Księga Druga [13]



***

Zimno, ciemno, szaro.... Deszcz... Nie odróżniające się niczym twarze. Wszystko jest z daleka, będąc tak blisko. Nic nie ma wyrazu... Wszystko jest takie samo... – zaraz, czy tego już czasem nie było? Nie jestem w stanie określić, czy to przeszłość, przyszłość czy teraźniejszość, niemniej trapi mnie to uczucie... Jak je nazwać? Coś na wzór niemego dejavu. Dlaczego? Bo wydaje mi się, że tego nie było, ale ciągle się odtwarza w moim umyśle... Tak, to ten sen! Choć bardziej koszmar... Dawno go nie miałam, a teraz wrócił niczym bumerang.

***

– Widziałeś gdzieś Lunę?

– Nie.. – odparł Tai. – Gdzie ten głupek się tym razem podział? – rozglądnął się i poszedł sprawdzić kolejne miejsce.

– Luunaa! Luuuunaaaa! – Ruki nie dawała za wygraną. Wdrapał się na drzewo, aby się lepiej rozejrzeć. Ku jego zdziwieniu dość szybko znalazł nastolatkę. – Co tu robisz? Serio... odkąd wyzdrowiałaś ciężko za tobą nadążyć...

– Łaa! – zaskoczona wrzasnęła, a potem błyskawicznie zakryła usta. – Słyszałam od wróżek, że dziś ma się pokazać Alabara. – wyszeptała.

– Serio? Mnie nic takiego nie powiedziały...

– Może gdybyś ciągle nie próbował którejś złapać, nie bałyby się teraz ciebie.

– Co poradzić? To mój instynkt!

– Mniejsza o to, słuchaj, wiesz, że Tai nie za specjalnie przepada za Alabarą, nie? Na pewno by się ucieszyła gdyby zobaczyła, że dobrze się z nami dogadujemy. Więc wpadłam na taki pomysł...– zaczęła dzielić się swoim planem z czarniutkim przyjacielem.

– Hej, wy dwoje! – usłyszeli głos Tai'a. – Co to za tajne spotkanie na drzewie? Mam nadzieje, że nie szykujecie jakiegoś psikusa, który zdecydowanie mi się nie spodoba, jak zresztą za każdym razem.

– Nie, gdzieeeżby. Sprawdzamy czy nie ma tu jakichś miniaturowych skorpionów...– zaśmiała się dziewczyna.

– Przez przypadek na nie trafiłem, okej?! Ja ci nie wypominam, że pozwoliłaś ukraść swoje buty połakom! – zirytowany uderzył bokiem w drzewo, a to aż się zatrzęsło. Ruki wbił swoje pazury, ale Luna się poślizgnęła. Na szczęście uratowała sytuacje łapiąc się za kostki. Ostatecznie skończyła dyndając głową w dół i śmiejąc się przy tym, jak kompletnie niepoważne dziecko. Zwierzęta odetchnęły z ulgą.

– Tai, powiedz. Dlaczego tak bardzo nie lubisz Alabary?

– Nie lubię? Ja bym to inaczej nazwał, ale chyba sam fakt, że zamieniła mnie w wielką białą bestie i usadowiła w swoim lesie, jak w zoo, wystarczy, aby żywić do niej takie, a nie inne uczucia...

– Naprawdę? – zastanawiała się.

– Wiesz... ktoś, kto sam się prosił, aby ... właściwie, nie ważne. Zeskakuj, denerwuje mnie, jak zwisasz w dół. – dziewczyna zrobiła tak, jak powiedział. Puściła się i spadła na grzbiet grymaśnego wilka.

– Mam cię. – zaśmiała się radośnie i mocno objęła jego szyję.

– Jesteś wkurzającą. – warknął tak niemiło, jak tylko zdołał, ale nie przestraszyło to Luny.

– Haha, dzięki...

– To nie był komplement, głupku...– westchnął spokojniej, starając się zachować stoicki spokój, niestety nie na długo. Po chwili poczuł kolejny napływ irytacji. – Nie przytulaj się do mnie i złaź że wreszcie! – zaczął się trzepać, ale rozbawiona Luna przylgnęła do niego na dobre. – Uczepiłaś się, jak nieznośny rzep i jeszcze się z tego cieszysz?

Cynamonowo-włosa, nie zważając na słowa, wtulała się w cieplutkie futro. Wilk ruszył na przód.

– Gdzie idziesz? – spytała w końcu.

– Skoro nie mogę się otrzepać z nieznośnego rzepa, będę musiał wejść do zimnego strumyka.

