43. Kiedy się nie odzywała, to była całkiem znośna.

Czerwiec, dziesięć lat temu

Shorty obudziła się nagle, gwałtownie zasysając powietrze. Do grona nawiedzających ją nocą twarzy dołączył teraz Bolt. Nie chciała wcześniej o tym myśleć, skupiając się na jeździe, a potem na nastolatku leżącym obok. Teraz jednak wszystko wróciło, zwłaszcza to, co zobaczyła we wstecznym lusterku na chwilę przed tym, nim odjechali.

Wstała, palcami przeczesała krótkie włosy. Były tłuste a ona spocona, wszystko dlatego że musiała wyłączyć klimatyzację, żeby Ira nie marzł. Podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Jak na miejsce turystyczne było cicho i pusto. Widać nie odwiedzali go rozrywkowi goście.

Zabrała paczkę papierosów, które kupiła w markecie, zatknęła pistolet za pasek i wyszła na zewnątrz. Zapaliwszy papierosa z niemałym trudem, bo trzęsły jej się ręce, poszła wzdłuż długiej werandy, na której przed każdym pokojem ustawiono stolik i dwa krzesełka, żeby goście mogli posiedzieć na zewnątrz. Kto chciałby w takim skwarze rozpłaszczyć dupę na plastikowych krzesełkach?

Zaciągnęła się. Odetchnęła z ulgą. Tak cholernie brakowało jej nikotyny.

Obeszła motel dookoła. Okazało się, że nie był wcale taki mały, jak myślała. Postała chwilę. Nie zauważyła nic niepokojącego, więc wróciła do pokoju. Ira spał spokojnie, chyba po lekach, które mu dała.

Rozejrzała się, zdając sobie sprawę, że sama nie ma czystych ubrań. Zwinęła jedną z koszulek, które kupiła Irze, i poszła pod prysznic. Miała wrażenie, że śmierdzi jak samica bizona w rui. Była druga w nocy, ale miała to gdzieś, musiała się umyć.

Zostawiła drzwi uchylone. Ira i tak spał, jak zabity, był wyczerpany, więc wątpiła, by obudził go szum wody czy nikłe światło z łazienki.

Zerknęła na swoje odbicie. Wyglądała, jakby dostała wpierdol przez ten rozmazany makijaż.
Właściwie oczy malowała od niedawna i była w tym raczej kiepska. Oderwała kawałek papieru toaletowego, namoczyła i zaczęła trzeć. Spojrzała na własne odbicie. Bolt powiedziałby, że wygląda, jakby chlała przez tydzień.

Jadąc tu, nie myślała, że będzie wracać bez niego. Nie przyjaźnili się, ale znali od lat.

Czasami miała serdecznie dość takiego życia i, gdyby nie ojciec, rzuciłaby to wszystko w cholerę. Ale przecież ktoś musiał go pilnować.

Odkręciła wodę pod prysznicem i czekała. Potem pomyślała o wszystkim, co się wydarzyło i o tym, że musiała zostawić tam Bolta, choć mogła mu pomóc. Wkurwiona weszła pod prysznic, tak jak stała, bo jeszcze chwilę, a przypieprzyłaby w kabinę.

Woda przyjemnie chłodziła rozpalone ciało, ale, niestety, nie uciszała sumienia. Nic nie było go w stanie uciszyć.

Kiedy w końcu trochę ochłonęła, rozebrała się i umyła, bo w końcu po to tu przyszła. Potem wytarła się szybko i niezbyt delikatnie. Wycisnęła wodę z włosów w ręcznik i założyła koszulkę.

Szorując zawzięcie zęby, myślała o tym, że rano musi zadzwonić do Aarona. Nagle torsje targnęły jej ciałem. Rzuciła się w stronę sedesu i zwymiotowała, choć właściwie nie bardzo miała czym. Stres sprawiał, że ciągle bolał ją żołądek, a mycie zębów było prawdziwą katorgą, bo powodowało nudności. Opłukała usta i spojrzała na swoje odbicie w lustrze.

