Rozdział 11 - Błąd cheerleaderki

   – Pójdziesz tam i zrobisz swoje, jasne? – powiedziałam do Mii.

– Nie! Daj spokój! Ja nie dam rady – jęknęła, próbując mnie dogonić, kiedy sprawnie wymijałam uczniów na zatłoczonym korytarzu szkolnym. – Proszę, Ciara, darujmy sobie. Ja czuję, że nie poradzę sobie.

Skręciłam w drugi korytarz kierując się w stronę boiska. Dzisiaj odbywał się ostatni nabór w tym semestrze do drużyny cheerleaderek, a ja ledwo dogadałam się z Cassy, aby pomimo spóźnienia dopisali na listę Mię.

– Tego chciałaś, prawda? – zatrzymałam się gwałtownie tuż przed wyjściem na boisko.

– Tak... ale teraz wiem, że już nie chcę. – Była spanikowana strachem. Ręce jej się trzęsły. Przetarłam więc jej ramiona dłońmi, aby się trochę uspokoiła.

– Dasz radę, ok? Słyszysz, Mia? – Uniosłam jej podbródek. – Dasz radę! Musisz się tylko ładnie uśmiech i trzymać kontakt wzrokowy.

– A jak mnie wyśmieją?

– To wtedy najwyraźniej dane ci będzie zostać leaderem. – Tuż za nami pojawiła się Cassy. Ubrana w niebieską spódniczkę i dłuższy top owinęła się również ciasno kurtką. Mia z zaciekawieniem spojrzała na moją rudowłosą przyjaciółkę.

– Oj, Cassy wie co mówi – przyznałam.

– Na moim pierwszym naborze też wszyscy strasznie się ze mnie śmiali – zaczęła. – Chciałam zrezygnować. Chciałam się poddać i po tym, jak spadły mi na pokazie okulary i szukałam ich po omacku na trawniku poczułam, że cheerleaderstwo nie jest dla mnie. Ale w tamtym momencie była ze mną Ciara. Dzięki niej zrozumiałam, że muszę walczyć o coś co sprawia mi przyjemność.

– A teraz jest leaderem grupy – dodałam, szczerząc się do Mii. – Jeśli pójdzie ci fatalnie, już wiesz, jak skończysz w przyszłości. Poza tym cały czas siedzieć będę na trybunach, ok?

Przytaknęła. Nie wiem czy ją to pocieszyło, czy wręcz odwrotnie. Zrobiła niezrozumiały grymas twarzy, a następnie wyszła tuż za Cassy na boisko. Poszłam za nią.

Rozsiadłam się na trybunach, żałując, że nie wzięłam ze sobą kurtki. Było cholernie zimno. Naciągnęłam więc swój sweter wyżej, zakrywając szyję.

Patrzyłam uważnie, jak Mia nieśmiało wchodzi w tłum uczniów chętnych zostać cheerleaderami. Było po równo chłopców, co dziewcząt. Większość ubrana była na sportowo, tylko nieliczni pokazali się w profesjonalnych strojach do cheerleaderstwa, które posiadali z pewnością z zajęć pozaszkolnych na które uczęszczali. Już na starcie zauważyłam, że Mia przerażona profesjonalizmem niektórych osób, uciekła na sam koniec grupy. Wyprostowała dłonią swoją koszulkę w trójkąty i nie odzywała się do nikogo.

– Witajcie na pierwszym dniu rekrutacji do naszej drużyny cheerleaderek! – odezwała się Cassy. – Bardzo się cieszę, że mogę was wszystkie tutaj widzieć. Fantastycznie wiedzieć, że tyle nowych ludzi chce zasilić naszą skromną grupę szkolną. W pierwszej kolejności wytłumaczymy wam na czym nasz wspólny następny tydzień będzie polegał, a następnie opowiemy trochę o cheerleaderstwie i o tym, co stanie się waszym zadaniem, kiedy uda wam się przejść pomyślnie cały proces naszej rekrutacji. Zaczynamy?

Tłum zawył radośnie.

– Nie słyszałam was. Jeszcze raz... zaczynamy?! – Cassy obróciła się nasłuchując, jak uczniowie zawołali jeszcze głośniej.

