Rozdział 5 - Śmierdząca sprawa

Kolorowe liście latały na wietrze, który stawał się powoli nie do zniesienia. Podwiewał moje kosmyki brązowych włosów, które ciągle wlatywały mi do ust, gdy próbowałam dopingować Froya, który trenował wraz z drużyną. Zakrywały moje oczy w momencie, kiedy działy się najciekawsze rzeczy na boisku i plątały się, gdy chciałam je związać w długiego warkocza. Siedzieliśmy wraz z Shawnem na szkolnych trybunach, owinięci jedną kurtką, aby było nam cieplej, sącząc gorącą kawę z automatu.

Cassy i jej drużyna cheerleaderek skakały u podnóży trybun w krótkich spódniczkach i kolorowych legginsach, chroniąc się przed wyziębieniem. Musiały trenować, lecz dzisiejsza pogoda widocznie im nie służyła. Popołudnie było wstrętne. Gęste chmury wisiały nad miastem i wyglądało na to, że moje kłamstewko miało się jednak spełnić.

– Zacznie padać – stwierdził Shawn, wyprzedzając to, co i ja chciałam powiedzieć. – Musimy tu siedzieć?

– Obiecaliśmy – odparłam, zaciągając koszulkę pod którą wdarł się podmuch wiatru. – Chociaż też marzę o ciepełku.

– To chodźmy i skłamiemy, że musiałaś do toalety, a później zaczepiła nas pani Garcia.

– Pani Garcia ma dzisiaj wolne.

– Widziałem ją dzisiaj.

– Nie mogłeś jej widzieć, bo ma wolne.

– Ale ja ją widziałem!

– Ma wolne, napisała mi smsa.

– Przerażają mnie twoje relacje z nauczycielami, Ciara.

– Pytałam ją tylko o wiosenny konkurs języka hiszpańskiego – zaśmiałam się. – Biorę w nim udział, tak jak w zeszłym roku. Niedługo musimy zacząć szykować grupę i ostro się przygotowywać.

– Dwa lata temu myślałem, że jestem dobry w tym języku, ale doskonale pokazałaś mi, że jestem w nim słaby, więc na mnie nie licz. – Zamilkł na moment, aby obrócić się w stronę nagłego rozgardiaszu. – Oho. Idą kłopoty.

Wyciągnęłam szyję, żeby zobaczyć co miał na myśli ponuro wzdychając.

Na trybunach pojawił się Harry wraz ze swoją paczką. Dłonie ukryte miał w kieszeniach swojej jeansowej kurtki, którą zdobiły kolorowe naszywki z logami jego ulubionych zespołów rockowych. Wyglądał na tle swoich przyjaciół, jak ich leader, a właściwie poniekąd nim był. Zawsze najpewniejszy siebie i dobrze znający swoją wartość. To do niego zwracali się o porady odnośnie podrywania dziewcząt, których on w życiu miał więcej, niż par rękawiczek. Był przystojny, tego odjąć mu nie mogłam. Jego męska szczęka i zadziorna mimika twarzy potrafiła podbić serce niejednej, a idealnego ciała, którym dysponował, zazdrościł mu sam Froy Snyder – chociaż publicznie nigdy by się do tego nie przyznał. Harry nie nosił zarostu, a jego ciemne i długie rzęsy sprawiały, że jego oczy wydawały się tajemniczo pociągające.

Właściwie odkąd tylko pamiętałam, Harry miał powodzenie u płci przeciwnej. Sama Cassy nie raz wspominała, że przy jego boku czułaby się, jak główna bohaterka w dobrym filmie o bad boyach. Tyle, że uroda często nie szła w parze z rozumem, to też w liceum, kiedy nasz kontakt stał się specyficznie bliższy zrozumiałam, że z Harry'ego zwykły kretyn jest i niczym, poza urodą nie grzeszy.

Chłopacy krzyknęli garstkę komplementów do kilku dziewcząt siedzących na najwyższych schodach, a później rozsiedli się niedaleko nas. Obróciłam się przez ramię. Harry w tym samym momencie spojrzał na mnie i przesłał mi buziaka. Odpowiedziałam pokazując środkowy palec, po czym skryłam szyję w kurtce, przybliżając się do Shawna. Nie trwało długo, a usłyszeliśmy ich rozmowę, która jednak nikła w świszczącym wietrze.

– W piątek mam zamiar wylądować w łóżku z jedną z tych seksownych cheerleaderek – odezwał się jeden z przyjaciół Harry'ego.

– Wylądujesz co najwyżej z tłuściutką Elizą z biologi – zarechotała reszta.

Drażnili się nawzajem głupimi odzywkami, a następnie zmienili temat na piłkę nożną.

– Dalej Froy! – zawyłam nieświadomie, angażując się ponownie w trening futbolu. Mój chłopak właśnie przeniósł piłkę przez linię punktową, dając swojej drużynie dodatkowe punkty.