W tym roku skończyła trzydzieści dwa lata. Inne kobiety w jej wieku miały dom, męża, dzieci, psa i masę problemów, o których ona nigdy nie będzie miała pojęcia. A co miała ona? Karabin snajperski i dwa rugery, które i tak zostały w wynajętym przez Bolta apartamencie. Ale Shorty miała coś jeszcze, co sprawiło, że nie sypiała najlepiej - wyrzuty sumienia.

- Kurwa - zaklęła niezbyt głośno, a potem zajęła się mokrymi rzeczami. Wykręciła je i rozwiesiła. Do jutra powinny być suche.

Wróciła do pokoju. Ira przez sen przekręcił się na drugi bok i zajął jej połowę łóżka. Nie przejęła się tym, i tak nie chciało jej się spać. Miała ochotę napić się i zapomnieć, ale nawet tego nie mogła zrobić. Zaczęła przetrząsać szafki. W tej pod telewizorem znalazła barek. Wyciągnęła małą butelkę. Odkręciła.

- Twoje zdrowie, Bolt. Obyś trafił do kotła z jakąś chętną dupeczką. - Wzięła łyk. Cholerstwo było mocne. Kolejny wypiła za swoje nienarodzone dziecko. Następny za Aarona i jego problemy z erekcją. - Oby trwały wiecznie! - Uśmiechnęła się wrednie.

Ira znowu przekręcił się na drugi bok, poleżał tak chwilę, a potem odwrócił się na plecy.

Shorty przyglądała mu się, myśląc o tym, jakim kiedyś był małym, słodkim lecz wiecznie naburmuszonym smarkiem. Niesamowite jak przez te lata się zmienił i wyrósł.

Usiadła na podłodze obok łóżka, plecy wspierając o materac. Po prawej, obok biodra, położyła pistolet. Otworzyła jeszcze jedną buteleczkę i, patrząc na drzwi, wypiła jej zawartość. Po paru minutach stwierdziła, że to nie był najlepszy pomysł, więcej nawet - to był bardzo zły pomysł, bo przecież nic nie jadła. Poczuła, że zaczyna się jej kręcić w głowie.

- Kurwa, Shorty, ty głupia cipo - zganiła się.

Oparła kark o łóżko. Cały pokój wirował. Przymknęła oczy. Parsknęła. Żeby się porobić taką marną ilością alkoholu, to trzeba być nią. Miała słabą głowę, choć regularnie trenowała z kumplami ojca. Stara gwardia lubiła sobie pociągnąć, zagrać w pokera, obejrzeć meczyk. Shorty też to lubiła. Wolała oglądać nowy katalog z bronią niż kiecki na wystawach sklepowych. Nawet żadnej nie miała. Do roboty by w niej nie poszła, a na randki nie chodziła. Uśmiechnęła się. Aaron by się wkurwił, widząc ją z innym facetem. Kutas nie lubił się dzielić.

Poderwała głowę gwałtownie, zdając sobie sprawę, że przysnęła. Powinna się położyć. Jeśli się nie prześpi, nie będzie w stanie trzeźwo myśleć, nawet jak wytrzeźwieje.

Chwilę walczyła z zamykającymi się powiekami i przez moment miała nawet wrażenie, że spała z otwartymi jak jakiś pieprzony nomada. Później już nic nie słyszała, nie czuła i nie widziała. Spała na siedząco, śniąc o tym, jak głowa Bolta eksplodowała, gdy trafił w nią pocisk sporego kalibru.

**

Ira otworzył oczy, przez chwilę leżał i rozglądał się po ciemnym pokoju, próbując przypomnieć sobie, co się stało i gdzie był. Przez okno wpadał różowy blask neonu znajdującego się na sąsiednim budynku.

Gdy zdał sobie sprawę, co zaszło, ponownie poczuł narastającą gulę w gardle. Usiadł, rozejrzał się, tym razem otwarcie. Shorty nigdzie nie było. Przestraszył się, że go zostawiła, ale wtedy dostrzegł klucze do samochodu leżące na stoliku.

Może poszła się przejść? Nie dziwił się, w pokoju było gorąco i duszno, bo Shorty wyłączyła klimatyzację. Wziął pilota i włączył ją. Po tabletkach, które mu dała, czuł się znacznie lepiej i nie było już mu zimno. Odkładając urządzenie na miejsce, zauważył, że na wyświetlaczu telefonu należącego do Shorty pokazała się ikona nieodebranego połączenia od Bolta, dzwonił dosłownie przed sekundą, ale telefon był wyciszony. Ira nie mógł oddzwonić. Nie znał hasła blokady. Zostawił urządzenie i poszedł do łazienki.

