Księga Druga [8]



*Puk puk*

– Proszę?

Luna wślizgnęła się do gabinetu ojczyma.

– Czego tu szukasz? Nie wystarczy ci, że zadrwiłaś już sobie z czterech zamożnych mężów znajdujących się w tym królestwie? – Bez problemu można wyczuć, jak fatalnym humorem emanował pan Rosentage.

– Ojczymie...– widziała jak trzęsą jej się ręce, więc ukryła je za sobą. Już zastanawiała się, co powiedzieć, gdy nagle piorun rozbłysłą, oświetlając ciemny gabinet. Dziewczyna wzdrygnęła się i mocno naprężyła mięśnie. – Ojczymie..! – postanowiła spróbować jeszcze raz, w dodatku o wiele pewniej. Gdy jej oczy przyzwyczaiły się z powrotem do półmroku panującemu w pomieszczeniu nie mogła uwierzyć własnym oczom. – Czy to...– żadne słowo nie chciało jej przejść przez gardło na widok trunku znajdującego się na jego biurku.

– Spytałem się czego chcesz, odpowiesz w końcu? – spytał ponownie i obarczył ją groźnym spojrzeniem.

– Przyszłam tu, bo chcę, żebyś puścił sir Lakkiego wolno...

– Pff... – zaśmiał się jakby miał zaraz wypluć swoje płuca. – Nie mów mi tylko, że się w nim zakochałaś! On nie jest dobrą partią na męża. Masz zakaz zbliżania się do niego, pamiętasz? A teraz wracaj do swo...

– Nie. – wtrąciła się stanowczo.

– Słucham?

– Zawsze tylko mi czegoś zabraniasz. Kiedyś nawet zabroniłeś mi widywać się z własną matką! Chcesz odtrącić ode mnie każdą osobę, którą będę kochać? Spokojnie! Moje serce może już nigdy nikogo nie pokochać. Ludzie zadają zbyt wiele cierpienia! Robią co im się podoba. Są egoistyczni. Nie myślą o innych...

– To tylko trochę egoizmu. Nie zrobi ci to odraz krzywdy...

– „Tylko trochę egoizmu"? – poczuła napływ irytacji. – Wiesz, co się znajduje w tym jednym słowie?... – chciała ugryźć się w język, ale jej oburzenie wygrało. – Gdy słyszysz słowo „egoista" na myśl przychodzi ci tylko jej definicja: „Dbający tylko o siebie". Ale nie rozumiesz, jak potężne jest to słowo w przedłużeniu. „Dbający wyłącznie o swoje dobro. Nie przejmujący się nieszczęściem innych. Myślący jedynie o swoim obiedzie, o swojej wypłacie, o swoich ciężkich zmartwieniach, o swojej gospodzie, o swoim bydle, o swoich dochodach i podatkach...". To nie jest ktoś, kto jest w stanie zastanowić się, czy ta osoba stojąca obok jest może bardziej głodna, czy zmęczona, ojczymie. To ktoś, kto wymaga, a nie chce dać niczego w zamian. Egoizm to czułość jedynie do siebie samego. Nie ważne, czy osoba obok nas to, być może, też egoista, który kiedyś był na szczycie, a teraz marnie szwenda się po padołach, bo to nadal jest tylko „osoba z boku". Ludzie stają się strasznie nieczuli i niezdolni do kochania – tak widzę świat dorosłych. Czy to się kiedyś zmieni? Gdzie się podziało hasło: „Człowiek – istota społeczna". Żyjemy we własnym świecie i nie zauważamy niczego innego, wręcz denerwuje nas zakłócanie naszego czasu i przestrzeni...

– Wystarczy! – brutalnie jej przerwał i zerwał się z siedzenia. Dziewczyna lekko skuliła się w miejscu, a po paru sekundach jej niecodzienna dotąd odwaga powróciła.

– W takim razie wypuść sir Lakkiego i postaw przed królem.

