2
2 siedziałam w samochodzie czekając aż w końcu dojedziemy. Po chwili pokazała nam się rzeka na której na statku mieszka nasza ,,cioteczka,,.
Wysiadłam z samochodu i zapukałam do drzwi wcześniej nakazując Mullo milczeć.
-och...jesteście już. Super zapraszam-kobieta o siwych już włosach zaprosiła nas na statek.-ale urosłaś. Zaraz zawołam Julekę. Jest w kuchni. Kiki możesz iść pod pokład? Tak jest Luka
-jasne-truchtem pobiegłam pod pokład a idąc korytarzem spotkałam siedzącego na łóżku chłopaka. Chyba medytował. Był bardzo podobny do tego w szkole...
-Kiki?-podskoczyłam na dźwięk mojego imienia.
-hej e Luka twoje e mama e każe na pokład.-wyszczerzyłam się a chłopak tylko pokręcił głową i odłożył gitarę.
-co tu właściwie robisz?
-twoja mama jest moją mamą-szłam obok niego a on cały czas się na mnie patrzył. Spojrzałam na niego a on miał dziwną minę
-no co?
-twoja mama jest moją mamą?
-boże naprawdę tak powiedziałam?-zrobiłam się cała czerwona-chodziło mi o to że twoja mam a jest e przyjaciółką mojej mamy.
-tego się spodziewałem-wyszliśmy na pokład i od razu rzuciło mi się w oczy to że jest czyściej a na ziemi są położone instrumenty.-Kocia muza ma dzisiaj próbę?
-tak-Juleka uśmiechnęła się na nasz widok.-przyjdzie też Marinette-mój uśmiech zniknął.
-co jest Kiki?
-Mari mnie nie lubi.
-czemu niby?-zapytał Luka gdy Kris rozmawiał z Juleką opierając się o ścianę.-Kiki?
-co? A nie wiem. Bo nie umiem biologii?
-co się tam działo?
-poprosiłam Adriena o pomoc...
-wszystko jasne. Ona jest w nim zakochana
-gdybym wiedziała nawet bym z nim nie gadała jeżeli ona teraz widzi we mnie wroga.
-Marinette nie jest taka. Pogniewa się i jej przejdzie. Ale radzę wam pogadać-spojrzalam na mój zeszyt że szkicami.
-Marinette!-krzyknełam i stanęłam.
-to ty? Co tu robisz?-nagle się zlękłam ale Luka położył mi rękę na ramieniu i kiwnął w stronę Marinette głową.
-wiesz ja...możemy pogadać?
-jasne?-zeszłyśmy na dół akurat do pokoju Luki.
-chodzi o to że nie mam zamiaru zabierać ci ... Adriena.
-c...co?
-no wiem że jesteś w nim zakochana i nie mam zamiaru ci go zabierać po prostu...no nie mam talentu do biologii.
-ufff co za ulga. Dzięki że mi to powiedzialas.-wstala i chciała wyjść.
-Marinette...wiesz słyszałam że szyjesz i projektujesz.
-tak...a co?
-mam pomysł ale nie umiem tego zrobić-podałam jej zeszyt na którym była narysowana róża. Otworzyła go i jej oczy się jakby zaświeciły-wiesz niedługo jest dzień bohaterów i tak sobie pomyślałam żeby zrobić jakiś pokaz mody naprzykład w parku.
-świetnie pomysł tylko...do dnia bohaterów zostało 12 dni...
-nie damy rady? No trudno może następnym razem-przerwała mi.
-my nie damy?-wyszczerzyłam się.
-dzieki Mari!!!-przysunełam ją.
-odbije ci wszystkie projekty i przyniosę jutro do szkoły. Tylko że jutro Adi ma mi pomóc z biologią... Możesz załatwić jutro materiały?
-jasne. Ty pójdziesz się uczyć a ja załatwię ci nam potrzebne.
-jesteś wielka-oddała mi zeszyt i wyszłyśmy na górę.-ide załatwić odbitki-złapałam za rękę mojego brata.-idziesz ze mną-do jutra!-pomachałam i wsiedliśmy do samochodu.
Time skip...
Z plikiem kartek po cichu roku na palcach idę przez szkołę. To nic że to wielki plan. To nic że wszyscy się patrzą. Nikt się nie patrzy. Nikt się nie-wstalam na kogoś a kartki się rozsypały dookoła. Szybko wstałam i zaczęłam je zbierać. Co chwila podskakiwała mnie gdy kartka poleciała do góry i bardzo dużo osób mi pomogło.
-sama sobie nie poradzisz co?-rozzłościła mnie-No jasne taka nieśmiała szara mysz.-otworzulam szerzej oczy.
-m...mysz? Nie ja bardziej...wolę koty.