Siedziałam dosyć długo. W sumie na tyle długo, że moje dłonie zamarzły i zrobiły się, jak dwie kostki lodu. Cassy i jej drużyna przez ponad 40 minut opowiadały o planie rekrutacji, który opierał się na wspólnych ćwiczeniach na sali po lekcjach przez najbliższy tydzień. Po nim odbyć miało się przesłuchanie w grupach po cztery do pięciu osób, gdzie kandydaci mieli zaprezentować siebie, jako grupę, a zarazem jednostkę. Ważny był kontakt, zdolności, uśmiech, no i przede wszystkim pozytywne nastawienie oraz pewność siebie.

Poszłam po kurtkę, kiedy Cassy przeszła do omawiania czym dla cheerleaderki powinno stać się cheerleaderstwo. Darowałam sobie słuchanie tego po raz enty. 

Wchodząc do szkoły minęłam grupkę pierwszoklasistów, a w niej rozpoznałam Josha – chłopaka, w którym zakochana była Mia.

– Cheerleaderka powinna być oddana grupie... – Ble, ble, ble... Jeszcze słyszałam jej rozentuzjazmowany głos, pomimo że zdążyłam już zniknąć w szkole.

Wiedziałam, że cheerleaderstwo dawało dużo dobrego. Nowe koleżanki, ładną, wysportowaną figurę, no i potrafiło przynieść nawet stypendium do colleagu, ale to nie było coś, co jak w przypadku Cassandry, pochłonęło mnie do reszty. Nie potrafiłam się temu oddać w całości, więc po prostu to rzuciłam.

Wzięłam z szafki swoją kurtkę w kolorze khaki, a następnie kupiłam kubek ciepłego cappuccino w szkolnym automacie.

– Twoja siostra zamierza zostać cheerleaderką? – usłyszałam nagle za plecami. Podskoczyłam, a gorąca kawa rozlała się na podłogę, spływając mi stróżkami po dłoni. Prędko odstawiłam ją na pobliski parapet, rzucając wulgaryzmami na prawo i lewo. Pomachawszy dłonią, warknęłam w stronę Harry'ego:

– Następnym razem nie zachodź mnie od tyłu.

– Dobrze, następnym razem nie zrobię tego od tyłu. – Uśmiechnął się łobuzersko.

– Ha... ha... ale zabawne – powiedziałam znudzona, szukając w kieszeni swojej kurtki chusteczki higienicznej, którą mogłabym wytrzeć mokrą dłoń.

– Proszę. – Harry podał mi całą paczkę chusteczek, wyciągając ją ze swojego plecaka. – Zawsze je przy sobie noszę, często się przydają. 

– Nie omieszkam zapytać do czego ci się przydają.

– Do tego i owego – zaśmiał się, puszczając mi oczko. 

Wytarłam dłonie, spoglądając na parapet na którym pozostał jedynie ślad kawowego krążka po stojącym tu wcześniej kubku.

– Jesteś bezczelny – syknęłam, dostrzegając, że Harry popija MOJE nadal gorące cappuccino. – Nie znam słów, które mogłyby opisać, jak bezceremonialny jesteś, człowieku.

Kupiłam sobie następną kawę, cały czas patrząc na niego spode łba. Uśmiechał się, a w jego policzkach ponownie pojawiły się delikatne dołeczki.

– Tak, Mia chce być cheerleaderką – odrzekłam na jego pierwsze pytanie. – Sądzi, że to sprawi, że będzie czuła się bardziej pewna siebie.

– To głupota. Te dziewczyny stoją właśnie w deszczu w krótkich kiecach – zauważył, spoglądając przez okno na boisko.

Rzeczywiście, zaczęło mżyć. Staliśmy we dwójkę wpatrując się na przebieg rekrutacji, która odbywała się za oknem.

– Dlatego ja nie jestem wśród nich – przyznałam. – Nie lubię zimna, nie jestem zbyt pozytywną osobą i nie lubię zasad. A jest ich mnóstwo w codziennym życiu cheerleaderki. Nie lubię też, kiedy ktoś mówi mi, jak mam żyć. I kiedy kradnie moją kawę. – Szturchnęłam go łokciem. Uśmiechnął się w odpowiedzi.

