BONUS: Między nami mężczyznami

Dzień dobry, mam dziś dla Was rozdział bonusowy, który, mam nadzieję, poprawi Wam nastrój, tak jak mnie, gdy go pisałam. Próbując wyobrazić sobie relacje Iry i Hakiego, takie coś mi wyszło. Tekst zawiera mały spoiler, ale myślę, że tchnie trochę pozytywnego ducha i nadziei.

💎💎💎

Haki siedział w łóżku szerokim niczym boisko do rugby i przyglądał się Irze, który znowu nie mógł się ogarnąć.

Wysoki blondyn stał przed swoją szafą i, mrucząc coś pod nosem, przewieszał garnitury, które wróciły z czyszczenia. Sprzątaczka jak zwykle powiesiła je byle jak, czym wprawiała Irę w szewską pasję.

Haki często się zastanawiał, po co Irze tyle granitów? Miał chyba każdy kolor, jaki dostępny był w ofercie Kitona, a do tego wieszał je, układając kolorami od najjaśniejszych do najciemniejszych, których i tak było najwięcej.

Haki poprawił atłasową kołdrę, którą przykryte były jego nogi i znowu spojrzał na Irę. Ten stał, trzymając w ręku wieszak z garniturem od Harris Tweet, i zastanawiał się chyba, gdzie go powiesić. Drobna pepitka na tkaninie i połączenie kilku kolorów musiały zburzyć jego misterny plan ułożenia wszystkiego kolorystycznie.

— Możesz się pospieszyć? — pogonił go. Miał dość tego, że wiecznie musiał na niego czekać.

Ira odwiesił garnitur na samym końcu tej części szafy i otworzył dwa kolejne skrzydła, za którymi ukrywały się koszule i krawaty, wszystko idealnie posortowane. Odpiął spinki do mankietów koszuli i odłożył je na miejsce, to samo zrobił ze spinką do krawata. Miał tego tyle, że nawet sklep jubilerski nie powstydziłby się takiej oferty.

Haki pokiwał głową i spojrzał na zegarek w telefonie.

— Tik tak, tik tak — powiedział głośno, żeby pogonić blondyna.

— Już, już — rzucił Ira, odpinając zegarek grawitacyjny i wkładając go do specjalnej szafy. Poszedł do łazienki, po chwili Haki usłyszał szum wody pod prysznicem.

— Masz piętnaście minut! — krzyknął Haki. — Potem zaczynam bez ciebie.

— To sporo czasu! — odparł Ira.

Haki westchnął zrezygnowany.
— Ale nie dla ciebie — powiedział już znacznie ciszej.

Po paru minutach Ira wyszedł z łazienki owinięty w ręcznik. Z mokrych włosów sięgających teraz ramion kapała woda. Haki wiedział, że gdy wyschną będą o połowę krótsze. Ira nosił je spięte wysoko na głowie. Wyglądały wtedy jak mały, puchaty obłoczek i dodawały wysokiemu mężczyźnie, jakim był Ira, dodatkowych centymetrów.

— Będziesz teraz gacie wybierał? — oburzył się Haki, patrząc jak Ira duma nad szufladą z bielizną.

— A co mam z gołym tyłkiem latać?

— Możesz, tylko się pośpiesz, bo zaczynam się grzać!

— To dobrze. — Ira uśmiechnął się szelmowsko. — Gorzej jakbyś zaczął stygnąć. — Wrócił do łazienki.

Haki ponownie zerknął na zegarek. Nagle usłyszał dźwięk elektrycznej szczoteczki.

— Przecież już myłeś zęby! Chłopie, zlituj się nade mną. Ile można czekać?

— Już idę. — Ira wyszedł, trzymając garnitur, który miał dziś na sobie i odwiesił go do osobnej, mniejszej szafy, w której znajdowały się rzeczy do pralni.

Haki patrzył z zażenowaniem na tyłek Iry, który opinały bokserki w kobaltowym, a jakże, kolorze. Już nawet nie chciał tego komentować.

