Oni...



Gdy na zielonym podeście,

Nic już nie słychać wreszcie.

Gdy krzyki i piski ustaną,

Z grobów oni wreszcie powstaną.


Zieleni na skórze,

w zgniłym już mundurze.

Przybyli z świata tamtego,

zupełnie od tego innego.


Przybyli świętować...

I naszą rasę zdominować.

Bo taka ich natura,

bez krzty pazura.


Gdyby koniec taki był,

autor by się zmył,

i schował się na strychu,

ni widu ni słychu...


Potraktujcie to jako zapowiedź,

czy już znacie odpowiedź?

O kim mowa cały czas,

rozumiecie, że już po nas?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top