-c...co? Ach nieważne-Chloe podrzuciła włosy do góry i odeszła z Sabrina u boku.
-hej to chyba twoje-Adi podał mi kartkę z moim ulubionym projektem bluzy ala czarny kot.
-dzieki Adrien.
-co to za projekt? Jakiś tajny plan?-nachylił się nademną.
-tajnym? Nie. W dzień bohaterów robimy pokaz mody specjalnie dla nich. Wszystkie ubrania są ala superbohaterowie.-pokazałam mu parę projektów-żadna tajemnica. Robimy pokaz mody w parku. Jakbyś mógł zapytaj Chloe czy będzie chciała być królowa pszczol-zasmial się.
-Ona? Zawsze. Idę zapytać. Jak będzie wam potrzebna pomoc to mow.-odszedl.
-Marinetta. Marinette...-mruczałam szukając jej wzrokiem a kiedy ją zobaczyłam złapałam mocniej kartki i podeszłam do niej.
-hejka-prywitala się.
-cześć. Prosze-powiedzialam jej plik kartek.-napewno dasz radę?
-jasne.
-czekalam o co chodzi? Czy ja o czymś nie wiem-Alya złapała kartkę z wierzchu.-czy to Lisica?-zapytała.
-tak. Na dzień bohaterów razem z Mari robimy pokaz mody. Adrien chce pomóc.
-Adriennn-rozmażyła się Marinette.
-ej-Alya pstryknęła jej przed oczami.
-tak każda para rąk się przyda. Mamy tylko 3 godziny więc będziemy mieć dużo czasu.
-no tak. A po lekcji z Adrienem przyjdź do mnie. Weźmiemy materiały i złapiemy przyjaciół by nam pomogli.
-świetnie pomysł. Dodam posta na biedrobloga-powiedziala zachwycona Alta i odeszła kawałek by nagrać.
Time skip...
Ostatnie minuty ciągnęły się niemiłosiernie.
-możesz iść do ciebie-spojrzalam Adrien.
-d...do mnie? Ale...ja ten no eeee...
-uczyć się biologii. A o czym pomyślałaś?
-brat cię nie polubi-nie było to kłamstwo ale najgorsze było to że cały pokój był zapełniony projektami i rysunkami superbohaterów a mógł uznać mnie za jakąś dziwną.-mozemy nie do mnie? Proszę.
-okay. To gdzie proponujesz?
-park? Albo biblioteka.
-dobry-podeszłam pomysł.
Podczas nauki z chłopakiem nie mogłam się skupić. Otworzyłam szkicownik kiedy on opowiadał mi o komórkach i zacz łam rysować sukienkę ala królowa pszczół.
-no i one się potem łączą rozumiesz?
-mhm...tak one sie...łączą. łączą się rozumiesz? Jeżeli by połączyć kilka kostiumów? Na przykład biedronkę i smoka albo biedronkę i czarnego kota-rozmarzyłam się.
-ej ziemia do Kiki. Co takiego niezwykłego jest w Biedronce?
-w niej? Nic. Ale czarny kot. Te jego głupie żarty i Wasze gdy trzeba ratować biedronkę jest w pobliżu.
-tak ale to częściej ona ratuje go.
-pfff. Mówią tak żeby wyszła na lepszą. Czarny kot jest najlepszy-wstałam i zebrałam papiery, zeszyty i ołówki.-przepraszam Adrien ale nie jestem się w stanie skupić przez ten pokaz. Dzień bohaterów za 11 dni.
-może pomożemy Marinette?
-tak to świetny pomysł. Chodźmy-pociagnelam go za rękę i po chwili szliśmy ulicami Paryża prosto do piekarni Dupain-Cheng'ów.
-dzień dobry-przywitałam się.-Jestem Kiki koleżanka Marinette. Mieliśmy jej pomóc z projektem
-och proszę idźcie-mama Mari otworzyła nam drzwi
-dziekujemy-Adeien wszedł na schody-slyszałam że pieczęcie pyszne makaroniki
-prosze-podała mi pudełko z ciastkami.
-dziękuje-zabralam je na górę po drodze zjadłam jeden z nich i gdy weszłam na górę Mari rozwieszała projekty na wielkich tablicach.
-cześć-położyłam pudełko makaroników na biurku.
-materiały...
-mam-Alya usiadła na wielkim kufrze.
-eeee Alicja masz te farby fluorestencyjne?
-jasne-odpięłam z plecaka kilka kolorowych farb.
-okay. Mamy na to 11 dni. Bluzki to jedno ale bluzy, getry i tak dalej...
-ej spokojnie...nie zawsze wszystko się udaje-powiedziałam.-jezeli się nie uda to trudno. Może za rok.
-obiecałam że się uda. Damy radę.
