12."Proszę ratuj!"

Gdy skończyłam rozmawiać z Ashton'em popatrzyłam na zegarek. 16:07. Poszłam szybko do pokoju (na tyle szybko na ile dało się iść ze złamaną nogą po schodach o kulach) się przygotować. Stanęłam przed szafą szukając jakiegoś odpowiedniego stroju. W końcu wybrałam jeansową, lekko rozkoszowaną spódniczkę do połowy ud i białą bluzkę z liczbą 35. We włosy wpiełam małą kokardkę po czym zabrałam się za makijaż który składał się z czarnych kresek i tuszu do rzęs. Gdy skończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Michael?! - wydarłam się na cały dom, bo zanim bym zeszła po schodach to by trochę minęło.

- We własnej osobie!

- Wejdź! - krzyknęłam i wyszłam z mojego pokoju.

- Czeeeeść. - uśmiechnął się do mnie niebieskowłosy. - No muszę przyznać Ash ma gust do dziewczyn. - zaśmiałam się na jego słowa.

- Chodź na górę zabiorę kilka rzeczy i możemy iść. - w mgnieniu oka chłopak stał już obok mnie więc weszliśmy do pokoju. - Możesz mi podać klucze z tamtej szafki. - powiedziałam i wskazałam szafkę obok mojego łóżka.

- Proszę. - chłopak podał mi pęk kluczy który od razu wrzuciłam do torebki.

- Okey chyba możemy już jechać. - uśmiechnęłam się do niego. - Tylko możesz potrzymać mi torebkę musze jakoś zejść.

- Nie.

- Nie?

- Po co mam nieść torebkę jak mogę znieść ciebie. - zanim się obejrzałam byłam na rękach Mike'a. Zaczęłam się śmiać.

- Czekaj jeszcze musze wziąść kule!

- Po co ci te patyki?

- Musze jakoś chodzić. - uśmiechnęłam się. Tęczowy wziął moje, jak to on powiedział "patyki" i zeszliśmy na dół. Puścił mnie dopiero jak byliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi na klucz i poszliśmy do auta. Gdy jechaliśmy przyszło mi powiadomienie z Kik'a.

Ash94: Prosze ratuj!

xxAmyxx: Co się stało?

Ash94: Calum wziął mnie na zakupy!!!

Ash94: *załącznik*

xxAmyxx: Uśmiechnij się :)

Ash94: Jak mam się uśmiechnąć?!

Ash94: Z nim w jednym sklepie będę 3 godziny!!!

xxAmyxx: Myśl pozytywnie :)

xxAmyxx: Może w urodziny zlituje się i będziecie 2 godziny w jednym :)

Ash94: Nie pomagasz -,-

xxAmyxx: Przepraszam cię, ale muszę już kończyć paaa :*

Ash94: Pa :*

- Jesteśmy. - oznajmił Michael. Wyszedł z auta i po chwili otwożył mi drzwi i pomógł wyjść z samochodu. Gdy byliśmy już w środku Mike się wydarł:

- Luke! Już jesteśmy!

- Już idę! - usłyszałam głos z góry. Po chwili obok nas stał wysoki blondyn.

- Cześć. - uśmiechnął się do mnie.

- Hej. Musze ci coś powiedzieć...

- Wal.

- Jesteś wysoki. - zaśmiałam się.

- Dobrze dzieci! - Mikey klasnął w dłonie. - Ty pomożesz Luke'owi z tortem, a ja zaraz do was dołączę tylko się przefarbuje. - uśmiechnął się.

- Na jaki kolor?! - powiedziałam z entuzjazmem.

- Dowiesz się jak wrócę. - powiedział i udał się w podskokach, jak sądzę, do łazienki.

- To jak? Idziemy robić tort? - spytał Luke, a ja jedynie przytaknęłam. Poszliśmy do kuchni, ja od razu usiadłam na jednym ze stołków. Okazało się, że tort był już gotowy, ale trzeba było go ozdobić. Po chwili blondyn zaczą wyciągać żelki, różnego rodzaju cukierki, czekoladki i jeszcze dużo by wymieniać.

- Więcej tego nie było?

- Było, ale zjedliśmy. - uśmiechnął się, a ja przyłożyłam solidnego plaskacza w czoło. Złapałam żelki misie i zaczęłam je układać u góry tortu, a Luke wziął jakieś czekoladki i zaczą je układać pomiędzy misie.

Po godzinie tort był gotowy. Czemu to tak tyle trwało? Z blondynem zaczęliśmy rzucać w siebie cukierkami. Skończyło się na tym, że ja sprzątałam stół, a Luke podłogę. Nagle do kuchni wpadł Mikey, ale już w czerwonych włosach.

- Mike świetnie wyglądasz! - powiedziałam na co chłopak się uśmiechnął.

- Jaki będzie kolejny? - zapytał Luke.

- Jeszcze niewiem.

W tym samym czasie mój telefon zawibrował.

Ash94: Zlitował się! Wracamy!

xxAmyxx: Świetnie!

- Chłopaki Ash i Calum wracają. - powiedziałam, a oni z piskiem wybiegli z kuchni. Chwyciłam kule i poszłam powoli za nimi.

- Amy ty idź do mojego pokoju, drzwi obok schodów. - poszłam tam gdzie kazał Michael. Po chwili znalazłam się w jego niebieskim pokoju. Zaraz po tym jak usiadłam na czarnym fotelu usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają.

- Calum więcej nie jadę z tobą na zakupy! - gdy usłyszałam ten głos moje serce zaczęło szybciej bić, a ręce strasznie trząść.

- Niby czemu? Źle było?

- Siedzieliśmy w tym sklepie prawie dwie godziny, a ty kupiłeś tylko cole i prezent dla mnie którym były prezerwatywy! - o mało nie wybuchnełam śmiechem na jego słowa, ale się powstrzymałam.

- To jak zaczynamy imprezkę? - usłyszałam głos Luke'a.

- Pewnie. - ciekawe ile będę tu siedziała. Strasznie się bałam tego spotkania...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top