– Nie! Najpierw ma dostać nauczkę za swoje czyny.

– Niech więc król go osądzi. Chyba nie wątpisz w jego sprawiedliwość.

– Przestań!

– Jak tylko zmienisz zdanie...

– Lunaa! – wrzasnął, ale dziewczyna udała niewzruszoną. Deszcz za oknem się nasilił, a grat zaczął potęgować jego słyszalność. – Rób co chcesz, ale ja swojej decyzji nie zmienię!

– Przykro mi, ale będziesz musiał. – odpowiedziała tym samym zjadliwym tonem i wyszła. Nie do końca tak wyglądał jej plan, ale nie spodziewała się żeby ten człowiek raczył wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Ciężko westchnęła i oparła głowę na dłoni.

– Panienko Luno! Co się stało, że panienka chodzi o takich godzinach po posesji? – usłyszała uprzejmy głos Gerwazego. – Może trzeba panience ciepłego koca, bądź gorącej zupy?

– Nie dziękuje, nie trzeba.

Ten chłopak chyba nigdy nie rozstaje się z tą jego kamizelką, chyba naprawdę ją lubi. Pomyślała i lekko się uśmiechnęła na widok kamizelki. W tym słabym oświetleniu miała odcień jodłowej zieleni.

– Co jeśli panienka zmarznie? Każdy w tym domu trzęsie się ze zimna o takiej porze.

– Nie przesadzajmy to już przecież nie zima.

– Może i kalendarzowa się skończyła, ale nadal jest...

– W podziemiach musi być naprawdę zimno... – pomyślała na głos. – Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?

– Oczywiście. – wyprostował plecy, szykując się do zadania, a niespełna piętnaście minut potem jego biedne plecy pod ciężarem same chyliły się do przodu. Niósł bowiem jednocześnie około pięć grubych koców. Jeden, taki wielki, był w stanie bezpośrednio zastąpić ogromną pierzynę. Tuż za nim szła jedna z pokojówek wraz z gorącą zupą. Oboje schodzili po schodach, gdy ktoś ich zatrzymał.

– Stać! Kto idź... Gerwazy? – rozbrzmiał zaskoczony męski głos.

– Oo... Bonifacy...– powiedział z trudem.

– Co robisz? – ze zdumienia uniósł swoje brwi i jedną ręką pomógł chłopakowi podnieść wszystkie koce na raz. – Gdzie to niesiesz?

– Do was, jak widać. – rozprostował kręgosłup tak bardzo, że aż zobaczył pokojówkę stojącą za nim. Uśmiechnął się, ale widząc, że kobieta przewraca oczami szybko wrócił do kontynuowania wyjaśnień. – Panienka Luna poprosiła, aby wam to przynieść.

– Panienka Luna? – powtórzył po nim. Jeden z jego towarzyszy właśnie wyglądnął na korytarz, jak na znak.

– Panienka? – z ciekawością zapytał, a widząc koce zachwycił się. – Panienka Luna jest taka kochana! – zawołał i szybko do nich podbiegł.

– Wiesz, że to niegrzecznie podsłuchiwać?

– Boniek, przestań. Nie było czego podsłuchiwać, lepiej byś był wdzięczny...

– Hej! Co to za zgromadzenie! – kolejny strażnik wychylił głowę na główny korytarz.

– Chłopaki! Patrzcie! Zupa z chrabąszczy! Pychaaaa... mmm...

– Co?!

– Przestań się wydurniać, bo naprawdę ktoś ci doda jakiś robali następnym razem.

– Wtedy podmienię nasze miski. Hehe – dobry humor go nie opuszczał mimo mrozu. Bonifacy pokręcił głową i rozdał koce. – Czy czasem nie jest tych koców za dużo?

– Co? A nie, to również dla sir Lakkiego.