Mała butelka wody, tak?

Spuszczając wodę, zauważył, że ma krew na rękach. Gula znowu urosła mu w gardle. Odwiązał szlafrok i pozwolił opaść mu na podłogę. Krwawe rozbryzgi miał też na brzuchu i nogach. Pamiętał, jak tłum wiwatował, gdy Carlos pluł krwią.

- Chore pojeby - szepnął, zdejmując bokserski, w których walczył na ringu. Musiał się umyć. Zmazać z siebie krew i pot Carlosa oraz swój własny, a do tego te rytualne olejki, którymi wysmarował go Zahar.

Odwrócił się do kabiny. Na drzwiach wisiała koszula Shorty, była jeszcze mokra, więc zdjął ją i powiesił na suszarce do ręczników. Gdy szedł pod prysznic, nadepnął na coś mokrego. Podniósł to jedną ręką na wysokość oczu. Uniósł lekko brwi. Złapał materiał z drugiej strony i rozciągnął damskie koronkowe czerwone figi. Musiały należeć do Shorty. Wyobraził sobie ją w nich. Ciśnienie od razu mu skoczyło.

- Ja pierdolę - zaklął, wywracając oczami. Były takie momenty, w których wolałby być dalej dzieckiem. Życie było prostsze, może nie lekkie, ale prostsze. Odwiesił bieliznę obok koszuli i wtedy naszła go myśl: Wyszła na spacer bez majtek? Wyobraźnia znowu zadziałała, jakże mogłoby być inaczej. Tym razem reakcja jego organizmu była jeszcze silniejsza.

- Kurwa, no. - Wparował pod prysznic, myśląc o tym, że przyszedł tu się umyć, a nie masturbować do jej majtek.

Kąpiel przyniosła mu ulgę, już nie czuł się taki zbrukany i brudny, choć żal do ludzi, którym ufał, a którzy go zdradzili, pozostał.

Wytarł się, myśląc o tym, że musi zmienić opatrunek, bo zamókł. Palcami przeczesał włosy. Rzadko używał grzebienia, a jeśli już, to na mokro, inaczej wyglądał „jakby chodził z głową w chmurach". Nie mógł sobie teraz przypomnieć, kto użył wobec niego takiego określenia, ale było idiotyczne, tak uważał.

Z ulgą odnotował też, że Shorty pomyślała o szczoteczkach do zębów. Nie spoglądając na własne odbicie, nałożył pastę i, odwróciwszy się tyłem do lustra, zaczął szorować zęby. Jego wzrok znowu powędrował w stronę suszącej się bielizny.

Ciekawe dlaczego akurat czerwone? A nie czarne albo białe? Lub... kobaltowe? Wyobraził sobie ten kolor i fakturę koronki opinającą biodra Shorty. Zacisnął powieki, ale tak mógł zobrazować to sobie jeszcze lepiej. Odwrócił się do lustra i spojrzał na siebie. To wystarczyło, by podniecenie zmieniło się w obrzydzenie. Nie lubił swojej twarzy.

Owinął się w pasie ręcznikiem, otworzył drzwi i stanął jak wryty. Shorty wcale nie poszła na spacer. Czubek jej głowy widać było nad materacem od strony drzwi. Spała, siedząc na podłodze obok łóżka.

Kucnął obok niej.
- Shorty - szepnął. Poklepał ją po policzku. - Saro.

Otworzyła oczy, mrucząc coś niezrozumiale.

Nagle poczuł chłodną stał przy skroni.

- Kurwa, mogłam cię zastrzelić - jęknęła, opuszczając broń i ponownie przymykając oczy.

Odebrał jej pistolet i odłożył na nocną szafkę.
- Chodź do łóżka. - Chwycił ją za ramiona i spróbował podnieść, ale głowa uciekła jej do tyłu. Pachniała alkoholem. - Śmierdzisz jak stary Pedro, ale on chlał całe życie.

- Wał się - odpowiedziała.