– Zi... Do strunmykaa!? Czekaj, co? – zobaczyła strumyk, do którego się zbliżali. Przestraszona złapała się mocniej i zamknęła oczy. Biały wilk staną tuż przed strumykiem i nie omieszkał się...

– Łaaaa... zimne!

– Hahahaha.... – Tai zaczął się śmiać. – To zaledwie kilka kropel z mojego ogona, a drzesz się jakbym co najmniej chlupnął prosto do wody! Hahaha... A może naprawdę powinienem.

– Nie! Lepiej nie! – zaprotestowała. – Dobrze dla ciebie...– dodała zaraz.

– Hę? – nie zrozumiał jej myśli ani trochę.

– Wygląda na to, że nawet ty potrafisz się śmiać.

– Ej.. Sugerujesz coś? – ochlapał ją łapą, a dziewczyna, ukrywając się, buchnęła śmiechem.

– Gdzieżby! Haha...

– Luuuna! Luuna! Już czas! – ich beztroską zabawę przerwał Ruki.

– Czas na co? – spojrzał podejrzliwie po ich twarzach.

– Na podwieczorek! Chodźmy w stronę legowiska. – zasugerowała.

– Ale mogłabyś iść na własnych nogach. Nie jestem jakimś twoim sługą!... – ich sprzeczka ucichła w tej samej chwili, kiedy zobaczyli Alabarę. Też była zaskoczona na ich widok.

– Zapomniałem wspomnieć, że Alabara już przybyła. – zwrócił się do Tai'a i Luny. – Nie przejmuj się nimi zbytnio, niestety zawsze się tak zachowują. – zwrócił się do młodej czarownicy.

– Zbliżyliście się dość niebywale, jak na tak krótki czas.

Pysk wilka wyrażał coś na rodzaj: „Żartujesz sobie?".

– Och, nie to najbardziej mnie zaskoczyło. Ostatnio jak się widzieliśmy zdecydowanie nie byłeś w stanie się śmiać lub chociażby uśmiechnąć...– bezpośrednio zwróciła się do wilka z uśmiechem.

– Z pewnością nie chcę słyszeć tego od ciebie. Co tu robisz, nieudana czarownico? – powiedział oschle i wyszczerzył swoje kły, niemalże warczał.

– Zostałam zaproszona na podwieczorek...– znów się uśmiechnęła.

– Co za głupi kot! – warknął na niego, a ten z przerażeniem wycofał się na bezpieczną odległość.

– To byłam ja. – Luna wskazała na siebie, zeskakując z jego grzbietu.

– Głupia dziewucha, po kiego zapraszałaś tu tą wiedźmę?! Naprawdę myślałaś, że będę uroczo spędzać z wami popołudniową herbatkę, czy jak?! Ta czarownica zamieniła mnie w psa.... W POTWORA! Ludzie na mnie polują! Brzydzą się mnie i boją się! Nie mogę ruszyć się nigdzie poza ten przeklęty las! Jestem tu uwięziony niczym bestia w cyrku. Jak jakiś dziwny okaz do podziwiania! Wiesz jakie to uczucie!? Nie! Więc nie myśl sobie, że coś rozumiesz..., że możemy się tak zwyczajnie pogodzić i wszystko będzie okej. To nie jest takie proste. Myślałem, że jesteś taka, jak ja... – wściekle obarczał coraz to większą ilością słów. W jego oczach pojawiło się coś dzikiego. Instynktownie uciekł przed wszystkimi.

– Tai! – krzyknęła za nim. Lecz było dla niej niemożliwe, żeby go teraz dogonić.

– Luna daj mu chwilę pobyć samemu...

– Co? Nie! A jeśli będzie biec na oślep i zrobi sobie krzywdę? Co jeśli przypadkiem wybiegnie z lasu i ktoś zobaczy go w furii? Trzeba go znaleźć zanim zrobi się ciemno. Wtedy będzie jeszcze trudniej.

– Luna...– Alabara chciała coś powiedzieć, ale nie dała jej dojść do głosu.

– Nie ma co zwlekać! Pędzę pierwsza! – ruszyła bez jakiegokolwiek dodatkowego słowa.

– Chciałam jej powiedzieć, że mogę użyć magii... Nie przejmuje się czasem, aby trochę za bardzo?

– Od kiedy się o nim dowiedziała, ciągle tylko biały wilk to, Tai tamto, wilk siamto...

– Nie spodziewałam się nawet, że weźmie to aż tak bardzo do siebie. Chyba trochę pogmatwałam sprawy. Będę musiała je teraz nakierować na właściwy tor. Wchodzisz w to kocie?

– Chyba nie mam wyjścia... skoro to „dla wyższego dobra"...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top