Księga Pierwsza [2]



~~~

Majestatycznie duży pałacyk. Wręcz wymarzone miejsce, obfite w luksusach, każde pomieszczenie jest jak z katalogu, istny park zabaw tylko... nie dla mnie. Ja wolę rodzinny dom mojej matki. Jest z daleka od hucznego gwaru w mieście. Stary, a nadal pełen uroku. Z wielkim kolorowym ogrodem. W moich oczach nie wygląda „wieśniacko", lecz przytulnie i skromnie. Znajduje się na wzgórzu, owity lasami i łąkami.

Moją mamę najbardziej urzekła łąka pełna czerwonych maków – i tylko tam można je jeszcze spotkać. Nie znam żadnego innego miejsca przepełnionego zgrabnymi, polnymi makami. Miejsce jak z obrazka. Jak pamiętam to zawsze znajdowało się na pęczki artystów, którzy palili się w skwarze, ażeby uwiecznić te soczysto-czerwone kwiaty w całej swojej dostojności. Pamiętam jeszcze ulubione miejsce mojej matki. Tam, gdzie najczęściej uwielbiała urządzać pikniki... zanim nie przeprowadziliśmy się tu. Do ojczyma.

Z jednym westchnieniem mogę stwierdzić, że to nie jest to samo... Przynajmniej w dzieciństwie nie dostawałam bury za siedzenia na dachu. A teraz w kółko słyszę wyłącznie: „To damie nie przystoi!", „Damie nie wypada!" albo „Nie zachowuj się jak dziecko!"... Nuuudy!

Wolę już być zwykłą wiejską dziewczyną. Taka przynajmniej w pełni potrafi docenić szczęście, którym jest obdarowana. A w ten sposób chcą mnie zmienić w żywą porcelanową lalkę, nadającą się tylko do podziwiania. A może by tak ktoś się spytał o moje zdanie?

~~~

– Panienko Luno! Jest panienka tutaj? – usłyszała głos Gerwazego. Gdy niebezpieczeństwo minęło, Luna wyprostowała ręce, a następnie plecy, przeciągając się. Znów wygodnie położyła się na dachu.
– O mały włos, a służba by mnie znalazła. – powiedziała cicho do siebie zadowolona i wzięła głęboki wdech, zaczerpując powietrza pełnego wolności.

– Meow!

– Czy to było miauknięcie? – rozejrzała się szepcząc, a jej wzrok przykuła czarna kulka, siedząca na gałęzi pobliskiego drzewa. – Kot!? Co tam robisz koteczku? – energicznie się podniosła i zaczęła przyglądać. – Yyyyyhh! Niedobrze! Jak ktoś cię zobaczy, źle się to skończy. Marietta nie lubi kotów, a ty zapewne nie polubisz bycia składnikiem w zupie grzybowej jej podwładnej.

– Meow! – kot wyglądał na przerażonego.

– Hahaha... – Luna zaśmiała się, pokazując swój piękny uśmiech. – Spokojnie, nie mówiłam na poważnie. Nikt nie zrobi z ciebie zupy. – zaczęła wdrapywać się na gałąź najbliżej dachu. – No może najwyżej paszteciki po angielsku.

Kot się wzdrygnął.

– Pfff – dziewczyna znowu się zaśmiała i dotarła do kota. – No chodź! Musimy szybko cię przemycić... – mocno objęła czarnego kota i zaczęła schodzić po gałęziach ku ziemi. Na koniec bardzo zgrabnie zeskoczyła na parter, niczym akrobatka.

– Luna.... Co ty dziecko.... do licha.... wyczyniasz? – mina całkiem jej zrzedła. Napinając wszystkie mięśnie, odwróciła głowę w stronę Marietty, która była na skraju wybuchu. Nawet jej przeciętnie idealny kok na głowie był teraz w nieładzie. Luna uśmiechnęła się szeroko, jakby miało ją to uratować i chowając za sobą kota, przywitała się z nią.

– M-Marietta... miło cię widzieć... Twój codzienny kok trochę się przekrzywił! Czyż dziś nie mamy pięknego dnia?

– Wiesz, że wszyscy w całej posiadłości cię szukają?! Co ty sobie wyobrażasz? Że jesteś jakąś księżniczką?!

Właśnie tego najmniej bym chciała, pomyślała Luna.

– Jak możesz chodzić ubrana tak nieelegancko po posiadłości? A jak jakiś młodzieniec cię taką zobaczy? Co to by był za wstyd! Ubierasz się gorzej od wieśniaczek. One przynajmniej noszą sukienki, a to, to niby co? - wskazała na luźne spodenki. – I co to za rozczochrane włosy?

– Mam przecież warkocza.

– Niechlujnego i luźnego, jakby od niechcenia. Ehh... cztery światy z tobą dziecko.

Dziewczyna słuchała jej lamentów przez kolejne 5 minut. Jednakże dostała nagle szansę na wybawienie. Ktoś z personelu do nich podszedł, a Luna postanowiła to wykorzystać.

Wybawiona! To moja szansa, żeby zwiać! Pomyślała, a po chwili już po cichu skradała się do tylnego wejścia do kuchni.

– A ty gdzie się wybierasz? – nastolatka poczuła na plecach karcące spojrzenie niani.