Zauważyłam, że Mia rozgląda się po trybunach z pewnością zastanawiając się, dlaczego zniknęłam. Musiałam do niej wrócić, chociaż ciepło kawy rozgrzało mnie od środka i teraz za żadne skarby nie chciałam wychodzić na tą mżawkę.

– Chyba zaczynają jakieś ćwiczenia – spostrzegł Harry.

Rzeczywiście, zaczynali coś trenować. Stłumiona muzyka docierała do nas przez zamknięte szyby okien. Deszcz przestał padać, a młodzież skakała do rytmu popowej muzyki, powtarzając kroki za drużyną.

Wiedziałam, że muszę powoli wracać do Mii, a jednak usiadłam na parapecie, ciesząc się swoim kofeinowym napojem. Chciałam jak najdłużej przeciągnąć czas spędzony w ciepłej szkole. Paskudna jesienna pogoda, myślałam w głowie, lecz myśli te przeplatały się z Harrym, który stał oparty ramionami tuż obok mnie. Pomimo że nie rozmawialiśmy, cały czas oglądając to co działo się na zewnątrz, czułam się jakoś dziwnie swobodnie przy nim. Fakt, że stał tu ze mną w niezrozumiały sposób mnie cieszył.

Może powodem był przedwczorajszy dzień, o którym na całe szczęście nie wspominaliśmy. Nie wiem, jak przełknęłabym jego pytania odnośnie naszego przedwczorajszego wieczornego spotkania – za pewne spaliłabym ponownie buraka. Cieszyłam się jednak, że ta sytuacja z pobiciem tego biednego drugoklasisty, po części dzięki mnie, nie spadła na jego barki.

Długo się w niego wpatrywałam, mając okazję obserwować go z bliska. Raptem kątem oka, aby tego nie dostrzegł, spoglądałam, jak popija – moją – kawę, jak delikatnie oblizuje wargi, jak mruga powiekami, aż w końcu, jak jego kąciki ust powolnie unosiły się tworząc piękny uśmiech. Ale tak właściwie dlaczego się uśmiechał?

– Przestaniesz się we mnie wpatrywać, Luca? – spytał.

Ugryzłam się przypadkowo w język, słysząc co powiedział.

– Nie wpatruję się...

– Widzę twoją odbijająca się w oknie twarz od dziesięciu minut. I widzę, że na mnie patrzysz.

Cholera. Tego nie wzięłam pod uwagę. Już paliły mi się policzki, kiedy nagle zmienił temat:

– Twoja siostra płacze.

– Co?

Widząc śmiejący się do rozpuku tłum i Mię w umorusanych od błota ciuchach, rzuciłam się w stronę bocznego wyjścia ze szkoły. Musiałam niemiło przyznać, że jej katastrofa uratowała moją skórę.

W pośpiechu opuściłam budynek wybiegając na boisko. Znowu padało. Ziemia była tak ślizga, że hamując pojechałam metr w przód brudząc sobie buty.

Moja siostra już zmierzała w moją stronę. Była cała ubrudzona. Po jej legginsach spływało błoto, koszulka nabrała zupełnie innego koloru, a jej twarz była całkowicie nie do poznania. Całkiem pokryta mokrą ziemią, posiadała jedynie dwie czyste linie na policzkach, którymi spływały jej łzy.

– Mia? – Chciałam ją nakryć swoją kurtką, lecz ona energicznie mnie odepchnęła.

– Nie odzywaj się do mnie! – krzyknęła. – Obiecałaś, że będziesz cały czas, a cię nie było! To przez ciebie!

Następnie, cały czas szlochając, wbiegła do szkoły.

Spojrzałam z zakłopotaniem na Harry'ego, który najwyraźniej musiał iść tuż za mną, gdyż teraz stał niedaleko mnie. Stałam dłuższą chwilę, czując, jak deszcz moczy moje włosy, nie wiedząc co robić. Nie wiem co się wydarzyło, ponieważ tak, jak wykrzyczała Mia, nie było mnie tutaj.

Cassy podeszła do mnie, kiedy jej drużyna i kandydaci do niej, rozeszli się. Jej rude włosy były całkowicie mokre.

– Koleżanka ją popchnął na treningu. Wywróciła się i ślizgiem przemierzyła chyba jakieś trzy metry po boisku. Wszyscy się śmiali, nawet ci chłopacy. – Wskazała gestem głowy na grupę Josh, którzy wręcz ryczeli ze śmiechu.