Ira prychnął: - Chyba wal. - Wziął jej dłonie i założył je sobie na kark. - Złap mnie za szyję. - Poczuł, że zrobiła to, o co prosił, więc chwycił ją pod pachy i podniósł, czując jednocześnie, że ręcznik zsuwa mu się z bioder. - Cholera - zaklął, ale nic nie mógł z tym zrobić, nie, kiedy ona zwieszała się na jego szyi jak szmaciana lalka. Spróbował położyć ją, ale trzymała się mocno.

- Możesz już puścić. Położę cię na łóżko - powiedział.

Tym razem nie posłuchała. Pochylił się razem z nią. Jej tyłek musiał spocząć na materacu, bo nie była już taka ciężka. Nadal jednak nie puszczała. Oparł ręce po bokach jej ciała i opadł jeszcze niżej, tak że plecy Shorty w końcu spoczęły na łóżku. Spróbował się uwolnić, ale ona zapletła palce i nie puszczała.

- Nie jestem aż tak napruta - powiedziała bełkotliwie. Otworzyła oczy i uniosła głowę. - Jesteś goły - stwierdziła i położyła się z powrotem.

Podążył za jej wzrokiem. Kurwa, jednak nie miała majtek. Spanikował trochę. Nie szykował się mentalnie na taką możliwość.
- Ty też - odparł, nie odrywając od niej wzroku. Wiedział, że nie powinien, się gapić, ale to było silniejsze od niego.

- Powinnam pilnować drzwi - powiedziała, przekręcając się na bok.

Ira złapał swój ręcznik i owinął się nim. Nie chciał, żeby widziała, że się podniecił, ale jak miał tego nie zrobić, skoro świeciła gołym tyłkiem? Nakrył ją cienką kołdrą.
- Powinnaś się przespać - odparł.

- Z tobą? Dlatego się rozebrałeś?

Westchnął.
- Nie... sypiam z pijanymi babami.

Roześmiała się.
- A ja z dziećmi.

- Nie jestem dzieckiem! - oburzył się. Nie chciał, żeby tak o nim myślała i nie chciał być tak traktowany.

- Pewnie, że jesteś. - Odwróciła się, by na niego spojrzeć, wyglądała na bardzo zmęczoną i upojną alkoholem.

- Tak?! - Zacisnął zęby. Teraz go wkurwiła. - Jeszcze kilka godzin temu, byłem dostatecznie dorosły, żeby zajebać Carlosa! - Odrzucił kołdrę. Chciała zwiać, ale był szybszy. Przyszpilił ją tak, że nawet nogami nie mogła kopać.

- Ani się, kurwa, waż - syknęła, patrząc z wyzwaniem w jego oczy.

Nie przejął się tym. Czuł jak buzują w nim hormony i adrenalina. Coś mu się chyba w końcu należało. Pochylił się nad jej ustami, odwróciła twarz.

- Ira, do chuja, złaź ze mnie - warknęła.

- Nie dostałem zapłaty - powiedział zupełnie poważnie.

***

10 marca, obecnie

Ira siedział w płytkiej wannie i moczył się w ciepłej wodzie, co - jak mu powiedziała Reese - miało zmniejszyć napięcie mięśni i ból, który wrócił jak alaskański pociąg towarowy. Na szczęście nie kręciło już mu się w głowie, gdy siedział, więc mógł rozpocząć trochę intensywniejszą rehabilitację. Gdy Reese poinformowała go, że zamierza się tym zająć, praktycznie się nie zastanawiał - zgodził się, bo i tak nie miał innych opcji.

Dziś, po swojej porannej zmianie, Reese przyszła do jego pokoju, pchając wózek inwalidzki. Ira miał jakiś atak głupawki i oczywiście skomentował to, bo jakże mógłby sobie odpuścić:
- To bolid z IndyCar? Podstaw drugi, to się pościgamy - zażartował. Widział, że się zdenerwowała, ale dalej brnął. - Albo jeden wystarczy, wezmę cię na kolana.

- Todda możesz wziąć - odparła, paskudnie się uśmiechając.

- Todda? Jakiego Todda? - zapytał, gapiąc się, jak Reese opuszcza barierkę łóżka. Wtedy Ira zobaczył Todda, który właśnie wszedł do pokoju. Facet był wielki, ogromny wręcz i nie sposób było go nie zauważyć. Zajmował prawie cały prześwit w drzwiach i musiał się schylić, żeby przez nie przejść.