– Idę się wykąpać! Przecież dziś mamy mieć ważnych gości, czyż nie?! – chciała się jak najszybciej wymknąć.
–Tylko, dlaczego tylnym wejściem do kuchni?

– Bo tędy jest szybciej? – dodała pośpiesznie i nie zwlekając pomknęła do kuchni. Dyszała jakby przed chwilą ważyły się losy jej życia.

– Meow!

– Oh! Na śmierć zapomniałam o tobie! Skoro już jesteśmy w kuchni, może chcesz coś zjeść albo się napić? – postawiła kota na blacie. – Izabella robiła wczoraj zakupy, myślę, że zaraz ci coś znajdę. – rozglądała się przez chwilę. – Na razie masz to, proszę. – uśmiechnęła się przyjaźnie i podała czarnej kulce mleko na spodeczku. Pogłaskała po główce i znowu zaczęła przeszukiwać szafki. –Zobaczmy...

W końcu znalazła kiełbaskę i entuzjastycznie odwróciła w stronę kota, lecz nie zastała go.
– Zgłodniałaś, panienko? – usłyszała z progu i popatrzyła na starszą kobietę.

– Troszeczkę. – przyjaźnie się do niej zwróciła.

Dziewczyna się wystraszyła. Nigdzie nie było śladu po puszystej kuleczce. Dopiero, gdy spojrzała na kobietę, ujrzała po jej lewej stronie kotka, który wyślizgnął się oknem. Odetchnęła z ulgą.

Luna bardzo lubiła tę kucharkę, bo gotuje w domowy sposób, a nie jakiś sztuczny. Zawsze niosła ze sobą woń dobrodziejstw swej kuchni.

– To usiądź tu sobie, a ja zaraz przygotuję ci coś smacznego. – z aprobatą kiwnęła głową i usiadła przy blacie, po czym zaczęła obserwować pracę starszej pani. Przypominała jej babcie, która robiła wyśmienite dania, które nie przebiłyby najwykwintniejsze dania tego, czy innego, królestwa. – Ty naprawdę uwielbiasz spędzać czas na łonie natury, prawda?

Luna przytaknęła ze zrelaksowaną miną. Jej chwila relaksu nie potrwała długo, gdyż do kuchni weszła kobieta z potarganym kokiem.

– Co ty tu jeszcze robisz!? Powinnaś od razu ruszyć do łazienki i to w podskokach! Zrozumiałaś?

– Aha – mruknęła niezadowolona i skinęła głową w geście zgody.

– Nie będziesz mi tu ahachować. Już szuraj do góry! Ma cię tu nie być!

Luna rychliwie zniknęła z jej oczu. Marietta zdawała się podenerwowana bardziej niż zwykle, więc dziewczyna postanowiła schodzić jej z drogi aż do przybycia gości...

***

–...Słuchasz się mnie?! – oburzyła się i zwróciła uwagę na niepoważne zachowanie cynamonowo-włosej. – Pamiętaj, nie wolno ci się wygłupiać. Żadnego chichrania, żadnego ziewania, czy znieważania gości. Żadnych niestosownych, bądź wstydliwych ruchów...

– Tak, tak... zwyczajnie zachowuj się, jak „nieczłowiek", zrozumiałam. – popatrzyła z obojętnością na nianię, a następnie przejrzała się w lustrzanej tafli. Wyglądała całkiem niepodobnie do siebie. Była ubrana w elegancki, tradycyjny strój. Miała starannie uczesanego koka, jak jej niania, ozdobionego małym metalowym grzebykiem w kształcie lilii. Na jej nieskazitelnie gładkiej twarzy widniał lekki wiśniowy uśmiech, bez choćby chrzty radości. Kompletnie sztuczny, jak cała ta dziecinna przebieranka. Żaden makijaż nie jest w stanie tak dobrze ukryć tych prawdziwie błękitnych niczym morze oczu, oraz jej naturalnych, długich rzęs. Postać w lustrzanej tafli miała oczy, które były przepełnione wielkimi wilgotnymi falami, zasnute pod tak mroźnym i szklanym spojrzeniem, że prawie wcale nie było widać, iż cierpiały. Wiedziała, że ludzie widząc tą anielską postać z lustra nie będą wstanie dostrzec nic więcej. Ona i wyobrażenie o niej nie pasują do siebie.

Ta idealna postać wykreowana przez tabuny nauczycieli i innych ludzi, mogła iść jedynie apatycznym krokiem, nieistotne było to, jak bardzo waliło jej w środku serce. Jej przeklęty wygląd całkiem przyćmiewa jej pozostałe atuty.

Dlaczego ludzie tak bardzo zwracają uwagę na wygląd? Rozmyślała. Przyjemnie się patrzy na estetyczne rzeczy, czy ładnych ludzi, ale to tylko powłoka, prawda? Co jeśli wnętrze jest puste, albo co gorsza zepsute? I co mi z wyglądu skoro szczęścia nie daje...

– Przybili goście! – z krainy myśli wytrącił ją czyjś donośny głos. Goście zaczęli się schodzić, a jej zadaniem było stać niczym trofeum do podziwiania.

Najchętniej bym stąd uciekła, pomyślała, nim prawdziwy koszmar się rozpoczął.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top