każdym uderzeniem strałem się jedynie ochronić najbardziej wrażliwe miejsca, czego nauczyłem się jeszcze za czasów gimnazjalnych bójek. Ale nawet mimo to ból błyskawicznie ogarnął całe moje ciało.
Najpierw odebrało mi mowę. Potem nie byłem w stanie już nawet jęknąć. Mój mózg coraz bardziej wariował. Nie dawał już sobie rady z natłokiem myśli, które mnożyły się z każdą koleją chwilą. Powoli odmawiał mi posłuszeństwa.
Popatrzyłem jeszcze raz w pełne szaleństwa oczy Minwoo. Co się z nim stało?
Ostatnimi siły wyciągnąłem rękę do tyłu naciskając mały, czerwony przycisk. Dookoła rozbrzmiał głośny alarm. To jednak ani trochę nie speszyło mojego prześladowcy. Nawet nie zorientowałem się kiedy ogarnęła mnie zupełna ciemność. Gdy tylko tak się stało, nie próbowałem nawet przeciwstawić się jej, obejmującym mnie ze wszystkich stron, objęciom i w końcu utonąłem, tracąc do reszty kontakt z rzeczywistością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top