Księga Trzecia [18]


– A więc to jest ten wspaniały kwiat, o którym wszyscy mówią... To ty będziesz przez najbliższy czas gościć w moim zamku, hmm.. – Luna usłyszała potężny i donośny głos króla, który przyglądał się jej z ciekawością. – Widzę, że wcale nie przesadzali ze swoimi słowami. – oczy króla wyglądały na zadowolone. Cynamonowowłosa bała się odezwać. – Ponoć Barnaba znalazł cię w lesie, czy to prawda?

– Tak.. – Luna odpowiedziała drżącym głosem. – ..Najjaśniejszy Panie..

Stary mężczyzna odezwał się do kogoś kto właśnie wyłonił się zza jego tronu.

– Mieliście przynieść zdobycz... Kazałem ci zapolować na bestię, nie na dziewczyny.. – westchnął, a osoba obok wzruszyła ramionami.

– A więc jesteś czarownicą? – zwrócił się znowu do cynamonowo-włosej.

– N-nie. – zaprzeczyła, zaskoczona pytaniem.

– Dlaczego w takim razie mieszkasz w lesie? – zapytał wnikliwie, a Luna znowu zadrżała, trudno jej było patrzeć mu w twarz.

– Po-ponieważ kocham naturę? – odpowiedziała, czując jak kurczowo zaciska jej się gardło.

– Dlatego też kochasz zielony kolor, czyż nie? – znowu zadał pytanie, ale dziewczyna nie zrozumiała go tym razem, więc nie odpowiadając, trochę pewniej uniosła wzrok. Król wyglądał groźnie i jednocześnie majestatycznie na swym tronie. Obok niego stał chłopak w zielonej kamizelce. Wcześniej nie miała okazji go rozpoznać, ale teraz miała pewność, że to ten sam którego spotkała w lesie i na korytarzu.

– Nie rozumiem pytania, Najjaśniejszy Panie. – wydobyła z siebie, to patrząc na jednego, to na drugiego. Ci również wymienili się spojrzeniami. Cisza wystraszyła dziewczynę tak, aż dostała słowotoku, czując, że jeśli nie odpowie, będą tak trwali w niezręcznej ciszy z powodu jej niezrozumienia. – Jeśli chodzi o kolor zielony, to tak, bardzo lubię ten kolor. W końcu roślinność w przeważaniu składa się z tego koloru. Jest też przyjemny dla oka i spokojny. Można się zrelaksować. Ale jeśli chodzi o owoce, to zielonych lepiej nie jeść, bo są raczej niedojrzałe. Raz prawie zjadłam jeden, niczego nie świadoma, bardzo dobrze, że Tai wybił mi to z głowy... chociaż mniej dobrze, że zrobił to dosłownie. – osoby, na które patrzyła ponownie spojrzały po sobie i z tego, co mogła wyczytać po ich twarzach, wcale nie odpowiedziała na zadane pytanie, tak jak by tego chcieli. Chłopak zaśmiał się pod nosem, a król postanowił znowu zwrócić do dziewczyny.

– Rozumiem... – zaśmiał się głośno, co rozluźniło atmosferę. – A kim jest „Tai"? – zwrócił uwagę na wymienione imię.

– Ach, Tai to mój przyjaciel, Najjaśniejszy Panie! Wydaje się być oschły i arogancki, ale tak naprawdę jest bardzo opiekuńczym wilkiem.

– Mówisz o tej wielkiej bestii? – król zmarszczył czoło. – Powinnaś wiedzieć, że wilki to niebezpieczne, dzikie zwierzęta. To nie są pieski salonowe, tylko potwory... – widział, że dziewczyna znowu nie rozumie tego, co do niej mówi, a nawet nie widzi problemu. – Słuchaj dziecko, białe wilki to nieszczęście wcielone. – jego twarz spoważniała jeszcze bardziej.

– Tai nie jest niebezpieczny, Najjaśniejszy Panie. Nie zaatakowałby nikogo, nawet gdyby był bardzo przestraszony czy zdenerwowany.