Po licznych próbach dawania mi igieł i nici dziewczyny posadziły mnie przy tablecie bym mogła zaprojektować plakaty.
Nataniel zajął się organizacją sceny i przede wszystkim pozwolenia. Adrien był modelem na którym szyły.
Alya wszystko nagrywała przy okazji pomagając Marinette i reszcie dziewczyn.
-nie chce wam przeszkadzać-odezwałam się.
-Mari te makaroniki są bajeczne.
-dziękuje-powiedziała.
-hej dzieciaki przynieśliśmy wam croassanty-oczy Adriena były większe niż moneta.
-mamooo...
-z chcecie je weźmiemy-zabrałam talerz i podsunelam pod nos Adriena.
-dzieki. Ej może chwila przerwy?
-jasne-Mari opadła na krzesło. Na kołudrze leżały już 4 bluzy, 6 par getrów i 3 bluzki.
-brawo Marinetta. Mamy połowę a zostało nam 243 godziny!-ucieszyłam się kalkulując szybko.
- w sumie to tylko 194-powiedział ten dziwny robot Maxa-Markov.
-aaaaaaa!!!!!
-Marinette zjedz croassanta-podsunełam jej talerz pod nos.-zanim Adi wszystkie pożre.
-słyszałem!-oburzył się ale pot wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Nagle na komputerze Marinette pojawiły się wiadomości.
-Paryż znowu zaatakowany! A biedronki i czarnego kota dalej nie widać
-aaaaaaa-wszystkie zaczęliśmy krzyczeć.
-ej spokojnie. Wszystko będzie dobrze tu jest bezpiecznie. Ale kto jest złoczyńcą?
-no bez jaj-przed oknem przeszło wielkie tornado.
-o nie mój brat!-krzyknełam i pobiegłam na dół nie zwracając uwagi na krzyki przyjaciół. Pobiegłam do domu gdzie zostawilam Mullo. On nigdy nie chodzi ze mną do szkoły bo boje się że ktoś go może zauważyć.
-Mullo musi ogon-podrzucilam naszyjnik a mysz została do niego wciągnięta. Moje rozwalone przez wiatr włosy spięły się w dwa koczki przypominające mysie uszy a skakanka zawiązała się na moich biodrach. Wyskoczyłam na dach po chwili podbiegł do mnie mój brat zamieniony w Kas'a.
-gdzie byłaś?
-robilismy projekt ze znajomymi. Kas nie mam 3 lat. Daj mi odetchnąć.
-jak chcesz ale się martwię.
-nie musisz-skakalismy po dachach próbując znaleźć osobę którą zawładnął Władca Ciem.
-tam-wskazałam na latającą dziewczynę.
-to pogodynka-uslyszalam za sobą
-pii-pisnelam prawie spadając z dachu na szczęście biedronka mnie złapała
-już ci mówiłem. Nie podchodź dachowcu-warknął na niego Kas.
-brat spokojnie-Kris przeskoczył przez parę dachów chcąc się zbliżyć do ofiary akumy i by objadać sytuację.
-słuchaj kocie moja bliska przyjaciółka robi projekt i potrzebuję cię.
-co?-zdziwiłam się biedronka.
-ejejej spokojnie. Nie rozdzielam was po prostu uwielbiamy czarnego kota.
-nie biedronkę?
-co? biedronkę? Tak znaczy no jesteś spoko biedronsiu. Ale wiesz kotki są słodkie.
-aż stałem się głodny-zaśmiał się patrząc na mój kostium.
-jasne...romanse późnej trzeba pokonać pogodynkę.
Time skip.
Opadłam na ścianę rzucona mocnym wiatrem. Złapałam się za brzuch.
-coś się stało myszo?-zapytał jakiś facet.
-nie proszę pana. Proszę się ukryć.
-oczywiście-szybko wszedł do jakiegoś budynku. Podniosłam się i za pomocą skakanki podskoczyłam na dach jak biedronka za pomocą jojo.
-a miało być tak pięknie-mruknełam biegnąc za bohaterami.
Dość szybko się to potoczyło. Biedrona związała ją a czarny kot zabrał parasol i zniszczył.
-ej wszystko dobrze?-kot do mnie podszedł tuż po tym jak biedronka krzyknęła: niezwykła biedronka!
-nie. Niegdy nie walnął mnie nikt o ścianę. Boje się że będę miała ślad a nie możemy pokazywać swoich tożsamości.
-boli bardzo?
-troche-wskazałam na przecięty kostium na boku.
-zaprowadź ją do mistrza Wu. On na pewno jej pomoże.
-jasne-złapał mnie w pasie i za pomocą kija przenosił z dachu na dach.
Kot otworzył przede mną drzwi a staruszek spojrzał na nas ze zdziwieniem.
-co się stało Czarny Kocie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top