Blondyn wpakował się w końcu pod szeroką kołdrę obok Hakiego i uśmiechnął się całkiem miło i ładnie.

Haki czekał. Wiedział, że to jeszcze nie koniec. Ira nie był gotowy.
— Wszystko masz? — zapytał, widząc, że tamten zapomniał chyba, po co się tu umówili.

Ira zerknął na jego twarz a potem niżej, jakby szukał odpowiedzi na nagiej piersi Hakiego.
— Zapomniałem telefonu — rzucił nagle i pognał do salonu.

Haki czekał cierpliwie, ale naprawdę dłużej już nie mógł. Zaczął bez niego. Nagle w drzwiach pojawiła się głowa Iry.

— Zadzwonisz do mnie? — poprosił ładnie, robiąc skruszoną minę. O tak, potrafił zmiękczać ludzi, gdy tego chciał. — Zapomniałem, gdzie go zostawiłem.

Haki wybrał numer, a Ira wrócił do salonu.

— Mam! — krzyknął po chwili. Gdy wrócił do sypialni Haki nawet na niego nie spojrzał. — Zacząłeś beze mnie? — oburzył się.

— Bo rozkręcasz się jak epoka lodowcowa.

— Zaczekaj, już idę. — Usiadł tak, że dotykał ramienia Hakiego.

— Gdzie się gapisz? — zapytał Haki, czując na sobie wzrok Iry. — Swoim się zajmij.

— Ale ja nie wiem...

— W Wilczym Jarze.

— A, to już. Czekaj, chwilę.

— Już czekałem, teraz radzisz sobie sam.

— Nie bądź taki. Zaczekaj. Zaraz dojdę.

— Ira! Ja już w trakcie jestem, nie mogę czekać, aż ty konia wyciągniesz.

— Jak wyciągniesz? Na wierzchu mam. O, już... Widzę cię.

— Gdzie się pchasz z tą kobyłą! Odsuń się.

— Jaką kobyłą? To rasowy ogier, ty laiku zbolały.

— Ira, no! Nie pchaj się na mnie. Mało masz miejsca? Odsuń się. Zasłaniasz mi. Czekaj! Co ty robisz? Nie. Tam nie. Nie pchaj się tam. Tu mi jesteś potrzebny. Nie! Zabili mnie. Jasna dupa. Miałeś mi pomagać. Taki z ciebie przyjaciel? — oburzył się Haki, rzucając telefon na kołdrę.

Ira w najlepsze grał dalej, podążając za grupą i tłukąc każdego potwora po drodze.

Haki patrzył na niego z wyrzutem, ale ten, oczywiście, nic sobie z tego nie robił. Nie dość, że się spóźnił na zbiórkę, to jeszcze go nie osłaniał, jak było to wcześniej ustalone.

Trącił Irę w łokieć, aż telefon blondyna upadł na podłogę. Ira spojrzał na niego z chęcią mordu w oczach.

— Kutas — szepnął i schylił się po telefon.

Haki na to właśnie czekał, oparł się całym ciężarem na plecach Iry, tak że ten nie był w stanie się podnieść.

— Złaź ze mnie! — wkurzył się Ira.

— Powiedz to jeszcze raz.

— Nie.

— Powiedz.

— Nie!

— No, dalej. Przeklnij. Wiem, że masz na to ochotę. No, nazwij mnie tak ładnie.

— Nie. Nie rozumiesz, co znaczy: nie? Nie będę się wysławiał jak patologiczny osobnik z zaułka, bo ciebie to podnieca, zboku jeden.

— O, a kiedyś tak ładnie przeklinałeś. Co ci się stało?

— Dorosłem, jakbyś nie zauważył.

Haki puścił Irę, pozwolił mu położyć się i oparł głowę o jego ramię. Leżeli tak chwilę, patrząc na długą firankę falującą w rytm powiewów wiatru.

— Ira? A co będziemy robić jutro?

— Jak to co? Spróbujemy zdobyć świat.

💎💎💎

A teraz Ira zaprasza na wycieczkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top