- To jest Todd - powiedziała Reese, kiwając do czarnoskórego mężczyzny. Ten podszedł bliżej i z góry zerknął na Irę, który poczuł się w tym momencie wyjątkowo malutki.

- Ira, co ty tak na niego patrzysz? - zapytała Reese.

Ira przeniósł wzrok na nią, głupkowaty uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Jest wielki - powiedział. Reese mu przytaknęła. - To twój chłopak? - zapytał.

Odpowiedzi nie otrzymał, za to Reese kazała Toddowi brać się za niego. Tym go zdenerwowała. Nie był na tyle niepełnosprawny, żeby samemu nie móc usiąść na wózku - tak mu się przynajmniej wydawało. Nie omieszkał zaprotestować, lecz ona nic sobie z tego nie zrobiła, a Todd wzruszył tylko ramionami.

Ira przeniósł wzrok z własnych nóg na Reese, która usiadła obok płytkiej wanny, do której wsadził go Todd.

- Obiecałaś - powiedział, przyglądając się, jak szczupłe palce jej lewej dłoni obejmują jego staw skokowy, a prawe zaciskają na śródstopiu.

- Przecież cię nie łaskoczę, ale jak będziesz mi o tym przypominał, to kto wie? - Nacisnęła lekko, rozciągając tym samym mięśnie łydki.

Ira syknął z bólu, więc puściła, a po chwili ponowiła ćwiczenie. Wiedział, że trzeba będzie powtarzać to wiele razy, ale z każdym powinno być coraz lepiej. Po jakimś czasie Reese przeniosła się na drugą stronę, żeby zająć się lewą stopą.

Ira zaciskał zęby, a syczeniem dawał jej tylko znać, że w tym konkretnym położeniu, zaczyna odczuwać dyskomfort. Bolało go i tak cały czas, obawiał się tylko, żeby nie przesadziła.

- Nie jest tak źle - oznajmiła po jakimś czasie. - Powiedziałabym, że nawet bardzo dobrze. Musiałeś mieć bardzo rozciągnięte mięśnie i ścięgna. Jak ludzie praktykujący jogę.

- Myślisz, że ćwiczyłem jogę? Wyglądam ci na jogina? - zadrwił. Jakoś mu ta teoria nie pasowała do odcisków na dłoniach.

Reese rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie skomentuję tego, bo wiem, że ta drażliwość może wynikać z odstawienia leku przeciwbólowego - powiedziała.

Ira był jakiś rozdrażniony i nie umiał nad tym zapanować. Denerwowało go wszystko, a zwłaszcza to, że już nie był pewien, czy ten pocałunek z Reese był prawdziwy czy mu się przywidział. Miał ochotę ją zapytać, ale przecież obiecał, że nikomu nie powie, a Todd stał i przyglądał się im. Więc Ira milczał, chociaż w środku aż w nim wrzało. Nagle poderwał głowę i zerknął w stronę drzwi. Odniósł dziwne wrażenie, że ktoś na niego patrzy. Obserwował je przez chwilę, ale nikogo nie zauważył.

- Ira? - Reese wypowiedziała jego imię, lecz nie zwrócił na nią uwagi. - Iraaa. - Pociągnęła za stopę, rozprostowując trochę podkurczoną w kolanie nogę.

- Au! - stęknął i spojrzał na nią z wyrzutem.

- Coś tam zobaczył?

- Nic - odparł. - Gołe baby - dodał po chwili.

Reese zrobiła minę, która mówiła: taki duży, a taki głupi.

Co mógł poradzić? Trochę go bawiło wkurzanie jej. Czuł, że było też odwrotnie.

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i cichych kroków, normalnie spojrzałby tam, ale Reese właśnie chwyciła go pod kolano i ścisnęła udo, jakby sprawdzając napięcie poszczególnych mięśni. Już miał jej powiedzieć, że wyżej też może ścisnąć, bo on nie ma nic przeciwko, gdy usłyszał radosne:

- Cześć.

- O, cześć Aziz. Jak tam mama? - przywitała się Reese.