– Mia nadaje się w ogóle do tego? – zapytałam, licząc, że opowie chociaż o pierwszym wrażeniu, jakie zrobiła na niej Mia.

Przyjaciółka zerknęła za moje plecy, gdzie przy wejściu do szkoły czekał Harry. Nie spodobał jej się widok chłopaka, co pokazała niechętnym grymasem.

– Mogłaś tu być, Ciara. Wiedziałabyś – odpowiedziała z żalem w głosie, po czym po prostu odeszła.

Skryłam twarz w dłonie, przecierając tym samym krople deszczu, które spływały mi po czole. Zawiodłam ją. Zawiodłam moją siostrę. Mogłam sobie teraz tylko wyobrażać, jak bardzo mnie nienawidziła i jak bardzo wstydliwa stanie się po tym, jak stała się pośmiewiskiem elity pierwszoklasistów. I na dodatek ten cały Josh... cholera.

– Wszystko dobrze? – Poczułam, jak Harry kładzie rękę na moim ramieniu. – Załóż na siebie kurtkę, zmokniesz jeszcze bardziej.

– W skali od 1 do 10, na ile ją zwiodłam?

– Sądząc po błocie na jej twarzy i tym, jak trzasnęła drzwiami szkoły... na 11 – powiedział rozbawiony.

– Dzięki za pocieszenie. – Przewróciłam oczyma. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie, z myślą odnalezienia Mii, na odchodne rzucając: – A! I wisisz mi kawę, Styles.

Odszukanie Mii okazało się być trudniejsze niż przypuszczałam. Obleciałam każdą łazienkę, pytając w niej przypadkowe osoby o płaczącą dziewczynę podobną do mnie, tyle, że w umorusanych od błota ciuchach. Nikt jej nie widział.

– Shawn! – zawołałam, widząc idącego korytarzem przyjaciela. – Widziałeś może Mię?

– Widziałem. Była nieźle wściekła i...

– Brudna, tak wiem. Widziałeś, gdzie poszła?

– Wyglądało, jakby szła do domu.

Dom. O tym nie pomyślałam. Pożegnałam się z Shawnem i prędko opuściłam teren szkoły.

Deszcz lał jak z cebra. Założyłam kurtkę, nakładając kaptur na już i tak mokre włosy. Biegłam cały czas, mając nadzieję, że złapię ją w drodze do domu. Nie sądziłam, że w takim stanie wzięłaby autobus. Wierzyłam, że szła, płacząc, bez kurtki z słuchawkami na uszach.

I nie pomyliłam się. Dorwałam ją praktycznie przy domu, gdyż widząc mnie zaczęła uciekać.

– Mia! Poczekaj! Przepraszam!

Wskoczyła do domu, zamykając za sobą drzwi. Wbiegłam w nie praktyczne tuż za nią, lecz jedynie boleśnie się od nich odbiłam. Złapałam znowu za klamkę i gwałtownie na nią naparłam. Zamknięte.

– Mia? Zamknęłaś drzwi?

– Spadaj stąd, Ciara – usłyszałam po drugiej stronie. – Nie chcę z tobą rozmawiać.

– Ok, nie musimy rozmawiać, ale chociaż wpuść mnie do domu!

– Nie! Poczuj się trochę, jak ja. Mam nadzieje, że nasz ganek zacznie przemakać!

Spojrzałam na zegarek, dochodziła dopiero 14. Nasza mama wracała dopiero po 16, a ja oczywiście zapomniałam swoich kluczy. Fantastycznie.

Mlasnęłam niechętnie pod nosem. Usiadłam na schodach prowadzących na nasz ganek. Co miałam teraz robić? Wdrapać się po gzymsie do swojego pokoju? Odpada... zamknęłam szczelnie okna i drzwi na balkon.

Wstałam na moment, aby z przedniego ogrodu rozejrzeć się po oknach w domu. Może jakieś było otwarte? Wystarczyło mi w sumie uchylone. Potrafiłam je otwierać. Obadałam każde po kolei, dokładnie lustrując je wzrokiem. Następnie przeszłam na bok domu. Tak, byłam pewna, że okno od biura ojca na parterze jest uchylone. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top