Rozdział 6 - Ty jesteś romeo, a ja spadam z tej bajki
Siedziałam już od 30 minut na jednym z dwóch foteli naprzeciwko biurka dyrektorskiego. Miarka się przebrała i teraz postanowiłam opowiedzieć dyrektorowi wszystko co wydarzyło się w przeciągu ostatniego semestru. Potajemnie znikały mi książki i zeszyty z szafki szkolnej już od przeszło miesiąca, a teraz ten okropny płyn. Podejrzewałam tylko Harry'ego, co potwierdziły nagrania ze szkolnego monitoringu, który obejrzeliśmy wraz z dyrektorem. To właśnie on, tuż po rozmowie ze mną, którą odbyliśmy na korytarzu, poszedł i obsmarował mi czymś szafkę.
Drzwi od gabinetu dyrektora otwarły się z lekkim trzaskiem. Do środka dumnym krokiem wkroczył Harry, lecz mina mu zrzedła, kiedy dostrzegł mnie pijącą z dyrektorem herbatę. Zmrużył oczy, lustrując mnie zdenerwowanym wzrokiem.
– Dzień dobry, panie Styles. Proszę, niech pan usiądzie. – Zaprosił go nasz dyrektor. Przysadzisty mężczyzna w okularach połówkach sam rozsiadł się za swoim biurkiem, a następnie kontynuował: – Panie Styles, pani Luca przyszła do mnie, ponieważ podejrzewa pana o kradzież jej rzeczy oraz...
– Nie ukradłem jej nic – wtrącił.
– Oraz uszkodzenie szafki szkolnej bliżej niezidentyfikowanym płynem. – Przez ułamek sekundy kącik ust Harry'ego uniósł się. Arogancki idiota... – W tym wypadku nie musi pan nic mówić, ponieważ posiadamy nagranie, które potwierdza pana obecność przy szafce panienki Luca. – Nic nie powiedział. – Czyli przyznaje się pan do czynu?
Wzruszył ramionami.
– Byłem tam, więc nie mam wyjścia – odpowiedział z uśmiechem.
Dyrektor wziął się za wypisywanie jakiś papierków. Nachylił nad dokumentami i nie zwracał uwagi na to jak mordujemy się spojrzeniami.
– Nienawidzę cię, Luca. – Rozpoznałam te słowa z ruchu ust Harry'ego. Jako odpowiedź podrapałam się środkowym palcem po lewej skroni. Ten zaś chwycił się na ułamek sekundy za krok w swoich spodniach, robiąc przy tym dziubek ustami.
– Szorujesz to teraz swoją kurtką, palancie – wycedziłam przez zęby, oburzona.
– Pani Luca, nie tolerujemy takich odzywek pomiędzy uczniami – odezwał się dyrektor.
– Panie dyrektorze, mógłbym o coś zapytać? – zaczął Harry.
– Oczywiście, panie Styles.
– Czy wylanie kawy na twarz kolegi to już przemoc fizyczna? – mówiąc to cały czas wpatrywał się we mnie. Dyrektor zaczął prowadzić przez chwilę swojego rodzaju monolog o prawach ucznia i szkolnym regulaminie. Przez ten czas niemo próbowałam ubłagać, aby Harry o tym nie wspominał. Złożyłam nawet ręce do modlitwy, na co on jedynie pokazał mi język. Nie chciałam zostać po lekcjach, a wiedziałam, że to mi grozi, jeżeli naskarży na mnie. Słysząc pozytywną odpowiedź na swoje pytanie posłał mi oczko i wyszeptał, jak najciszej:
– Do zobaczenia, Luca.
***
– Nie mogę uwierzyć, że dyrcio wsadził cię do kozy – powiedziała niezadowolona Cassy. – Jesteś jedną z najlepszych uczennic, nie mógł zrobić wyjątku?
– Powiedział, że to na wszelki wypadek. Dodał również, że czas spędzony wspólnie może nas pogodzić – prychnęłam. – Już widzę, jak pan Harry nadęty Styles godzi się ze mną.
Shawn i Cassy szli wraz ze mną na tyły szkoły, gdzie w szkolnej sali teatralnej miała odbyć się nasza koza. Pożegnałam się z przyjaciółmi, po czym weszłam do dużego pomieszczenia. Tuż na przodzie była widownia, a w szeregu krzeseł dostrzegłam głowę Harry'ego pochyloną nad telefonem. Na przodzie sali zaś znajdowała się duża scena, teraz zapełniona przeróżnymi ozdobami, a wśród nich dzieci ze szkoły podstawowej i pani Klaus, nauczycielka prowadząca zajęcia teatralne.