– Dalej Froy! – przedrzeźniał mnie Harry. – Ciekawe, czy biegłby szybciej na tych swoich przykrótkich nóżkach, gdyby wygraną była zgrzewka piwa?

Zaśmiali się, a ja szturchnęłam Shawna, któremu wyrwał się cichy chichot.

– I co cię tak śmieszy? – syknęłam szeptem do przyjaciela.

– Nie, nic, nic.

Siedziałam ze zmarszczonymi brwiami wysłuchując następnych drażniących mnie komentarzy w stronę Froya. Ignorowałam je długo, wiedząc, że Harry specjalnie gra na moich nerwach i oczekuję, że odszczeknę mu coś z czego będzie miał ubaw przez następny tydzień. Nie chciałam dać się sprowokować. Nie tym razem.

Przygryzłam wargę, aby usta same nie wypowiedziały kilku słów za dużo.

– Słyszałem, że Froy jest tak naprawdę gejem, a Ciara jego przykrywką – usłyszałam głos jednego z kolegów Harry'ego.

– Nie wiem, ale myślę, że Ciara może coś nam o tym powiedzieć – odpowiedział Harry, donośnie dodając: – Ciara, czy twój chłopak lubi w tyłek?

– On chce tylko cię zdenerwować – szeptał Shawn, próbując mnie uspokoić.

– Froy nie dorasta ci do pięt, kretynie – warknęłam w stronę Harry'ego, co wywołało u nich salwę śmiechu.

– Doprawdy? Co ty nie powiesz, Ciara – zachichotał. – Może nam jeszcze coś o tym opowiesz?

– Jesteś zbyt inteligenta, by z nim rozmawiać – szeptał nadal Shawn, lecz to w żadnym wypadku mnie nie hamowało. Czułam, z każdą następną sekundą, że jestem bliska wybuchu.

– Nie rozmawiam z tobą.

– A co, twój chłoptaś ci zabronił? – parsknął.

Jak on mnie drażnił...

Zignorowałam go, mówiąc sobie w głowie, że więcej się nie odezwę. Froy i reszta zrobili sobie przerwę. Próbowałam skupić się na Cassy, która wraz ze swoimi koleżankami tańczyły teraz na środku boiska robiąc gwiazdy i salta.

– Halo? Pytam. Twój chłoptaś zabronił ci ze mną rozmawiać? – powtórzył protekcjonalnie, szczerząc się szeroko. – Jesteś głucha?

– Nie, po prostu cię olewam. – Wysłałam mu ponownie środkowy palec. – A poza tym nie twój interes.

– Już pomijając ten alkoholizm, nie irytuje cię jego zadufanie w sobie?

– A nie irytuje ciebie twoje zadufanie w sobie, Styles?

Odwróciłam się, by na niego spojrzeć. Wpatrywał się w mnie z wyższością i swoim specyficznym pół uśmiechem. Obrócił lekko głowę, uniósł ciemną brew i cicho prychnął.

– Zatkało?

Oblizał dolną wargę, po czym ją przygryzł. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwałam się do Shawna:

– Chodź, idziemy stąd. Widząc go mam ochotę wysłać wiadomość o treści „pomoc" – mówiąc to ze zdenerwowania oblałam go resztką mojej kawy. Krople wylądowały na jego twarzy i jeansowej kurtce.

Teraz nawet Harry'ego znajomi wybuchnęli śmiechem. Czułam dumę ze swojego żałosnego tekstu, którym zdołałam zgasić chłopaka. Patrzył na mnie z kamienną twarzą, kiedy opuszczałam trybuny szczerząc się do niego na odchodne. Choć trochę martwił mnie ten jego wyraz twarzy, nie przejęłam się nim zbyt mocno. Właściwie było mi obojętne co sobie teraz myśli. Z wypiętą piersią uśmiechałam się do siebie, czując się na wygranej pozycji.

Dopiero kiedy dotarliśmy do naszych szafek szkolnych zdałam sobie sprawę, że nie dane było mi długo cieszyć się z bycia na podium.

– Co to do cholery tak jedzie? – Skrzywiłam się, na słowa Shawna. Rzeczywiście śmierdzący zapach stęchlizny wydawał się wypełniać cały korytarz. Aż mnie zemdliło...

– Uważaj! – wrzasnął przyjaciel, kiedy o mało co nie chwyciłam za kłódkę mojej szafki. Nie zauważyłam, że całe drzwiczki pokryte są brudnozieloną mazią.

– Co to jest? – zapytałam, czując, że okropny zapach wydala właśnie ten dziwny płyn, którym ktoś obsmarował mi szafkę.

– Ktoś chyba cię nie lubi, Ciara.

Zmarszczyłam brwi. Tylko jedna osoba idealnie pasowała do tego profilu.

– Idę do dyrektora – oznajmiła stanowczo. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top