Rozdział 10 - Dzięki, Luca

Plan mojej siostry zakładał odpalenie kilku nagranych przez nas filmików na swoim komputerze. Aby nasze "rozmowy" słyszane zza zamkniętych drzwi jej pokoju sprawiły, że mama nie zechce sprawdzać co robimy. Mia uważała to za genialny plan, gdyż jak stwierdziła:

– Widziałam to w filmach.

– Chyba na Disney Channel – odburknęłam nieprzekonana.

Wyszłyśmy cicho na nasz wspólny balkon. Zakryłyśmy drzwi przesuwne zasłoną, aby mama nie zauważyła, że są otwarte oraz abyśmy miały jak wrócić.

Przeszłam ostrożnie przez poręcz balkonu, a następnie złapałam się parapetu w jednym z okien Mii. Powolutku idąc po gzymsie wzdłuż tylnej ściany, aż do rogu budynku. Uciekanie tą drogą z domu miałam w malutkim paluszku – nie raz z tego korzystałam.

Mia szła tuż za mną, a ja ciągle uciszałam jej jęk strachu.

– Nie patrz w dół – poradziłam.

– Właśnie spojrzałam. Mogłaś mi tego nie mówić. Strasznie pocą mi się ręce.

– Jeszcze kilka kroków.

Musiałyśmy dostać się aż na boczną ścianę naszego domu, aby móc ominąć wysoki płot odgradzający tylny ogród od sąsiadów. Niestety jedną z przeszkód było okno naszych rodziców, które nie dość, że było otwarte, to i dobiegał z niego śpiew naszej mamy.

– Cholera – szepnęłam pod nosem.

Schyliłam się, palcami trzymając parapetu. W ich sypialni zapalone było światło, więc nie była w stanie nas zobaczyć, jednak i tak wolałam być ostrożna.

Mia szła moim śladem.

Kiedy wreszcie minęłyśmy ogrodzenie naszego ogródka, chwyciłam się gzymsu i powolnie zeszłam na dół korzystając z drewnianej kratki ozdobnej po której szły piące się rośliny mamy. Pomogłam zejść też Mii.

– I co teraz? – zapytała.

– Teraz niezauważone musimy dobiec do domu Harry'ego.

– Domyślałam się. – Nałożyła kaptur na głowę i związała go pod brodą. – Szkoda więc czasu.

Ruszyłyśmy znaną nam drogą. Minęłyśmy kamienny mostek i rzeczkę. Skręciłyśmy. Aż w końcu w oddali dostrzec się już dało oświetlone osiedle, zwane slumsami.

– Powiedz mi, jak zamierzasz sprawdzić, czy Harry jest w domu?

– Jeszcze tego nie wiem.

Szłyśmy powolnie przed siebie, rozglądając się uważnie w każdą stronę. Minęło nas kilku napitych facetów, którzy jednak nie zwrócili na nas szczególnej uwagi.

Przed skromnymi domami siedziało dużo mężczyzn, którzy popijali ze szklanych butelek, gawędząc i śmiejąc się. Wydawało się, że fakt, że dochodzi noc w ogóle ich nie przejmuje. Bawili się w najlepsze, pomimo że był środek tygodnia.

– Nie patrz w ich stronę – powiedziałam cicho, szturchając Mię, która cały czas odwracała się i długo przypatrywała obcym mieszkańcom osiedla.

Nie czułam się już tu tak pewnie, jak kiedyś. 10 lat temu wszyscy mnie tu znali. Doskonale wiedzieli, że mała dziewczynka samotnie przemierzająca to osiedle, to Ciara idąca do Harry'ego. Teraz w ich centrum dużo się pozmieniało. Było tu bardzo brudno, a większość lamp ulicznych nie działała.

– Pamiętasz w ogóle, gdzie mieszkał Harry?

– Doskonale.

Trasy do jego domu nigdy nie zapomniałam.

– Boję się, Ciara – odezwała się nagle Mia z drżącym głosem. – Ktoś od dłuższego czasu za nami idzie.

Odwróciłam się patrząc przez ramię. Trójka jakiś męskich sylwetek rzeczywiście za nami podążała.

Mia chwyciła mi się pod rękę. Skręciłam gwałtownie w prawo w boczną alejkę. Jeżeli to nie był przypadek, trójka obcych musiała iść dalej.

Znowu obejrzałam się do tyłu. Skręcili w naszą uliczkę. Cholera...

Skręciłam znowu w pierwszą w prawo.

Też skręcili. Ponadto bardzo się do nas przybliżyli. Czułam, jak adrenalina krąży w moich żyłach. Zwykle byłam odważna, ale nie głupia i naiwna. Teraz więc mój instynkt podpowiadał mi by uciekać gdzie pieprz rośnie, a jednak starałam się zachować spokój.

– Boję się – powtórzyła moja młodsza siostra.

– Obiecuję, nic ci się nie stanie.

Ci za nami zaczęli kaszleć, aby najprawdopodobniej zwrócić na siebie naszą uwagę. Mia odwróciła się, na co objęłam ją ramieniem, uniemożliwiając jej to.