– O! Pani Luca już przyszła – zadźwięczała radośnie. Miała duże, okrągłe okulary, ale pomimo tego unosiła głowę do góry, jak gdyby miała do dyspozycji dyrektorskie okularki połówki, przez które ledwo co widać. – Panie Styles, to jest kara, niech pan zostawi ten telefon. Szybko, szybko! Proszę go schować do plecaka.
Zajęłam miejsce kilka rzędów za Harrym, żeby mieć na niego oko.
– Oj, moi drodzy, wasza kara nie będzie opierać się tylko na bezsensownym siedzeniu. Proszę zostawcie swoje kurtki i plecaki i na scenę! – Zaklaskała radośnie w dłonie. – Dzisiaj będziecie wraz z dziećmi ćwiczyć do przedstawienia Romeo i Julia.
Jęknęłam niechętnie. Ostatnie czego chciałam to wyjść na scenę i robić z siebie idiotkę.
– Premierę mamy już niedługo – zaczęła opowiadać. – Dzieci już rozesłały zaproszenia do rodziców, prawda Alex.
Te jej dzieci były w drugiej klasie podstawowej i byłam pewna, że równie co ja nie słuchają jej pisku z przyjemnością. Kobieta była dziwna i z pewnością po sześćdziesiątce. Nie miałam wątpliwości.
– A pani kiedyś grała w teatrze? – zapytał Harry, nad wyraz grzecznie, co nieźle mnie zdziwiło.
– Oczywiście, panie Styles! – odpowiedziała melodyjnym głosem w którym znowu nie zabrakło krzywdzącego uszy pisku. – Za młodu przez wiele lat grywałam w naszym miejskim teatrze, a kilka razy udało mi się być aktorem w wielkim teatrze w stolicy. To były piękne czasy, piękne!
Kontynuowała swoją życiową opowieść, chodząc po scenie i wymachując dłońmi na lewo i prawo. Ja tymczasem stanęłam w grupce dzieci, naprzeciwko Harry'ego i wpatrywałam się w wysoki sufit na którym uwieszone były wszystkie lampy. Czy naprawdę musiałam modlić się, aby jedna z nich spadła, by przerwać torturę w jakiej się znalazłam?
– A pani, pani Ciaro? – usłyszałam nagle i wróciłam do żywych. – Jaki zna pani urywek z Romeo i Julia?
Nauczycielka z uśmiechem spoglądała na mnie, czekając na odpowiedź. Harry łobuzersko wpatrywał się we mnie. Co mnie znowu ominęło?
– Słucham? Jaki urywek?
– Ja znam jeden – oznajmił Harry, a ja aż pomrugałam z zaskoczenia powiekami.
– O! Panie Styles, prosimy, prosimy.
Z niecierpliwieniem czekałam, jak zrobi z siebie kretyna, będąc pewna tego, że doda od siebie coś wulgarnego.
– Jedyna moja miłość – zaczął, a ja spojrzałam na niego z lekko kpiącym uśmiechem. – jaką dotąd znałem, tam weszła, gdzie jedyną nienawiść zasiałem. – Uśmiech, jakoś nagle mi zniknął, kiedy dostrzegłam, że mówiąc to, co jakiś czas spoglądał na mnie. – Za późno i za wcześnie znany i nieznany - nienawiść kochanku, wrogu mój kochany...
– Brawo! Brawo, panie Styles! – pochwaliła go nauczycielka.
Otępiałam. Nie powiedział nic śmiesznego. Ponadto znał dzieło Szekspirowskie.
– A pani, pani Luca?
– Ja niestety nic nie znam – odpowiedziałam skromnie.
– Nie czytała pani powieści o kochankach? Oh! Jakie piękne i romantyczne jest to dzieło. Moje ulubione! Sięgam po mnie raz do roku, aby sobie przypomnieć o miłości tak silnej, jak miłość Julii do Romea. Pamiętam jak... – Znowu się zapomniała, opowiadając kolejne chwile z jej życia. Wpatrywałam się w Harry'ego, który z dziwnym zainteresowaniem słuchał nauczycielki. On i Romeo i Julia... kto by się tego spodziewał?