– Dla tego zuchwalca? Panienka ma za dobre serce albo jest zbyt naiwna... – Bonifacy rzucił rycerzowi koc. Ten spojrzał na niego podejrzanym wzrokiem i zadartym uśmieszkiem. – To pomysł panienki Luny, na mnie nie patrz. Gdyby to ode mnie zależało, zwyczajnie bym cię tu zamknął i poszedł spać do siebie.

– Apropo spania... Skoro dopiero co przynieśliście nam koce i posiłek, to znaczy, że panienka jeszcze nie śpi? – chłopak nie potwierdził ani nie zaprzeczył. Po chwili jednak poczuł potrzebę odpowiedzenia czegoś, aby odciągnąć od siebie wzrok wszystkich gapiów.

– Na pewno już się położyła spać...

Dzięki Gerwazy... Dziękuje za ten wyśmienicie paskudny pomysł! Ale cóż... nie mogłam się powstrzymać... Rozmyślała trzęsąc się z zimna. Deszcz w środku nocy jest naprawdę, naprawdę zimny! Niebo jest całkiem zachmurzone, wszędzie jest głucho i ciemno. Luna z upragnieniem chciała popatrzeć na niebo, lecz na takie bezchmurne. I choć było to teraz całkowicie niemożliwe stała na deszczu i wpatrywała się w górę. Była już przemoczona do ostatniej nitki, ale wiedziała, że zaraz jej wariacki pomysł ruszy do przodu. Czekała już tylko aż ojczym podejdzie do okna i zasłaniając je rozejrzy się, a wtedy zszokowany będzie musiał ustąpić jej żądaniu. Było to kompletnie idiotyczne i dziecinne, ale wierzyła, że się uda. Jak też przypuszczała ojczym wkrótce podszedł do okna i chwycił za zasłonę. Mimo paskudnej pogody niechętnie rozglądnął się po podwórzu i doznał szoku. Najpierw stanął jak posąg, kompletnie przerażony, a następnie zdał sobie sprawę, że to błękitnooka. Wtedy momentalnie otworzył okno i pomimo zagrożenia burzą krzyknął:

– Luna!? Czy ty do reszty oszalałaś? Natychmiast wracaj! Jest środek nocy, a do tego burza!

W zasadzie burza przeszła już jakiś czas temu i został sam deszcz, ale sugerując się zdrowym rozsądkiem był to wręcz idealny argument, aby kogoś przekonać, lecz niestety nie Lunę.

– Nie! Będę tu stać dopóki nie zmienisz zdania! – odkrzyknęła. Mężczyzna nie mógł uwierzyć w jej słowa.

– Natychmiast marsz do środka! Nie zmienię zdania!

– „Rób co chcesz", czy nie to właśnie powiedziałeś?! – trzymała się swojego.

– Zastanawiałem się już co jutro rano z nim zrobić, ale tylko pogorszyłaś jego sytuacje! Stój sobie jak chcesz i ile chcesz, w końcu zapragniesz wrócić do środka! Prędzej czy później zimno cię złamie! – trzasnął oknem i szarpnął za zasłonę, chyba naprawdę został wytrącony z równowagi. Swoim oburzeniem obudził służbę znajdującą się najbliżej skrzydła, w którym miał sypialnie. Gdy służba dowiedziała się o szalonym działaniu nastolatki zaczęli skłaniać ją do powrotu, albo chociaż wzięcia parasolki i koca. Na próżno, dziewczyna uparcie stała i nie pozwoliła, aby ktokolwiek się wtrącał. Jej determinacja się powiększała podczas każdej kłótni z ojczymem. Najzabawniejsze było to, że nawet Marietta była bezradna na zachowanie dziewczyny. Nawet, gdy sen cisnął jej się na powieki stała i od czasu do czasu patrzyła w stronę nieba.

Każdy z nas chciałby żeby nasze życie było jak ze snu, niestety czasem może stać się koszmarem, z którego już nie da się wybudzić. Jakaś ulotna myśl znów przeleciała jej przez głowę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top