– Nie patrz na nich – szeptałam. – Zapomnij o nich. Nie biegnij, bo pobiegną za nami. Kierujemy się już do domu, ok?

Przytaknęła.

– Ej! Halo! – zaczęli wołać, a Mia wyskoczyła jak z procy. Kaptur zsunął jej się z głowy, a włosy zaczęły falować na wietrze. A ja wystrzeliłam tuż za nią, bo co miałam innego zrobić?. – Laseczki, poczekajcie!

Słyszałam, jak biegną za nami. Podążałam kawałek za Mią, aby w razie co dorwali mnie, a ona mogła pobiec po pomoc. 

– Poczekajcie! Nic wam nie zrobimy! – wołali za nami, śmiejąc się w ten specyficzny sposób, który mówił: „nic wam nie zrobimy do czasu, aż was nie złapiemy". – Chcemy pogadać!

Jasne... pogadać.

Nagle, jak z ziemi przed nami wynurzyły się cztery sylwetki, a Mia nie zdążyła wyhamować wpadając w jedną z nich. Przyspieszyłam. Do kurwy nędzy, co ja sobie myślałam idąc tu z nią! Mia krzyknęła, a ktoś próbował ją uciszyć, szarpali się, więc czym prędzej rzuciłam się z całej siły całym ciałem na postać. Odepchnęłam ją, a Mia wylądowała na betonie.

– Już! Hej, hej! – Ktoś chwycił mnie za ramiona i zbliżył do światła jednej z palących się latarni. – Spokojnie! Uspokój się!

– Harry?

– Tak, to ja. – Ściągnął ze mnie kaptur. – Co ty... – Spojrzał na Mię, która właśnie rozpłakała się z emocji. – wy tu robicie?

Nie pozwolił mi odpowiedzieć, gdyż towarzystwo, które nas goniło zaczęło krzyczeć:

– Nie chcecie jednej oddać?

– A nie chcecie znowu wpierdolu? – odpowiedział jeden z kolegów Harry'ego. Odpuścili sobie szybko, puszczając wiązkę wulgarnych słów i odchodząc w swoją stronę.

Ten sam kolega pomógł Mii wstać z ziemi, lecz ona wyrwała się i prędko wtuliła we mnie, kryjąc twarz w mój brzuch.

– Już, spokojnie. – Pogłaskałam ją po głowie.

– Więc co tu robicie? – powtórzył Harry, a ja zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć. – Znowu skracałyście sobie drogę do starego teatru?

– Tak – przyznałam, kłamiąc na poczekaniu.

– Nie – wybąknęła Mia, więc przycisnęłam ją bardziej do siebie. Tym samym nie dając jej dojścia do powietrza. Szybko odepchnęła mnie, wygadując w panice co wpadło jej na język: – Ciara chciała zobaczyć, czy jesteś w domu. Chciała się przekonać, że jesteś niewinny, więc poszłam z nią tutaj... a później... a później – zaszlochała głośno, wycierając nos w rękaw. – później ci chłopacy zaczęli za nami iść i potem biec. Kim oni w ogóle byli?! Wykrzykiwali do nas.

Paliłam się ze wstydu. Nie dość, że powiedziała o tym Harry'emu to na dodatek jego kolegom, którzy cicho chichotali, kiedy Mia mówiła.

– W tych rejonach trzeba uważać – rzekła jedna z ciemnych postaci, domniemany kolega Harry'ego. Już sama nie wiedziałam, czy ich znam, czy to jacyś jego znajomi nie ze szkoły. W sumie nie interesowało mnie to teraz tak bardzo, jak to, że moje policzki płonęły żywym ogniem. Ponownie założyłam kaptur na głowę, dodatkowo pochylając ją, żeby nie wiedzieć, jak Harry z uśmiechem patrzy na mnie.

– Czyli chciałaś zobaczyć, czy ze mną wszystko w porządku, tak Luca? – Zauważyłam, jak podszedł do mnie. Ubrany był tak samo, jak rano, kiedy razem jechaliśmy do szkoły. Miał czarne trampki, jeansy i jeansową ciemną kurtkę, którą zawsze nosił.

– Mhm. – Uniosłam głowę, aby dostrzec jego łobuzerski uśmieszek. Poczułam, jak staje mi na moment serce na jego widok. Skryłam dłonie niepewnie w kieszeniach. – Tak się po prostu zastanawiałam, czy wszystko z tobą dobrze.

– Tak, jak widzisz jest świetnie. – On nie miał problemu z mowom. W przeciwieństwie do mnie cały czas był pewny siebie i stał wyprostowany. – Przesłuchali mnie i puścili.

– A podejrzewają ciebie? – dopytała Mia. Nawet jej głos był teraz spokojniejszy, niż mój, w rozmowie z nim.

– Nie. Monitoring w autobusie potwierdził, że nim jechałem... razem z Ciarą.

– To dobrze, że wszystko dobrze się skończyło – zakończyła Mia. – Czyli możemy wracać do domu. Mam dosyć wrażeń, jak na jeden dzień.

Zgodziłam się z nią. Na odchodne zerknęłam na Harry'ego.

– Dzięki, Luca – powiedział, puszczając mi oczko. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top