– ... Może teraz wydaje ci się, że jest oswojony, ale pewnego dnia zobaczysz przed sobą dzikie zwierzę, które zrobi ci krzywdę bez zastanowienia. Rozumiesz, co chcę powiedzieć? – zapytał, znów akcentując wymuszenie natychmiastowej odpowiedzi.

– Nie rozumiem, Najjaśniejszy Panie! – odpowiedziała bez wahania. – Każde stworzenie ma uczucia i nie należy ich ranić przez stereotypy. Dlaczego każdy biały wilk ma być niebezpieczny? Każdy czarny kot ma przynosić pecha? I każdemu człowiekowi muszą się podobać wygody i przepych, zamiast prowincjonalnego spokojnego i szczęśliwego życia na łonie natury? Czasem, aby być szczęśliwym nie trzeba wiele, zaledwie zrozumienia.

– Zrozumienia, mówisz? – stary mężczyzna uniósł wysoko brew.

– Tak, czasem trzeba zdać sobie sprawę i zrozumieć, że jest się szczęśliwym z tym co się ma i kim się jest. – nie wiedziała jak odbiera jej słowa król, ale skoro już nabrała śmiałości do wyrażania swoich poglądów, to nawet jeśli wydawały się trochę dziecinne, wierzyła w nie z całego serca. Król uśmiechnął się ponownie, lecz dziewczyna znowu nie wiedziała dlaczego.

– Mieszkasz sama w tym lesie? – odezwał się w końcu.

– Mieszkam z przyjaciółmi, a teraz jeden z nich jest tutaj, poważnie ranny, więc jestem i ja, aby mu towarzyszyć.

– Czyli mówiąc „przyjaciele" masz na myśli zwierzęta, tak? A co z twoją rodziną? Mam na myśli twoich rodziców oczywiście. – zaczął jeszcze wnikliwiej jej się przyglądać, nie codziennie mu się zdarzała tak intrygująca rozmowa, nie dotycząca żadnych problemów prostych ludzi.

– ... – Luna wahała się przez chwilę nad odpowiedzią i znów skierowała swój wzrok w stronę króla. – Mój ojczym prawdopodobnie był niedawno u króla w sprawię Sir Lakkiego.

– Jakie nosi nazwisko? – król próbował sobie przypomnieć niedawno przeprowadzone audiencje.

– Rosentage, Najjaśniejszy Panie. – odpowiedziała grzecznie.

– Ten stary handlarz? – król myślał na głos. – Hmm.. poczciwy człowiek.. – spojrzał na chłopaka obok siebie. – Barnabo – zwrócił się do niego – Zaprowadź ją do jej pokoju.

– A, mogłabym wcześniej zobaczyć się z Tai'em, moim przyjacielem? – zapytała wtrącając się, ale król docenił jej śmiałość i przytaknął. Barnaba ruszył w jej kierunku i razem wyszli na korytarz.

– Uff... – dziewczyna bardzo głośno odetchnęła z ulgą. – Kosztowało mnie to dużo energii.. – spojrzała na chłopaka, który zaraz się uśmiechnął.

– Nie było przecież aż tak strasznie. Dobrze sobie poradziłaś!

– Przyciemniane pokoje dla efektu tajemniczego półmroku i nutki grozy kojarzą mi się z gabinetem mojego ojczyma. Więc jak już przyzwyczają się oczy, to czuję się jakbym wróciła.

– Rzeczywiście jest tam dosyć ciemno. – oboje się uśmiechnęli i zaśmiali.

– Jak mam być szczera.. to Twoja zielona kamizelka przypomina mi o kimś z domu ojczyma... – próbowała sobie przypomnieć, ale jej pamięć nie chciała dać jej więcej niż kilku imion służby. Im dłużej była w lesie, tym bardziej zapominała o dawnym życiu, co uświadomiła sobie z przykrym zaskoczeniem. Najwyraźniej nie tylko o tym o czym usilnie chciała zapomnieć, ale również o tym za czym mogłaby tęsknić, przyszło się jej pożegnać. W sumie sama nie wiedziała czy to dobrze że na własną rękę uciekła i zamieszkała w lesie, ale czuła się tam szczęśliwa. Czuła że jej przeznaczenie wiedzie ją tamtą drogą.. Więc dlaczego zaczęły nawiedzać ją wyrzuty sumienia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top