"Opowiastki dziecięce"

  Anthony Edward Stark, 3- letni dziedzic rodziny Stark'ów i przyszły światły umysł, nienawidził bajek. Były nudne, postacie mdłe, a przy tym każda z niań, która chciała mu poczytać, kazała mu leżeć bez ruchu lub siedzieć cicho. Doprawdy uwłaczające! Zawsze gdy, któraś z opiekunek zaczynała, tę nędzną gadaninę, z tekstami typu "Pora na bajeczkę", zabierał on w tamtych momentach swój kocyk w rakiety kosmiczne, puchatego misia, którego wkładając pod pachę, jak gdyby nic, wychodził z pokoju, całkowicie ignorując nianie. Szok wypisany na ich twarzach był bezcenny i tylko dzięki temu Tony jeszcze nie podpalił tych książek dal dzieci, przy sprytnym użyciu dropsów, spinaczy i płynu do puszczania baniek.

Mamusia jednak miała specjalne pozwolenie do czytania mu opowiastek przed snem, ale tylko dlatego, że jej opowieści były troszkę ciekawsze i Tony mógł wybrać o czym chciałby posłuchać.

  Tego wieczoru Anthony kładąc się do łóżka z mamusią u boku, czekał na kolejną historię o piratach żądnych krwi i skarbu, lub robotach przejmujących władzę nad światem. Tym razem jednak mamusia nie wzięła ze sobą książki. Leżąc obok niego, delikatnie objęła jego kruchą postać, drugą ręką odgarniając mu zbłąkany kosmyk z czoła. Tony nie wiedział, dlaczego mamusia nie czytam mu książki, a on bardzo nie lubił nie wiedzieć różnych rzeczy. Już otwierał swoje dziecięce usteczka, by wydać dźwięk protestu i przełamać ciszę, lecz w tym samym momencie mamusia zaczęła opowiadać.

Tony umilkł.

Historia, którą opowiadała, była niewątpliwie o superbohaterze, a przynajmniej tak w głowie dziecka, plasował się człowiek w niej uwieczniony. Każde słowa wymieniane przez mamusię wprawiały w ruch trybiki w głowie Tony'ego i utrwalały go w tym przekonaniu. Jego przygody, niezwykła siła i nawet niebieski kostium z tarczą u boku, wywoływały w chłopcu falę ekscytacji widoczną w jego oczach i ustach, chodź szeroko otwartych, milczących jak zamknięte. Innymi słowy, Anthony Edward Stark był zachwycony! A gdy słowa ucichły, a wraz z nimi historia, nastała znowu cisza. Gdy Maria Stark po uprzednim zostawieniu całusa na czole swojego syna, zbliżyła się do drzwi i sięgnęła po klamkę, usłyszała ciche:

- Jak nazywał się ten superbohater mamo?

Maria mimowolnie się uśmiechnęła. Nie mogła tego powstrzymać. Jej mały Anthonio jest przeuroczy.

- Rogers. Nazywał się Steve Rogers, skarbie. Chodź dla świata, bardziej znany był jako Kapitan Ameryka.

- Był prawdziwy?! -Wręcz wykrzyczał Tony, zrywając się z łóżka i podbiegając do Marii.

- Tak Tony, był prawdziwy. - potwierdziła Maria ze śmiechem, stwierdzając, że chyba pierwszy raz w życiu widzi swojego syna tak podekscytowanego. 

Maria uklękła przed swoim synem tak by jej twarz była na tym samym poziomie.

- A wiesz co, bambino? - Maria odparła szeptem. - Jestem pewna, że gdy jutro przy śniadaniu porozmawiasz, ze swoim tatą, opowie ci o Kapitanie, o wiele, wiele więcej.

Tony po tych słowach wciągnął głośno powietrze, z ekscytacji podskakując w miejscu. To jednak nie sprawiło, że gdy Anthony  otworzył usta, słowa, które wypowiedział nie były mieszaniną krzyków i pisków szczęścia, wręcz przeciwnie, były one szeptem.

- Obiecujesz?

- Obiecuję. - powiedział Maria, wyciągając mały palec w stronę swojego syna, by ten mógł złączyć jej, ze swoim, w geście obietnicy.


Gdyby Maria wiedziała, co w tym momencie robi, nigdy by do tego nie dopuściła. 

.

.

.

Moja wersja o tym jak Tony dowiedział się o Kapitanie. 

Nie oczekujcie wiecznego fluffu. To nie tego typu opowiadanie.

Trochę "not Steve-friendly".

Ale będzie stony i happy end (chyba).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top