– Dzisiaj poćwiczymy role, żeby się otworzyć przed samym sobą, ale i przed naszym partnerem. Dobiorę was w pary. – Zaczęła krążyć wokół wszystkich i łączyć ich w dwójki. Z nadzieją czekałam, aż połączy mnie z jakimś drugoklasistą. – Pani Ciara, z panem Harrym. Ty Christian z Charlottą. Nie, Lucy, nie będziesz stała z przyjaciółką.
Moja nadzieja przepadła...
– Fantastycznie – prychnęłam pod nosem, zakładając ręce na piersi.
– Najpierw poćwiczymy przeponę – kontynuowała nauczycielka. – Wdech i wydech, wdech i wydech. Czujecie w płucach powietrze? To bardzo dobrze.
Stałam naprzeciwko Harry'ego, który jedynie uśmiechał się do mnie z wyższością. Czy on nie potrafił inaczej?
– Czekam na przeprosiny – wyszeptałam.
– Za co?
– Za obsmarowanie mi szafki swoim płynem do kąpieli.
– Za takie odzywki? – spytał. – Niedoczekania, skarbie. Za to ja czekam na twoje przeprosiny. W końcu poplamiłaś mi kurtkę kawą. – Wskazał malutką plamkę na kieszeni wszytej na wysokości piersi. Równie dobrze mogły być to szew po starej naszywce...
– Nie drażniłbyś się ze mną, nie oberwałbyś, proste.
– Nie gadamy, kochani! – Nauczycielka znowu zaklaskała. – Oddychamy głęboko! Wdech i wydech!
– Chcę już stąd iść – jęknęłam szeptem.
– Nie myśl, że i ja bym się stąd nie zwinął. Minęło dopiero 20 minut. – Spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku. – Jeszcze ponad godzina.
Czas najwyraźniej nie spieszył się, a wręcz przeciwnie. Minuty trwały godzinami, a my ćwiczyliśmy oddech, by później czytać urywki z dzieła Szekspira. Na krótkiej przerwie Harry poszedł się przewietrzyć w dymie swojego papierosa, a ja zakradłam się do pomieszczenia z teatralnymi akcesoriami.
Stały tu dwie duże toaletki i ogromna przesuwna szafa. Wewnątrz niej znalazłam tylko kolorowe stroje – ozdobne suknie i marynarki. W szufladach toaletki znajdował się zaś zestaw do makijażu, którego pozazdrościłaby każda koleżanka z drużyny Cassy. Miałam nadzieje na znalezieniu tu czegoś co pomogłoby mi przetrwać następne 40 minut, ale pomyliłam się.
Już chciałam opuścić to pomieszczenie, kiedy dostrzegłam małą szafkę zakrytą wiszącymi na stelażu brokatowymi strojami z tiulu. Schyliłam się, chwytając za jej drzwiczki, po czym prędko odskoczyłam przerażona widząc, co się w niej znajduje.
Maska.
Identyczna, jaką widzieliśmy wraz z Mią na twarzy tego idioty, który przestraszył nas w opuszczonym teatrze.
Serce biło mi, jak oszalałe. Maska leżała swobodnie na kilku innych. Chwyciłam ją w dłoń, aby się jej przyjrzeć. Była z papier mache, miała wyrzeźbiony szeroki nos i mocno wystającą brodę. Z daleka, kiedy postać na gzymsie teatru groziła mi śmiercią, nie mogłam dostrzec co dokładnie miała namalowane na masce, ale rzeczywiście dwie czerwone smugi krwi wypływały z oczodołów. Teraz zauważyłam, że domalowane były niczym innym, jak czerwonym markerem.
– Panie Styles! Zaczynamy zajęcia, proszę zawołać panią Luce! – Głos nauczycielki dobiegł zza powłoki drzwi, które nagle otwarły się, a w nich stanął Harry.
– Idziesz? Zaczynamy – powiedział beznamiętnie, spoglądając na maskę, którą trzymałam w dłoni. – Kręcą cię maski, mała, bo ja uważam, że to idealny dodatek.
– Co? Nie! – Wzdrygnęłam się. – A tak właściwie to idealny dodatek do czego?
Zaśmiał się, wychodząc z pomieszczenia.
Odłożyłam maskę na miejsce i zamknęłam drzwiczki szafki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top