- Dzięki, dobrze - odparł chłopak i zerknął na Irę.

- As-salamu alayka - powiedział od niechcenia Ira, po czym zrobił minę jakby popełnił jakąś gafę. - Wybacz, to przez twoje imię. Nie chciałem sugerować, że...

- Nie. Spoko - przerwał mu Aziz. - Chociaż muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Czyli oprócz angielskiego, co jest oczywiste. - Zerknął na Reese. - Znasz jeszcze arabski i tajski, fajnie.

- Nie wydaje mi się, żebym znał - odparł Ira, drapiąc się po czubku głowy. - Za to myślę, że większość ludzi wie, jak się witają muzułmanie.

Aziz pokiwał głową.
- Niekoniecznie. A nawet jeśli wiedzą, to raczej nie odmieniają przez osoby, a ty właśnie to zrobiłeś.

- Bo może tylko taką wersję znam - bronił się Ira.

Aziz pokiwał palcem.
- Oj, coś za bardzo się bronisz, bracie.

Ira się zagotował.
- Nie jestem twoim bratem, ani prawdziwym, ani w wierze, więc daruj sobie to bratkowanie. Kolego! - naskoczył na Aziza, który aż cofnął się o krok. Zaraz po tym Ira poczuł mocne szarpnięcie za nogę. - Kurwa! Kobieto, opanuj się!

Reese uśmiechnęła się ładnie i bez cienia złości.
- Ira ma okres - powiedziała do Azizia.

- Sama masz! - odgryzł się Ira. - Cholera, nie ciągnij tak! Co ci odwaliło?

- Musimy go po prostu ignorować i robić swoje - kontynuowała Reese, kompletnie nie zwracając już uwagi na naburmuszonego pacjenta. - To co mówiłeś o tych językach? Że niby tajski zna?

- Ja tu jestem - wtrącił się Ira, ale i tak go olali.

- Tak. Pamiętasz, jak powiedział, że „si to cztery"? - Aziz był wyraźnie podekscytowany. - Si to po tajsku cztery. No, nie powiesz mi, że każdy to wie - zwrócił się do Iry, który nie patrzył już na nich, ale spoglądał gdzieś przed siebie, jakby wypatrywał czegoś w wodzie.

- Ira? - Reese dotknęła jego ramienia.

Nie słyszał jej i nie widział, był w innym miejscu i czasie.
- Na Pad Dong była taka restauracja - powiedział nagle niezbyt głośno. - Chodziliśmy tam, jak byliśmy głodni, czasami udało się nam zwinąć coś świniom, które właściciel trzymał z tyłu. Niektóre dzieci wchodziły do restauracji i wracały z pieniędzmi. Pampuang powiedziała, że też mogę dostać pieniądze, jak będę grzeczny, bo jest tam człowiek, który mnie widział i chciał mnie poznać. Musiałem tylko być cicho, nie krzyczeć i nie płakać, bo on tego nie lubił. Pomyślałem, że to nie może być takie złe, więc poszedłem. On... - Nie mógł sobie przypomnieć. Przymknął powieki. Wspomnienie wróciło. Ciemny pokój na tyłach restauracji; smród spalonego oleju i potu, którym cuchnął ten człowiek; jego wielkie, pokryte tłuszczem łapy i mięsiste usta, którymi cmokał, gdy głaskał go po głowie. - Uciekłem. - Dodał i osunął się do wody.

Obudził się we własnym łóżku, jeśli tak można nazwać szpitalną koję. Nie pamiętał, kiedy wrócił z rehabilitacji, nie pamiętał nawet jej przebiegu.

Obok, na krześle, siedziała Reese. Głowę opierała na materacu i spała. Ira przekręcił się na bok i zsunął z poduszki, tak żeby lepiej widzieć jej twarz. Kosmyk długiej grzywki wysunął się kucyka na czubku jej głowy i przysłaniał teraz przymknięte powieki. Ira chwycił go w dwa palce i założył kobiecie za ucho. Zrobił to tak, żeby jej nie dotknąć, bo nie chciał jej obudzić. Podejrzewał, że uciekłaby zaraz, a on miał ochotę popatrzeć na nią trochę.

Kiedy się nie odzywała, to była całkiem znośna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top